Dlaczego szefostwo Abu postanowiło nazwać kilka serii wędek nazwą wziętą od drapieżnych chrząszczy z rodziny biegaczowatych? Nie wiem… Można by odpowiedzieć, a czemu nie? Wielkiego znaczenia to chyba nie ma, chociaż rysunek chrząszcza rzeczywiście zdobi te wędziska. W ramach grupy wędek połączonych wspólną nazwą Carabus, mamy serie tańsze i droższe, oraz kije o różnych parametrach użytkowych. Dzisiaj pochylimy się nad „średniopółkowym” Carabusem, czyli modelem Distinct w jego najdłuższej i najmocniejszej zarazem wersji. Kij znalazł się u mnie dzięki uprzejmości Kolegi Stefana, który użyczył mi go na testy. Bardzo mu dziękuję i przedstawiam tychże testów wyniki.
Abu Garcia Carabus Distinct
Abu Garcia Carabus Distinct to wędka wedle producenta dedykowana łowieniu w typie Trout Area. Firma Abu oznaczeniami na blanku jednoznacznie sugeruje by z pomocą tego kija łowić przy pomocy przynęt typu spoon, czyli po prostu niewielkich blaszek wahadłowych. Określając kij oznaczeniem „bottom” Abu sugeruje nam też, że jako najmocniejszy z serii kij ten nada się na najcięższe, najgłębiej pracujące mini wahadełka. Zacznijmy jednak tradycyjnie od tego, jak i z czego to zostało zrobione.
Opis kija na blanku nie pozostawia żadnych wątpliwości do czego służy ta wędka…
Carabus w opisywanej wersji ma 190cm długości. W opisach wędek znajdujemy informację, że posiada ona pełną szczytówkę, jednak ewidentnie nie jest to wklejanka. Ze względów oczywistych darowałem sobie „eksperymenty” by ocenić przekrój blanku i zweryfikować te stwierdzenia. Nie darowałem sobie jednak oczywiście zmierzenia jego średnic i wagi całości.
Producent nie podaje z jakich modułów węgla wykonano blank. Zadowolić się musimy określeniem „High Spec Carbon”. Przy przelotce szczytowej blank ma średnicę 1,10mm. Przy dolniku wartość ta wynosi 6,80mm. Zbieżność całości jest niewielka. Blank wygląda smukło i finezyjnie. Całość nie jest jednak szczególnie lekka. Kij waży realnie 76,8g. Trzeba jednak zauważyć, że mimo tak niewielkiej długości dolnika, wyważenie kija jest bardzo dobre. Parę gramów więcej dołem, pozwoliło dobrze zrównoważyć górę. Coś za coś. Dobry wybór.
Blank uzbrojono w 9 przelotek z serii Fuji Alconite. Jakość ich montażu jest bardzo dobra. W dolniku zastosowano uchwyt kołowrotka Fuji VSS. Gripy wykonano z korka i pianki EVA. Całość wygląda całkiem przyjemnie dla oka. Design kija jest spójny i ma swój specyficzny charakter. Reszta to kwestia gustu i osobistych preferencji.
Fuji Alconite. W tej cenie Abu przelotkami nie rozpieszcza…
Akcję tego kija określiłbym jako delikatny medium fast. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia jak ten blank pracuje. Wędkę testowałem łowiąc nią różnymi przynętami okonie i białoryb i po godzinach spędzonych z nią nad wodą mam trochę spostrzeżeń.
