Wideorecenzja PureLure Seabed SD-762L już na moim kanale YouTube

Będę wdzięczny za polubienia, komentarze, subskrypcje i wsparcie mnie wirtualną kawą w ciężkich czasach…

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

PureLure Seabed SD-S762L – Maszynka do Drop Shot’a…

Jeden z kijów z serii Seabed już tutaj opisywałem. Czas na drugi, czyli pierwszy z tej linii wędek, który kupiłem. Na papierze wędki te wyglądają bardzo podobnie. Czy w praktyce też nie ma między nimi większych różnic? Są… Zainteresowanych zapraszam do lektury.

PureLure Seabed SD-762L

Gdy położymy oba te kije obok siebie, już na pierwszy rzut oka zauważamy pierwsze różnice. Główną z nich, która narzuca się naszej uwadze to spora różnica w grubości blanków tych kijów. Blank modelu S762L, ma zdecydowanie grubszy dolnik (11,3mm przy 9,2mm w wersji S752L+). Przy niemal identycznej długości kijów (228cm do 226cm) i zbliżonych średnicach topów (1,4mm do 1,3mm), blank tejże wersji ma znacząco większą zbieżność. To może nam sugerować nie tylko większy zapas mocy w dolniku tego kija, ale też inną charakterystykę pracy blanku.

Znacząca różnica w grubości dolników widoczna gołym okiem…

Mimo znaczącej różnicy w wyglądzie tych kijów, nie przekłada się to na znaczące różnice w masie. Opisywany kij waży realnie 99,9g (wobec deklarowanych 102,2g) co daje nieco ponad gram różnicy w porównaniu do wersji L+ (98,8g). Trzymając jednak tenże kij w ręce wydaje się nam, że różnica ta jest ciut większa. Po części może to oczywiście wynikać z autosugestii, ale bardziej składałbym to wrażenie na różnicę w wyważeniu tych wędek. Środek ciężkości wersji L jest nieco przesunięty do przodu w porównaniu do wersji L+. Kij delikatnie, ale w sposób zauważalny, ciąży ku szczytówce. Zjawisko to, nie występuje tutaj jednak w stopniu na tyle znaczącym, by było uciążliwe.

Poziom wykonania/wykończenia obu tych kijów jest tożsamy, czyli bardzo dobry. Zastosowane komponenty pochodzą od Fuji (uchwyt TVS i przelotki z serii Alconite). Wszystko jest zrobione tutaj jak trzeba, kije wyglądają bardzo efektownie i nie za bardzo jest się tutaj do czego przyczepić.

Fuji Alconite

Różnice pojawiają się, gdy porównujemy te wędki w praktycznym użytkowaniu i są one logiczną konsekwencją różnic konstrukcyjnych, które zauważamy. Model S762L to wędka bardzo szybka, wyposażona w delikatny spolegliwy top, za którym szybko włącza się mocny kręgosłup tego kija. To sprawia, że ma ona nieco „wklejankową” charakterystykę, czym różni się ona zauważalnie, od bardziej zrównoważonej charakterystyki delikatniejszego blanku w wersji S752L+.

TESTY UGIECIA:

Z tego zaś w prosty sposób wynika to, że kij w wersji L jest wędką o jeszcze bardziej specjalizowanej, opadowo-dropshotowej charakterystyce. Analogicznie też, zdecydowanie mniej będzie się on nadawał do innych spinningowych zastosowań, w których wersja L+ radzi sobie całkiem dobrze. Niemniej trzeba przyznać, że gdy dochodzimy do łowienia tym kijem metodą Drop Shot, ta specjalizacja sprawia, że pokazuje on przy tym pazury. Podobną sytuację mamy tu zresztą przy łowieniu w delikatnym opadzie.

Fuji TVS, dolnik Monocoque

Finezyjny top tego kija pozwala rzucać mu wabikami, których masa całkowita dołem w zasadzie pokrywa się z deklarowanymi przez producenta okolicami już 2,5-3g. Posiadany przez ten kij zapas mocy w blanku, pozwala mu bez problemów obsługiwać zestawy Drop Shot, których masa całkowita dobiega górą okolic nawet 20g. Kij pozwala na finezyjną prezentację niewielkich wabików, ale posiada na tyle mocny kręgosłup i jest tak cięty, że bez problemów pozwala skutecznie łowić oprócz okoni, również sandacze i to wcale niemałe.

