Mistrall Sicata Pro Jigger 1,86m 1-9g – Mocne uderzenie Mistrall’a

Wklejanki na rozmaitych forach dyskusyjnych regularnie dzielą uczestników. Są tacy, którzy je uwielbiają. Są i tacy, którzy na ich widok krzywią się z obrzydzeniem i zaczynają pod nosem mruczeć coś o niezastąpionych tubularach czy protezach wędki spinningowej. Podobnie ma się sprawa z marką Mistrall. Firma ta lokuje swoją ofertę w budżetowym segmencie rynku. Wielu bardziej ogarniętych spinningistów całkowicie ją ignoruje. I w sumie, to trochę ich rozumiem. Coś tam jest na rzeczy, że przy przeglądaniu ich katalogu pod kątem wędek spinningowych, zwykle przeżywamy emocje porównywalne z tymi, które towarzyszą wybieraniu taniej, elektrycznej podkaszarki do trawy czy zakupowi zlewozmywaka. Niemniej, całkowite ignorowanie oferty Mistrall’a jest w mojej opinii błędem. Trafiają się im bowiem od czasu do czasu budżetowe perełki, które potrafią srogo zaskoczyć. Mistrall Sicata Pro Jigger jest tego dobitnym przykładem.

Mistrall Sicata Pro Jigger

Patyk ten w materiałach producenta reklamowany jest jako „ultralekki kij do mikrojigów”. Długość wędki to 186cm, co w oczywisty sposób ograniczy jej zastosowanie do połowów z łodzi lub ewentualnie z łatwo dostępnych brzegów. Waga rzeczywista jest nawet niższa niż deklarowane przez producenta 80g – Testowany egzemplarz waży równe 78g.

Lżejszy niż w opisie

CW kija opisano na zakres 1-9g. W tym momencie można się już zacząć zastanawiać co konkretnie producent ma na myśli pisząc o „mikrojigach” i na ile realny jest szacunek tak szerokiego zakresu CW. Bardzo szybki blank tego kija wykonano według producenta z carbonu 40T i 30T, i ma on bardzo małą grubość. Przy dolniku suwmiarka pokazała 7,3mm. Przy przelotce szczytowej cieniutka wklejka ma 0,7mm średnicy. Wędka wygląda bardzo finezyjnie i delikatnie. Składy łączą się jedynym i słusznym w tym przypadku spigotem.

Blank jest bardzo cieniutki i finezyjny. Bardzo krótki dolnik ułatwia precyzyjną animację przynęt. Sam kij jest dużo mocniejszy niż wygląda.

Pro Jigger’a uzbrojono w szkieletowy uchwyt kołowrotka Fuji SKSS z carbonowym insertem. Gripy wykonano z pianki akceptowalnej jakości. Dolnik jest bardzo krótki, a wędka lekka i dobrze wyważona. Blank uzbrojono w 8 przelotek w ramkach typu K Slim. Zastosowane ringi (według producenta to „Weibo LS Ring” – cokolwiek miałoby to oznaczać, bo znaleźć takiej marki mi się nie udało) wyglądają akceptowalnie jak na tę półkę budżetową i w toku trzyletniej eksploatacji nie miałem z nimi problemów. Zbrojenie wykonano poprawnie, choć bez szału. Przelotki zamontowano osiowo, niemniej nad estetyką lakierowania omotek można by tutaj popracować. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej.

SKSS od Fuji z carbonowym insertem. Z wędką sparowany Tsurinoya Jaguar 1000.

Całościowo kij prezentuje się jednak bardzo dobrze. Smukły, delikatny, nielakierowany blank, opatrzony dyskretnymi napisami, w połączeniu z niewielkimi ringami i zgrabnym dolnikiem, zwraca na siebie uwagę. Wędka wygląda nowocześnie i na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie sprzętu droższego niż jej realna rynkowa cena. Ten kij bez wątpienia może się bardzo spodobać. W praktycznym użytkowaniu zaś, w pełni pokazuje pazury i nie zawodzi rozbudzonego swoim wyglądem apetytu posiadacza… Ale po kolei…

8 ringów nieznanego mi bliżej producenta. Wyglądają nieźle. Lakierowanie omotek można by miejscami zrobić lepiej.

Po pierwsze, stwierdzić trzeba, że realny zakres CW prezentuje się nieco inaczej niż sugeruje nam producent. Kij jest mocniejszy niż wygląda i niż go opisano. Komfort rzutowy mamy tutaj w zakresie od 3 do okolic 11g. Przy czym, na upartego, przy najcieńszych plecionkach można próbować schodzić z masą wabików ciut poniżej 3g. Problemem tutaj, bardziej niż czułość wklejki, staje się zasięg rzutowy. Krótki, bardzo szybki blank nie ładuje się dostatecznie dobrze przy lżejszych wabikach i tyle w temacie. O rzucaniu przynętami ważącymi sugerowane w opisie 1g można sobie co najwyżej pomarzyć.

1-9g? Nie do końca…

Po drugie, blank jest czuły. Wędka oprócz czułej wklejki oferuje nam całkiem dobrą transmisję drgań co sprawia, że nawet najdelikatniejsze brania nie powinny umknąć naszej uwadze bo nie tylko je widać, ale i czuć w dolniku.

Kij ten jest też bardzo szybki i jadowicie cięty. Pozwala nam on, w swoim optymalnym zakresie CW, dynamicznie podbijać przynęty i bez pudła wcinać okonie nawet przy łowieniu na dużych głębokościach. Nadmienić tu też warto, że z powodzeniem bywał też używany i przy ultralekkim sandaczowaniu na Motławie. Sprawował się tam bardzo dobrze.

Jak na tak szybką wklejankę, patyk ten jest też dość progresywny. Przekłada się to na to, że Mistrall Sicata Pro Jigger bardzo dobrze trzyma zapięte ryby i nie funduje nam nadmiernej ilości spadów.

TESTY UGIĘĆ:

Szybka bestia, ale pod rybą prezentuje też niezłą progresywność. Ten kij dobrze trzyma ryby.

Wszystko to sprawia, że budżetowy Mistrall, okazuje się po prostu świetnym, specjalizowanym kijem do okoniowego jigowania. W dziedzinie obsługi niewielkich przynęt gumowych i łowienia w opadzie, ten relatywnie niedrogi patyk sprawuje się po prostu wyśmienicie. Jakby tego było mało, to charakterystyka tego dość progresywnego blanku, umożliwia nam „awaryjne” wykorzystanie go przy innych okoniowych przynętach. Wierzcie czy nie, ale przymuszony okolicznościami łowiłem nim jak dotąd już chyba pełnym wachlarzem okoniowych przynęt twardych, włącznie z niewielkimi popperami i ta wklejanka, ku mojemu zaskoczeniu, dawała sobie z tym radę zaskakująco przyzwoicie. Nie jest to oczywiście kij dedykowany takiemu łowieniu, ale gdy zajdzie potrzeba użycia tego typu przynęt nie zostajemy zupełnie bezbronni.

