SeaKnight Treant III – Czyli kilka słów o tym, że czasem lepiej kupić dobrą flaszkę, niż zły kołowrotek…

Jak popatrzeć na schematy i opisy na firmowym sklepie SeaKnight’a to można odnieść wrażenie, że seria kołowrotków Treant III to co najmniej bardzo sensowne maszyny. 10+1 łożysk, uszczelniony hamulec o sporej mocy oparty na podkładkach węglowych, wkręcana w korpus korbka, to szczegóły, które mogą takie wrażenie wywołać. Zastanawiać może cena… Aktualnie najmniejsze młynki z serii można wyrwać w cenie około 120 zł. Czy to piękna bajka, czy może czai się tu jakiś smok? Zapraszam do krótkiej lektury.

Szwarzcharakter tej historii…

Na wstępie zaznaczę, że za młynki te (bo kupiłem dwie sztuki w rozmiarach 2000 i 2500) nie zapłaciłem wspomnianej przeze mnie na początku ceny. Promocja była taka, że za oba zapłaciłem równowartość dwóch flaszek lubianego przeze mnie, popularnego bourbona. Znaczy się ryzyko nie było wielkie, a chęć przetestowania spora…

Drugi profil podejrzanego…

Kołowrotki przyjechały w prostych kartonowych pudełkach. Po wyjęciu z nich prezentowały się jak na swoją półkę cenową akceptowalnie. Tanio i choć zdecydowanie bez szału jeśli idzie o wykończenie, to nie sprawiały jednak wrażenia jakby miały się zamiar rozlecieć. Po wzięciu ich do ręki, przykręceniu korbek i pierwszych pokręceniach, umiarkowanie pozytywne pierwsze wrażenie prysło niczym bańka mydlana.

„Nawój”… Taaa… Biedny wędkarzu, nawój ci to było?

Mniejszy młynek zaprezentował na wjazd brak czegokolwiek, co moglibyśmy określić jako „kulturę pracy”. Wyczuwalne było fatalne ząbkowanie przekładni i bicie rotora. „Gładkość pracy” można by porównać jedynie do zjeżdżania gołym tyłkiem po gruboziarnistym papierze ściernym. Mimo to, zdecydowałem się nawinąć na niego plecionkę i ocenić nawój oraz pracę hamulca.

Nawój w większym 2500. Ciut lepiej…

Nawój wygląda po prostu fatalnie, zaś hamulec działał pulsacyjnie (raz mocnej, raz słabiej) i miał tendencję do zacięć.  Podsumowując… Młynek ten po wyjęciu z pudełka nadawał się jedynie jako przycisk do papieru lub ozdobny bibelocik na tanią komódkę. Gdybym miał wykombinować mu jakieś wędkarskie zastosowanie to od biedy można by go użyć jako ciężarka do sondowania głębokości łowiska. Nic innego do głowy mi nie przychodzi…

Praca tego egzemplarza całkowicie dyskwalifikowała go na starcie.

Większy młynek (2500) pod każdym względem zaprezentował się lepiej, niemniej kultura pracy i tego egzemplarza pozostawia bardzo dużo do życzenia. Kołowrotek od nowości lekko ząbkuje, szeleści, a hamulec jest słabo dozowalny i brak mu płynności startu i działania. Uznałem go jednak za warunkowo nadającego się do dalszych testów. Dostał plecionkę, pojechał parę razy nad wodę, wyholował kilka ryb.

Elementy składowe hamulca walki w modelu 2000…

Mniejszy młynek trafił na warsztat i został rozebrany przeze mnie na czynniki pierwsze. Zacząłem od korekty hamulca. Dwie węglowe podkładki okazały się być jedną węglową i drugą z jakiegoś czarnego, imitującego wyglądem carbon materiału. Jedna z nich była niechlujnie wycięta, obie niedosmarowane, a w mechanizmie hamulca walały się duże metalowe opiłki. MASAKRA… To nie miało prawa działać.

Stalowe wióry i syf w środku… Bez komentarza.

Potem zabrałem się za mechanizm główny kołowrotka. Pierwsze co rzuca się w oczy to fatalna jakość obróbki CNC poszczególnych elementów jak też tych, które są odlewami. Powierzchnie elementów wyglądają tandetnie i są nierówne. Czego by tutaj nie robił, to „masła w maśle” nie będzie. Co najwyżej „masło z piachem”. Wszystko w środku zapaćkane jest „smarem” podejrzanej proweniencji. Łożysk nie chciało mi się już nawet liczyć. Z grubsza są gdzie powinny być, ale (co powinno być chyba oczywiste) wyglądają na najtańsze łożyska w tej części galaktyki stąd długiej pracy im nie wróżę. Umyłem tę bidę, wyczyściłem, nasmarowałem jak trzeba i złożyłem. W obecnej chwili chodzi to już dużo lepiej niż zaraz po wyjęciu z pudła, ale w mojej opinii nada się toto od biedy do spławikówki dla juniora. Do spinningu nawet nie będę próbował tego zakładać. Szkoda nerwów.