Sandacze można łowić skutecznie na finezyjne kije, które wcale nie muszą przypominać działaniem kija od szczotki. Kluczem tutaj jest stosowanie bezwzględnie ostrych haków.

Ułatwia nam to dobra czułość tego kija. Transmisja drgań wydaje się co prawda subiektywnie minimalnie niższa niż w wersji L+, ale znajduje się ona na poziomie, który nie powinien budzić naszych zastrzeżeń. To czuły patyk umożliwiający bardzo przyjemne i skuteczne łowienie.

Finezyjny i mocny zarazem

Który, z opisywanych Seabed’ów podoba mi się bardziej? To kije podobne, ale jednak różne. Mi się bardziej podoba, delikatniejszy, lepiej wyważony, czulszy i bardziej uniwersalny L+. Niemniej w razie potrzeby nieco cięższego łowienia, tak w opadzie, jak i Drop Shot’cie, posiadający większy zapas mocy i sztywniejszy kręgosłup model L, dysponuje atutami, które dają mu ewidentne przewagi nad delikatniejszym, bardziej progresywnym „młodszym bratem” z serii. Zastanawiając się nad kupnem jednego czy drugiego, trzeba sobie samemu najpierw zadać podstawowe pytanie: Do czego ma mi służyć ten kij? I dopiero po odpowiedzeniu sobie na nie, podejmować decyzje…

Seabed w akcji…

Link do wędki na sklepie fabrycznym PureLure:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DEllhVV

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

SPRO Specter Finesse Spin L 2,28m 5-14g – Lekki spinning według SPRO…

Firma SPRO jest znana polskim wędkarzom od lat. Znana przede wszystkim z kołowrotków. Niektóre z nich okazały się powszechnie polecanymi modelami, na budżetowej półce sprzętowej. Niektóre, jak Red Arc, uzyskały miano sprzętów kultowych (Jak bardzo nie byłoby to określenie nadużywane…). Oferta SPRO dostępna na naszym rynku jest sukcesywnie poszerzana. Czas temu pojawiły się u nas ich wędki. Postanowiłem powiedzieć sprawdzam i zaspokoić moją, i (Jak mam nadzieję…) Waszą ciekawość. Poznajcie SPRO Specter.

Spro Specter… Nazwa Kozacka, ale czy coś jeszcze?

Dlaczego wybrałem na testy akurat ten model? Zainteresowały mnie liczne filmy na oficjalnych kanałach promocyjnych SPRO, na których ten model kija często używany jest do łowienia przy użyciu metodą drop shot, carolina rig i generalnie przy użyciu lżejszych zestawów. Po krótkim przejrzeniu dostępnych w ramach modelu Specter opcji, wybór padł na kij wspomniany w tytule. Wystarczyło wydać 315 złotych i wspomniane SPRO znalazło się w moich ciekawskich łapkach.

Na pierwszy rzut oka wygląda nienajgorzej…

Jak to wygląda na pierwszy rzut oka? Cóż… Moje odczucia można, delikatnie mówiąc, określić jako mocno mieszane. SPRO Specter Finesse Spin L ma długość 2,28m długości. Blank kija ma sporą zbieżność i zdecydowanie nie należy do przesadnie finezyjnych. Przy przelotce szczytowej ma 1,75mm średnicy. Przy dolniku mamy tu solidne 10,5mm. Blank uzbrojono w 8 przelotek „no name” w ramkach typu K, które jak na niewysoką półkę produktu wyglądają nieźle. Ringi i ramki nie są przesadnie grube i toporne.

Ringi wyglądają nieźle…

Uzbrojenie chwytu to klon TVS’a wyróżniający się podwójnym pokrętłem docisku kołowrotka (mamy docisk i kontrę) – generalnie rozwiązanie takie bardziej kojarzy mi się z bardzo mocnymi kijami do zdecydowanie cięższych połowów, ale skoro SPRO tak sobie wymyśliło, to niech i tak będzie. Sam dolnik jest krótki i wykończony pianką EVA przyzwoitej jakości. Wzmocniono go efektownym i modnym, krzyżowym oplotem.