TESTY UGIĘCIA:
Po pierwsze realne CW kija w mojej ocenie pokrywa się z deklaracjami producenta. Dołem schodziłem tym kijem do okolic 0,7g, podając nim microjigi o tej masie na zadowalające odległości. Górą okolice 4g to punkt w którym możliwości tego delikatnego topem blanku się kończą. Blank nie prezentuje też zbyt wielkiej dynamiki ani przesadnie dużego zapasu mocy w dolniku. Spolegliwa, delikatna góra dość szybko poddaje się pod obciążeniem. Ułatwia to rybom zasysanie lekkich przynęt, zaś w trakcie holu kij dobrze trzyma delikatnie zahaczone ryby. W sumie to dobrze bo jakoś szczególnie ciętym bym tego patyczka nie określił. Zapas mocy w blanku pozwala na radzenie sobie z rybami w średnich rozmiarach co powinno wystarczyć, zwłaszcza w kontekście mocy żyłek (tak, producent podaje moc blanku dla linek mono) jakie Abu zaleca tutaj stosować (2-6lb).
VSS i dolnik typu „one hander”
Charakterystyka pracy tego kija w zasadzie pokrywa się z sugestiami producenta co do rodzaju przynęt jakie powinniśmy nim podawać. Carabus w tej wersji jest wędką, która w mojej opinii najlepiej sprawuje się przy łowieniu na niewielkie przynęty twarde w typie najmniejszych wahadłówek, wirówek czy cykad. Umiarkowana szybkość kija i odpowiednia spolegliwość górnej jego części robią wtedy najlepszą robotę. Nieźle mi się łowiło nim również typowymi mocrojigami pod białoryb, choć pod takie przynęty wolałbym coś delikatniejszego górą i schodzącego w nieco głębsze ugięcie.
Praca kija pod sporą wzdręgą
Testowałem również Carabusa pod kątem łowienia na niewielkie przynęty gumowe, w czym patyk ten sprawuje się moim zdaniem mocno przeciętnie. Wędce brakuje nieco ciętości, a i czułość tego kija zdecydowanie na kolana nie powala. Transmisja drgań prezentuje się tutaj na poziomie akceptowalnym, ale nic ponadto. Jeżeli ktoś poszukuje ekstremalnych wrażeń w typie rażenia prądem, to ten patyk zdecydowanie tego nie zapewnia. Mówiąc krótko, goście z Abu napisali „spoon” i raczej mieli pojęcie o czym piszą. Jeżeli ktokolwiek pomyślał o kupieniu tego kija do łowienia okoni, to na moje oko ci sami goście z Abu, pisząc o tym, że kij dedykowany jest Trout Area, łowienia pasiaków jednak nie mieli na myśli i ja się z taką wizją zgadzam. Jako okoniówki to ja tego jakoś nie widzę…
Pozostaje nam teraz parę zdań podsumowania. Abu Garcia Carabus Distinct w opisywanej wersji kosztuje u nas bez żadnych promocji około 900zł. Przyznam, że im bardziej się tej wędce i tej cenie przyglądam, tym większe mam wątpliwości i pytania z czego ta cena miałaby wynikać. W moich oczach nie uzasadniają jej ani zastosowane podzespoły, ani walory użytkowe tego kija. Distinct to patyk ładny i przyjemny, ale też kij, który w żaden sposób mnie nie porwał. Podczas łowienia nim, cały czas towarzyszyło mi poczucie, że podobne doznania można mieć po prostu sporo taniej. I teraz, w trakcie pisania tego testu, poczucie to bynajmniej nie słabnie. Cenę wędki podnosi nam bez wątpienia dołączona do niej porządna tuba transportowa. Nawet jednak gdyby odliczyć od ceny wędki około 150-200 złotych, które Abu mogło sobie za tę tubę policzyć (Nie bądźmy naiwni. Tuba nie jest gratis…), cena kija i tak nie będzie należała do przesadnie atrakcyjnych. Przynajmniej na moje oko.
Oczywiście oceniając ten kij, robię to jako osoba nie mająca do czynienia z łowieniem w stylu Trout Area. Tu gdzie mieszkam, nie jest to zbyt popularne. Z jednej strony owocuje to na pewno pewnym zdrowym do tego kija dystansem, z drugiej być może nie zauważam jakichś niuansów, które powinny podnieść jego ogólną ocenę. Jeżeli wśród czytelników znajdzie się jakiś wyjadacz i miłośnik połowu „paszoków”, który stwierdzi, że błądzę i pewnych rzeczy nie zauważam, a Distinct jest zdecydowanie wart każdej złotówki, to chętnie posłucham argumentów popierających takie stanowisko. Bo jak na razie… To ja tego zdecydowanie tak nie postrzegam. 900 złotych? Za co?