Bardzo fajna wklejanka o dużych możliwościach i relatywnie niewysokiej cenie

Osobiście, znam jeszcze kilku innych bardzo dobrych spinningistów, którzy po przesiadce z przynajmniej dwukrotnie droższych kijów na niepozornego Mistrall’a, już przy nim zostali. Ja sam mam aktualnie dwa egzemplarze tej wędki – Jeden do bieżącego używania, a drugi na zapas, co chyba najlepiej oddaje mój osobisty stosunek do tego patyka. Jest to aktualnie jedna z dwóch moich ulubionych okoniówek. Łowi mi się nią po prostu świetnie, a wędka ta robi bardzo dobrą robotę. Gdyby jeszcze odziali to przyzwoicie po całości w Alconite’y  to byłby szał, a tak? A tak jest po prostu bardzo dobrze. Stosunek cena-jakość jest tutaj świetny.

Jak by to uzbroić w Alconite’y… 😉

Skoro już jesteśmy przy pieniądzach, to aktualnie na najpopularniejszym u nas portalu aukcyjnym kij ten można znaleźć w cenie zaczynającej się od okolic 370 złotych (a wybór jest raczej ograniczony). Bardziej dociekliwych i oszczędnych zachęcam do poszukania go w internetowych sklepach wędkarskich. Można go znaleźć w cenie oscylującej nawet w okolicach 320 złotych. Za takie pieniądze Mistrall Sicata Pro Jigger to po prostu świetny zakup.

Świetny patyk. Łowienie nim to czysta przyjemność.
Test Sicata’y na moim kanale YouTube

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Test Kuying Teton TTS-662L na moim kanale YouTube…

Zapraszam do oglądania, komentowania, pytania… Będę wdzięczny za polubienia i subskrypcje. 🙂

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Kuying Teton TTS-662L 1,98m 2-10g – Po prostu klasyk

Gdyby ktoś dziesięć lat temu powiedział, że wędkę spinningową chińskiej marki można będzie w kraju nad Wisłą określić mianem klasyka, większość speców od sprzętu wędkarskiego pewnie popukałoby się wymownie w głowę. Tymczasem zaś sytuacja wygląda tak, że model Teton od Kuying’a ciężko już chyba określić inaczej. W necie jest sporo materiałów poświęconych tej wędce w najpopularniejszej wersji czyli TTS-662L. Mimo to, ilość zapytań o nią wcale nie maleje. Kij ciągle wzbudza zainteresowanie i emocje. Dorzucę więc i ja swoje trzy grosze do puli informacji na jego temat. Zapraszam do lektury.

Kuying Teton TTS-662L

Kuying Teton TTS-662L to lekki i finezyjny kij spinningowy mierzący 198cm długości. Wedle danych fabrycznych kij winien ważyć 81g (Aktualnie posiadany przez mnie egzemplarz waży ponad cztery gramy mniej. Waga pokazała 76,9g (!)). Producent szacuje CW kija na zakres 2-10g zaś moc blanku określa na 3-8lb. Wędka jest bardzo lekka i dobrze wyważona. Minimalistyczny dolnik zbudowano w oparciu o uchwyt Fuji SKSS z carbonowym insertem i mikrogripy wykonane z charakterystycznego dla tej marki i serii wielokolorowego korka. Całość dobrze leży w dłoni. Może się spodobać, może nie spodobać, ale jedno jest pewne – Jeśli idzie o wygląd to tej wędki po prostu nie sposób pomylić z żadną inną.

Sporo lżejszy niż deklaruje producent…

Kij uzbrojono w 8 ringów firmy Fuji w ramkach typu K Slim. Uzbrojenie jak na tę półkę cenową jest bardzo OK. Może jedna przelotka więcej by nie zawadziła. Może czasem zdarzają się problemy z nadmiarem lakieru na omotkach czy z maźnięciami lakieru na stopkach przelotek, ale fani Teton’ów raczej do tego przywykli i nie zwracają na to uwagi. Ci, którzy z tymi wędkami nie mieli do czynienia a mieć chcą, muszą się jednak przygotować mentalnie na okoliczność możliwości wystąpienia takich drobnych niedoróbek. Ten typ tak miewa.

Przelotki Fuji…

Osobiście, znam kilka osób, które łowią tymi kijami. Wśród nich, znam też dwóch rasowych spinningistów, którzy otwarcie uznają Teton’a za swój ulubiony kij na okonie, mimo tego, że nie stanowi dla nich problemu kupienie wędek kilkukrotnie droższych. Co takiego niedrogi Kuying ma w sobie, co sprawia, że doświadczeni wędkarze tak go cenią? Istotą fenomenu popularności tego modelu Teton’a jest przede wszystkim jego blank. Nad tym elementem tej wędki trzeba się pochylić.

SKSS z carbonowym insertem i charakterystyczny korek gripów

Blank kija Kuying Teton TTS-662L ma niewielką średnicę i bardzo małą zbieżność. Przy przelotce szczytowej ma 1,4mm średnicy. Przy dolniku zaś 7,3mm. Wykonano go z wysokomodułowego węgla 46T (Producent zamiennie podaje też informację, że mamy tam połączenie 40T i 46T). Połączenie tych cech ze sobą sprawia, że kij ten z jednej strony, dzięki cienkiemu, cienkościennemu blankowi o niewielkiej zbieżności, pod niewielkimi już rybami przepięknie pracuje gnąc się relatywnie dość głęboko przy zachowaniu przepięknej krzywej ugięcia.

To najpopularniejszy model Teton’a w naszym kraju

Z drugiej strony, zastosowany tutaj wysoki moduł węgla, zapewnia tej z pozoru bardzo delikatnej witce relatywnie sporą szybkość (To Fast, ale z tych niekoniecznie najszybszych. Zdecydowanie bliżej mu do MF niż do XF). Połączenie tych cech decyduje o pewnych cechach użytkowych, które składają się na plusy i minusy tego kija.

Dla zobrazowania powyższego testy ugięć:

Mocne strony Kuying’a Teton’a wynikające z charakterystyki tego blanku to kapitalne trzymanie wciętej ryby i niewielka ilość spadów. Blank ma dość uniwersalną charakterystykę. Świetnie radzi sobie z całym wachlarzem niewielkich przynęt twardych. Świetnie ogarnia wirówki, cykady, wahadełka, wirujące ogonki, niewielkie woblerki twitchingowe i popperki. Doskonale radzi sobie z obsługą jaskółek o ile nie schodzimy z całkowitą ich wagą poniżej 3g. Całkiem nieźle daje sobie też radę przy jigowaniu, o ile nie próbujemy łowić bardzo głęboko i nie przekraczamy realnego CW kija. W takich okolicznościach cudów się nie spodziewajmy. To po prostu nie jest  kij dedykowany stricte do takiego łowienia.