Dolnik…

Wędka wedle deklaracji fabrycznej powinna ważyć 120g. Deklaracje te w zasadzie pokrywają się z rzeczywistością. Waga elektroniczna pokazała mi 122,4g masy.

Waga w zasadzie się zgadza…

Gorzej robi się jednak, gdy przyjrzymy się jakości wykończenia kija. W moim egzemplarzu przelotki nie trzymają linii prostej (choć tragedii nie ma). Do tego doszedł w bonusie przedni grip utytłany klejem. Jak na kij kosztujący ponad 300 złotych, szału zdecydowanie ni ma…

Foregrip ubabrany klejem – żenada…

Odłóżmy jednak na bok kwestie estetyczne. Może SPRO obroni się użytkowo? Przecież na filmach łowią i są zadowoleni… 😉

Cóż… Zacznijmy od tego, że pierwsza rzecz, która narzuca się naszej uwadze po wzięciu Specter’a do ręki to słabe wyważenie tego kija. Wędka ma wagę jeszcze akceptowalną, ale mówiąc kolokwialnie, kij „leci na ryj” aż miło (a raczej niemiło). Próbowałem dobrać do niej taki młynek, by nieco zniwelować te nieprzyjemne odczucia. Dopiero przy młynku ważącym z plecionką ponad 270g (konkretnie Daiwa’ą BG 2500) przestawało być to dokuczliwie. Niemniej cały zestaw zdecydowanie nie łapał się już na wagę „piórkową”. Do tego ergonomia chwytu nie jest zachwycająca. Jakoś leży to w ręce, ale do ideału sporo jednak brakuje.

Ringi trochę uciekają z linii prostej, ale generalnie ich montaż nie wygląda tragicznie…

SPRO Specter wedle opisów producenta miałby być kijem o akcji X-Fast. Cóż… Może nie wiem jakie tam w Holandii mają standardy akcji kijów spinningowych, ale na moje oko to jednak jest Fast. Wędka charakteryzuje się dość wrażliwą, bardziej spolegliwą częścią szczytową, o zadowalającej dynamice, całkiem przyjemnym ugięciem pod obciążeniem i sporym zapasem mocy w dolniku. Realny ciężar wyrzutowy tego kija oceniam na zakres od okolic 5g do mniej więcej 20g całkowitej masy przynęty. Do tego dochodzi transmisja drgań, którą określiłbym jako dość przeciętną. Szału nie ma, ale tragedii też nie. Całość rzeczywiście mogłaby się całkiem przyzwoicie sprawować przy nieco cięższym drop shot’cie. Mogłaby, gdyby ten kij tak nie „leciał na ryj”, co na dłuższą metę przy drop shot’cie czyni łowienie bardzo męczącym. Do lekkiego drop shot’a kijowi temu brakuje finezji i czułości. „Finesse” w nazwie niewiele tu pomaga.

TESTY UGIĘCIA:

Najsensowniejsze zastosowanie tego kija jakie widzę to lekki zestaw szczupakowy, nastawiony przede wszystkim na stosowanie przynęt miękkich i łowienie w opadzie. Top kija w stopniu zadowalającym sygnalizuje brania, zaś progresywna praca blanku umożliwia skuteczne hole nawet bardzo delikatnie zahaczonych ryb. Przy lekkim łowieniu niewielkich sandaczy, ten SPRO też sobie powinien poradzić. Niemniej, w obu tych dziedzinach, kij ten będzie się nam sprawował co najwyżej poprawnie.

Blank jest zadowalająco dynamiczny i przyjemnie progresywny. Wędka dobrze trzyma rybę.