Widok po otwarciu…

Większy Treant III jakoś działa. Po kilku wypadach nad wodę, wyląduje w wolnej chwili na warsztacie i zostanie również wybebeszony na wskroś. Po myciu, czyszczeniu i smarowaniu zostanie złożony od nowa i zobaczymy… Jeśli mnie najdzie fantazja to może nagram z tego kilka klipów i porobię więcej zdjęć, ale nie wiem czy młynek ten jest wart mojego czasu i takiej dodatkowej roboty. Muszę to przemyśleć.

Przekładnia…

Podsumowując…  SeaKnight Treant III to nie są kołowrotki. To protezy kołowrotków, na które nie warto wydawać jakichkolwiek pieniędzy, a już na pewno nie takich jakie sobie aktualnie za nie życzą sprzedawcy. Jakość podzespołów i montażu woła tutaj o pomstę do nieba. Jeżeli chcecie zniechęcić swoje dziecko do wędkowania, to kupienie Treant’a III może być całkiem niezłym sposobem na podkopanie jego zapału. Jeżeli nie chcecie go zniechęcać, to kupcie mu za te same pieniądze Ryobi Ecusima’ę i dokonacie zakupu po stokroć mądrzejszego. Jeżeli, ktokolwiek z Was moi Drodzy Czytelnicy, zastanawiał się kiedykolwiek, nad kupieniem sobie czegoś takiego, to informuję Was, że mądrzej zrobicie jak za tę kasę kupicie sobie dużą flaszkę czegoś procentowego. Po jej wypiciu przynajmniej przez chwilę poczujecie się wspaniale, a następnego dnia, będziecie dokładnie wiedzieli skąd wziął się ten kac (I pomęczy Was on o wiele krócej…). Na zdrowie!

W tym miejscu zwykle zamieszczam linki do testowanego sprzętu, ale tym razem nie zamieszczę. Nie chcę by ktoś, choćby przez przypadek, to kupił…

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin 1,86m 1-8g – Test na moim kanale YouTube

Jeśli się spodobało, odwdzięcz się lajkiem, subskrypcją, komentarzem… DZIĘKI! 🙂

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin, 1,86m 1-8g – Budżetowy flagowiec

Diaflex to nazwa, która od lat kojarzy się z topową serią spinningów spod znaku Robinsona. Kolejne generacje Diaflex’ów zapisywały się w świadomości naszych wędkarzy jako generalnie udane wędki, robione na wysokich modułach węgla i dobrze zbrojone. Ceny tych kijów, z jednej strony, były dużo niższe niż ceny topowych serii wędek renomowanych producentów. Z drugiej strony, nie  były to nigdy wędki bardzo tanie, co jednak dość skutecznie zawężało grono ich użytkowników. Czy warto sprawić sobie Diaflex’a z aktualnie oferowanej serii? Miałem okazję już całkiem dobrze poznać jedną z okoniówek z tej linii produktowej i nie ukrywam, że wywarła ona na mnie bardzo dobre wrażenie. Zainteresowanych zapraszam do lektury.

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin

Wędki Robinson Diaflex Speeder Perch oferowane są w dwóch podstawowych seriach. Seria z dodatkiem „Spin” w nazwie to wędki o pustych szczytówkach. Seria „Jig” to wklejanki. Niezależnie od tego czy mówimy o tubularach czy wklejankach, według danych producenta podstawą konstrukcji blanków tych wędek jest węgiel o relatywnie wysokim module 85mln PSI. Wędki uzbrojone są po całości w osprzęt Fuji. Na uchwyt kołowrotka wybrano szkieletowy SKSS. Przelotki to micro ringi z serii Alconite w ramkach typu K. Dolnik kija wzmocniono węglowym oplotem.

Fuji SKSS, oplot woven carbon K1 na krótkim dolniku… (Jak dla mnie mógłby być jeszcze ciut krótszy… Tak… Wiem… Czepiam się.)

Omawiany kij ma 186cm długości. To najkrótszy i zarazem najdelikatniejszy kij w serii. Producent deklaruje jego wagę na poziomie 90g, zaś ciężar wyrzutowy określa na zakres od 1 do 8g. Przy pierwszych oględzinach kij sprawia bardzo dobre wrażenie. Design kija jest skromny i nowoczesny. Jakość montażu i użytych materiałów wygląda bardzo dobrze. Na krótkim blanku zamontowano 8 sztuk Alconite’ów. Przelotki trzymają linię, zaś omotki wykonano w sposób nie budzący zastrzeżeń. Uchwyt SKSS nie został wyposażony w insert. Dolnik wykończono świetnej jakości pianką EVA i korkogumą. Wszystko razem wygląda świetnie. Dobre podzespoły spotkały się tutaj z dobrym wykonaniem i stąd ten efekt. Jak jednak Diaflex Speeder sprawuje się w użytkowaniu?

Fuji Alconite

Po pierwsze, trzeba stwierdzić, że deklaracje producenta co do wagi kija są rzetelne. Wędka jest nawet całe trzy gramy lżejsza niż sugerują dane katalogowe. Waga elektroniczna w przypadku testowanego egzemplarza pokazała równe 87g. Kij jest bardzo lekki i świetnie wyważony. Blank ma niewielką grubość i umiarkowaną zbieżność. Przy przelotce szczytowej ma średnicę 1,2mm. Przy dolniku suwmiarka wskazała 8,4mm. Ergonomicznie nie mam tej wędce nic do zarzucenia. Operuje się nią bardzo wygodnie i z dużą przyjemnością.