Blank ma niewielką zbieżność. Przy szczytowej przelotce ma grubość 1,4mm. Przy dolniku tylko 7,3mm.

W tym miejscu dochodzimy też do pewnych ograniczeń tej wędki. CW tego patyka opisane jest w miarę dobrze. Realnie komfortowo połowimy nim w zakresie 3-11g i nic więcej. Ani w jedną, ani w drugą stronę wiele nie uskubiemy. Kij nie toleruje zbytnio ani prób przeciążania go, ani schodzenia z ciężarem wabików poniżej swojego optimum i natychmiast wysyła wyraźne sygnały, że zabawa się kończy. Przeciążany szybko gaśnie i traci całą dynamikę. Przy próbach schodzenia poniżej 3g, daje o sobie znać spora średnica topu wędki (1,4mm) i również przerywa zabawę.

Niektórym brak mocy w dolniku… Moim zdaniem nic mu nie brakuje.

Niektórzy użytkownicy Teton’a w tej wersji narzekają na zbyt spolegliwy dolnik. Cóż… Przy tych parametrach blanku można się jednak tego spodziewać. W mojej opinii, do zastosowań do jakich ten kij jest dedykowany (czyli w naszych warunkach połów okoni i pstrągów), moc dolnika jest w zupełności wystarczająca.

Kij co prawda nie należy do gatunku „elektrycznych”, niemniej czułość wędki jest w mojej opinii całkiem dobra. Ogarniętemu spinningiście powinno to spokojnie wystarczyć.

Test kija na moim kanale YouTube

Kuying Teton to wędka wymagająca pewnej kultury obsługi. Delikatny blank potrafi znosić naprawdę srogie, głębokie ugięcia, ale nie toleruje niechlujnego traktowania. Jest wrażliwy na uderzenia czy niefachową obsługę, stąd też przypadki łamania górnego składu wędki. To nie jest wędka dla początkujących czy wychowanych na sprzętach typu „gniotsia-niełamiotsia”.

Ładny ogólnie i w szczegółach.

W moim przypadku, to już trzeci raz gdy jestem w posiadaniu tego kija w tej wersji. Za każdym razem ten kij doceniam i podoba mi się on. Doskonale rozumiem tych, którzy te wędki wychwalają i wiem co w nich widzą określając je mianem swoich ulubionych wędek na pasiaki. Za każdym razem też, finalnie, jednak Teton’a TTS-662L sprzedaję. Dlaczego? Bo przy łowieniu z łodzi przywykłem do stosowania dwóch specjalizowanych okoniówek i Teton, mimo swoich niewątpliwych zalet, nie potrafi mi ich zastąpić. Do płytkiego łowienia, na najlżejsze przynęty używam delikatniejszej wędki startującej wyraźnie niżej i jeszcze bardziej finezyjnej. Do jigowania używam zdecydowanie szybszej, choć finezyjnej wklejanki, która zapewnia mi też nieco większy zapas mocy w górnych zakresach CW. Do Drop Shota i Bocznego Troka mam w zasadzie jeszcze trzecią wędkę… Ot i cała tajemnica. Każdy ma swoje preferencje. Moje wyglądają tak.

Ringów jest osiem. Przy tej długości, jeden więcej by zapewne nie zaszkodził, ale źle absolutnie nie jest.

W momencie pisania tego testu cena podstawowa kija Kuying Teton TTS-662L na dwóch fabrycznych sklepach wynosi około 450 złotych. Wędkę można jednak regularnie kupić taniej. Regularnie pojawiają się kupony zniżkowe, lub promocje w stylu: 15% rabatu przy zakupie dwóch. Korzystając w tej chwili z takich opcji przy zakupie dwóch kijów, na każdym z nich można zaoszczędzić już około 80złotych (cena wychodzi ciut poniżej 370 złotych), a bywają promocje lepsze. W tej cenie Kuying Teton to na pewno kij warty uwagi. Renoma, którą się cieszy nie bierze się znikąd. To bardzo wdzięczna, dość uniwersalna wędka, dająca mnóstwo frajdy z łowienia, a zarazem przemyślany i skuteczny sprzęt zrobiony na dobrych komponentach. Na pytanie zaś, co komu w temacie okoniówek jest tak naprawdę do szczęścia potrzebne, każdy musi sobie finalnie odpowiedzieć sam. I to jest w tym wszystkim piękne.

Dla mnie ten kij to już klasyka…

Sklepy w których kupicie Kuying Teton’a TTS-662L:

https://s.click.aliexpress.com/e/_9z7pTB

https://s.click.aliexpress.com/e/_ALzUNP

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Kingdom MT-2000 Micro Fly – Czarny brat bliźniak…

Tsurinoya Whirlwing wypadła z port folio TSU, ale gdyby ktoś szukał jej brata bliźniaka to możecie go znaleźć w ofercie firmy Kingdom. Nazywa się Micro Fly MT i już na pierwszy rzut oka widać w nim wspólne geny. Czy jednak pozorne podobieństwo znajdzie swoje odzwierciedlenie w tajemniczym wnętrzu tego odzianego w czerń i złoto zawodnika? Zajrzałem w bebechy obu i pewne wnioski mam… Zapraszam do lektury.

Kingdom MT-2000 Micro Fly i jego brat bliźniak…

Kingdom Micro Fly MT położony obok TSU Whirlwing’a wygląda jak jego brat bliźniak. Obie konstrukcje z wyglądu różnią się jedynie drobnymi szczegółami. Zgrabny młynek w rozmiarze 2000 ubrano w kompozytowe body i wyposażono w jedną bądź dwie aluminiowe szpule (Jest to opcja do wyboru. W przypadku wyboru wersji z jedną szpulą otrzymujemy model z jej płytszą wersją. W opcji z dwiema, dostajemy płytką i głęboką). Kołowrotek ma uniwersalne przełożenie 5,2:1, hamulec oparty na podkładkach z carbonu, 8+1 nierdzewnych łożysk i korbę wkręcaną w korpus kołowrotka. Całość jest lekka, zgrabna, wygląda dobrze i tak też chodzi po wyjęciu z pudełka – miękko, lekko i cicho. Luzy są minimalne. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo dobrze. Podana przez producenta waga pokrywa się z rzeczywistością. Kołowrotek waży ciut poniżej 250 gramów.

Waga zasadniczo pokrywa się z deklaracjami producenta

Po zabraniu Micro Fly’a nad wodę pierwsze wrażenia były nadal dobre. Kołowrotek chodził ładnie, wszystkie elementy działały jak trzeba. Hamulec ma sporo mocy i działa poprawnie. Nawój z małymi zastrzeżeniami ale ostatecznie akceptowalny. Z początku nie bardzo było się do czego poważnie przyczepić.