SPRO Specter Finesse to wędka, w której połączono może niewybitny,ale zadowalający blank z kiepskim wyważeniem i uzbrojeniem, którego jakość jest w miarę adekwatna do ceny jeśli idzie o komponenty, ale jeśli idzie o precyzję wykonania, prezentuje się po prostu słabo. Użytkowo to jakoś działa. Da się tym łowić nawet i całkiem skutecznie. Tylko, że całą przyjemność z tego płynącą zjada nam kulejąca ergonomia i wyważenie. Gdyby projektant tego kija ogarniał temat ciut lepiej, można by z tego blanku wycisnąć więcej.

Jak mawiali starożytni Indianie: „Jakby to zrobili lepiej, to by było lepsze…”

W tej chwili ten kij kosztuje około 320 złotych. Jak dla mnie? Szkoda na SPRO pieniędzy. Jeśli ktoś o nim myśli, to radzę by raczej poszukał sobie czegoś innego. I tyle w temacie…

Spodobał Ci się ten materiał? Postaw kawę Cykadzie… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Robinson CityLiner Perch Jig 2,26m 2-12g – Taka wklejanka co ma sens…

Wędki z wklejanymi szczytówkami stanowią raczej niewielki procent mojego arsenału. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Po pierwsze, tubulary uważam za kije generalnie bardziej uniwersalne. Więcej możliwości w jednym kiju to zawsze wygodna i kusząca opcja przy ograniczonej ilości sprzętu jaki można zabrać ze sobą. Po drugie, używając tubularów, mam generalnie większą frajdę z łowienia i tyle – ot cała tajemnica. Moje preferencje, nie przeszkadzają mi jednak zupełnie, w docenianiu wklejanek jako specjalizowanych narzędzi, które w pewnych warunkach sprawują się po prostu świetnie. I po tym krótkim wprowadzeniu, możemy się już zająć kijem, do którego „obadania”, zachęcił mnie jeden z widzów mojego kanału na YouTube. Poznajmy kolejnego przedstawiciela budżetowej serii CityLiner od Robinsona. Tym razem przed Wami model Perch Jig…

Robinson CityLiner Perch Jig 2,26m 2-12g

Robinson CityLiner Perch Jig w długości 2,26m, już na pierwszy rzut oka, nie wygląda nam na delikatną witeczkę do dłubania małych okonków na najmniejsze paproszki. Szybki blank łączy w sobie, z jednej strony, delikatną wklejkę mającą przy przelotce szczytowej 0,9mm średnicy. Z drugiej strony jednak, to przy uchwycie kołowrotka, wzmocniona krzyżowym oplotem dolna część blanku, ma 8,7mm średnicy i prezentuje się całkiem solidnie.

Dolnik wzmocniono krzyżowym oplotem, tak jak w innych kijach z tej serii.

Wędkę uzbrojono na dolniku w oryginalny uchwyt kołowrotka od Fuji. To model VSS, który przy tym kiju sprawuje się bardzo dobrze. Dolnik wędki ma optymalną długość, zaś gripy wykończono pianką EVA całkiej dobrej jakości. Dolna sekcja wygląda nowocześnie i może się spodobać.

Fuji VSS

Blank wklejanki uzbrojono w 9 przelotek „no name”. Same przelotki, jak na półkę cenową kija, w którym je zamontowano, prezentują się całkiem dobrze. Tak ramki typu K Slim jak i wkłady wyglądają OK. Montaż ich zdradza jednak pewne mankamenty. Ringi nie trzymają linii prostej (Trzeba też jednak uczciwie dodać, że odchylenia te relatywnie nie są wielkie.). Lakierowania omotek są zrobione poprawnie, choć miejscami lakieru jest ciut przydużo. Całościowo kij wygląda jednak naprawdę całkiem fajnie. Do tego jego waga jest również bardzo sensowna. Producent deklaruje masę kija na poziomie 104g. Waga elektroniczna pokazała mi 105,4g. Różnica pomiędzy deklaracjami, a rzeczywistością jest w zasadzie pomijalna. Kij jest rzeczywiście przyjemnie lekki i dobrze leży w dłoni. Pozostaje najważniejsze pytanie… – Jak ten kij działa w praktyce?