Recenzja Diaflex’a na moim kanale YouTube

Gdybym (nieco na siłę) miał wskazać co by tu można zmienić, to pewnie zażyczyłbym sobie tutaj jeszcze carbonowego insertu, dolnika krótszego o jakieś 3-4cm i ogólnej długości kija na poziomie 198cm. Będąc jednak świadomym tego, że na pewno znajdą się i tacy, którzy uznają długość dolnika w tym kiju za idealną i stwierdzą, że się zwyczajnie czepiam , proszę by sugestie te potraktować jako moje mocno osobiste „widzimisię”, a nie poważną krytykę…

Waga niższa o 3g od deklarowanej… Dobrze…

Blank tej wędki jest bardzo szybki, ale zarazem finezyjny i prezentujący dobrą progresywność. Do tego jego czułość stoi na naprawdę dobrym poziomie. Transmisja drgań pozwala nam pewnie reagować, nawet na anemiczne i delikatnie okoniowe brania. Ten blank to zdecydowanie bardzo mocna strona tej wędki. Po pierwsze, oferuje nam on szeroki zakres użytecznego CW jaki mamy do wykorzystania. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że dołem można z ciężarem wabików spokojnie zejść tu ciut poniżej 2g (O 1g zapomnijcie. Do microjigów na wzdręgi poszukajcie, delikatniejszego i wolniejszego kija…), co pozwala nam zasadniczo ogarnąć każde okoniowe „minimum”. Górą ten patyk ogarnia na spokojnie jeszcze Hama Stick’a na główce 7g, co daje nam ciut powyżej 11g całkowitej masy wabika.

Kij jest bardzo szybki ale i finezyjny i progresywny.

Co więcej, blank dzięki wspomnianej charakterystyce okazuje się genialnie uniwersalnym. Mówiąc w skrócie, kij ten sprawi się nam świetnie przy każdej metodzie połowu okoni, o ile tylko nie przeszkodzi nam w tym niewielka długość tej wędki czyli 1,86m i górna granica jego CW. Kij doskonale sprawdza się przy jigowaniu, łowieniu na okoniowe żelastwo w typie cykad, wirówek i wirujących ogonków jak też przy powierzchniowym łowieniu na przynęty w typie popperów. Ogarniemy nim bezproblemowo temat jaskółek w toni. Doskonale sprawdzi się nam też przy okoniowym twitchingu. Woblerki  w typie Duo Realis Rozante 63SP, czy Lucky John Basara 70SP lub mniejsze, prowadzi się nim bardzo dobrze i gdy trzeba dostatecznie dynamicznie.

Brak insertu w uchwycie kołowrotka. Widoczne oczko do zaczepienia przynęty, a na gripie pianka EVA bardzo dobrej jakości.

Kij jest cięty i jadowity co pozwala nam pewnie wcinać ryby. Finezyjny i progresywny blank dobrze je trzyma. A dolnik, z odpowiednim zapasem mocy, pozwala w razie potrzeby na trochę bardziej forsowne hole. Do drop shot’a i bocznego troka ten kij będzie oczywiście za krótki i za delikatny, ale tak to jest w życiu – wszystkiego mieć nie można.

TESTY UGIĘĆ:

Bardzo szybka, finezyjna i czuła okoniówka

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin to przedstawiciel flagowej serii tego producenta. Za „luksus” posiadania tego flagowca trzeba obecnie zapłacić około 425zł. Za te pieniądze dostajemy świetny blank, bardzo dobrze uzbrojony w niezłej klasy osprzęt Fuji i wykończony innymi podzespołami bardzo dobrej jakości. Ten kij to diablo uniwersalny sprzęt do łowienia okoni i przez to bardzo ciekawa opcja dla tych, którzy szukają jednej okoniówki do prawie wszystkiego. Jej parametry użytkowe spokojnie mogą zaspokoić potrzeby wielu spinningistów, w tym także tych zaawansowanych, którzy świetnie wiedzą o co chodzi w tej grze, którą określa się mianem „okoniowania”. W świetle zalet tej wędki, cenę jaką trzeba za nią zapłacić, osobiście uznaję za bardzo atrakcyjną. Diaflex Speeder  Perch Spin jest zdecydowanie wart każdej złotówki jaką trzeba na niego wydać, zwłaszcza, że dla zdecydowanej większości swoich nabywców, okaże się najprawdopodobniej okoniówką docelową – tą, która zostanie u nich na lata.

Bardzo dobra wędka za rozsądne pieniądze

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Crankbait’a czar czyli Dorado Lake

Był czas, że crankbait’y były przynętami na, które łowiłem dość regularnie i to z całkiem niezłymi wynikami. Od jakiegoś czasu używam ich rzadziej. Dlaczego? Bo nie są skuteczne? Nie do końca… W wielu sytuacjach dobry crankbait okazuje się doskonałym narzędziem połowu. W moim przypadku, bardziej chodzi o to, że twitche czy jerki wymagają zdecydowanie więcej roboty przy animacji ,stąd prowadzenie ich daje mi więcej frajdy niż zwykłe „kręcenie korbą”, które potrzebne jest do tego by tchnąć życie w crankbait’a. Po prostu lubię kombinowanie z przynętą (choć zdaję sobie sprawę, że czasami przynosi to odwrotne efekty) i nic na to chwilowo nie poradzę. Niemniej do jednego crankbait’a wracam regularnie. To Dorado Lake. Totalny klasyk tego producenta, którego polubiłem na tyle, że nie wyobrażam sobie mojego arsenału bez niego. Zapraszam do lektury.

