O co chodzi z tym Ned Rig? (Czyli słów parę o przynętach, główkach, sprzęcie i technice)

Kiedy pada hasło „Sposób na leniwe okonie”, każdy ma jakiś swój pomysł. Sposobów na „leniwe okonie” wymyślono multum. Boczny trok, Drop Shot, Jig Rig, Cheburaszka, Carolina Rig, Texas Rig, Tokyo Rig i jeszcze parę by się znalazło. Wszystkie te metody prezentują w określonych okolicznościach dużą skuteczność. W zależności od tychże okoliczności, jedna okazuje się mniej, bądź bardziej skuteczna od innych. Jedną z nich jest też metoda nazywana Ned Rig, której chciałbym poświęcić dzisiaj kilka słów.

Kilka robali, kilka główek i można zaczynać zabawę…

Zacznijmy od tego skąd ten Ned Rig się wziął i przywędrował do nas. Jest to jedna z metod połowu wymyślona najprawdopodobniej na przełomie lat 50’ych i 60’ych jako jedna z finezyjnych metod połowu bassów w Środkowo-Zachodnich Stanach Zjednoczonych, w ramach czegoś szerszego co sami Amerykanie określili mianem „Midwest Finesse Fishing” (co moglibyśmy przetłumaczyć jako „Środkowo-Zachodnie Wędkarstwo Finezyjne”).

Metody te opracowywano w celu zwiększenia skuteczności połowów bassów różnych rodzajów w okresach ich mniejszej aktywności (ze szczególnym uwzględnieniem chłodnych pór roku). Zainteresowanych szczegółami powstawania tejże szkoły łowienia, nazwiskami jej przedstawicieli etc. odsyłam do ciekawego artykułu:

https://www.in-fisherman.com/editorial/history-of-midwest-finesse-fishing-and-the-socalled-ned-rig/375073

lub własnych poszukiwań dalszych informacji na ten temat (W samym artykule jest sporo ciekawych linków).

Wszystkie widoczne „Wormy” posiadają dodatnią pływalność

Co składa się na coś, co znamy pod określeniem Ned Rig? Tak jak w przypadku każdej metody składają się na nią: Przynęta, uzbrojenie, zestaw i prowadzenie.
Jako podstawowe przynęty do tej metody stosujemy miękkie wabiki o kształcie i rozmiarze sporych, raczej grubych i relatywnie sztywnych i niezbyt długich robaków. Powstały one pierwotnie w wyniku obcięcia/skrócenia standardowych wormów stosowanych do łowienia bassów. Obecnie przynęty te znamy pod określeniem „Senko Worm”. Można je też spotkać pod określeniem po prostu „Ned Worm”. Pożądaną cechą takich wabików jest ich dodatnia pływalność, stąd są to wabiki często wykonywane z materiałów typu TPR czy TPE. Z naszego rynku sprawdzają mi się w tych zastosowaniach Ned Wormy od Westin’a. Dobre robi też amerykański Z-Man. Spory wybór dobrej jakości wabików w przystępnych cenach jest też na rynku chińskim.

Dostępne u nas Ned Worm’y firmy Westin

Jako uzbrojenie tych robaków stosuje się charakterystyczne, spłaszczone, grzybkopodobne główki jigowe (Muschroom Head Jig). Oprócz charakterystycznego kształtu, główki tego typu wyróżniają się relatywnie niedużą masą. Wynika to z charakterystycznej dla tej metody, bardzo powolnej i oszczędnej animacji przynęty. Na naszym rynku wybór główek dedykowanych tej metodzie jest mocno ograniczony, a dostępne główki bywają albo drogie, albo dyskusyjnej jakości. Osobiście używam do tego łowienia dedykowanych tej metodzie główek firmy BKK, które są świetne jakościowo i jednocześnie jeszcze akceptowalne cenowo. W związku z brakiem ich dostępności u nas, kupuję je w nielicznych chińskich sklepach, które je oferują.

Główki Ned od BKK. U nas raczej trudno dostępne.

Jaki sprzęt nada się nam do takiego łowienia? W momencie, w którym zakładamy, że naszym celem obok okoni mogą być i sandacze, niegłupim wyborem będą dedykowane, lżejsze kije typu „Worm”, ale nie musimy od razu inwestować w nowe wędki, żeby zacząć przygodę z Ned Rig’iem. Nada nam się do tego też każda szybsza, średniej i większej mocy, dobra pod opad okoniówka. Jako linkę główną polecam plecionki niewielkiej średnicy. Osobiście używam do tego czterosplotowych linek YGK o mocy od 6 do 12lb z odpowiedniej grubości przyponami fluorocarbonowymi (choć raczej nie cieńszymi niż 0,16mm).

Jakość wykonania i ostrość bez zarzutu. BKK to marka, której raczej nie trzeba już reklamować.

Do omówienia pozostaje nam technika. Ta wymaga odrobiny spokoju i cierpliwości. Spora przynęta o dodatniej pływalności, uzbrojona lekką główką, powoli opada na dno. Gdy już to dno osiągnie, stosujemy animację bardzo oszczędną, powolną, wręcz ospałą. Raczej nie podbijamy gumy, ale co jakiś czas, delikatnie ją podciągamy i stosujemy długie pauzy pomiędzy tymi krókimi podciągnięciami. W czasie tych pauz, lekki, pływający worm, sam się pionizuje i delikatnie kolebie na boki, reagując na najdelikatniejsze poruszenia tak linki, jak i wody. Cienka plecionka i czuły kij są kluczowe do tego by nie tracić kontroli nad zestawem. Mimo tego, że po Ned Rig’a sięgamy w momentach, gdy ryby nie są zbyt chętne do żerowania i nie reagują na inne przynęty i techniki, brania bywają zaskakująco mocne i zdecydowane. Być może spory rozmiar „robala” sprawia, że gdy już ryba zdecyduje się go skosztować, nie bawi się w półśrodki i uderza tak by załatwić sprawę szybko. Wielkość robaków typu Senko, częstokroć zdaje się nie przeszkadzać nawet niewielkim rozmiarowo okoniom, które przed chwilą trącały jedynie niewielką gumkę, a w tłustego „Worma” walą bez ceregieli. Oczywistym jest, że podobnie jak w przypadku metody Drop Shot, Ned Rig nadaje się na wstępnie już rozpoznane miejsca bytowania ryb (Gdybyśmy mieli ich dopiero szukać, to w tym tempie, dnia by mogło zabraknąć…) i odwrotnie niż w Drop Shot’cie, Ned Rig nie nadaje się do łowienia na dużych głębokościach, na których to, po prostu, nie będziemy mieli szansy utrzymać kontroli nad zestawem.

Charakterystyczny kształt i niewielka masa

Wszystkich zainteresowanych tą metodą zachęcam do jej wypróbowania i własnych eksperymentów. W momencie gdy niewiele jest rzeczy, które działają, Ned Rig czasami okazuje się jedną z tych nielicznych, które potrafią dawać ryby. W odpowiednich okolicznościach potrafi okazywać się, po prostu, skuteczny.

Link pod którym można kupić główki typu Ned od BKK:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DnON4hx

Linki do kilku przykładowych robaków w typie Senko na chińskich sklepach:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DcQldWh

https://s.click.aliexpress.com/e/_DDqu65j

https://s.click.aliexpress.com/e/_DFIXLTb

https://s.click.aliexpress.com/e/_DCrQrmh

https://s.click.aliexpress.com/e/_DF6HqlL

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Takedo LB65 – Świetny popper „inspirowany” Yo-Zuri 3DS Popper 65F

Dawno temu opisywałem kopie tego świetnego poppera zasygnalizowanego w tytule. Były one firmowane przez chińskie marki takie jak Allblue i Tritop. Tamte produkty zniknęły z rynku, ale pojawił się na nim kolejny klon. Może być, że najbardziej udany i kosztuje bardzo rozsądne pieniądze. Wszystkich milośników chlapania po powierzchni zapraszam do krótkiej lektury.

Takedo LB65

Od czegóż by tu zacząć? Może zacznijmy od tego, że przypomnę swój tekst poświęcony tym poprzednim klonom. Jest tam sporo informacji tak o nich, jak i o technice łowienia tym popperem.

Skoro część wspólna za nami, omówię szczegóły wykonania popperów od Takedo i wyjaśnię dlaczego oceniam je najwyżej ze wszystkich wariacji na temat 3DS Popper’a z jakimi się zetknąłem.

Poppery wykonane są świetnie. Wykończenie powierzchni, kształt, połączenia części korpusu wykonane są doskonale. Przynęta wygląda jakościowo. Najlepiej ze wszystkich znanych mi wersji tego wabika.

Jakość wykonania bez zarzutu

Uzbrojenie jest również najlepsze. Takedo nie poszło tutaj na żadne kompromisy i uzbroiło swoje poppery w markowe kotwice BKK. Jakość produktów tej firmy raczej nie podlega dyskusji. Dyskutować można jedynie, czy zastosowane kotwice nie są ciut za solidne do łowienia okoni, do czego tenże popper pewnie będzie głównie służył w naszych warunkach (Choć do boleniowania byłyby pewnie odpowiednie…)

Kotwiczki BKK. Bardzo mocne i bardzo ostre.

Większe, solidniejsze kotwiczki owocują nieco większą masą Takedo LB65, która wynosi 7,3-7,4g. Niemniej popper wyważony jest dobrze, pracuje jak trzeba i łowi, co miałem okazję sprawdzić w tym sezonie wielokrotnie.