Montaż przelotek…

Przystępując do tej części testu, zaznaczam, że kij rzetelnie przetestowałem pod kątem trzech głównych zastosowań, w których po testach na sucho założyłem, że spisze się on dobrze. Pierwszym było typowo okoniowe jigowanie na różnych głębokościach. Drugim połowy na lekkie szczupakowe/sandaczowe gumy. Trzecim było sprawdzenie tej wędki pod kątem jej użyteczności w metodzie drop shot. Kij ten generalnie w trakcie testów pozytywnie mnie zaskoczył ale nie uprzedzając…

Jak na swoją długość i realną moc blanku kij nie waży dużo

Przy typowo okoniowym jigowaniu przerzuciłem całe spektrum przynęt miękkich, łowiąc tą wędką okonie tak na płytko, w toni wodnej, jak i dość głęboko (do okolic 8-9 metrów). Przyznam się, że przy płytkim łowieniu nie spodziewałem się tutaj cudów. Kij jest szybki i ma spory zapas mocy. Trochę obawiałem się o jego pracę w dolnym zakresie deklarowanego CW i potencjalnie zbyt dużą ilość spadów. Wbrew moim obawom kij poradził sobie z tym całkiem nieźle. Nie jest to, co prawda, witka dedykowana do płytkiego dłubania okonków, ale w razie potrzeby umożliwia nam on takie łowienie w stopniu zadowalającym. Zastosowana przez producenta, delikatna wklejana szczytówka pozwala realnie zbliżyć się z całkowitą wagą przynęt do dolnej granicy zasugerowanej w opisie kija. Kij nie tylko zapewnia dostatecznie dobrą kontrolę nad zbliżającymi się do 2g całkowitej masy paprochami (testowałem go pod wabikami ważącymi 2,3g), ale też rzuca nimi na zadowalające odległości. Szybki blank jest nieco bardziej progresywny niż można by się spodziewać i nie gubi ryb w jakimś nadmiernym stopniu. Oczywiście, do takiego łowienia lepszy byłby delikatniejszy, lżejszy i krótszy sprzęt, ale muszę przyznać, że CityLiner radzi sobie z tym zadaniem zaskakująco nieźle. (Wszystko to oczywiście pod warunkiem zastosowania odpowiednio cienkich plecionek)

Delikatna wklejanka pomaga ładować lekkie wabiki i jest czułym sygnalizatorem brań

Przy cięższych jigach jest tylko lepiej. Jako maszyna stworzona do łowienia w opadzie kij ten ogarnia ten temat w stopniu lepiej niż wystarczającym. Szybki blank pozwala dobrze wcinać ryby. Jego czułość jest całkiem niezła, a doceniamy ją zwłaszcza w momentach, gdy uświadamiamy sobie, że mamy w ręku wędkę za nieco ponad dwieście złotych. Przy wyjątkowo delikatnych braniach, niedostatki w transmisji drgań uzupełnia nam delikatna wklejka, która robi dobrą robotę. Generalnie w temacie jigowania konstrukcja ta, sprawuje się użytkowo lepiej, niż sprawia wrażenie na sucho. Przy dużej szybkości, mocy i zadowalającej czułości, jest bardziej finezyjna i progresywna niż może się z początku wydawać.

Zastosowane ringi wyglądają całkiem nieźle

Przy łowieniu szczupaków/sandaczy na lekko kij ten sprawuje się bardzo dobrze, pod warunkiem, że ograniczamy się do łowienia na gumy, czy lżejsze błystki wahadłowe. Górą możemy tą wędką miotać bez najmniejszych problemów wabikami, których waga dobiega do okolic 20g całkowitej masy przynęty. Na upartego można jej tam coś jeszcze dołożyć, niemniej dla mnie te 20g to była jakaś rozsądna granica komfortu. Przy tej masie przynęt, kij oczywiście bezbłędnie przekazuje nam gdy cokolwiek podejrzanego dzieje się z naszym wabikiem i pozwala na w pełni dynamiczne podbijanie. Szybkość i moc blanku dają nam też pewne i mocne zacięcie w momencie kontaktu drapieżnika z przynętą. W trakcie holu większych drapieżników CityLiner pokazuje dobrą progresywność blanku i zapas mocy w dolniku wystarczający do starcia z całkiem sporymi rybami. Oczywiście nie jest to oręż dedykowany tropieniu metrówek, ale gdy do podejścia niechętnych do współpracy drapieżników potrzebny nam delikatny zestaw, i niewielkie przynęty, ten kij robi naprawdę dobrą robotę.