MT-2000 w zestawie „Szczupak na lekko”

Niestety po kilku wypadach nad wodę pojawiły się pierwsze delikatne symptomy pogorszenia pracy młynka pod obciążeniem. W takich sytuacjach zwlekać nie wolno, a najgorsze co można zrobić to te pierwsze sygnały zignorować. Kołowrotek wylądował na stole roboczym i został rozebrany przeze mnie w drobny mak. Diagnoza była łatwa do przewidzenia.

ZBYT MAŁA ILOŚĆ PODEJRZANEJ JAKOŚCI RZADKIEGO SMARU NA PRZEKŁADNI GŁÓWNEJ I PINIONIE

Dalsza eksploatacja kołowrotka w tym stanie, zakończyłaby się zjedzeniem zębów przekładni i w konsekwencji jej zniszczeniem. Kołowrotek został wymyty, posmarowany jak trzeba i złożony do kupy. Teraz śmiga bardzo ładnie. W zasadzie, kręci zdecydowanie lepiej niż bezpośrednio po wyjściu z fabryki.

Zgrabny, lekki, fajnie pracujący młynek. Niestety fabryczne smarowanie wymagało zdecydowanej korekty…

Przy okazji tych działań na warsztat trafił też brat bliźniak Kingdoma czyli TSU Whirlwing, który przez sezon zdążył sporo pokręcić i na sam jego koniec zaczął minimalnie, ale jednak ząbkować. Ten, co prawda, był zdecydowanie lepiej posmarowany niż bliźniak od Kingdoma, niemniej jakość zastosowanego tutaj smaru również nie wzbudziła mojego entuzjazmu. Rzadki smar świetnie się sprawuje gdy kręcimy sobie kołowrotkiem po wyjęciu z pudła i wtedy wszystko pięknie śmiga. Gorzej gdy zagonimy go do spinningowej roboty. Po sezonie, kołowrotek ten ewidentnie nadawał się do gruntownego mycia i porządnego nasmarowania czymś o lepszych parametrach. Odpuszczenie tego niechybnie zakończyło by się w sposób podany powyżej – zniszczeniem przekładni. Interwencja nadeszła w samą porę.

Powyżej link do testu TSU Whirlwing
Nieprodukowany już TSU Whirlwing to mechaniczny klon Kingdom’a

Po wybebeszeniu obu tych sprzętów, mam kilka obserwacji, którymi się chętnie z Wami podzielę…

Oba te kołowrotki to niezłe budżetowe maszynki do lekkiego łowienia będące z technicznego punktu widzenia klonami .  Jakość zastosowanych podzespołów nie powala w żaden sposób. Z jednej strony, co oczywiste, nie jest to światowy top, ale z drugiej, nie są to też kołowrotki z najgorszego bazarowego chińskiego sortu. Odpowiednio eksploatowane posłużą spory kawałek czasu. Pod pojęciem odpowiedniej eksploatacji rozumiem przede wszystkim nie przeciążanie tych maszynek, bowiem ich mechanizmy, mimo podparcia ich w kluczowych miejscach krytymi, nierdzewnymi łożyskami kulkowymi, nie należą do szczególnie pancernych. Wędka z realnym CW do 25g to max ich możliwości i trzeba to przyjąć do wiadomości tak dla dobra kołowrotka, jak i jego właściciela.

Nawój idealny nie jest, ale w tej cenie do przełknięcia…

Przykład obu tych młynków dobitnie też potwierdza smutną prawdę na temat budżetowej strony rynku kołowrotkowego. Podstawowym problemem sprzętów z tego segmentu jest nieodpowiednie smarowanie, materiałami smarnymi kiepskiej jakości. W dalszej kolejności dopiero mamy inne problemy z jakością montażu czy wadliwe/nietrzymające parametrów podzespoły. Obie te maszynki mogą dać właścicielowi sporo radości, niemniej by nie przeżyć rozczarowania trzeba być gotowym na to, że kołowrotki trzeba będzie dać do wyczyszczenia z fabrycznych „smarów” i profesjonalnego ich nasmarowania. Tak to już jest. Jak ktoś nie ma w życiu szczęścia, to musi mieć kontakt na speca od młynków, albo trochę umiejętności mechanicznych i wiedzy by zrobić to samemu. By nikt do mnie nie miał potem pretensji, nie będę też nikogo, kto się nie czuje na siłach, zachęcał tutaj do samodzielnego dłubania w młynkach. Nie powiem, Wam, że to łatwizna bo tak po prostu nie jest. Bez odpowiednich narzędzi i wiedzy, zniszczyć kołowrotek jest bardzo łatwo. Cytując klasykę – Jeśli się nie czujecie, to lepiej nie róbcie tego sami w domu…

Po odpowiednim nasmarowaniu to bardzo przyjemny młynek do lżejszego łowienia…

Obecnie, bez żadnych promocji, Kingdom Micro Fly MT-2000 kosztuje w wersji z jedną szpulą około 250 złotych. Za wersję z dwiema szpulami trzeba dać koło trzech stówek. Jak za młynek o takim poziomie zastosowanych rozwiązań technicznych, nie jest to suma wygórowana. Trzeba mieć jednak świadomość, że może nam się trafić egzemplarz dobrze złożony i posmarowany, jak i taki, który będzie wymagał szybkiej interwencji serwisanta (czyli tak samo jak w przypadku budżetowych kołowrotków z rynku krajowego). Co z tym fantem dalej zrobić? Cóż… Odkąd zacząłem z powodzeniem sam serwisować swoje kołowrotki, przestałem mieć takie dylematy, niemniej doskonale pamiętam jak było przedtem i świetnie rozumiem rozterki tych, którzy szukają sensownych kołowrotków za rozsądne pieniądze. Być może dla nich lepszą opcją będą młynki w podobnej cenie ale z dystrybucji krajowej? Może i bez carbonowego hamulca, może i z nieco tandetną korbką na przetyk, może i z mniejszą ilością łożysk kulkowych w mechanizmie, ale za to z dobrze działającym serwisem? Tylko teraz nie pytajcie mnie, które taki serwis mają, bo po wysłuchaniu w ostatnich latach, od znajomych  z branży, całej serii mrocznych, serwisowych opowieści, aktualnie sam miałbym problem z podjęciem decyzji.

Cóż… Nikt nie powiedział, że będzie łatwo…

Kingdom’a Micro Fly kupicie tu:

https://s.click.aliexpress.com/e/_AlyIr7

https://s.click.aliexpress.com/e/_9gUrtL

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN – Czyli w czym tkwi haczyk?

Temat haków do okoniowego Drop Shot’a jest dość szeroki. Na rynku jest mnóstwo produktów dedykowanych takiemu łowieniu. Wielu speców ma w tej kwestii swoje teorie i ulubione typy. Mam i ja. Zapraszam do lektury.