Realna waga

Takedo Popper kosztuje na oficjalnym sklepie Takedo około 20 złotych. Taka kasa, za przynętę tej jakości, uzbrojoną w BKK, to po prostu atrakcyjna oferta. Narzekać można by jedynie na skromną ilość wersji kolorystycznych, których jest pięć. Tylko z narzekaniem bym nie przesadzał, bo wśród tych pięciu, przynajmniej trzy to po prostu sztos, tak jeśli idzie o skuteczność, jak i o wygląd. Koniec i kropka.

Link do przynęty na sklepie fabrycznym Takedo:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DeClCGN

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Co ma pływać, nie utonie… – Przegląd chińskich, pływających przynęt miękkich

Przygotowanie tego materiału zajęło mi trochę czasu. Cóż… Coś za coś. Mam nadzieję, że będzie ciekawie. W ostatnim czasie nazbierałem nieco rozmaitych przynęt miękkich rodem z Ali, dobieranych wedle jednego klucza – Przynęty te miały mieć dodatnią pływalność. Dlaczego taki był kierunek moich poszukiwań? Bo przynęty posiadające takie właściwości mają kilka przewag nad „tradycyjnymi” tonącymi gumami. Nim omówię poszczególne modele przynęt, które znalazły się w moim posiadaniu, w kilku słowach opiszę ogólne zalety i wady takich wabików.

Co ma pływać…

Po pierwsze, dlaczego to pływa? Wady i zalety materiału…

Pływalność tego typu wabików producenci osiągają na dwa główne sposoby. Pierwszym z nich jest zastosowanie standardowych, tonących plastizoli ale wyposażanie odlanych z nich przynęt w wewnętrzne „komory powietrzne”, które zapewniają im dodatnią pływalność. Oczywistą wadą takiego rozwiązania jest to, że na skutek kontaktu z zębami drapieżników czy podwodnymi przeszkodami, może dojść do perforacji takich przynęt i utraty szczelności takich komór, co ostatecznie doprowadzi do utraty przez przynętę atrybutu pływalności. Tego typu wabiki są zdecydowanie rzadszą opcją na rynku i nie będę im poświęcał w tym materiale więcej uwagi.

Drugą metodą na pozyskanie przynęty miękkiej o dodatniej pływalności jest wykonanie całego wabika z materiału lżejszego od wody, co w swojej idei wydaje się być opcją ciekawszą. Przynęta ma prostszą budowę i ewentualne uszkodzenia nie wpływają na jej pływalność. Podstawowe materiały stosowane do produkcji takich wabików oznaczane są skrótami TPR, TPE i tym podobne, oraz charakteryzują się ciekawymi właściwościami fizycznymi. Z jednej strony są lżejsze od wody, z drugiej zaś mają zdecydowanie większą rozciągliwość i elastyczność od „zwykłych” plastizoli. Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę, że jest to pewna generalizacja. Technologia surowców do odlewania przynęt idzie cały czas do przodu, a mali i duzi wytwórcy sięgają po bardzo różne materiały by osiągnąć zamierzone efekty. Obok opisanych wyżej zalet, materiały typu TPE czy TPR mają też jedną, znaczącą wadę. Są to materiały agresywne chemicznie wobec innych plastizoli. Umieszczenie wabików z TPR czy TPE w jednej przegródce, ze „zwykłymi” gumami, przeważnie doprowadzi do totalnego rozpuszczenia tych wabików. Człowiek nieświadomy tych potencjalnych reakcji może przeżyć grube zdziwienie, gdy w pozostawionym na jakiś czas pudle z przynętami, znajdzie zamiast swoich ulubionych gum, ciągnącego się, wielokolorowego gluta.

Nie mieszajcie gum z TPR z innymi. Skutki będą opłakane…

Po drugie – Animacja, animacja i jeszcze raz animacja…

Przynęty elastyczne o dodatniej pływalności dają nam przede wszystkim nowe możliwości atrakcyjnej animacji wabików, które kształtem nie odróżniają się od zwykłych gum. Zauważamy to zwłaszcza przy metodzie łowienia z opadu i prowadzeniu przynęt w okolicy dna. Gdy zaobserwujemy niewielkie rybki pobierające pokarm z dna, można często zauważyć, że rybki takie, opuszczają w trakcie żerowania głowę w stronę dna i jednocześnie zadzierają pod ostrym kątem ogonek do góry. Podobnie, zagrożony atakiem niewielki raczek, również przyjmuje podniesioną, zbliżoną do pionowej pozycję obronną, trzymając odwłok przy dnie, i strasząc potencjalnego napastnika wzniesionymi do góry szczypcami. Do tej pory, by uzyskać podobny efekt, przy animowaniu zwykłej, tonącej przynęty miękkiej, trzeba było stosować specjalne główki jigowe typu „stand up”, które miały ograniczoną skuteczność na nierównym podłożu dna.

Główki typu „stand up”. Kiedyś bez nich zabaw z raczkami nie było…

W momencie gdy do gry wchodzą przynęty pływające, mamy w tej kwestii do czynienia z prawdziwymi „game changer’ami”. Wabiki takie pozwalają nam uzyskać takie efekty, przy wykorzystaniu każdego, w zasadzie, rodzaju obciążenia. Czy to główka zwykła, trójkątna, typu ned rig, czy każda inna, przynęty zawsze w momencie kontaktu obciążenia z dnem, kusząco unoszą ogonek lub korpus ze szczypcami do góry i prowokują do ataku. W momencie gdy do gry wprowadzimy ruchome obciążenia przegubowe w typie czeburaszek, jig rig, czy tokyo rig, możemy, w zależności od rodzaju systemu obciążenia i jego wagi oraz rodzaju/masy zastosowanego haka, uzyskać dodatkowe wabiące zachowania wabików w postaci kołyszących ruchów w poziomie i pionie. Obserwacja takich zachowań wabika potrafi otworzyć oczy nawet zaciekłym sceptykom. Również w metodzie drop shot, texas rig czy carolina rig, wabiki pływające dają nam dodatkowe możliwości kuszenia drapieżników, które potrafią zadziałać w sytuacji gdy inne metody/przynęty zawodzą.

Czeburaszka, jig rig, tokyo rig… Wszystkie te rodzaje obciążeń świetnie współgrają z przynętami pływającymi

Po trzecie – Łowienie w miejscach problematycznych…

Wabiki pływające robią dobrą robotę w momencie gdy łowimy na dnie miękkim. Pokrytym grubą warstwą mułu, materii organicznej czy glonów, w których to zwykłe przynęty grzęzną, zapadają się i znikają w ten sposób z pola widzenia drapieżników. Pływające przynęty miękkie unoszą się nad tego typu dnem i cały czas pozostają widoczne dla ryb drapieżnych.

Po czwarte – Wytrzymałość…

Rozciągliwość materiałów TPR/TPE jest niesamowita. Za tym idzie też bardzo duża wytrzymałość na rozerwanie. Przynęty pływające wykonane z tych materiałów zwykle kosztują nieco więcej niż „zwykłe” gumy, ale ich wytrzymałość jest bardzo wysoka. Daje się to odczuć najbardziej przy przynętach bardzo delikatnych, dedykowanych ultralekkiej dłubaninie.

Po piąte – Przegląd…

Omawiane przynęty oceniać będę tak pod kątem jakości ich wykonania, opakowania czy zastosowanego atraktora, jak i pod kątem ich realnej pracy zweryfikowanej na zestawach drop shot, jig rig i tokyo rig, przeprowadzonych i sfilmowanych przeze mnie w akwarium. Naocznie wyniki tych testów będziecie mogli ocenić już na dniach gdy zmontuję nagrany materiał. Dla ułatwienia, linki do omawianych przynęt umieszczam bezpośrednio pod opisem każdej z nich. A teraz, do rzeczy…

Tanta JOHNCOO – Trochę tak, trochę nie…

Tanty te trafimy na Ali na wielu sklepach i nie zawsze opisywane są one marką JOHNCOO. Wyróżnia je spośród innych kształt. Na charakterystycznych dla tego typu przynęt żebrowaniach występują charakterystyczne, okrągłe „guzki”. Przynęty mają nieco ponad 5cm długości i występują w 10-ciu kolorach. Pakowane są w paczki po 12 sztuk. Cena tych przynęt bywa bardzo różna. Można je kupić już od okolic 10zł za paczkę. Jakość odlewu jest dobra, kolory atrakcyjne. Tworzywo wydaje się być przyzwoitej jakości. Przynęty pokryte są oleistą substancją, ale nie mają wyraźnego zapachu atraktora. Na haku zachowują się dobrze, z pewnym wyjątkiem. Kupiłem trzy paczki tych przynęt. W dwóch z nich przynęty zostały popakowane w oddzielne przegródki. Te miały równe kształty i nienaganną pracę. W jednej z paczek przynęty wrzucono na zbiorczą tackę. Tanty z tej paczki są poodkształcane i prezentują się gorzej. Cóż… taka widać loteria…

Różowe były wrzucone luzem na zbiorczej tacce. Skutki widać.

https://s.click.aliexpress.com/e/_DFXsOtP

Tanta Weihei FSTK – Jak dla mnie? Bez szału…

Na początek wygląda nieźle…

Pierwsze wrażenie jest dobre. Kompaktowy, plastikowy słoiczek z zakrętką, 20 sztuk przynęt o długości 55mm w środku. Do wyboru 8 kolorów, dwa rodzaje atraktora, w cenie około 22zł. Z początku wygląda to nieźle. Po otwarciu słoiczka czujemy specyficzny zapach atraktora. Na zakrętce napisano, że powinno to pachnieć krewetką. Czymś pachnie. Czy to krewetka? Gdybym miał postawić na to pieniądze, to chyba bym nie zaryzykował. Gdy przyglądamy się przynętom bliżej, zapał opada. Wszystkie są zniekształcone, część posklejana ze sobą, jakość odlewów jest niska. Praca przynęt na haku jest bardzo słaba. Kupiłem tego dwa słoiczki. Więcej tego nie zrobię.