Dorado Lake w wersji SDR

Dorado Lake to pękaty, wygrzbiecony  i ciężki wobler o krótkim sterze ustawionym pod kątem sugerującym przeznaczenie do łowienia na płytkiej wodzie (poza jednym modelem, o którym opowiem za chwilę). Przynęta przypomina swoim kształtem coś na podobę krzyżówki karasia z okoniem. Z której strony nie patrzeć, to klasyczny crankbait pełną gębą.

Krótkie a pękate…

Wobler ten występuje w trzech podstawowych rozmiarach. Największy ma 7cm długości. Średniak ma 5cm. Najmniejszy to 3,5cm woblerek. Teoretycznie niewielkie rozmiary przynęt mogą nieco zmylić laika. To, że Lake jest krótki, nie oznacza wcale, że jest mały.  Siedmiocentymetrowy wobler w wersji tonącej waży aż 28g. Niepozorna piątka to 16g grubej przynęty. Najmniejszy Lake w wersji tonącej to tylko 3,5cm ale za to aż 6g masy. Niezależnie od kalibru, Lake miotany z dopasowanego do jego wielkości zestawu lata daleko jak pocisk. Duża masa, skupiona w niewielkiej przynęcie o małej powierzchni bocznej, przekłada się na doskonałe zasięgi rzutowe.

Rodzinka w komplecie…

Woblery występują w wersjach tonących i pływających. Jedne i drugie chodzą raczej płytko (pływająca co chyba oczywiste płycej). Do tych podstawowych opcji z czasem producent dołączył wersję SDR (w woblerze 7cm), która zdaje się być ewidentnie dedykowana do trollingu, a całkiem niedawno wzbogacił swoją ofertę w wersję tej „siódemki” z wbudowaną grzechotką. Wobler ten w każdej swojej wielkości dedykowany jest innym zastosowaniom.

Moja znajomość z Dorado Lake’iem zaczęła się od woblerów w średnim rozmiarze, czyli 5cm, tak w wersjach pływających jak i tonących. Przynęt tych z powodzeniem używałem do łowienia szczupaków na płytkich łowiskach. Ich skuteczność i charakterystyczny kształt zwróciły szybko uwagę mojego towarzysza wypraw spinningowych, który ukuł dla tego woblera swoją nazwę – „Karanks”. Nazwy tej używamy w rozmowach między nami do dzisiaj. Coś w sobie to określenie ma…

Tonąca „Piątka” na wadze…

„Siódemki” i woblerki w rozmiarze 3,5cm dołączyły do mojego arsenału nieco później. Największa „Siódemka” to wersja, której używałem relatywnie najmniej. Wśród wielu wędkarzy zyskała ona sobie opinię świetnej przynęty na sumy (stąd jak mniemam poszerzenie oferty o wspomnianą wersję SDR i wersję z grzechotką). Mi zdarzało się łowić nią szczupaki, ale nieczęsto i dlatego więcej na jej temat nie będę się wypowiadał.

Dorado Lake 7cm SDR z grzechotką

Wersja 3,5cm to zupełnie inna bajka. Z całej rodziny Lake, najmniejszy woblerek, w swojej tonącej wersji, pozostał tym, którego regularnie używam. Dlaczego? Bo to jeden z moich ulubionych woblerów kleniowych. Jego skuteczność i bardzo dobra lotność sprawiają, że uwielbiam nim łowić i czynią z tego woblera jedną z moich „przynęt pierwszego wyboru” jeśli idzie o polowanie na „kluchy”.

Świetne, bardzo lotne woblery na klenie… Bardzo je lubię.

Niezależnie od wielkości i wersji, jeśli idzie o zachowanie się w wodzie, Dorado Lake to klasyczny crankbait. Zwijany pracuje bardzo agresywnie i robi wokół siebie sporo zamieszania. Do tego generuje spore opory w wodzie co również przekłada się na dużą ilość generowanych przez niego wibracji. Dzieje się tak nawet przy relatywnie wolnym prowadzeniu, co częstokroć stanowi zabójczą kombinację. Do tego jest to przynęta mało wymagająca jeśli idzie o prowadzenie. Niepotrzebny nam tutaj trzeci Dan w twitchingu czy czarny pas w łowieniu z podbicia. Zwykłe, monotonne kręcenie korbą okazuje się często bardzo skuteczne. Może to i mało finezyjne ale działa (I może dlatego poza wersją kleniową, innych Lake’ów używam ostatnio rzadko… Cóż… Co dla jednych jest wadą, dla innych okaże się zaletą – i na odwrót…)

Ciężkie, pękate, mocno mieszające wodę. Przy zwijaniu robią spore opory w wodzie. Zwłaszcza największe modele.