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Wędki z serii Black Swan to jedna z topowych serii tego producenta. Kosztują one słono, niemniej producent obiecuje nam za stosowną opłatą specjalizowany sprzęt najwyższej jakości i wartości użytkowej. Tak się jakoś przydarzyło, że za sprawą kolegi wpadł w moje ręce na czas jakiś najdelikatniejszy kij z tej serii. Cóż… Takiej okazji po prostu nie mogłem przegapić. Teraz mogę się z Wami podzielić efektami moich zabaw z tym patykiem.
Favorite Black Swan w najlżejszej wersji
Nazwa zobowiązuje. Black Swan jest czarny. Tak czarny jak tylko można czarnym być. Nawet napisy opisujące na czarnym, matowym blanku parametry kija też są czarne choć błyszczące. Żeby je odszyfrować musiałem się wesprzeć okularami. Czy to minus? Gdybyśmy musieli codziennie je czytać to tak, ale przecież w wędce nie o to chodzi by zaczytywać się zapisanymi na niej treściami więc ja tu błędu nie widzę. Do tego dochodzą czarne gripy z pianki EVA i delikatne przelotki Fuji Torzite w czarnych ramkach. Całość wygląda świetnie i nietuzinkowo. Minimalizm sięga tutaj swoich górnych granic. Kij naprawdę może się spodobać.
Ciemność widzę… 😉
Black Swan w opisywanej wersji to wędka z pełną wklejaną szczytówką. Blank wędki ma 208cm długości. Wedle informacji producenta do jego konstrukcji użyto carbonów: pancernego T1100G i sztywnych modułów 40T i 46T. Blank posiada relatywnie niewielkie średnice i umiarkowaną zbieżność. Przy przelotce szczytowej wklejana szczytówka ma 0,70mm. Przy dolniku średnica blanku wynosi 8,25mm. Całość wygląda finezyjnie, ale w żadnym wypadku nie przesadnie wątło i delikatnie. Dolnik tego patyczka zdaje się mieć nieco więcej mocy niż mógłby sugerować fabryczny opis.
Szczytówka z pełnego carbonu ma 0,70mm średnicy przy topie
Jak wspomniałem wcześniej wędkę uzbrojono w niewielkie ringi z linii Fuji Torzite. Na blanku zamontowano ich 8 sztuk. W trakcie testów okazało się, że ilość ta została dobrana do charakterystyk pracy tego blanku w sposób optymalny. Do jakości montażu nie można mieć raczej jakichkolwiek zastrzeżeń. W testowanym egzemplarzu wygląda to po prostu świetnie.
Fuji Torzite
Dolnik kija to uchwyt kołowrotka Fuji IPS, który pojawia nam się często również w lekkich wędkach japońskich producentów. Gripy wykonano z pianki EVA doskonałej jakości. Dolny grip został fabrycznie pod odpowiednim kątem ścięty na płasko by w domyśle lepiej układał się do przedramienia wędkarza. Szczegół, ale wart wspomnienia. Długość dolnika jest optymalna. Całość funkcjonalna i dobrze przemyślana.