Przynęty trwale powyginane. Pracują bardzo słabo.

https://s.click.aliexpress.com/e/_De9wxhx

Tanta pływająca B&U – Dobra jakość w dobrej cenie…

B&U… Generalnie dobre wyroby…

Producent tych tant, chyba dla zmyłki, pisze na opakowaniu, że jest to przynęta tonąca. Nie jest. Dlatego znalazła się w zestawieniu. Tanty od B&U występują w dwóch rozmiarach. Mniejsze 39mm pakowane są po 10 sztuk. Większe 51mm po 8 sztuk. Gumy te występują w tylko 6-ściu, ale za to bardzo atrakcyjnych kolorach. Jakość odlewów jest po prostu świetna. Zastosowany surowiec również – miękki i elastyczny. Całość jest zanurzona w oleistej substancji bez jakiegoś intensywnego zapachu. Przynęty B&U generalnie prezentują bardzo dobrą jakość i tanty te nie odstają od tej średniej. Za paczkę tych gum trzeba zapłacić w zależności od modelu od okolic 11 do 13zł. Bonusem jaki tu jeszcze mamy, jest świecenie tych wabików w świetle ultrafioletowym. Zakup tych przynęt nie będzie w żadnym wypadku pomyłką. Są bardzo dobre.

Świetna jakość…

https://s.click.aliexpress.com/e/_DmzbVKz

Tantopodobne wormy marki Nice Fish – Rewelacja

Te gumy to jakościowy top…

Te żebrowane przynęty są zbliżone w kształcie do popularnej tanty, niemniej są od nich smuklejsze i bardziej wiotkie. Do wyboru 8 bardzo atrakcyjnych kolorów i 4 rozmiary: 65mm, 75mm, 80mm i 105mm. W paczkach przynęty pakowane są w oddzielne przegródki po 10 sztuk (największe jedynie pakowane są po 8 sztuk). Jakość odlewów jest perfekcyjna. Jakość zastosowanego tworzywa daje się porównać jedynie do najlepszych przynęt robionych przez dobrych rękodzielników. Całość umoczona jest w intensywnym atraktorze. Na haku przynęty te zachowują się po prostu obłędnie. Przy najmniejszych poruszeniach szczytówką robaki poruszają się i wiją, tworząc idealne wrażenie jakbyśmy mieli do czynienia z żywym organizmem. Cena wynosi około 22 złotych za paczkę. Wabiki te są warte każdej wydanej na nie złotówki.

Materiał bardzo miękki. Praca na haku obłędna.

https://s.click.aliexpress.com/e/_Dkr2FiN

SuperContinent Zaza – Wielonogi robal…

Dużo gumy w paczce…

Stonogopodobny robal od SuperContinent występuje w dwóch podstawowych rozmiarach 50mm i 75mm pakowanych odpowiednio po 20 i 8 sztuk. Jeżeli myślicie o zastosowaniu tej przynęty do łowienia okoni, to większy rozmiar raczej sobie odpuśćcie. Robale są większe niż się można spodziewać. Wabiki te występują w 10-ciu kolorach. Są pokryte oleistą substancją, ale nie wyczuwamy tutaj zapachu atraktora. Jakość odlewów jest przyzwoita i zawiera sporo szczegółów. Robaki wyglądają generalnie nieźle. Nie ma szału ale i tragedii też nie. Przynęty te same w sobie nie posiadają w zasadzie żadnej akcji i nie są zbyt elastyczne. Jeśli idzie o animację, wszystko tu zależy od naszych umiejętności. W określonych okolicznościach mogą się okazać skuteczne. Cena przystępna. Zwykle do wyrwania za około 10zł za paczkę.

Dużo szczegółów. Pracy w zasadzie brak.

https://s.click.aliexpress.com/e/_DllcNpb

SuperContinent Pupa – Pupa jaka jest i jak pachnie, każdy widzi i czuje…

Gumy śmierdzą srogo…

Chińska wersja pupy wygląda jak oryginał. Czerwiopodobne przynęty mają 38mm długości i pakowane są w zestawy po 18 sztuk. Do wyboru aż 21 wersji kolorystycznych. Całość zanurzona jest w intensywnym atraktorze. Mówiąc krótko – po otwarciu paczki śmierdzi srogo… Pupa jak to pupa – żadnej akcji toto nie ma i wymaga powolnej, minimalistycznej animacji. Cena w okolicach 13zł za paczkę jest bardzo atrakcyjna.

Pupa jest pupa…

https://s.click.aliexpress.com/e/_DeHA4UN

Krewetka Cerill – Przyzwoita taniocha…

Opakowanie skromne, cena śmiesznie niska…

Krewetki te występują w dwóch rozmiarach (65mm i 75mm) i 8-miu kolorach. Jakość wykonania i zastosowanego materiału jest przyzwoita, a do tego wabiki są umoczone w bardzo wyrazistym atraktorze. Do tego, umieszczone na haku, krewetki te całkiem nieźle pracują w trakcie animacji. Całość prezentuje się zupełnie przyzwoicie, a w kontekście ceny wręcz bardzo dobrze. W momencie pisania tekstu, za paczkę 10 sztuk krewetek, trzeba zapłacić około 4zł. Śmieszna cena za przynętę tej jakości wykonaną z pływającego tworzywa…

Jakość zadziwiająco przyzwoita

https://s.click.aliexpress.com/e/_DncvG6p

Robaki w typie Senko od Cerill – Na grubo…

Skromnie i tanio

Robale w typie Senko dedykowane są przede wszystkim łowieniu zestawami typu Ned Rig. Ta denna technika łowienia opiera się na powolnym, minimalistycznym prowadzeniu, relatywnie lekko obciążonych charakterystycznymi główkami przynęt o kształcie grubego robaka. Robale od Cerill’a wyglądają na przyzwoicie wykonane. Kształty bez finezji ale mają wszystko co trzeba. Brak niedoróbek. Brak atraktora. W wodzie ich praca jest minimalna, ale ciężko wymagać od robala tej grubości by wyginał śmiało ciało. Jak ktoś chce wypróbować metodę Ned Rig to może ich śmiało spróbować bo cena jest symboliczna. Za paczkę 5-ciu sztuk robali o długości 9cm, trzeba zapłacić niecałe 7zł. Śmiech na sali…

Kawał mięcha…

https://s.click.aliexpress.com/e/_DCESm0z

Kopia Z-Man MinnowZ od JOHNCOO – Lepsza niż wygląda…

Opakowanie skromne, ale jakość przynęt bardzo dobra…

Z-Man to firma, której nazwa jednoznacznie powinna się kojarzyć ogarniętym spinningistom z pionierami przynęt z TPR. Ich model MinnowZ to już klasyka. Jeden z moich klubowych kolegów oglądając jej zdjęcie powiedział „W życiu bym tego nie kupił…” Cóż… Uroda to rzecz względna, nawet w przypadku oryginału. Ja omawiam kopię, więc tym bardziej na kwestii czysto estetycznej skupiać się nie będę. Skupię się za to na ogólnej jakości wykonania i pracy tejże przynęty, a z tym jest bardzo dobrze. Jakość odlewów jest bardzo dobra, a zastosowany TPR bardzo miękki. Każda przynęta ma swoją przegródkę w paczce. Atraktora brak. W „płetwie” na grzbiecie przynęty mamy miejsce na hak offsetowy, który wydaje się całkiem sensownym sposobem zbrojenia tej przynęty, choć i na główce jig śmiga to dobrze. Guma ładnie pracuje i zamiata ogonkiem. Miękki TPR robi robotę. Nie ma tu się do czego przyczepić. Wabik ten dostępny jest w 16-u kolorach i jednym rozmiarze 80mm. Za paczkę 6 sztuk trzeba zapłacić około 11zł. To dobra cena.

Lepiej pracują niż wyglądają…

https://s.click.aliexpress.com/e/_DkZr49J

Kopia raczka Reins Ring Craw Mini od B&U – Jakość B&U…

Świetne gumy… Opisane jako tonące…

Raczki te, podobnie jak tanty od B&U, opisane są dla zmyły jako tonące. Ten opis oczywiście to bzdura. Raczki są pływające i jakościowo wykonane. Producent proponuje je nam w sześciu sensownych kolorach i dwóch rozmiarach (40mm pakowane po 10szt i 60mm pakowane po 8szt). Odlewy są szczegółowe, a dodatkowo mamy tutaj dodatek wyraźnie wyczuwalnego atraktora. Uzbrojone na zestawie z czeburaszką, jig rig czy tokyo rig, raczki pracują kapitalnie. Do tego dochodzi bardzo atrakcyjna cena. Za paczkę przynęt zapłacimy niecałe 11zł.