Woblery te są wykonane w standardzie jakości do, którego Dorado nas przyzwyczaiło. To oznacza, że generalnie nie jest źle, ale odskoki w wadze i pracy poszczególnych egzemplarzy potrafią być zaskakująco duże i momentami irytujące (również zbrojenie wymaga czasem korekty). By zobrazować skalę tego zjawiska posłużę się tylko przykładem najmniejszych woblerów z serii Lake w wersji tonącej. Deklarowana masa tych wabików winna wynosić 6g. Waga aktualnie posiadanych przeze mnie egzemplarzy mieści się zasadniczo w przedziale od 5,1g do 6,1g. Dlaczego zasadniczo? Bo trafił mi się jeden rodzyneczek opisany jako tonący, który okazał się woblerem typu „suspending” o wadze 4,6g (!). No tego jeszcze nie grali…

Tonące 3,5cm… Waga 5,1g
Też tonące 3,5cm… Waga 6,1g
To miało być tonące 3,5cm… Wyszedł „suspending” 4,6g…

Z woblerami Dorado jest jak z pudełkiem czekoladek Forrest’a Gump’a. Nigdy nie wiesz co ci się trafi. Raz na jakiś czas trafia mi się wśród nich egzemplarz wybitny. Podobną szansę mamy tutaj niestety też na trafienie totalnego bubla, którego po przetestowaniu mamy ochotę położyć na kowadle i potraktować młotkiem. Zdecydowana większość egzemplarzy trzyma przyzwoitą średnią, ale trzeba mieć świadomość, że odskoki od normy, to w produktach tej firmy standard wliczony w cenę. Cenę na szczęście bardzo umiarkowaną. Woblery z tej serii w wielkości 5cm można jeszcze kupić w cenach zaczynających się poniżej 20zł za sztukę. Kleniowe 3,5cm zaczynają się od kilkunastu złotych. Mimo wspomnianych mankamentów lubię te przynęty. W świetle posiadanych przez nie zalet, jestem w stanie przymknąć na nie oko. Bo Dorado Lake’i po prostu łowią. I robią to często cholernie dobrze.

Doradowskie pudełko czekoladek pełne niespodzianek… Ja tam je lubię… 😉

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Mistrall Sicata Pro Jigger 1,86m 1-9g na moim kanale YouTube

Zapraszam do oglądania. Subskrypcje, polubienia i komentarze to wsparcie dla mojej pracy. Za wszystkie bardzo dziękuję.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Kuying Battle Song BSS 6102 ML na moim kanale YouTube

A w filmie oprócz omówienia kija, dużo wytarganych szczupaków…

Chcecie wesprzeć mnie w tym co robię? Subskrybujcie, lajkujcie, komentujcie… DZIĘKI!!! 🙂

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Kuying Battle Song BSS 6102 ML 2,05m 5-18g – Pieśń bitewna na nieco inną nutę…

Niedługo po tym gdy seria wędek Battle Song weszła do oferty Kuying’a, miałem okazję testować model BSS 652 ML. Trochę wody upłynęło. Znajomy, który wypatrzył tego Kuyinga w moim arsenale, skutecznie wywiercił mi dziurę w brzuchu i sprawił, że mu go sprzedałem. Potem trafiła się jakaś promocja i postanowiłem Battle Song’a kupić sobie znowu, ale gnany wrodzoną ciekawością badacza, wybrałem model BSS 6102 ML. Niby ten sam CW, niby taka sama moc blanku, a widoczna różnica na papierze to tylko 10cm długości i 3g masy. A kij jednak okazał się inny… Zapraszam do lektury.

Kuying Battle Song BSS 6102 ML

Kuying Battle Song BSS 6102 ML w sposób oczywisty jest kijem bardzo podobnym do swojej krótszej wersji. Blank ma zbliżoną zbieżność  (W tej wersji jest ona nieco większa – kij przy dolniku ma 11,7mm średnicy. Przy szczytówce jest identycznie – 1,6mm). Minimalnie dłuższy dolnik jest jednak nieco inaczej zakończony, co było dla mnie (choć to szczegół) sporym jednak zaskoczeniem. Reszta wygląda w zasadzie tak samo. Kolor, wykończenie, osprzęt… Battle Song to dalej Battle Song.

Dolnik. Dobry korek i VSS od Fuji

Kij ma 205cm długości. Według producenta powinien ważyć 105g. Waga elektroniczna te twierdzenia weryfikuje wskazując 113,7g. To prawie 9 gramów więcej niż deklarowana masa, czyli można by to uznać za lekką przesadę. Niemniej trzeba wziąć pod uwagę, że jak na realną moc tego kija, masa jego mimo wszystko nie jest duża, zaś wyważenie wędki jest doskonałe. Wędką tą można machać w nieskończoność, nie odczuwając żadnego zmęczenia.

Deklarowana przez producenta masa kija rozmija się z rzeczywistością o prawie 9 gramów. Cóż… Kij mimo to jest relatywnie lekki i świetnie wyważony.