Fuji IPS
Kij jest bardzo lekki. Nie prezentując się jak delikatna witka do dłubania małych rybek, waży realnie 55,9g. To o 3,1g mniej niż katalogowy opis, ale rozbieżność tę tłumaczyłbym raczej błędem w katalogu niż przesadną skromnością producenta. W tymże katalogu dłuższy i mocniejszy model Black Swan’a miałby ważyć 58g, będąc o 1g lżejszym niż testowany kij (opisany w katalogu na wagę 59g). Błąd w opisie kija znajdziemy również na zawieszce na pokrowcu gdzie wyrzut opisany jest na zakres od 0,4g do 4g (A na samym kiju i w katalogu opisany na zakres od 0,8 do 4g). Na tejże samej zawieszce poprawnie jednak opisano wagę wędki. Zadeklarowano ją tam bowiem na 56g. Taka mała gra niewielkich pomyłek… 😉
Kij jest lekki jak piórko
Całościowo przy wstępnych oględzinach na sucho kij prezentuje się doskonale. Black Swan jest bardzo lekki, dobrze wyważony, całość świetnie leży w ręce, a blank urzeka szybkością, ciętością i obiecującą dozą progresywności. Tutaj od pierwszej sekundy mamy wrażenie obcowania ze sprzętem wysokiej klasy. Przyznam, że nie mogłem się doczekać okazji do zweryfikowania go nad wodą.
Zacznijmy od akcji tego kija. Producent obiecuje nam X-Fast’a i obietnic dotrzymuje. Ten kij jest bardzo szybki, diabelnie cięty i prezentuje nam w trakcie użytkowania dobrą dynamikę. Delikatna ale nieprzesadnie spolegliwa część szczytowa jest szybka i odpowiednio sztywna. Skomponowano ją z resztą blanku w pięknie i skutecznie działający konstrukt. Tutaj nie ma żadnych przesztywnień na ich połączeniu, a jest progresywnie i odpowiednio dynamicznie pracujący pod zmiennymi obciążeniami monolit, który pod większą rybą prezentuje świetne ugięcie. Całość pracuje kapitalnie. Dobrze ładuje i celnie podaje wabiki, umożliwia wygodną i precyzyjną prezentację, wcina ryby bez pudła, a te już wcięte, bardzo dobrze trzyma, minimalizując ilość spadów w trakcie holu. Charakterystyka pracy tego blanku pozycjonuje go wśród konstrukcji wysokiej klasy.
TESTY UGIĘCIA:
I jak Wam się podoba krzywa ugięcia? Bo ja nie mam pytań…
Zastosowane rozwiązania konstrukcyjne, materiały oraz odpowiednia jakość wykonania, przełożyły nam się tutaj na wysokie parametry kija jeśli idzie o poziom transmisji drgań jaki nam on oferuje. Black Swan w testowanej wersji to wędka w pełni „elektryczna”. Poziom kontroli nad zestawem jest w tym wypadku bardzo wysoki. Przy odpowiednio cienkich plecionkach jesteśmy w stanie wyczuć wszelkie najdrobniejsze kontakty naszego wabika z rybami czy podwodnymi przeszkodami. W wypadku łowienia w trudnych warunkach pogodowych i przy niewielkiej aktywności ryb, wędka ta daje nam znaczący handicap mocno pomagając w identyfikacji delikatnych brań i odpowiednio szybkiej reakcji na nie.
Nawój ochronny… Wszystko tu wygląda świetnie…
Realny ciężar wyrzutowy kija Favorite Black Swan w testowanej wersji daje nam dość szerokie pole możliwości. Dołem można spokojnie zejść do deklarowanych przez producenta 0,8g, a nawet jeszcze ciut niżej. Niemniej, osobiście, nie do końca bym widział ten kij przy posługiwaniu się tak lekkimi wabikami. Jego szybkość, ciętość i wcale niecherlawy dolnik aż proszą się o zastosowanie wabików nieco cięższych i bardziej okazałych. Górne CW deklarowane przez producenta jest moim zdaniem nieco niedoszacowane. Kijem tym można w mojej opinii spokojnie zbliżyć się do okolic 6g całkowitej masy przynęty, bez znaczącej utraty dynamiki przez część szczytową, co daje nam całkiem szerokie pole do popisu.