Dobra jakość i praca.

https://s.click.aliexpress.com/e/_DkqHYb7

Larwa ważki B&U – Kawał larwy…

Duże ważki z tego wyrosną…

Larwy ważek od B&U to 6 kolorów do wyboru i aż 5 rozmiarów. W opcji mamy wabiki długości 51mm (15szt), 63mm (12szt), 76mm (8szt), 88mm (6szt) i 100mm (4szt). Do dobrze, szczegółowo oddanego kształtu ciała larwy żagnicy, producent dodał na końcu odwłoka dwa „twisterowe” ogonki pracujące już przy najwolniejszym opadzie. Przynęta potraktowana jest oleistą substancją o specyficznym zapachu – jest to jakiś atraktor. Guma ta jest pływająca choć ma relatywnie niewielki tej pływalności zapas. Wolniej unosi się do góry niż inne wabiki, co w określonych przypadkach może przynieść ciekawe efekty. Na haku pracuje dobrze. Już przy delikatnej animacji można jej nadać bardzo kuszącą pracę. Cena jest również kusząca. Paczka tych przynęt to wydatek około 11zł.

Dużo szczegółów…

https://s.click.aliexpress.com/e/_DCpagu5

Elitelure Lethal Tusk – Zabójczy Kieł (nie mylić z Donaldem… 😉 )

Przynęty z segmentu premium…

Pod tą nazwą, rodem z taniego horroru, kryje się przynęta o kształcie krewetki. Już na pierwszy rzut oka widzimy, że w tym wypadku mamy do czynienia z wabikiem klasy premium. Przynęta jest wykonana bardzo szczegółowo, jakość materiału jest świetna, kolory atrakcyjne, a całość ułożona w tackach z indywidualnymi wgłębieniami. Do tego mamy dobrze wyczuwalny atraktor. Do wyboru są dwa rozmiary (3 cale i 2,2 cala) oraz 6 kolorów. Na haku prezentuje się świetnie, przy podbiciu kusząco się wygina i zadziera groźnie ciało i szczypce do góry. Cena jest adekwatna do jakości za 8/10 sztuk zapłacimy około 24zł. Ta przynęta naprawdę wygląda świetnie…

To wygląda i pracuje…

https://s.click.aliexpress.com/e/_Dk4XFnX

The Time Monarch Cray – Crazy flapper od The Time

Duże gumy…

To kawał raczyska. Przynęta ta występuje w jednym rozmiarze 4 cale, ale tak opisana wielkość nie do końca oddaje rzeczywisty gabaryt tego wabika. Do wyboru mamy 5 wersji kolorystycznych. Przynęty pakowane są w blistry po 3 sztuki i potraktowane atraktorem. Jakość wabika to znowu segment premium. Przynęta wygląda i pracuje obłędnie. Niemniej przy tym rozmiarze, założyć należy że będzie to wabik bardziej na sandacze i ewentualnie szczupaki niż na okonie. Jedyne sensowne zbrojenie jakie widzę w tym przypadku to haki offsetowe. Tanio nie jest. Za trzy sztuki trzeba zapłacić około 21zł. Ale jakość i wielkość wabika w pełni usprawiedliwia tę cenę. Po prostu sztos.

Jakość i praca na najwyższym poziomie…

https://s.click.aliexpress.com/e/_DDDFvNb

Zaprezentowane przeze mnie przynęty to oczywiście tylko wycinek z rynku chińskich wabików z TPR/TPE. Trudno przesądzać o ich łowności. Różne wody rządzą się swoimi prawami. To co działa świetnie na jednym łowisku, na drugim nie wzbudzi u ryb żadnego zainteresowania. Niemniej pod względem jakości i jej stosunku do ceny można i trzeba te przynęty porównywać. A stosunek ten wygląda tutaj bardzo różnie. Są tu wabiki świetne i takie, nad sensownością zakupu których, poważnie bym się zastanawiał. Mam nadzieję, że tym krótkim opracowaniem rzuciłem trochę światła na temat tego typu przynęt. Czy ktoś znajdzie czy nie znajdzie dla nich zastosowanie w swoim arsenale, to już kwestia indywidualna. Śledźcie mój kanał YouTube. Na dniach wrzucę film poświęcony tym wabikom, z nagraniem ich pracy w wodzie. Często jeden obraz wart więcej niż tysiąc słów. Sami się będziecie mogli przekonać, czy moje oceny pracy tych przynęt, oddają rzeczywistość…

Spodobał Ci się materiał? Postaw kawę Cykadzie… https://buycoffee.to/cykadaspinning

A oto i zapowiadany materiał wideo…

Bearking M63 – Chińczycy kopiują Japończyków, a okoniom w to graj…

W momencie gdy wiosna wchodzi w fazę mocno dojrzałą, temperatury rosną, a okonie zaczynają agresywnie żerować w toni wodnej i przy powierzchni, repertuar naszych okoniowych wabików wzbogacamy o przynęty skuteczne w takich warunkach. W ruch idą jaskółki na bardzo lekkich, trójkątnych główkach, chlapać zaczynają poppery, skuteczniejsze stają się lekkie cykady czy najmniejsze jerki. Do tej listy obowiązkowo trzeba dopisać okoniowe woblerki twitchingowe. Te wabiki są często zabójczo skuteczne, a łowienie nimi daje bardzo dużo satysfakcji. Jednym z moich ulubionych jest woblerek wspomniany w tytule. Ale po kolei…

Bearking M63

Gdy zaczynamy mówić o uznanych i skutecznych woblerach do twitchingu, to pierwsze co nam przychodzi do głowy, jest Kraj Kwitnącej Wiśni i liczni tamtejsi producenci, którzy wyspecjalizowali się w opracowywaniu i produkcji tego typu przynęt. Niezależnie od tego, czy mówimy o przynętach na szczupaki, czy okonie, tacy producenci jak Megabass, DEPS, O.S.P., Jackall, Zipp Baits, DUO czy inni, są zwykle gwarantami jakości i łowności. Są niestety również takimi samymi gwarantami słonej ceny jakie za te cukierasy przyjdzie nam zapłacić. Tak to już jest – Twitch Made in Japan zwykle kosztuje srogo…

Bearking sam sugeruje kogo kopiuje…

Chiński Bearking M63 to niewielki wobler twitchingowy, który nawet nie próbuje udawać, że nie jest kopią swojego japońskiego pierwowzoru. Napisy umieszczone na grzbiecie przynęty, w sposób nie budzący wątpliwości, wyjaśniają jaki wabik był dla niego „inspiracją”. DUO Realis Rozante 63SP (bo to o nim mowa) to udany model renomowanego japońskiego producenta. Z gustem szefostwa Bearking’a trudno w tym momencie dyskutować.

Kolory atrakcyjne i łowne

Tak jak oryginał, M63 to niewielki, smukły, plastikowy wobler, mierzący 6,3cm. Wedle danych producenta wabik ten powinien ważyć 5g. Przynęta wyposażona jest w magnetyczny system rzutowy, oparty na magnesie i wolframowym obciążeniu. Obciążenie te pełni jednocześnie funkcję grzechotki. Wabik wyposażono fabrycznie w bardzo ostre kotwice, wysokiej jakości.

Kotwiczki są bardzo ostre

Bearking M63 oferowany jest w dziesięciu atrakcyjnych wersjach kolorystycznych. Mamy kolory naturalne jak i fluo. Są woblery matowe, semitransparentne jak i błyszczące z efektem holo. Tutaj każdy raczej powinien znaleźć coś, co zadziała na jego łowisku. Szczegółowość wykończenia stoi na wysokim poziomie. M63 to ładnie i jakościowo wykonana przynęta. Pozostaje pytanie jak to działa w praktyce?

Modele semitransparentne bywają bardzo skuteczne w słoneczne dni w zbiornikach o dużej przejrzystości wody.

Bearking M63 waży realnie nieco więcej niż deklarowane 5g. Waga posiadanych przeze mnie wabików oscyluje w zakresie od 5,4 do 5,7g. Przynęta jest dość lotna i daje się skutecznie prowadzić relatywnie delikatnym sprzętem. Przy typowym dla twitchingu podszarpywaniu, woblerek pięknie myszkuje i odskakuje na boki. Nadaje się tak do technik agresywnych, jak i nieco bardziej stonowanego i delikatniejszego prowadzenia. Nawet przy dość agresywnym prowadzeniu przynęta nie schodzi głęboko. Głębokość robocza przynęty, nie przekracza jednego metra.

Firetiger chyba z mody nie wyjdzie…

Spośród posiadanych przeze mnie egzemplarzy, żaden nie wyróżnia się ani na plus, ani na minus jeśli idzie o jakość pracy. Niewielkie różnice wagowe pomiędzy poszczególnymi egzemplarzami zdają się nie mieć zauważalnego wpływu na ich akcję i skuteczność.