Temat haków do metody Drop Shot jest raczej szeroki…

Ruszając temat haków do Drop Shot’a przerobiłem na własnej skórze różne opcje. Poczynając od moim zdaniem przereklamowanych w okoniowym Drop Shot’cie offsetów, przez czerwone Savage Gear’y, wyroby Ownera, Gamakatsu i inne. Niektóre, wyposażone w krętliki wynalazki, w ogóle nie wzbudziły mojego zainteresowania – widać jestem jednak zwolennikiem prostych rozwiązań. Moje poszukiwania w temacie haków do okoniowego „dropsa” zakończyły się gdy przetestowałem haki Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN. Te przypadły mi do gustu najbardziej.

Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN

Zacznijmy od tego, jaki moim zdaniem powinien być haczyk do okoniowego Drop Shot’a?

Po pierwsze, co oczywiste, musi być bardzo ostry i dobrze tę ostrość trzymać.

Po drugie, moim zdaniem, haczyk taki powinien być lekki i zrobiony z cienkiego, delikatnego drutu. Musi w jak najmniejszym stopniu zwracać na siebie uwagę, nie zaburzać prezentacji przynęty, i nadawać się do zbrojenia bardzo delikatnych i niewielkich przynęt.

To bardzo finezyjne i mocne zarazem haki…

Po trzecie, mimo cienkiego drutu, haczyk ten musi mieć odpowiednią wytrzymałość i nie giąć się z byle powodu ani nie pękać.

Po czwarte, jego konstrukcja, na którą składa się długość trzonka, szerokość łuku kolanka i profil jego zagięcia powinny z jednej strony umożliwiać dobrą prezentację przynęty, z drugiej zaś zapewniać doskonałą chwytność haka w momencie zacięcia.

Kształt haka umożliwia zbrojenie najdrobniejszych przynęt i daje bardzo dużą „chwytność”

Haki Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN w kontekście spełniania powyższych wymagań wypadają wręcz doskonale. Są więc przede wszystkim bardzo ostre i doskonale i długo tę ostrość utrzymują. Producent ostrzy je w technologii SaqSas i nie wnikając w szczegóły, trzeba przyznać, że to po prostu działa.

Skrót FFN obecny w nazwie tych haków pochodzi od słów Fine Finesse. Cóż… W tym wypadku nazwa zdecydowanie  zobowiązuje.  Wykonano  je z naprawdę cieniutkiego ale zarazem zaskakująco mocnego drutu. Nie mają tendencji do łatwego gięcia się jak stosowane kiedyś przeze mnie np. czerwone Savage Gear’y na długich trzonkach. W porównaniu do wielu produktów konkurencji haki te wyglądają bardzo delikatnie i finezyjnie. Przynęta prezentowana na nich zachowuje się świetnie. Nie ma też problemów ze zbrojeniem nimi cienkich i maleńkich wabików. Na deser niejako otrzymujemy ich doskonałą chwytność. Moim skromnym zdaniem, w przypadku tych haków, mamy w zestawie wszystko co najlepsze. Prostotę formy, delikatność, finezję, ostrość, chwytność i moc. Do tego nie rozboli nas głowa od zbyt wielkiej liczby rozmiarów do wyboru. Daiwa robi je tylko w dwóch – #4 i #2. Mi osobiście więcej nie trzeba…

Z zapałką… Tak dla uświadomienia rozmiaru haka i przynęty…

Żeby nie było jednak zbyt różowo, mamy w ich przypadku też i pewien minus. Cenę jaką trzeba zapłacić za te haczyki od Daiwy, w porównaniu do cen haków nawet markowej i uznanej konkurencji, trudno uznać za szczególnie atrakcyjną. Za paczkę dziesięciu haczyków w moim ulubionym, okoniowym rozmiarze, czyli #2, trzeba zwykle zapłacić około 15 złotych a ich dostępność jest przy tym dość ograniczona. Czy jednak jest to suma, której nie można odżałować? Moim zdaniem warto. Ostatnio uzupełniłem zapas i przy płaceniu powieka mi nie zadrżała. Może dlatego, że w zasadzie, to się bardzo ucieszyłem, że udało mi się je kupić… Bardzo je lubię.

Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN widoczne na samym dole.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Mikado Jaws – Czyli słów parę o tym jakie powinny być główki jigowe…

Temat główek jigowych wydawać się może z jednej strony banalny. Bo co niby może być interesującego w haku zakończonym ołowianą kulką? Tak zapyta oczywiście laik. Ambitny spinningista wie, że temat prosty nie jest, bo sam ma za sobą wiele mniej, bądź bardziej udanych eksperymentów, przeprowadzanych w celu odnalezienia tych najlepszych i jedynych. Nie inaczej jest w moim przypadku. Aktualnie moimi faworytkami na rynku są główki produkcji Mikado z serii produktowej „Jaws”. W tym krótkim tekście postaram się Wam wyłożyć dlaczego…

Mikado Jaws – kilka sztuk wydłubanych z moich zapasów

Po pierwsze… Jak poinformował mnie w komentarzu jeden z moich czytelników – Paweł, Mikado czas temu zrezygnowało ze stosowania haków BKK w swoich główkach serii Jaws. To oznacza, niestety, że wszystko co dalej zostało przeze mnie napisane w temacie właściwości haków zastosowanych w tych główkach, przestało być aktualne. Cóż… Przy okazji sprawdzi się zamienniki, ale dla mnie, jak to się mówi – czar prysł… Dalszą część tekstu pozostawiam niezmienioną, należy jednak brać pod uwagę, że dotyczy ona produktu który w opisywanej formie już nie występuje.

Nie wnikając  w rozmaitość typów główek jig, wszystkie one muszą mieć kilka cech, które decydują o ich wędkarskiej wartości. Niezależnie bowiem czy rozmawiamy o klasycznych główkach typu round, czy jaskółkowych triangle, czy może typu football, standup, weedless, darter, horse/pony head, erie, glider, bullet czy jeszcze jakichś innych wynalazkach, główki jigowe, by spełnić podstawowy warunek skuteczności i niezawodności, muszą:

1 – Być zbudowane na bezwzględnie ostrych, odpowiednio mocnych i sprężystych hakach, które będą z jednej strony odporne na odkształcenia, z drugiej zaś nie będą miały tendencji do pękania.

2 – Posiadać dobry zaczep przynęty, który z jednej strony stabilnie utrzyma ją na haku, z drugiej zaś nie doprowadzi do rozerwania delikatniejszych gum.

3 – Mieć odpowiednio odlane obciążenie, gwarantujące w serii powtarzalność wagi i środka ciężkości.