Pod szczupakiem 70cm kij pokazuje progresywne ugięcie i zachowuje jeszcze rezerwę mocy.

Przy lekkim/średnim drop shot’cie CityLiner sprawuje się równie dobrze. Jest odpowiednio mocny, szybki i poręczny. Transmisja drgań tej wędki jest, jak na tę półkę cenową, naprawdę całkiem niezła. Przy najdelikatniejszych braniach, gdy do dolnika nie dotrze odpowiedni sygnał, ratuje nas delikatna wklejka, która dobrze pokazuje najdelikatniejsze i najbardziej anemiczne skubnięcia niewielkich ryb. Gdybym szukał wędki do typowo nocnego łowienia, rozejrzałbym się pewnie za czymś bardziej elektrycznym, ale w tej cenie ciężko mi zarazem wskazać w tej chwili coś, co byłoby w kwestii czułości znacząco lepsze od tego kija.

TESTY UGIĘCIA:

Robinson CityLiner Perch Jig 2,26m 2-12g to relatywnie niedroga wędka, która daje wędkarzowi w jednym kiju do dyspozycji całkiem spory wachlarz „opadowo-dropshotowych” możliwości. Kij ten ma szeroki zakres użytecznego CW i wyposażono go w szybki, odpowiednio czuły, i progresywny blank. Do tego nieźle wygląda, niewiele waży i jest całkiem dobrze wykonany z całkiem sensownych komponentów, a jego ergonomii nic nie można zarzucić. Ten kij ma sens tak na łodzi, jak i z brzegu, a na takich łowiskach jak np. Motława powinien się sprawować wręcz bardzo dobrze. Gdybym miał cokolwiek zasugerować do zmiany/poprawienia w tej wędce, to chętnie zobaczyłbym koniec wklejanej szczytówki potraktowany fabrycznie jakimś jaskrawym lakierem fluo, tak by poprawić jej widoczność w kiepskim oświetleniu i dla mnie byłoby super. I bez tego jednak, mamy tutaj naprawdę kompletną, udaną, budżetową wklejankę sprawdzającą się w wielu zastosowaniach. Aktualnie, jak się poszuka jakiejś promocji, można go wyrwać w cenie około 250 złotych. W tych pieniądzach (jak i trochę większych…), jak by nie patrzeć, ten kij zdecydowanie ma sens.

Ten kij ma sens…

Spodobał Ci się materiał? Postaw kawę Cykadzie… https://buycoffee.to/cykadaspinning

Wdairen Fishing Spiral Worm – Mały, wielki śmierdziuszek…

Ktokolwiek miał do czynienia ze Spanky Worm’em od Lucky John’a, po ujrzeniu tej przynęty w ofercie chińskiej marki Wdairen, może odczuć lekką ekscytację. Podobieństwo raczej przypadkowe nie jest… Kwestia tylko, czy produkt oferowany przez Wdairen, równie dobrze działa? Zainteresowani? To zapraszam do lektury.

Wdairen Fishing Spiral Worm

Sam Spanky Worm reklamowany jest jako przynęta na pstrągi. Tu się przyznam. Ni diabła na pstrągach jej nie wypróbowywałem. Może dlatego, że generalnie o pstrągowaniu mam pojęcie nikłe i nie będę udawał, że tak nie jest, i wypisywał jakieś głupoty (Krótkiej przygody na Trout Area, nie uznaję jako jakiegokolwiek doświadczenia.). Natomiast, gdyby kiedyś trafiła się okazja wyjechania na takie łowienie z ogarniętym fachowcem, na pewno chętnie bym tego spróbował. Lubię uczyć się nowych rzeczy i kolekcjonować doświadczenia.