Śliczny w każdym szczególe…

Skoro już jesteśmy przy skuteczności… Cóż… Bearking M63 to aktualnie mój ulubiony woblerek do okoniowego twitchingu. Okoniom ewidentnie ten wabik pasuje. Siła uderzeń pasiaków w prowadzonego twitcha, daje się porównać chyba tylko z biciem tych drapieżników w poppery. Przynętą tą można łowić finezyjnym sprzętem, dobrze ona lata, łatwo daje się prowadzić na różne sposoby i jest cholernie łowna. A na koniec pozostaje jeszcze kwestia ceny. Ten wobler kosztuje zwykle około 20 złotych. To niecałe 30% ceny oryginału. Jak dla mnie, bomba…

Przynęty do powierzchniowego i płytkiego łowienia okoni w toni wodnej dorobiły się u mnie osobnego pudełka. Moje cukiereczki…

Linki do M63 na sklepie firmowym Bearking:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DE8vUyt

Spodobał Ci się materiał? Postaw kawę Cykadzie… https://buycoffee.to/cykadaspinning

SuperContinent Larva Blood Teez – Ochotka co brzmi znajomo…

Przez lata na rynku przynęt wędkarskich pojawiały się różne imitacje larw ochotki. Czas temu całkiem niezłą wypuścił Westin. Ich Blood Teez to przynęta całkiem udana, niemniej obarczona jedną zasadniczą wadą – ceną, która w przypadku tej maleńkiej gumki, zdecydowanie do niskich nie należy. Alternatywę dla niej wypuścił chiński producent SuperContinent. Tańszą. Dużo tańszą…

SuperContinent Larva Blood Teez

Larva Blood Teez wygląda… No cóż… Delikatnie mówiąc, inspiracji produktem Westina ukryć się nie da. Przynęta jest łudząco podobna do pierwowzoru i jakościowo wykonana. Odlew jest precyzyjny, a zastosowany silikon całkiem wytrzymały.

Dla siebie wybrałem kolory naturalne. Dostępnych jest o wiele więcej…

Przynęty występują w ofercie SuperContinent’a w dwóch rozmiarach – 80 i 55mm. Każdy rozmiar dodatkowo występuje aż w siedemnastu kolorach. Poczynając od okołoochotkowych czerwieni, do kolorów fluo. Chiński producent pakuje te przynęty w ilości odpowiednio 20 i 30 sztuk, i obficie zaprawia dobrym atraktorem.

Te tutaj to rozmiar 55mm. W paczce jest ich 30 sztuk.

Z racji swojego kształtu i parametrów, Larva Blood Teez nada się do delikatnego, i powolnego łowienia okoni i białorybu, przy dnie, zwłaszcza o zimnych porach roku. Sprawdzi się przy czeburaszce, jig rig’u czy drop shot’cie. Warunkiem osiągnięcia skuteczności będzie zastosowanie delikatnych haczyków z cienkiego drutu, niewielkich obciążeń i cienkiego fluorocarbonu. Do tego oczywiście przyda się nam odpowiednio delikatny kij – najlepiej finezyjna wklejanka.

Piękny kolorek…

Przynęta pracuje kusząco już przy delikatnych poruszeniach szczytówką i wykazuje sporą odporność mechaniczną. Dobrze trzyma się delikatnych haczyków i nie ma tendencji do zbyt łatwego rwania się w przypadku gdy nękają ją podskubywaniem niewielkie ryby. Do tego ma jeszcze jedną, niepodważalną zaletę.

Tutaj mniej ochotkowy, ale też atrakcyjny.

Bez żadnych promocji, za paczkę tych gum zapłacimy około 11-12 złotych. Gdy uda się trafić na promocję czy jakieś kupony rabatowe, można ją wyrwać jeszcze taniej. W czasach gdy drożeje wszystko i nie zanosi się na to, żeby miało zacząć tanieć, jest to poważny argument. Zwłaszcza, że w parze z niewielką ceną, idzie w tym przypadku bardzo dobra jakość. Spośród wielu oferowanych przez SuperContinent modeli przynęt, pośród których zdarzają się i lepsze, i gorsze (Ich cannibale lepiej omijajcie szerokim łukiem… Moim zdaniem szkoda kasy…) Larva Blood Teez to jedna z lepszych i ciekawszych opcji. Paczkę „dyżurnych” czerwonych warto w arsenale mieć…

Przynęty tłuste od atraktora. Odpowiedni zapaszek też jest…

Link do przynęt na sklepie firmowym SuperContinent:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DCrTWO1

Spodobał Ci się materiał? Postaw kawę Cykadzie… https://buycoffee.to/cykadaspinning

Wdairen Fishing Spiral Worm – Mały, wielki śmierdziuszek…

Ktokolwiek miał do czynienia ze Spanky Worm’em od Lucky John’a, po ujrzeniu tej przynęty w ofercie chińskiej marki Wdairen, może odczuć lekką ekscytację. Podobieństwo raczej przypadkowe nie jest… Kwestia tylko, czy produkt oferowany przez Wdairen, równie dobrze działa? Zainteresowani? To zapraszam do lektury.

Wdairen Fishing Spiral Worm

Sam Spanky Worm reklamowany jest jako przynęta na pstrągi. Tu się przyznam. Ni diabła na pstrągach jej nie wypróbowywałem. Może dlatego, że generalnie o pstrągowaniu mam pojęcie nikłe i nie będę udawał, że tak nie jest, i wypisywał jakieś głupoty (Krótkiej przygody na Trout Area, nie uznaję jako jakiegokolwiek doświadczenia.). Natomiast, gdyby kiedyś trafiła się okazja wyjechania na takie łowienie z ogarniętym fachowcem, na pewno chętnie bym tego spróbował. Lubię uczyć się nowych rzeczy i kolekcjonować doświadczenia.

Kształt trudny do pomylenia…

Natomiast jeśli idzie o kwestię Drop Shota, to temat ten od jakiegoś czasu już ogarniam i przynęta ta zawsze i nierozerwalnie będzie mi się właśnie z okoniowym drop shot’owaniem kojarzyć. Od dnia gdy podpatrzyłem u kolegi na zestawie drop szot’owym takiego właśnie robala, którym to zresztą kolega spuścił mi tego dnia srogi, drop shot’owy omłot, wiedziałem, że się z tym niepozornym, śmierdzącym, silikonowym robaczkiem zaprzyjaźnię. I tak też się stało.

Paleta barw, generalnie utrzymana w ciepłych kolorach.

Worm od Wdairen przybywa do nas zapakowany w tanie torebeczki strunowe bez żadnych napisów. Ewidentnie zdaje się, że przyjeżdża toto do sklepów wysyłkowych w opakowaniu zbiorczym typu wiadro i przed wysyłką pakowane jest w odpowiedniej ilości w te małe woreczki. Dla wędkarzy przyzwyczajonych do tego, że markowa przynęta musi być zapakowana w wypasione blistry, słoiczki czy obrandowane na bogato torby, widok ten może być niezłym zaskoczeniem, tudzież wywołać spory dysonans poznawczy.

Opakowanie… Poziomem wypasu nie powala, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?

Sam produkt wygląda łudząco podobnie do robala od LJ. Te same kształty żebrowanego, delikatnego korpusu. Ten sam ogonek zakończony kuleczką. Produkt Wdairen mierzy 6cm długości i choć wygląda bardzo delikatnie, to tragedii z jego wytrzymałością nie ma. Silikon jest miękki, niemniej zaskakująco też wytrzymały. Nieźle trzyma się haczyka i nie daje się łatwo urywać podskubującym go za ogonek małym okonkom. Do tego pływa wręcz, w atraktorze o bardzo intensywnym zapachu, zbliżonym do tego, stosowanego w niektórych przynętach LJ. W zasadzie, nie musiałem otwierać paczki, po tym gdy do mnie dotarła, by zgadnąć co jest w środku. Smrodek poradził sobie świetnie i z tymi torebeczkami, i z kopertą bąbelkową, w której do mnie przyjechał. Z daleko już było czuć, że orzeł, znaczy się, Worm od Wdairen wylądował. Zajeżdża toto bowiem całkiem srogo… 😉

Mierzy skromne 6cm, lecz zajeżdża srogo… 😉

Robal ten produkowany jest w siedmiu wersjach kolorystycznych. Może szału pod tym względem nie ma, ale idzie wybrać spośród nich bardzo dobre opcje na różne łowiska i dni. Brakuje mi tu odrobinę jakichś zgniłych zieleni i brązów, czy herbaty z pieprzem, ale to co jest, nie jest złe. Delikatna konstrukcja przynęty, wymaga od nas przy zbrojeniu, stosowania delikatnych haczyków z cienkiego drutu. Opisywane przeze mnie wcześniej haki Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN, nadają się do tego idealnie.

Róż z pieprzem i brokatem… Robi robotę…

Gdy zaś przynętę odpowiednio uzbroimy i poprowadzimy, robi ona robotę aż miło. Robaki te są bardzo skuteczne. Nie wiem jak pstrągi, ale okonie za nimi po prostu przepadają i z upodobaniem zasysają je do swoich pysków. Fishing Spiral Worm od Wdairen to po prostu świetna przynęta drop shot’owa, oferowana za rewelacyjną moim zdaniem cenę. Bez promocji, nawet przy obecnej słabej złotówce, za paczkę 10 przynęt, trzeba zapłacić nieco ponad 3 złote. Jak dla mnie bomba. Nie mam pytań. Tej jesieni, te robale jeszcze się u mnie napracują… 🙂

Skuteczna i tania przynęta do Drop Shot’a.