4 – Kwestiami drugorzędnymi, lecz ciągle jednak ważnymi, pozostają trwałość ewentualnych powłok malarskich i jakość surowca (przede wszystkim odporność na utlenianie), jak też cena główek – mówimy w końcu o rzeczach, które w sposób nieunikniony będziemy rwać i tracić  w wodzie i których stany trzeba będzie regularnie uzupełniać. Coraz ważniejsza dla wielu staje się też kwestia ekologii. Z tym ciągle jest jednak problem. Brak jest wciąż sensownej alternatywy dla toksycznego ołowiu, która nie przebijałaby go znacząco ceną z jednej strony,  z drugiej zaś oferowała zbliżoną gęstość/masę właściwą materiału. Wolfram i mosiądz okazują się być jedynie namiastkami zamienników. Pierwszy jest dużo za drogi. Drugi zaś, choć nie tak kosztowny, jest po prostu za lekki.

Kute haki BKK – Bardzo ostre, sprężyste i mocne. Mi lepszych na nasze wody nie potrzeba…

Teraz pozostaje mi omówić moje, od jakiegoś czasu ulubione główki czyli Mikado Jaws w kontekście wymienionych przeze mnie powyżej punktów i wyciągnąć wnioski. Do dzieła zatem…

Haki zastosowane w główkach serii Jaws, to produkty jednej z topowych światowych marek związanych z produkcją haków i kotwic czyli chińskiej firmy BKK (Black King Kong). Produkty tego producenta cenione są na całym świecie, za wysoką jakość, świetne parametry i dobry stosunek jakości do ceny. Osobiście w ich półce cenowej nie widzę lepszej opcji. Mając do wyboru produkt BKK czy w alternatywie równopółkowego Mustada, VMC czy Eagle Claw,bez chwili wahania wybiorę BKK. Co więcej, aktualnie wolę ich produkty nawet od Gamakatsu i Ownera. Budżetowe BKK są z jednej strony bowiem bardzo ostre i długo tę ostrość utrzymują. Przebijają tym porównywalne cenowo produkty Mustada czy VMC. Od Gamakatsu i Ownerów, są zaś moim zdaniem lepsze jeśli idzie o ich sprężystość/odporność na rozginanie. Nie zdarzają się w nich też, tak drażniące w niedrogich Mustadach, niedohartowane egzemplarze, które wyginają się z byle powodu, jakby zrobiono je z plasteliny. BKK są ostre, mocne i trzymają jakość. Dla mnie na ten moment po prostu rządzą…

Świetne haki i druciany haczyk utrzymujący gumę na miejscu

Po drugie… W główkach serii Jaws zastosowano mój aktualnie ulubiony patent na zamocowanie przynęty, czyli formę cienkiego, drucianego haczyka. To rozwiązanie trzyma gumy pewniej niż minimalistyczne pojedyncze zadziory takie jak np. w główkach Musaga (notabene również generalnie bardzo dobrych), a zarazem nie demoluje delikatnych gum jak toporne kołnierze Mustadów czy minimalnie lepszych pod tym względem Gamakatsu. Żeby nie było zbyt słodko, ta forma zaczepu ma też jedną, konkretną wadę. Gumy raz założonej lepiej już nie zdejmować, bo zagięty hak zaczepu wypatroszy nam ją przy próbie zdjęcia z główki w moment. To rozwiązanie nie nadaje się do żonglowania gumami na jednej główce.

Po trzecie wreszcie… W główkach serii Jaws mamy do czynienia z sensowną jakością odlewów. Nie powiem, że nie zdarzyła mi się tam nigdy jakaś niedoróbka, bo musiałbym skłamać, ale był to jeden czy dwa przypadki jak do tej pory, co uważam za wręcz doskonałą średnią.

Dobra jakość odlewów i porządny surowiec

W kwestii czwartej jest też nieźle. Zastosowany stop ołowiu nie ma tendencji do szybkiego pokrywania się białym nalotem tlenku ołowiu. Główki długo wyglądają dobrze. Na deser zaś dostajemy ich cenę. Generalnie niższą niż zbliżonej półkowo konkurencji, która do tego wypada gorzej od Jaws’ów użytkowo. Dla mnie Mikado tymi główkami po prostu zamiotło. Doceniam i nie mam żadnych głupich pytań. Nie wszystkie produkty z serii Jaws uważam za tak udane, ale co do główek jigowych i kotwic nie mam żadnych wątpliwości. Szczęki po prostu rozgryzły system…

Są i „triangle”…

I żeby nie było wątpliwości. Nie twierdzę, że Mikado Jaws są najlepszymi główkami na świecie czy, że dla haków BKK nie ma sensownej konkurencji. Jaws’y jednak to stosunkowo tani sprzęt, który w swojej kategorii wagowej, po prostu wymiata. Jest na tyle dobry, że aktualnie kupuję główki innych marek tylko w przypadku poszukiwania rozwiązań, które są po prostu w ofercie Jaws niedostępne. Tyczy się to przede wszystkim niektórych gramatur główek trójkątnych, tradycyjnych główek jigowych w dużych rozmiarach oraz główek malowanych.

Wszystkich zmęczonych już spadami ryb, niewciętymi braniami, hakami z plasteliny i tego typu przygodami w kolorowym świecie budżetowych główek jigowych, zachęcam do wypróbowania Jaws’ów. Wszystkie te dolegliwości natychmiast ustąpią. Bezboleśnie i błyskawicznie. Niektórzy mogą też po takiej zamianie doznać olśnienia, że zastosowanie tak ostrych haków, stawia pod znakiem zapytania sensowność poławiania sandaczy topornymi drągami o akcji dyszla od wozu czy rozrywania okonich pysków zbyt mocnymi i szybkimi wklejankami. Uwierzcie mi. Ostre haki i finezyjne łowienie idą ze sobą w parze…

Haki BKK raz jeszcze… Bardzo je sobie cenię.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Test Mikado Black Crystal Ultra Light Spin już na moim kanale YouTube

Zapraszam serdecznie do oglądania 🙂

Całkiem dobry i bardzo uniwersalny kij…

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Westin Twin Teez – Jaskółkowy Koksu…

Gumy od Westin’a to zwykle kawały solidnego „mięcha”. Materiał z którego są wykonane jest bardzo mocny, zapewniając im dużą trwałość i odporność na szczupacze zębiska. Gumy w większych rozmiarach tego producenta, to już zupełny konkret. Masywne i mięsiste wyglądają po prostu świetnie. Dlatego, kiedy Westin postanowił wypuścić na rynek jaskółkę, można się było spodziewać, że nie będzie to „filigranowa ptaszynka”. Poznajcie Westin Twin Teez.

Oto Westin’y Twin Teez w obu produkowanych rozmiarach. Oczy widoczne w uzbrojonych egzemplarzach, to nie robota seryjna, tylko skutek moich drobnych ulepszeń…

Westinowe „jaskółeczki” zwane Twin Teez produkowane są w dwóch rozmiarach. Te mniejsze, małe wcale nie są i mierzą 15cm, ważąc przy tym 14g. Te większe to już naprawdę wyrośnięte „ptaszyska”. 20cm długości i 32g wagi muszą robić i robią wrażenie.