Producent w swoim opisie deklaruje, że kij ten przeznaczony jest: „do połowu okoni na krótkich dystansach. Głównie z użyciem lekko obciążonych przynęt miękkich.” Jest to opis doskonale oddający przeznaczenie użytkowe tej wędki. Lekkie okoniowe jigowanie to żywioł, w którym kij ten czuje się jak ryba w wodzie. Bez pudła pozwala podawać i animować tego typu przynęty. Jego czułość i ciętość zapewniają nam szybką i bezbłędną reakcję na brania. Wyśmienita praca blanku pod rybą pozwala holować okonie pewnie i bez obaw o ewentualne spady. Dwucalowe gumki, ewentualnie lżej obciążone okoniowe gumki w rozmiarze 3 cale to przynęty, które będziemy w pierwszej kolejności stosowali posługując się tym kijem.
Black Swan jednak ma w sobie większy potencjał uniwersalności niż można by się spodziewać. W trakcie testów, trochę przymuszony okolicznościami (bo na gumy reagowały jedynie małe okonki), kawał czasu łowiłem tym kijem używając cykad o masie 5g i wirujących ogonków o masie 4g. Muszę przyznać, że w trakcie łowienia tak w opadzie jak i w toni wodnej, kij radził sobie z tymi przynętami całkiem poprawnie. Złowiłem w ten sposób sporo ładnych okoni i nie zanotowałem problemów ani z prowadzeniem tych wabików, ani z wcinaniem ryb, ani też z jakąś niepokojącą liczbą spadów. Kij zdecydowanie daje radę z tego typu wabikami o ile tylko nie spróbujemy stosować wabi tego typu dających zbyt duży dla tego blanku opór w wodzie.
Wędka ta to rasowa okoniówka do łowienia lekkimi, finezyjnymi zestawami świetnie radząca sobie z rybami mniejszych i średnich rozmiarów. W przypadku holi ryb sięgających rozmiarami okolic 40cm hol staje się już czynnością mocno emocjonującą. Wybierając się na najgrubsze garby osobiście wolałbym już wybrać kij z nieco mocniejszym dołem, który dałby nieco większe poczucie kontroli nad rybą w trakcie holu, co oczywiście nie oznacza, że nie można Black Swan’em poławiać dużych ryb w sposób bardzo skuteczny. Można. Ten kij robi świetną robotę.
Jak można podsumować tę wędkę? Cóż… Zacznijmy od finansów. Koszt opisywanej wersji Favorite Black Swan na naszym rynku to jakieś 1560 złotych. Cenowo lokuje to tę wędkę obok japońskich kijów JDM ze średniej półki cenowej. Design tej wędki, nawiązujący ewidentnie do tych wędek i zbliżony charakter pracy całości również nie są przypadkowe. Czy kij ten użytkowo można porównywać do tego typu wędek? Na moje oko zdecydowanie tak. Black Swan to połączenie świetnego, dobrze pomyślanego blanku z uzbrojeniem najwyższej klasy. Całość użytkowo okazuje się sprzętem, który daje nam możliwość niczym nie zakłóconego delektowania się lekkim, finezyjnym łowieniem okoni w każdym rozmiarze. A że nie jest tanio? Cóż… Mercedesy też tanie nie są, a są na nie nabywcy. Takie prawa rynku. A jeśli ktoś szuka okoniówki w takich pieniądzach to ten kij po prostu warto obejrzeć.
Świetny kij, choć za zdecydowanie niemałe pieniądze.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Niedawno miałem okazję testować budżetową wklejankę z serii Red Wind firmowaną przez Jaxon’a. Okazała się być ona wędeczką zaskakująco użyteczną. Teraz czas na zamówiony przez widzów i czytelników test Blue Wind’a. Wędki obu tych serii, poza kolorowym wiatrem w nazwie, mają inne wspólne szczegóły designu. Czy Blue Wind okazał się równie pozytywnym zaskoczeniem? Zapraszam do lektury.