Link do tego Worm’a na sklepie Wdairen:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DetbZ3z

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Crankbait’a czar czyli Dorado Lake

Był czas, że crankbait’y były przynętami na, które łowiłem dość regularnie i to z całkiem niezłymi wynikami. Od jakiegoś czasu używam ich rzadziej. Dlaczego? Bo nie są skuteczne? Nie do końca… W wielu sytuacjach dobry crankbait okazuje się doskonałym narzędziem połowu. W moim przypadku, bardziej chodzi o to, że twitche czy jerki wymagają zdecydowanie więcej roboty przy animacji ,stąd prowadzenie ich daje mi więcej frajdy niż zwykłe „kręcenie korbą”, które potrzebne jest do tego by tchnąć życie w crankbait’a. Po prostu lubię kombinowanie z przynętą (choć zdaję sobie sprawę, że czasami przynosi to odwrotne efekty) i nic na to chwilowo nie poradzę. Niemniej do jednego crankbait’a wracam regularnie. To Dorado Lake. Totalny klasyk tego producenta, którego polubiłem na tyle, że nie wyobrażam sobie mojego arsenału bez niego. Zapraszam do lektury.

Dorado Lake w wersji SDR

Dorado Lake to pękaty, wygrzbiecony  i ciężki wobler o krótkim sterze ustawionym pod kątem sugerującym przeznaczenie do łowienia na płytkiej wodzie (poza jednym modelem, o którym opowiem za chwilę). Przynęta przypomina swoim kształtem coś na podobę krzyżówki karasia z okoniem. Z której strony nie patrzeć, to klasyczny crankbait pełną gębą.

Krótkie a pękate…

Wobler ten występuje w trzech podstawowych rozmiarach. Największy ma 7cm długości. Średniak ma 5cm. Najmniejszy to 3,5cm woblerek. Teoretycznie niewielkie rozmiary przynęt mogą nieco zmylić laika. To, że Lake jest krótki, nie oznacza wcale, że jest mały.  Siedmiocentymetrowy wobler w wersji tonącej waży aż 28g. Niepozorna piątka to 16g grubej przynęty. Najmniejszy Lake w wersji tonącej to tylko 3,5cm ale za to aż 6g masy. Niezależnie od kalibru, Lake miotany z dopasowanego do jego wielkości zestawu lata daleko jak pocisk. Duża masa, skupiona w niewielkiej przynęcie o małej powierzchni bocznej, przekłada się na doskonałe zasięgi rzutowe.

Rodzinka w komplecie…

Woblery występują w wersjach tonących i pływających. Jedne i drugie chodzą raczej płytko (pływająca co chyba oczywiste płycej). Do tych podstawowych opcji z czasem producent dołączył wersję SDR (w woblerze 7cm), która zdaje się być ewidentnie dedykowana do trollingu, a całkiem niedawno wzbogacił swoją ofertę w wersję tej „siódemki” z wbudowaną grzechotką. Wobler ten w każdej swojej wielkości dedykowany jest innym zastosowaniom.

Moja znajomość z Dorado Lake’iem zaczęła się od woblerów w średnim rozmiarze, czyli 5cm, tak w wersjach pływających jak i tonących. Przynęt tych z powodzeniem używałem do łowienia szczupaków na płytkich łowiskach. Ich skuteczność i charakterystyczny kształt zwróciły szybko uwagę mojego towarzysza wypraw spinningowych, który ukuł dla tego woblera swoją nazwę – „Karanks”. Nazwy tej używamy w rozmowach między nami do dzisiaj. Coś w sobie to określenie ma…

Tonąca „Piątka” na wadze…

„Siódemki” i woblerki w rozmiarze 3,5cm dołączyły do mojego arsenału nieco później. Największa „Siódemka” to wersja, której używałem relatywnie najmniej. Wśród wielu wędkarzy zyskała ona sobie opinię świetnej przynęty na sumy (stąd jak mniemam poszerzenie oferty o wspomnianą wersję SDR i wersję z grzechotką). Mi zdarzało się łowić nią szczupaki, ale nieczęsto i dlatego więcej na jej temat nie będę się wypowiadał.

Dorado Lake 7cm SDR z grzechotką

Wersja 3,5cm to zupełnie inna bajka. Z całej rodziny Lake, najmniejszy woblerek, w swojej tonącej wersji, pozostał tym, którego regularnie używam. Dlaczego? Bo to jeden z moich ulubionych woblerów kleniowych. Jego skuteczność i bardzo dobra lotność sprawiają, że uwielbiam nim łowić i czynią z tego woblera jedną z moich „przynęt pierwszego wyboru” jeśli idzie o polowanie na „kluchy”.

Świetne, bardzo lotne woblery na klenie… Bardzo je lubię.

Niezależnie od wielkości i wersji, jeśli idzie o zachowanie się w wodzie, Dorado Lake to klasyczny crankbait. Zwijany pracuje bardzo agresywnie i robi wokół siebie sporo zamieszania. Do tego generuje spore opory w wodzie co również przekłada się na dużą ilość generowanych przez niego wibracji. Dzieje się tak nawet przy relatywnie wolnym prowadzeniu, co częstokroć stanowi zabójczą kombinację. Do tego jest to przynęta mało wymagająca jeśli idzie o prowadzenie. Niepotrzebny nam tutaj trzeci Dan w twitchingu czy czarny pas w łowieniu z podbicia. Zwykłe, monotonne kręcenie korbą okazuje się często bardzo skuteczne. Może to i mało finezyjne ale działa (I może dlatego poza wersją kleniową, innych Lake’ów używam ostatnio rzadko… Cóż… Co dla jednych jest wadą, dla innych okaże się zaletą – i na odwrót…)

Ciężkie, pękate, mocno mieszające wodę. Przy zwijaniu robią spore opory w wodzie. Zwłaszcza największe modele.

Woblery te są wykonane w standardzie jakości do, którego Dorado nas przyzwyczaiło. To oznacza, że generalnie nie jest źle, ale odskoki w wadze i pracy poszczególnych egzemplarzy potrafią być zaskakująco duże i momentami irytujące (również zbrojenie wymaga czasem korekty). By zobrazować skalę tego zjawiska posłużę się tylko przykładem najmniejszych woblerów z serii Lake w wersji tonącej. Deklarowana masa tych wabików winna wynosić 6g. Waga aktualnie posiadanych przeze mnie egzemplarzy mieści się zasadniczo w przedziale od 5,1g do 6,1g. Dlaczego zasadniczo? Bo trafił mi się jeden rodzyneczek opisany jako tonący, który okazał się woblerem typu „suspending” o wadze 4,6g (!). No tego jeszcze nie grali…

Tonące 3,5cm… Waga 5,1g
Też tonące 3,5cm… Waga 6,1g
To miało być tonące 3,5cm… Wyszedł „suspending” 4,6g…

Z woblerami Dorado jest jak z pudełkiem czekoladek Forrest’a Gump’a. Nigdy nie wiesz co ci się trafi. Raz na jakiś czas trafia mi się wśród nich egzemplarz wybitny. Podobną szansę mamy tutaj niestety też na trafienie totalnego bubla, którego po przetestowaniu mamy ochotę położyć na kowadle i potraktować młotkiem. Zdecydowana większość egzemplarzy trzyma przyzwoitą średnią, ale trzeba mieć świadomość, że odskoki od normy, to w produktach tej firmy standard wliczony w cenę. Cenę na szczęście bardzo umiarkowaną. Woblery z tej serii w wielkości 5cm można jeszcze kupić w cenach zaczynających się poniżej 20zł za sztukę. Kleniowe 3,5cm zaczynają się od kilkunastu złotych. Mimo wspomnianych mankamentów lubię te przynęty. W świetle posiadanych przez nie zalet, jestem w stanie przymknąć na nie oko. Bo Dorado Lake’i po prostu łowią. I robią to często cholernie dobrze.

Doradowskie pudełko czekoladek pełne niespodzianek… Ja tam je lubię… 😉

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Westin Twin Teez – Jaskółkowy Koksu…

Gumy od Westin’a to zwykle kawały solidnego „mięcha”. Materiał z którego są wykonane jest bardzo mocny, zapewniając im dużą trwałość i odporność na szczupacze zębiska. Gumy w większych rozmiarach tego producenta, to już zupełny konkret. Masywne i mięsiste wyglądają po prostu świetnie. Dlatego, kiedy Westin postanowił wypuścić na rynek jaskółkę, można się było spodziewać, że nie będzie to „filigranowa ptaszynka”. Poznajcie Westin Twin Teez.

Oto Westin’y Twin Teez w obu produkowanych rozmiarach. Oczy widoczne w uzbrojonych egzemplarzach, to nie robota seryjna, tylko skutek moich drobnych ulepszeń…

Westinowe „jaskółeczki” zwane Twin Teez produkowane są w dwóch rozmiarach. Te mniejsze, małe wcale nie są i mierzą 15cm, ważąc przy tym 14g. Te większe to już naprawdę wyrośnięte „ptaszyska”. 20cm długości i 32g wagi muszą robić i robią wrażenie.

Większe „Dwudziestki” to naprawdę już duże gumiszcza. Przynajmniej w kategorii „Jaskółki”

Gumy wykonano ze znanego z innych przynęt Westin’a doskonałej jakości silikonu. Są mięsiste, elastyczne i bardzo mocne. Producent oferuje je we wszystkich łownych kolorach ze swojej palety.  W tej ofercie każdy powinien znaleźć coś co zadziała na jego wodzie. Mamy tu i stonowane naturale i agresywne firetiger’y. Jakość przynęt jest po prostu doskonała. Patrzy się na nie z przyjemnością.