Wędką uzbrojono w ringi Fuji Fazlite w ramkach typu K. Jak to u Kuying’a bywa, z ilością przelotek szału zdecydowanie nie ma. Na blanku zamontowano 7 ringów. W mojej opinii Kuying przesadza tu z oszczędnością. W tej półce cenowej, na takim blanku, 8 przelotek byłoby już uzbrojeniem adekwatnym. Tymczasem jest tyle ile jest. Na poprawę nastroju mamy dobrej jakości montaż tego uzbrojenia. Ringi rozmieszczone są równiutko, a omotki zrobione bez zarzutu.

Blank uzbrojono w 7 ringów Fuji serii Fazlite. Ilością przelotek Kuying nas nie rozpieszcza. Ich jakość i montaż są ok.

W  dolniku zastosowano uchwyt kołowrotka Fuji VSS i całość wykończono dobrej klasy korkiem. VSS to generalnie bardzo wygodny uchwyt. W Battle Song’ach  wygoda i ergonomia stoją na bardzo wysokim poziomie. Kij leży w ręce kapitalnie, a posługiwanie się nim to czysta frajda. Całość wygląda po prostu świetnie. Ogarniętym w temacie, design tych kijów od razu przypomina wędki z prestiżowej serii  kultowego wytwórcy wędek rodem z USA. Ogarnięci od razu skojarzą o jaką firmę i serię chodzi. Inni niech poszukają trochę, jeśli są ciekawi. Czas jednak przejść do meritum. Jak to działa w praktyce i czym BSS 6102 ML różni się od BSS 652 ML?

Piękny kij. Design może coś niektórym przypominać…

Po pierwsze, blank Battle Song’a w tej wersji jest szybki, niemniej ma nieco mniej liniową charakterystykę niż w modelu BSS 652 ML. Część szczytowa  wydaje się być tutaj delikatniejsza, bardziej spolegliwa i nieco bardziej czuła niż w krótszej wersji tego kija. Sam blank zdaje się mieć też nieco niższe realne CW niż krótszy odpowiednik. Producent deklaruje CW tej wędki na zakres 5-18g, zaś moc blanku na 5-14lb.

TESTY UGIĘĆ:

Szybki zawodnik z wrażliwym topem. Przy większych obciążeniach pokazuje dużą progresywność.

W użytkowaniu okazuje się, że dołem kij opisany jest dokładnie. 5g to wartość, od której blank Battle Song’a zaczyna już działać jak trzeba. Górą można nieco przekroczyć deklarowane 18g. W mojej opinii górną granicą komfortu rzutowego są okolice 25g całkowitej masy wabika. Osobiście miotam tym kijem przynętami ważącymi jeszcze około 30g, niemniej trzeba to robić umiejętnie, bo jest to dla niego już nieco za wiele. 5-25g to zakres, w którym ten kij radzi sobie świetnie i tego sugeruję się trzymać.

Ergonomia tego kija jest doskonała. VSS to bardzo wygodny uchwyt.

Do czego ten kij się nadaje? Kto czytał uważnie może już się pewnie domyślać. Battle Song BSS 6102 ML to wędka, która świetnie nam się sprawdzi przede wszystkim przy łowieniu na mniejsze szczupakowe i sandaczowe przynęty miękkie. Przy takiej drobniejszej dłubaninie kij sprawuje się po prostu świetnie. Oczywiście taka charakterystyka blanku nie ogranicza jego zastosowań tylko i wyłącznie do gum. Wędka bez problemu ogarnie mniejsze wahadła, lżejsze szczupakowe wirówki czy niewielkie jerki jak i woblery twitchingowe do 11cm długości. Niemniej przynęty miękkie to ewidentnie żywioł, w którym ten kij czuje się najlepiej. Choć nie miałem okazji tego przetestować, spodziewam się jednak, że wędka ta okaże się też całkiem niezłą opcją, do ciut cięższego, „zalewowego” drop shot’a.

Dolnik zakończono zupełnie inaczej niż w modelu BSS 652 ML. Co nie znaczy, że brzydko…

Pod rybą, blank tej wędki, prezentuje bardzo dobrą progresywność i świetnie trzyma wcięte drapieżniki. Czułość jest na niezłym poziomie. Ten kij może i nie razi prądem, ale transmisja drgań jaką nam oferuje, jest więcej niż wystarczająca do skutecznego i przyjemnego łowienia.

Kij troszkę mocniejszy niż sugeruje opis. Dołem działa już od deklarowanych 5 gramów.

I tutaj zbliżamy się do sedna. Gdybym miał krótko odpowiedzieć na pytanie, co mi się najbardziej podoba w Battle Song’u BSS 6102 ML, to w tym momencie do głowy przychodzi mi jedno. Nie wiem o co chodzi z tymi wędkami, ale mają one w sobie coś takiego, że po wzięciu tego kija do ręki, nie chce się go z niej wypuszczać. Doskonała ergonomia, wyważenie i bardzo fajny użytkowo blank sprawiają, że wędkami tymi łowi się po prostu wyjątkowo przyjemnie. Są szybkie, ale nie za bardzo, przyjemnie progresywne i odpowiednio czułe. Design cieszy oko, a ogólna charakterystyka wędki pozwala się zwyczajnie wyluzować i po prostu przyjemnie i skutecznie łowić. Jakkolwiek by to nie brzmiało niekonkretnie, to tak po prostu jest i ciężko mi to inaczej wytłumaczyć.