Większe „Dwudziestki” to naprawdę już duże gumiszcza. Przynajmniej w kategorii „Jaskółki”

Gumy wykonano ze znanego z innych przynęt Westin’a doskonałej jakości silikonu. Są mięsiste, elastyczne i bardzo mocne. Producent oferuje je we wszystkich łownych kolorach ze swojej palety.  W tej ofercie każdy powinien znaleźć coś co zadziała na jego wodzie. Mamy tu i stonowane naturale i agresywne firetiger’y. Jakość przynęt jest po prostu doskonała. Patrzy się na nie z przyjemnością.

Na zdjęciu moje ulubione, szczupakowe kolory tych wabików

W naszych warunkach, jaskółki w różnych rozmiarach, to przede wszystkim przynęty kojarzone z łowieniem okoni i sandaczy. Przynęty Westin’a mogą co poniektórych spinningistów wprawić jednak w pewne zakłopotanie. O ile mniejsze Twin Teez’y można spokojnie jeszcze uznać za pełnoprawną rozmiarowo, choć sporą przynętę sandaczową, o tyle „dwudziestka” to już taki kawał gumiszcza, że tylko nieliczni z pełną świadomością sięgną po nią by zapolować na mętnookie drapieżniki.

Przyklejane oczka tego typu można kupić za grosze w różnych kolorach, wzorach i wielkościach. Oryginalny klej trzyma słabo. Warto wspomóc go kropelką dobrego super glue. Pod testem zamieszczę nie tylko linki do przynęt ale też do tego typu przyklejanych oczek.

W sumie jest to zrozumiałe. Z jednej strony łowienie sandaczy, kojarzy się u nas ze zdecydowanie mniejszymi przynętami. Z drugiej strony, fatalny stan pogłowia tych ryb, zwłaszcza tych okazowych, tłumaczy to smutne zjawisko. W związku z tym, że zdecydowana większość złowionych ryb tego gatunku dostaje u nas od razu w przysłowiowy „beret” i ląduje na talerzu, jesteśmy skazani na większości łowisk, na łowienie sandaczy nielicznych i niewielkich, a do takich łowów dwudziestocentymetrowych gum się po prostu  nie stosuje. Nie inaczej jest i w mojej okolicy. Sandaczowych rajów tutaj po prostu nie ma. Nie zmienia to jednak faktu, że moim zdaniem Twin Teez w obu rozmiarach to przynęta, w pewnych warunkach bardzo skuteczna. Tyle, że ja, używam jej głównie do łowienia szczupaków…

Lubię te gumy. Łowią i wyglądają przy tym świetnie.

Lata temu przekonałem się, że zdarzają się dni, gdy jaskółki biją skutecznością wszystkie inne szczupakowe wabiki. Świadome szukanie kaczodziobych przy użyciu tego typu przynęt zaczęło się u mnie od 13’o centymetrowych jaskółek Mikado, które swego czasu regularnie dawały mi szczupaki w miejscach gdzie szukałem sandaczy i grubych okoni. Potem, w dniach gdy szczupaki nie reagowały na typowe dla nich przynęty, śmielej już sięgałem po jaskółki w stricte szczupakowych miejscówkach i niejednokrotnie przynosiło mi to całkiem dobre efekty.

Gumy sprawdzają się tak przy typowym, szczupakowym opadzie…

Westin Twin Teez w obu rozmiarach od razu wpadł mi w oko jako potencjalnie doskonały wabik do jaskółkowego wabienia szczupaków. W roli tej guma też nie zawodzi. Używam jej na dwa główne sposoby. Pierwszy z nich to typowe dla jaskółek łowienie w opadzie. W ten sposób, w dniach gdy zębate tylko trącają lub odprowadzają bardziej ruchliwe przynęty, obławiam nimi przybrzeżne spady, stoki górek podwodnych lub granicę wyznaczoną przez roślinność wynurzoną. Niemrawa, pozbawiona akcji jaskółka potrafi wtedy czasami zdziałać cuda.

… jak i płytkim jerkowaniu. Temu głodnemu „kasztanowi” ewidentnie nie przeszkodził rozmiar „Dwudziestki”. Widać też doskonale, jak elastyczna jest ta guma, co przy odpowiednim uzbrojeniu wpływa na skuteczność zacięć

Drugim sposobem w jaki wykorzystuję ten wabik, zwłaszcza w większym, dwudziestocentymetrowym rozmiarze, to prowadzenie tych gum na płytkiej wodzie techniką zbliżoną do jerkowania. Przy takim łowieniu gumę trzeba oczywiście zbroić bardzo lekko i dozbrajać ją w sposób, który sugeruje też producent. Oprócz główki jigowej trzeba jej zafundować dozbrojkę z niewielkiej ale mocnej kotwiczki, montowanej w tylnej części gumy na jej grzbietowej stronie. Tak uzbrojona i prowadzona jaskółka przy podszarpywaniach odjeżdża lekko na boki i podchodząc w stronę powierzchni wywraca się brzuchem do góry skutecznie prowokując szczupaki do ataku. Dodatkowym atutem tej gumy przy takim uzbrojeniu, jest to, że bardzo elastyczny ogon jaskółki przy uderzeniu szczupaka od tyłu, bez większych oporów się „składa” zwiększając prawdopodobieństwo skutecznego zacięcia ryby. Dzieje się tak nawet w przypadku brań zaskakująco małych szczupaków. Taką funkcjonalność tejże gumy reklamuje w swoich filmach promocyjnych również producent i to rzeczywiście działa.

Zaczepione od grzbietowej strony dozbrojki robią w tym przypadku robotę

Czas na krótkie podsumowanie. Westin Twin Teez to bardzo dobra, świetnie wykonana i łowna przynęta. Sprawdzi się dobrze przy łowieniu grubych sandaczy. Ja osobiście z powodzeniem i w sposób jak najbardziej zamierzony łowię na nią szczupaki, tak na płytkiej jak i głębokiej wodzie. Guma ta nie jest też szczególnie droga. Mniejszą można dostać już w okolicach siedmiu złotych. Do dużo większej „dwudziestki” trzeba dopłacić niewiele, bo tylko dwa złote. Za te pieniądze otrzymujemy przynętę nie tylko łowną ale i bardzo trwałą, co przy łowieniu szczupaków ma przecież niebagatelne znaczenie. Jeżeli ktoś do tej pory nie próbował jerkowania jaskółką na płytkiej wodzie, to Twin Teez do takiego łowienia jest świetny. Polecam spróbować. Czasami można się nieźle zdziwić.