Na zdjęciu moje ulubione, szczupakowe kolory tych wabików

W naszych warunkach, jaskółki w różnych rozmiarach, to przede wszystkim przynęty kojarzone z łowieniem okoni i sandaczy. Przynęty Westin’a mogą co poniektórych spinningistów wprawić jednak w pewne zakłopotanie. O ile mniejsze Twin Teez’y można spokojnie jeszcze uznać za pełnoprawną rozmiarowo, choć sporą przynętę sandaczową, o tyle „dwudziestka” to już taki kawał gumiszcza, że tylko nieliczni z pełną świadomością sięgną po nią by zapolować na mętnookie drapieżniki.

Przyklejane oczka tego typu można kupić za grosze w różnych kolorach, wzorach i wielkościach. Oryginalny klej trzyma słabo. Warto wspomóc go kropelką dobrego super glue. Pod testem zamieszczę nie tylko linki do przynęt ale też do tego typu przyklejanych oczek.

W sumie jest to zrozumiałe. Z jednej strony łowienie sandaczy, kojarzy się u nas ze zdecydowanie mniejszymi przynętami. Z drugiej strony, fatalny stan pogłowia tych ryb, zwłaszcza tych okazowych, tłumaczy to smutne zjawisko. W związku z tym, że zdecydowana większość złowionych ryb tego gatunku dostaje u nas od razu w przysłowiowy „beret” i ląduje na talerzu, jesteśmy skazani na większości łowisk, na łowienie sandaczy nielicznych i niewielkich, a do takich łowów dwudziestocentymetrowych gum się po prostu  nie stosuje. Nie inaczej jest i w mojej okolicy. Sandaczowych rajów tutaj po prostu nie ma. Nie zmienia to jednak faktu, że moim zdaniem Twin Teez w obu rozmiarach to przynęta, w pewnych warunkach bardzo skuteczna. Tyle, że ja, używam jej głównie do łowienia szczupaków…

Lubię te gumy. Łowią i wyglądają przy tym świetnie.

Lata temu przekonałem się, że zdarzają się dni, gdy jaskółki biją skutecznością wszystkie inne szczupakowe wabiki. Świadome szukanie kaczodziobych przy użyciu tego typu przynęt zaczęło się u mnie od 13’o centymetrowych jaskółek Mikado, które swego czasu regularnie dawały mi szczupaki w miejscach gdzie szukałem sandaczy i grubych okoni. Potem, w dniach gdy szczupaki nie reagowały na typowe dla nich przynęty, śmielej już sięgałem po jaskółki w stricte szczupakowych miejscówkach i niejednokrotnie przynosiło mi to całkiem dobre efekty.

Gumy sprawdzają się tak przy typowym, szczupakowym opadzie…

Westin Twin Teez w obu rozmiarach od razu wpadł mi w oko jako potencjalnie doskonały wabik do jaskółkowego wabienia szczupaków. W roli tej guma też nie zawodzi. Używam jej na dwa główne sposoby. Pierwszy z nich to typowe dla jaskółek łowienie w opadzie. W ten sposób, w dniach gdy zębate tylko trącają lub odprowadzają bardziej ruchliwe przynęty, obławiam nimi przybrzeżne spady, stoki górek podwodnych lub granicę wyznaczoną przez roślinność wynurzoną. Niemrawa, pozbawiona akcji jaskółka potrafi wtedy czasami zdziałać cuda.

… jak i płytkim jerkowaniu. Temu głodnemu „kasztanowi” ewidentnie nie przeszkodził rozmiar „Dwudziestki”. Widać też doskonale, jak elastyczna jest ta guma, co przy odpowiednim uzbrojeniu wpływa na skuteczność zacięć

Drugim sposobem w jaki wykorzystuję ten wabik, zwłaszcza w większym, dwudziestocentymetrowym rozmiarze, to prowadzenie tych gum na płytkiej wodzie techniką zbliżoną do jerkowania. Przy takim łowieniu gumę trzeba oczywiście zbroić bardzo lekko i dozbrajać ją w sposób, który sugeruje też producent. Oprócz główki jigowej trzeba jej zafundować dozbrojkę z niewielkiej ale mocnej kotwiczki, montowanej w tylnej części gumy na jej grzbietowej stronie. Tak uzbrojona i prowadzona jaskółka przy podszarpywaniach odjeżdża lekko na boki i podchodząc w stronę powierzchni wywraca się brzuchem do góry skutecznie prowokując szczupaki do ataku. Dodatkowym atutem tej gumy przy takim uzbrojeniu, jest to, że bardzo elastyczny ogon jaskółki przy uderzeniu szczupaka od tyłu, bez większych oporów się „składa” zwiększając prawdopodobieństwo skutecznego zacięcia ryby. Dzieje się tak nawet w przypadku brań zaskakująco małych szczupaków. Taką funkcjonalność tejże gumy reklamuje w swoich filmach promocyjnych również producent i to rzeczywiście działa.

Zaczepione od grzbietowej strony dozbrojki robią w tym przypadku robotę

Czas na krótkie podsumowanie. Westin Twin Teez to bardzo dobra, świetnie wykonana i łowna przynęta. Sprawdzi się dobrze przy łowieniu grubych sandaczy. Ja osobiście z powodzeniem i w sposób jak najbardziej zamierzony łowię na nią szczupaki, tak na płytkiej jak i głębokiej wodzie. Guma ta nie jest też szczególnie droga. Mniejszą można dostać już w okolicach siedmiu złotych. Do dużo większej „dwudziestki” trzeba dopłacić niewiele, bo tylko dwa złote. Za te pieniądze otrzymujemy przynętę nie tylko łowną ale i bardzo trwałą, co przy łowieniu szczupaków ma przecież niebagatelne znaczenie. Jeżeli ktoś do tej pory nie próbował jerkowania jaskółką na płytkiej wodzie, to Twin Teez do takiego łowienia jest świetny. Polecam spróbować. Czasami można się nieźle zdziwić.

Niżej linki do przyklejanych atrap oczu na sprawdzonych sklepach na Aliexpress:

https://s.click.aliexpress.com/e/_9fsVsT

https://s.click.aliexpress.com/e/_AMV6tZ

https://s.click.aliexpress.com/e/_9A6BGj

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Intech Slim Shad – Tajemniczy gość z Ukrainy…

Moja znajomość z modelem Slim Shad, jak w zasadzie ogólnie z ukraińską marką Intech, zaczęła się parę lat temu w dość przypadkowy sposób. Startując na jakichś zawodach, na których swoją drogą, z tego co pamiętam wiele nie uwalczyłem, dostałem w pakiecie prezentów „na pocieszenie” woreczek z miksem nieznanych mi gum, w generalnie niewielkich rozmiarach.

Kilka z nich uznałem za potencjalnie użyteczne i wrzuciłem w pudło z „mieszanką drugoliniową”, do której sięgam czasami w chwilach gdy łowię na łowiskach gdzie bardzo łatwo o zaczepy. Wrzuciłem i zapomniałem o nich. To jednak, jak się pewnie domyślacie, dopiero początek historii…

Od tego różu się zaczęło…

Po jakimś czasie, szperając w tymże pudle, w poszukiwaniu gumy, która pomoże ożywić martwą tego dnia wodę, moja ręka zatrzymała się na wściekle różowej, niewielkiej gumce. Podśmiewując się w duchu z kucykowo-jednorożcowego ubarwienia tejże przynęty, uzbroiłem ją lekko i zacząłem obrzucać skraj kapelonów na płytkiej wodzie. No i się zaczęło…

Soczysta marchewka…

Tego dnia gumka otworzyła mi wcześniej bezrybną wodę dając dwa zębate i kilka brań. Parę dni póżniej ratowała mi tyłek na zawodach. Wreszcie tydzień później regularnie dawała mi ryby na kilkudniowym wyjeździe. Za każdym razem były to szczupaki, mimo tego, że gumka była raczej w okoniowym rozmiarze. Wreszcie jednak tajemnicza, różowa przynęta zakończyła swój intensywny żywot, pocięta tak, jakby od zmierzchu do świtu pastwił się nad nią Freddy Krueger. I wtedy pojawiła się zagwozdka. Co to właściwie było? Torebka, w której do mnie przywędrowała, dawno już wylądowała w kuble na odpady plastikowe, a nazwy nie pamiętałem. Jestem jednak bardzo dobrym i upartym researcherem. Zawziąłem się by ją odnaleźć i…

Produkowane w dwudziestu kolorach. Te posiadam i używam w wersji 3,3 cala. Czekam na zamówione pięciocalówki w szczupakowych seledynach i żółciach.

I wstępne przeglądanie oferty znanych mi firm wędkarskich nie przyniosło rozwiązania zagadki. Dopiero żmudne przepatrywanie, punkt po punkcie, całości gumowej oferty na najpopularniejszym u nas portalu aukcyjnym, doprowadziło mnie w końcu do celu. I tak do mojego arsenału trafiło kilka kolorów Intech Slim Shad’ów w rozmiarze 3’3 cala (8cm). Na czele oczywiście z tym wściekle różowym…

Intech Slim Shad

Slim Shad to dość smukła gumka z charakterystycznym, „dzielonym” korpusem. Jej kształt może się kojarzyć z kilkoma innymi przynętami na naszym rynku. Intech produkuje ją w czterech podstawowych rozmiarach: 2,5 cala (6cm), 3,3 cala (8cm), 4 cale (10cm) i 5 cali (12,5cm). Paleta kolorystyczna składa się z dwudziestu możliwych opcji. Mamy tam wersje jedno lub dwubarwne, jak też wersje z „pieprzem” czy brokatem. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są i szaro-bure naturale. Jest biel czy fiolet. Są też jaskrawe żółcie czy seledyny.