Jaxon Blue Wind
Blue Wind w testowanej wersji ma 210cm długości. W oczy rzucają nam się szczegóły wspólne z serią Red Wind. Ta sama stylistyka zdobienia blanku (choć oczywiście w biało-niebieskiej kolorystyce…). Ten sam uchwyt kołowrotka z insertem. Takie same przelotki.
Widok znajomy… Jeśli widziało się wcześniej Red Wind’a.
Skoro jesteśmy już przy przelotkach, to na blanku zamontowano ich osiem sztuk i… Uwaga, w tym wypadku zamontowano je ponownie równo. Zastrzeżenia można mieć do wykończenia omotek. Lakieru jest za dużo, ale w kontekście niskiej ceny tego kija, można na to przymknąć oko.
Przelotki takie same jak w Red Wind’zie
Blank ma 1,45mm średnicy przy przelotce szczytowej i 7,75mm przy dolniku. Moglibyśmy tu mówić o typowym blanku o niewielkiej zbieżności, gdyby nie znaczące załamanie tego parametru w środkowej jego części, co ma poważne konsekwencje dla pracy tego kija (o czym będzie później).
Połączenie składów
Dolnik wędki oprócz takiego samego uchwytu kołowrotka ma też taką samą długość jak w Red Wind’zie. W zasadzie, gdyby się czepiać szczegółów, to jest nawet jakieś trzy milimetry krótszy. I te trzy milimetry wielkiej różnicy może nie robią, ale faktem jest, że połączenie tak krótkiego dolnika, z dłuższym i bardziej masywnym w części górnej blankiem, daje nam tutaj bardzo wątpliwy efekt finalny. Wędka, mówiąc kolokwialnie, leci na ryj. Wyważenie całości jest po prostu słabe. Red Wind w opisywanej wcześniej wersji prezentował się pod tym względem dużo lepiej.
Krótki dolnik+większa masa= złe wyważenie
Wędka wedle katalogu powinna ważyć 102g. Jej realna, sprawdzona masa wynosi 105,3g. Te 105g w źle wyważonym wędzisku „ciąży” bardziej niż byśmy chcieli. Projektant nie popisał się.
Tenże sam projektant miał chyba słabszy dzień projektując ten blank pod kątem jego pracy i charakterystyki użytkowej. Akcja tej wędki bowiem to swoiste kuriozum, które sprawiło, że w trakcie jej testów regularnie na przemian kręciłem głową i używałem słów powszechnie uznawanych za niekulturalne. Co tam jest nie tak?
Fakt, że wędka ta jest kijem zdecydowanie wolniejszym niż np. testowany wcześniej Red Wind, to samo w sobie nic złego. Różne kije, w zależności od potencjalnych zastosowań, mają różne akcje. W wielu sytuacjach kije wolniejsze okazują się rozwiązaniem lepszym niż bardzo szybkie i tutaj nie ma nad czym dyskutować. Blue Wind jednak wymyka się podręcznikowym definicjom akcji wędki i zachowuje się w sposób delikatnie mówiąc… rozbrajający…
W przypadku tego kija chciałoby się powiedzieć, że mamy do czynienia z akcją typu Slow lub ewentualnie z pogranicza slow i moderate, ale to nie oddaje tego jak ten blank zachowuje się w trakcie eksploatacji. Zachowanie to wynika z nieliniowej zbieżności tego kija, o której wspomniałem już wcześniej. Mamy tu bowiem połączenie wolnej, niezbyt finezyjnej górnej części blanku z pozbawionym kręgosłupa dolnikiem. Górna część składu gnie się pod obciążeniem w miarę płynnie, poszerzając się od początkowych 1,45mm do okolic „solidnych” 5,90mm przed połączeniem składów. Dolny skład kija jednak, w miejscu ciut poniżej miejsca łączenia składów okazuje się zaskakująco cienki (4,60mm) i spolegliwy. Zamiast kontynuacji regularnego ugięcia związanego ze stopniowym wzrostem mocy blanku ku dolnikowi, funduje nam to sytuację, że w sytuacji ładowania kija przy rzucie, wędka gnie się w tym miejscu zdecydowanie bardziej niż byśmy chcieli i majta sztywniejszą, bezwładną górą aż miło (a w zasadzie niemiło).