Kuying robi naprawdę dobre kije…

Na sam koniec, pozostaje, drażliwa aktualnie nieco, kwestia ceny, którą trzeba za ten kij zapłacić. W momencie pisania tego tekstu, na fabrycznym sklepie Kuying’a, liczą sobie, po odliczeniu sklepowych zniżek niecałe 530 złotych. Gdybyśmy kupili na spółkę z kolegą dwie sztuki, wchodzą kolejne zniżki i kije te wyjdą wtedy w jednostkowej cenie w okolicach 450 złotych za sztukę. Polując na lepsze promocje można wyrwać ten kij jeszcze ciut taniej. I tak to już z tymi Kuying’ami jest. Bo to całkiem fajne wędki są, tylko trochę trzeba się nakombinować, żeby je niedrogo kupić. Ale jak się uda… Warto.

Bardzo dobra wędka. Żeby kupić ją jednak w bardzo atrakcyjnej cenie trzeba się nieco nakombinować…

Sklepy gdzie kupicie Kuying Battle Song:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DEspRDN

https://s.click.aliexpress.com/e/_DCuBk91

BSS 6102ML na moim kanale YouTube

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

DMX (Obei) PISTA  PS198C, 1,98m 7-21g – Duże zaskoczenie, za nieduże pieniądze

Swego czasu chińska marka Obei zrobiła chyba najtańszego Monocoque’a na rynku czyli model Mythos. Teraz pod znakiem handlowym DMX wypuściła jeden z najtańszych obecnie na rynku kijów wyposażony w pełny krzyżowy oplot, dolnik typu Monocoque oraz opcjonalnie w tej wersji dwa rodzaje przelotek Fuji, czyli z ringami serii „O” albo Alconite. Niniejszy test poświęcony jest najkrótszej wersji castingu z tej serii wyposażonego w ringi Fuji „O”. Jego wyniki okazały się dla mnie poważnym zaskoczeniem. Zapraszam do lektury…

DMX PISTA PS198C

Nie ukrywam, że do tematu kija, wyposażonego w te wszystkie rewelacje i kosztującego normalnie zarazem coś około 250 złotych, podchodziłem z dużą dozą nieufności i ostrożnie. Ale, że akurat trafiła się dobra promocja, która pozwoliła sumę zakupu z niepoważnej zredukować do poziomu niemalże śmiesznej (oczywiście w kontekście tych wszystkich rewelacji) kliknąłem co trzeba i za jakieś 5-6 dni podejrzliwie oglądałem szare pudełko opatrzone logotypami DMX, które dotarło do mnie z magazynu tej firmy z Belgii. Po jego otwarciu okazał mi się zgrzebny pokrowiec (Jakby żywcem wzięty z niedrogich kijów oferowanych nam przez lokalnych producentów/dystrybutorów), który swoim wyglądem tylko wzmacniał moją podejrzliwość co do tego co może się kryć w środku.

Krzyżowy oplot na całym blanku i ringi Fuji

Po wyjęciu z niego kija i uważnemu przyjrzeniu mu się, nastąpiło zaskoczenie pierwsze… DMX PISTA wygląda po prostu dobrze. W zasadzie można by użyć określenia, że jak na swoją półkę cenową nie tylko zaskakująco dobrze ale wręcz bardzo efektownie. Skrzący się krzyżowym oplotem blank, równo zamontowane ringi Fuji „O” (8 sztuk – na czymś przy tej cenie przecież trzeba zaoszczędzić…), porządnie wyglądający lakier i omotki.

Firmowy uchwyt multiplikatora i dolnik Monocoque

Do tego mamy dolnik typu Monocoque uzbrojony w autorski uchwyt multiplikatora Obei i wykończony niezłym korkiem. Im bardziej szukałem czegoś do czego mógłbym się przyczepić, tym bardziej okazywało się, że przyczepić się nie ma do czego. A w kontekście ceny za jaką ten kij udało mi się kupić, czepianie się tutaj do czegokolwiek musiałoby być wyrazem albo skrajnie złej woli, albo głupoty.

Monocoque w charakterystycznym kształcie

Moje początkowe obawy wzbudził autorski uchwyt multika wraz z wykańczającym go korkowym gripem. Przy wstępnych przymiarkach zacząłem się zastanawiać czy grip ten nie jest nieco za krótki i czy nie okaże się ostatecznie przez to niewygodny oraz to, czy uchwyt będzie stabilnie trzymał multiplikator. Od razu informuję, że i te obawy nie znalazły żadnego potwierdzenia w rzeczywistej eksploatacji. Uchwyt jest wygodny i nie ma tendencji do luzowania się.

Uchwyt producenta pewnie trzyma multik, jest wygodny i zapewnia kontakt dłoni z blankiem.