Dzielony korpus, wycięcia pod offset, bardzo cieniutka część ogonowa

Guma jest zrobiona z relatywnie twardego silikonu, co tłumaczy jej sporą żywotność. Slim Shad ma wycięcia na hak offsetowy, oraz według informacji producenta, guma jest wzbogacona o atraktor i sól, zamkniętą w strukturze materiału, z którego ją wykonano. Wyjęte z opakowania przynęty są śliskie i mają dość specyficzny, słodkawy zapach, który nie przypomina rybno-kalmaro-krewetkowego smrodu Keitech’ów czy Lucky John’ów. Twardawy silikon ma sporą pamięć kształtu. Powyginane w opakowaniu ogonki przynęt, relatywnie dość łatwo trwale się odkształcają. Można by to uznać pewnie za wadę, gdyby nie to, że mimo tych zniekształceń, gumy pracują bez zarzutu już przy najwolniejszym prowadzeniu i najlżejszych obciążeniach. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że w celu zniwelowania wpływu twardszego materiału o sporej gęstości na pracę przynęty, Slim Shady wyposażono w bardzo cieniutką część ogonową.

Producent twierdzi, że zastosowano atraktor o zapachu „rakowym”. Atraktor ewidentnie jest, ale czy to pachnie rakiem? Nie wiem… 😉

To przekłada się właśnie na to, że przynęta działa od razu po wpadnięciu do wody. Świetnie, choć drobno, zamiata ogonkiem tak przy prowadzeniu jednostajnym jak i w opadzie. Do tego, materiał z którego wykonany został ten wabik, mimo swej cienkości w części ogonowej, okazuje się zadziwiająco odporny na oderwanie od reszty przynęty. Gumy te żyją dłużej, niż można by się spodziewać po wstępnych ich oględzinach.

Jeden z czterech dostępnych rozmiarów – 3,3 cala (8cm)

Oczywiście, w związku z tym, że cudów nie ma, to i liczyć na nie raczej nie należy. Nie jest tak, że Slim Shad’y są cudowną przynętą, która łowi zawsze i wszędzie. Dlatego też nie wyparły one innych gum z mojej szczupakowej czołówki, choć przyznać muszę, że miały u mnie swoje dni chwały i nadal stanowią uzupełnienie mojego arsenału. Niemniej, to całkiem dobre wabiki, o zadziwiającej czasami skuteczności, dostępne u nas w nierujnującej budżetu cenie. Za paczkę 7 sztuk gum w rozmiarze 3,3 cala trzeba zapłacić aktualnie 17,5zł. Za 5 sztuk największych, pięciocalówek – 27 złotych. To, w mojej opinii, przeciętna cena jak za gumy tej jakości. Najmniejsze sprawdzą się przy łowieniu okoni. Większe zrobią robotę tak przy sandaczach, jak i (co się dobitnie okazało) przy łowieniu szczupaków. Po opisywanym przeze mnie wcześniej fluorocarbonie, tak i te gumy są kolejnym przykładem na to, że Ukraińcy robią dobrą robotę.

Przynęty pakowane są na tackach. Tacki zamykane w zgrzanej folii. Wszystko trafia do mocnej torebki strunowej.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Kenart Dancer – Budżetowy taniec z pajkami…

Jerki wciąż cieszą się u nas sporą popularnością. Oczywiście daleko im pod tym względem do najchętniej stosowanych u nas przy połowie szczupaków przynęt gumowych, niemniej każdy szanujący się producent woblerów nastawionych na połów zębatych, ma jakieś bezsterowce w swojej ofercie. Ceny jerków renomowanych producentów szybują wysoko, stąd ból towarzyszący urwaniu bądź odstrzeleniu takowego jest proporcjonalny do tejże ceny. Z drugiej strony mamy produkty takie jak Kenart Dancer. Niedrogie. Czy warte jednak uwagi? Zapraszam do lektury testu tych przynęt.

Kenart Dancer 7 i 10cm. Kilka zawsze warto mieć. Zwłaszcza „dziesiątek”…

Kenart od lat okupuje swoimi woblerami budżetowy segment naszego rynku. Jak każde, mają one swoich zwolenników i przeciwników. Osobiście miałem trochę do czynienia z ich „kleniowo-jaziową” produkcją i raczej jej unikam. Za bardzo kojarzy mi się ona z regularnie wypadającymi sterami i ogólnie niezadowalającą trwałością. Inaczej ma się sprawa z jerkami ich produkcji, a konkretnie modelem Dancer. Tych, zawsze kilka sztuk w pudełku mam… Mam też ku temu powody, ale po kolei…

Pomiędzy dwoma Dancer’ami widoczny Salmo Slider. Podobieństwo kształtów raczej uderzające…

Ten klasyczny, pozbawiony jakichkolwiek grzechotek czy innych udziwnień jerk, który już na pierwszy rzut oka swoim kształtem przypomina nam Salmo Slider’a, produkowany jest w dwóch popularnych u nas rozmiarach – 7 i 10cm. Występuje jedynie w wersji tonącej, w kilku zaledwie schematach malowania. Niby szału w kwestii wyboru ni ma, ale jak się dobrze przyjrzeć, to… To wszystko to, co tak naprawdę do podstawowego, szczupakowego jerkowania jest nam potrzebne, w tej skromnej ofercie jednak dostajemy. Według danych producenta Dancer w mniejszym rozmiarze powinien ważyć 22g. Większy zaś opisywany jest na 35g. O ile waga „malucha” przeważnie pokrywa się z deklaracjami producenta, o tyle „dziesiątka” zwykle waży ciut powyżej 40g, co należy brać pod uwagę, żeby nie przeliczyć się z możliwościami wyrzutowymi wędki.

Waga „siódemek” jest generalnie bliska deklaracjom producenta. Rozstrzał wagowy nie jest przesadnie duży.

Przy wstępnych oględzinach Kenart Dancer wygląda… Tanio. Tak uzbrojenie, jak i wykończenie, zdecydowanie nie dają nam poczucia obcowania ze sprzętem wysokopółkowym. Największe obawy budzi jakość powłoki lakierniczej. Sprawia ona wrażenie bardzo cienkiej i delikatnej.

„Dziesiątki” zwykle ważą pięć, sześć gramów więcej niż sugeruje producent

Jak ten jerk sprawuje się w praktyce? Uwierzcie mi, że wyśmienicie. Już przy delikatnych podciągnięciach świetnie odjeżdża na boki, a w opadzie pięknie lusterkuje. Nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej cenię sobie wersję dziesięciocentymetrową. Łatwiej ją moim zdaniem prowadzić i w razie potrzeby sprowadzić ciut głębiej niż małą „siódemkę”. Mam też na nią lepsze efekty. Generalnie, omawiając temat akcji i prowadzenia Kenarta Dancer’a, trzeba zwrócić uwagę, na to, że przynęta ta najlepiej sprawuje się na bardzo płytkiej wodzie. Nawet cięższa „dziesiątka” ma bowiem przy podszarpywaniu tendencje do szybkiego wychodzenia ku powierzchni wody i tę właściwość można skutecznie wykorzystać.

Do wyboru kilka kolorów. Są i „naturale”…

Ten jerk aż się prosi, by poprowadzić go krótkimi, szybkimi pociągnięciami, które wprowadzają go w hipnotyzujący dla drapieżnika taniec. Co jakiś czas podprowadzam go też wtedy kilkoma szybszymi ruchami pod samą powierzchnię wody, i z tej pozycji pozwalam na kilkusekundowy, kolebiący opad. Prowadzony w ten sposób Dancer robi bardzo dobrą robotę. To łowny, skuteczny wabik o świetnej akcji. Do tego można go prowadzić relatywnie niezbyt mocnym zestawem. Niepotrzebna nam tutaj specjalizowana, mocna jerkówka.  W zasadzie, każdy kij obsługujący cięższe woblery twitchingowe, świetnie nam się nada do obsługi tej przynęty.

… i coś bardziej ekstrawaganckiego…

Żeby nie było różowo, Dancer ma też wady. O ile zastosowane w nim kotwice, zwykle można uznać za wystarczające, o tyle powłoka lakiernicza, która od początku wygląda nam bardzo słabowato, okazuje się niestety taką w swej istocie być. Na jej powierzchni szybko pojawiają się rysy i uszkodzenia, do których niekoniecznie potrzebne są szczupacze zębiska. Dancerowi do szybkiego łapania kolejnych „blizn” wystarczają pudełkowe, niewielkie obcierki.

Hot Perch a’la Kenart…

Ile Kenart Dancer kosztuje? Kiedyś przynęty te były uderzająco tanie. „Dziesiątki” można było czas temu kupić nawet za okolice 20 złotych. Aktualnie niestety już tak tanio nie jest. W tej chwili, za takiego jerka trzeba zapłacić około 28 złotych, co pozycjonuje go cenowo, na równi z jerkami np. Dorado. Patrząc jednak ogólnie na ceny jerkowej konkurencji, Dancer nadal pozostaje w mojej opinii niedrogą i atrakcyjną ofertą. Świetna akcja i łowność tego bezsterowca pozwalają przymykać oko na jego wady. Jeśli lubi się łowienie na jerki, to Dancera po prostu warto mieć.

Kiedyś zabójczo tani. Teraz po prostu niedrogi. Mimo kiepskiej jakości powłok malarskich, wart zakupu ze względu na akcję i łowność.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/