Kształt trudny do pomylenia…

Natomiast jeśli idzie o kwestię Drop Shota, to temat ten od jakiegoś czasu już ogarniam i przynęta ta zawsze i nierozerwalnie będzie mi się właśnie z okoniowym drop shot’owaniem kojarzyć. Od dnia gdy podpatrzyłem u kolegi na zestawie drop szot’owym takiego właśnie robala, którym to zresztą kolega spuścił mi tego dnia srogi, drop shot’owy omłot, wiedziałem, że się z tym niepozornym, śmierdzącym, silikonowym robaczkiem zaprzyjaźnię. I tak też się stało.

Paleta barw, generalnie utrzymana w ciepłych kolorach.

Worm od Wdairen przybywa do nas zapakowany w tanie torebeczki strunowe bez żadnych napisów. Ewidentnie zdaje się, że przyjeżdża toto do sklepów wysyłkowych w opakowaniu zbiorczym typu wiadro i przed wysyłką pakowane jest w odpowiedniej ilości w te małe woreczki. Dla wędkarzy przyzwyczajonych do tego, że markowa przynęta musi być zapakowana w wypasione blistry, słoiczki czy obrandowane na bogato torby, widok ten może być niezłym zaskoczeniem, tudzież wywołać spory dysonans poznawczy.

Opakowanie… Poziomem wypasu nie powala, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?

Sam produkt wygląda łudząco podobnie do robala od LJ. Te same kształty żebrowanego, delikatnego korpusu. Ten sam ogonek zakończony kuleczką. Produkt Wdairen mierzy 6cm długości i choć wygląda bardzo delikatnie, to tragedii z jego wytrzymałością nie ma. Silikon jest miękki, niemniej zaskakująco też wytrzymały. Nieźle trzyma się haczyka i nie daje się łatwo urywać podskubującym go za ogonek małym okonkom. Do tego pływa wręcz, w atraktorze o bardzo intensywnym zapachu, zbliżonym do tego, stosowanego w niektórych przynętach LJ. W zasadzie, nie musiałem otwierać paczki, po tym gdy do mnie dotarła, by zgadnąć co jest w środku. Smrodek poradził sobie świetnie i z tymi torebeczkami, i z kopertą bąbelkową, w której do mnie przyjechał. Z daleko już było czuć, że orzeł, znaczy się, Worm od Wdairen wylądował. Zajeżdża toto bowiem całkiem srogo… 😉

Mierzy skromne 6cm, lecz zajeżdża srogo… 😉

Robal ten produkowany jest w siedmiu wersjach kolorystycznych. Może szału pod tym względem nie ma, ale idzie wybrać spośród nich bardzo dobre opcje na różne łowiska i dni. Brakuje mi tu odrobinę jakichś zgniłych zieleni i brązów, czy herbaty z pieprzem, ale to co jest, nie jest złe. Delikatna konstrukcja przynęty, wymaga od nas przy zbrojeniu, stosowania delikatnych haczyków z cienkiego drutu. Opisywane przeze mnie wcześniej haki Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN, nadają się do tego idealnie.

Róż z pieprzem i brokatem… Robi robotę…

Gdy zaś przynętę odpowiednio uzbroimy i poprowadzimy, robi ona robotę aż miło. Robaki te są bardzo skuteczne. Nie wiem jak pstrągi, ale okonie za nimi po prostu przepadają i z upodobaniem zasysają je do swoich pysków. Fishing Spiral Worm od Wdairen to po prostu świetna przynęta drop shot’owa, oferowana za rewelacyjną moim zdaniem cenę. Bez promocji, nawet przy obecnej słabej złotówce, za paczkę 10 przynęt, trzeba zapłacić nieco ponad 3 złote. Jak dla mnie bomba. Nie mam pytań. Tej jesieni, te robale jeszcze się u mnie napracują… 🙂

Skuteczna i tania przynęta do Drop Shot’a.

Link do tego Worm’a na sklepie Wdairen:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DetbZ3z

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN – Czyli w czym tkwi haczyk?

Temat haków do okoniowego Drop Shot’a jest dość szeroki. Na rynku jest mnóstwo produktów dedykowanych takiemu łowieniu. Wielu speców ma w tej kwestii swoje teorie i ulubione typy. Mam i ja. Zapraszam do lektury.