Niżej linki do przyklejanych atrap oczu na sprawdzonych sklepach na Aliexpress:

https://s.click.aliexpress.com/e/_9fsVsT

https://s.click.aliexpress.com/e/_AMV6tZ

https://s.click.aliexpress.com/e/_9A6BGj

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Intech Slim Shad – Tajemniczy gość z Ukrainy…

Moja znajomość z modelem Slim Shad, jak w zasadzie ogólnie z ukraińską marką Intech, zaczęła się parę lat temu w dość przypadkowy sposób. Startując na jakichś zawodach, na których swoją drogą, z tego co pamiętam wiele nie uwalczyłem, dostałem w pakiecie prezentów „na pocieszenie” woreczek z miksem nieznanych mi gum, w generalnie niewielkich rozmiarach.

Kilka z nich uznałem za potencjalnie użyteczne i wrzuciłem w pudło z „mieszanką drugoliniową”, do której sięgam czasami w chwilach gdy łowię na łowiskach gdzie bardzo łatwo o zaczepy. Wrzuciłem i zapomniałem o nich. To jednak, jak się pewnie domyślacie, dopiero początek historii…

Od tego różu się zaczęło…

Po jakimś czasie, szperając w tymże pudle, w poszukiwaniu gumy, która pomoże ożywić martwą tego dnia wodę, moja ręka zatrzymała się na wściekle różowej, niewielkiej gumce. Podśmiewując się w duchu z kucykowo-jednorożcowego ubarwienia tejże przynęty, uzbroiłem ją lekko i zacząłem obrzucać skraj kapelonów na płytkiej wodzie. No i się zaczęło…

Soczysta marchewka…

Tego dnia gumka otworzyła mi wcześniej bezrybną wodę dając dwa zębate i kilka brań. Parę dni póżniej ratowała mi tyłek na zawodach. Wreszcie tydzień później regularnie dawała mi ryby na kilkudniowym wyjeździe. Za każdym razem były to szczupaki, mimo tego, że gumka była raczej w okoniowym rozmiarze. Wreszcie jednak tajemnicza, różowa przynęta zakończyła swój intensywny żywot, pocięta tak, jakby od zmierzchu do świtu pastwił się nad nią Freddy Krueger. I wtedy pojawiła się zagwozdka. Co to właściwie było? Torebka, w której do mnie przywędrowała, dawno już wylądowała w kuble na odpady plastikowe, a nazwy nie pamiętałem. Jestem jednak bardzo dobrym i upartym researcherem. Zawziąłem się by ją odnaleźć i…

Produkowane w dwudziestu kolorach. Te posiadam i używam w wersji 3,3 cala. Czekam na zamówione pięciocalówki w szczupakowych seledynach i żółciach.

I wstępne przeglądanie oferty znanych mi firm wędkarskich nie przyniosło rozwiązania zagadki. Dopiero żmudne przepatrywanie, punkt po punkcie, całości gumowej oferty na najpopularniejszym u nas portalu aukcyjnym, doprowadziło mnie w końcu do celu. I tak do mojego arsenału trafiło kilka kolorów Intech Slim Shad’ów w rozmiarze 3’3 cala (8cm). Na czele oczywiście z tym wściekle różowym…

Intech Slim Shad

Slim Shad to dość smukła gumka z charakterystycznym, „dzielonym” korpusem. Jej kształt może się kojarzyć z kilkoma innymi przynętami na naszym rynku. Intech produkuje ją w czterech podstawowych rozmiarach: 2,5 cala (6cm), 3,3 cala (8cm), 4 cale (10cm) i 5 cali (12,5cm). Paleta kolorystyczna składa się z dwudziestu możliwych opcji. Mamy tam wersje jedno lub dwubarwne, jak też wersje z „pieprzem” czy brokatem. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są i szaro-bure naturale. Jest biel czy fiolet. Są też jaskrawe żółcie czy seledyny.

Dzielony korpus, wycięcia pod offset, bardzo cieniutka część ogonowa

Guma jest zrobiona z relatywnie twardego silikonu, co tłumaczy jej sporą żywotność. Slim Shad ma wycięcia na hak offsetowy, oraz według informacji producenta, guma jest wzbogacona o atraktor i sól, zamkniętą w strukturze materiału, z którego ją wykonano. Wyjęte z opakowania przynęty są śliskie i mają dość specyficzny, słodkawy zapach, który nie przypomina rybno-kalmaro-krewetkowego smrodu Keitech’ów czy Lucky John’ów. Twardawy silikon ma sporą pamięć kształtu. Powyginane w opakowaniu ogonki przynęt, relatywnie dość łatwo trwale się odkształcają. Można by to uznać pewnie za wadę, gdyby nie to, że mimo tych zniekształceń, gumy pracują bez zarzutu już przy najwolniejszym prowadzeniu i najlżejszych obciążeniach. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że w celu zniwelowania wpływu twardszego materiału o sporej gęstości na pracę przynęty, Slim Shady wyposażono w bardzo cieniutką część ogonową.

Producent twierdzi, że zastosowano atraktor o zapachu „rakowym”. Atraktor ewidentnie jest, ale czy to pachnie rakiem? Nie wiem… 😉

To przekłada się właśnie na to, że przynęta działa od razu po wpadnięciu do wody. Świetnie, choć drobno, zamiata ogonkiem tak przy prowadzeniu jednostajnym jak i w opadzie. Do tego, materiał z którego wykonany został ten wabik, mimo swej cienkości w części ogonowej, okazuje się zadziwiająco odporny na oderwanie od reszty przynęty. Gumy te żyją dłużej, niż można by się spodziewać po wstępnych ich oględzinach.

Jeden z czterech dostępnych rozmiarów – 3,3 cala (8cm)

Oczywiście, w związku z tym, że cudów nie ma, to i liczyć na nie raczej nie należy. Nie jest tak, że Slim Shad’y są cudowną przynętą, która łowi zawsze i wszędzie. Dlatego też nie wyparły one innych gum z mojej szczupakowej czołówki, choć przyznać muszę, że miały u mnie swoje dni chwały i nadal stanowią uzupełnienie mojego arsenału. Niemniej, to całkiem dobre wabiki, o zadziwiającej czasami skuteczności, dostępne u nas w nierujnującej budżetu cenie. Za paczkę 7 sztuk gum w rozmiarze 3,3 cala trzeba zapłacić aktualnie 17,5zł. Za 5 sztuk największych, pięciocalówek – 27 złotych. To, w mojej opinii, przeciętna cena jak za gumy tej jakości. Najmniejsze sprawdzą się przy łowieniu okoni. Większe zrobią robotę tak przy sandaczach, jak i (co się dobitnie okazało) przy łowieniu szczupaków. Po opisywanym przeze mnie wcześniej fluorocarbonie, tak i te gumy są kolejnym przykładem na to, że Ukraińcy robią dobrą robotę.

Przynęty pakowane są na tackach. Tacki zamykane w zgrzanej folii. Wszystko trafia do mocnej torebki strunowej.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/