Następnie kij wylądował na wadze. Może tutaj poniosła producenta fantazja? Może całkiem przyzwoite deklarowane 134g to tylko pobożne życzenie? I znowu zaskoczenie. Kij realnie waży 136,5g. To bardzo blisko deklarowanej przez producenta masie. Do tego całość jest dobrze wyważona. Po przykręceniu do niego Tatuli HD 200 zestaw leży w ręce bardzo dobrze. Znowu nie ma się do czego przyczepić… A przecież próbuję…

Waga niewiele przekracza deklarowane 134g

CW kija deklarowane przez producenta, można już po pierwszym kontakcie z tym kijem odłożyć na regał z chińskimi bajkami z mchu i paproci. 7-21g wyrzutu, przy szczytówce średnicy 1,9mm, w blanku z oplotem? Dobre sobie… W czasie użytkowania blank rzeczywiście okazuje się mocno niedoszacowany. W mojej opinii, realny zakres komfortowo obsługiwanego ciężaru wyrzutowego to jakieś 15-45g. Przy tym mięsisty blank prezentuje sporą odporność na przeciążanie. Przy umiejętnym posługiwaniu się nim można mu jeszcze kilka gramów dołożyć i też je nieźle ogarnie.

W sumie całkiem ładny kij…

Mimo krzyżowego oplotu na całej długości DMX PISTA nie jest demonem szybkości. Blank tego kija to coś z pogranicza Fast i MediumFast o dość mięsistej charakterystyce i dużej progresywności. Już po krótkich zabawach z nim można wywnioskować w czym ten kij się sprawdzi najlepiej. Ta wędka to bardzo fajna, budżetowa alternatywa do łowienia szczupaków na płytkiej wodzie na średnie i ciut większe przynęty. Sprawdza się przede wszystkim bardzo dobrze przy łowieniu na wahadłówki, duże błystki wirowe i średnie i ciut większe crankbaity. Daje też sobie całkiem nieźle radę przy obsłudze na płytkiej wodzie gum i swimbaitów. Niewielka długość kija ogranicza nam oczywiście zasięg rzutowy i kontrolę nad tego typu przynętami, ale głęboko ładujący się, mięsisty blank nieco zmniejsza te niedogodności. DMX PISTA dzięki mocy blanku ogarnie też nieźle średnie twitche i mniejsze/średnie jerki, o ile tylko nie będą to modele wymagające sztywniejszej wędki do poprawnej ich animacji. Pełnię obrazu tego kija daje nam całkiem dobra jego czułość. Mimo tego, że blank ten nie należy do elektrycznych ExtraFastów, to jednak jego konstrukcja i dolnik w typie Monocoque robią robotę. Jak na tak budżetową wędkę o sporej mocy, kij ten trzeba wręcz określić mianem zaskakująco czułej. Wszystko to sprawia, że przy płytkim łowieniu szczupaków kij ten sprawuje się bardzo dobrze. Bez problemu wyczujemy na nim delikatne brania. Pozwala on pewnie i mocno wcinać atakujące nasze przynęty drapieżniki i zapewnia nam pełną kontrolę w trakcie holu. Moc kija nie pozwoli okazowemu szczupakowi wbić się w zarośla, a głęboko pracujący blank świetnie amortyzuje wszelkie wygibasy walczącej ryby. Do tej roboty ten kij został po prostu stworzony.

Testy ugięć:

Pozostało nam krótkie podsumowanie. DMX PISTA to kij, który aktualnie, bez żadnych promocji, kosztuje około 250 złotych z darmową, ekspresową przesyłką z Belgii. W promocji można jeszcze kilka dych zaoszczędzić. W tej cenie dostajemy bardzo fajny szczupakowy casting „Entry Level”. Dość lekki, dobrze wyważony, całkiem czuły, dobrze wykończony i uzbrojony w markowe ringi Fuji, a do tego efektownie wyglądający. Będzie to doskonała wędka dla tych, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z castingiem. Obsługiwane przez nią wagomiary przynęt są wręcz idealne do nauki techniki rzutowej. Blank tej wędki ma typowo „szczupakową” akcję i wiele wybaczy mniej doświadczonym wędkarzom. Zalety, które ten kij posiada, sprawią też zapewne, że u wielu wędkarzy ta wędka zostanie na bardzo długo, bo jej realna wartość użytkowa jest wyższa niż pieniądze jakie trzeba za nią zapłacić.

DMX PISTA na moim kanale YouTube

Ciężko mi wskazać dla tego kija, w jego aktualnej cenie, jakąś atrakcyjną alternatywę. Jedyny minus jaki trzeba tu, moim zdaniem, brać pod uwagę, to możliwe niedoróbki w wykończeniu, które czasem mogą się przydarzyć (jak sugerują niektóre opinie klientów – relatywnie jednak nieliczne). Żeby jednak wszystko było jasne, powtórzę – w moim egzemplarzu nie było się do czego w tej kwestii przyczepić. Po tym co zobaczyłem i czego doświadczyłem, z pełną odpowiedzialnością mogę polecić ten kij jako świetną opcję na pierwszy szczupakowy casting dla początkujących, albo bardzo dobrą wędkę dla tych, którzy mają mocno ograniczony budżet. Nie sądzę by w tej cenie dali radę kupić coś lepszego.

PS.

Jak ktoś nie trawi castingu, to kij ten oferowany jest również w wersjach spinningowych. Z tymi jednak nie miałem jak na razie do czynienia…

Link do wędki na firmowym sklepie DMX:

https://s.click.aliexpress.com/e/_AFcz9Z

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/