Temat haków do metody Drop Shot jest raczej szeroki…

Ruszając temat haków do Drop Shot’a przerobiłem na własnej skórze różne opcje. Poczynając od moim zdaniem przereklamowanych w okoniowym Drop Shot’cie offsetów, przez czerwone Savage Gear’y, wyroby Ownera, Gamakatsu i inne. Niektóre, wyposażone w krętliki wynalazki, w ogóle nie wzbudziły mojego zainteresowania – widać jestem jednak zwolennikiem prostych rozwiązań. Moje poszukiwania w temacie haków do okoniowego „dropsa” zakończyły się gdy przetestowałem haki Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN. Te przypadły mi do gustu najbardziej.

Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN

Zacznijmy od tego, jaki moim zdaniem powinien być haczyk do okoniowego Drop Shot’a?

Po pierwsze, co oczywiste, musi być bardzo ostry i dobrze tę ostrość trzymać.

Po drugie, moim zdaniem, haczyk taki powinien być lekki i zrobiony z cienkiego, delikatnego drutu. Musi w jak najmniejszym stopniu zwracać na siebie uwagę, nie zaburzać prezentacji przynęty, i nadawać się do zbrojenia bardzo delikatnych i niewielkich przynęt.

To bardzo finezyjne i mocne zarazem haki…

Po trzecie, mimo cienkiego drutu, haczyk ten musi mieć odpowiednią wytrzymałość i nie giąć się z byle powodu ani nie pękać.

Po czwarte, jego konstrukcja, na którą składa się długość trzonka, szerokość łuku kolanka i profil jego zagięcia powinny z jednej strony umożliwiać dobrą prezentację przynęty, z drugiej zaś zapewniać doskonałą chwytność haka w momencie zacięcia.

Kształt haka umożliwia zbrojenie najdrobniejszych przynęt i daje bardzo dużą „chwytność”

Haki Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN w kontekście spełniania powyższych wymagań wypadają wręcz doskonale. Są więc przede wszystkim bardzo ostre i doskonale i długo tę ostrość utrzymują. Producent ostrzy je w technologii SaqSas i nie wnikając w szczegóły, trzeba przyznać, że to po prostu działa.

Skrót FFN obecny w nazwie tych haków pochodzi od słów Fine Finesse. Cóż… W tym wypadku nazwa zdecydowanie  zobowiązuje.  Wykonano  je z naprawdę cieniutkiego ale zarazem zaskakująco mocnego drutu. Nie mają tendencji do łatwego gięcia się jak stosowane kiedyś przeze mnie np. czerwone Savage Gear’y na długich trzonkach. W porównaniu do wielu produktów konkurencji haki te wyglądają bardzo delikatnie i finezyjnie. Przynęta prezentowana na nich zachowuje się świetnie. Nie ma też problemów ze zbrojeniem nimi cienkich i maleńkich wabików. Na deser niejako otrzymujemy ich doskonałą chwytność. Moim skromnym zdaniem, w przypadku tych haków, mamy w zestawie wszystko co najlepsze. Prostotę formy, delikatność, finezję, ostrość, chwytność i moc. Do tego nie rozboli nas głowa od zbyt wielkiej liczby rozmiarów do wyboru. Daiwa robi je tylko w dwóch – #4 i #2. Mi osobiście więcej nie trzeba…

Z zapałką… Tak dla uświadomienia rozmiaru haka i przynęty…

Żeby nie było jednak zbyt różowo, mamy w ich przypadku też i pewien minus. Cenę jaką trzeba zapłacić za te haczyki od Daiwy, w porównaniu do cen haków nawet markowej i uznanej konkurencji, trudno uznać za szczególnie atrakcyjną. Za paczkę dziesięciu haczyków w moim ulubionym, okoniowym rozmiarze, czyli #2, trzeba zwykle zapłacić około 15 złotych a ich dostępność jest przy tym dość ograniczona. Czy jednak jest to suma, której nie można odżałować? Moim zdaniem warto. Ostatnio uzupełniłem zapas i przy płaceniu powieka mi nie zadrżała. Może dlatego, że w zasadzie, to się bardzo ucieszyłem, że udało mi się je kupić… Bardzo je lubię.

Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN widoczne na samym dole.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/