TESTY UGIĘCIA:
Zmusza nas to do stosowania wyjątkowo ostrożnej i uważnej techniki rzutowej. W momencie gdy tylko próbujemy rzucać nieco energiczniej i bardziej nonszalancko, nasz Blue Wind „natentychmiast” z wędki przeistacza się w rozrzutnik do obornika i sieje przynętami na boki niemiłosiernie, budząc w nas całe pokłady frustracji.
Realny ciężar wyrzutowy szacuję na zakres od okolic 3g do okolic 12g. Dołem nie ma sensu schodzić niżej bo kijowi brakuje lekkości i finezji w części szczytowej. Górą już przy tych dwunastu gramach, pozbawiony kręgosłupa i gnący się nadmiernie tuż za miejscem połączenia składów blank, osiąga swoje ekstrema. Zbliżanie się do górnych zakresów wyrzutowych tej wędki dodatkowo też zwiększa tendencje kija do siania wabikami na boki
Akcja kija generalnie sprawdzi się przy lekkich przynętach typu crank. Niewielkie wirówki, cykady czy woblerki typu crank, to wabiki, które ten kij obsłuży najlepiej. W trakcie holu pracuje dość głęboko i nieźle trzyma rybę, niemniej całości brakuje nieco finezji i dynamiki. Gdy do tego dorzucimy złe wyważenie i kiepską pracę w trakcie wyrzutu, obraz który nam się wyłania ciężko określić optymistycznym. Sytuację nieco osładza nam fakt, że czułość kija nie wypada źle. Transmisja drgań jest na poziomie akceptowalnym dla wędki z tej półki cenowej. Tylko czy to wiele zmienia, jeśli idzie o całościowy ogląd sytuacji? Chyba nie…
Muszę przyznać, że testy Blue Wind’a w opisywanej wersji zakończyłem z wyraźnym uczuciem ulgi. W zasadzie to cieszyłem się jak dziecko, że nie będę musiał kolejny raz go zabierać nad wodę i męczyć się z nim przez kolejne godziny. To jeden z najgorszych kijów jaki przeszedł przez moje ręce przez ostatnie kilka lat. Źle wyważony, źle pracujący i mocno ograniczony w swoich zastosowaniach. Na tle całkiem sensownego Red Wind’a, Blue Wind jawi się jako pomyłka. Kija tego moi drodzy serdecznie nie polecam. Jeżeli szukacie czegoś parabolicznego i niezbyt mocnego, polecam poszukać czegoś innego i pamiętajcie – Życie jest za krótkie, by je marnotrawić na łowienie kiepskimi wędkami.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Chiński producent lekkich wędek spinningowych Mifine robi swoimi kijami spore zamieszanie w światku SUL/XUL. W swoim portfolio mają spory wybór patyków o zróżnicowanych parametrach i w bardzo atrakcyjnych (zwłaszcza w promocjach) cenach. Do tej pory tak lekkie łowienie jakoś pozostawało poza obszarem moich zainteresowań. Cóż…. Wiecie jak jest. Nie byłbym sobą gdybym się nie dał namówić na spróbowanie czegoś nowego. Przy okazji zaś wysmażyłem dla Was ten mały test…
Mifine Motral (a może jednak Mortal?) Draw…
Zacznijmy od nazwy tej wędeczki, która w oryginale ewidentnie wygląda na… producencką literówkę… Bo Motral Draw sensu nie ma nijakiego, ale już Mortal Draw to nazwa po prostu świetna i pięknie pasująca do chińskiej poetyki widocznej w nazwach co poniektórych kijów (jak chociażby kapitalnie brzmiący Battle Song od Kuying’a…). Nie ukrywam, że w tym kontekście, ten pokraczny „Motral” jakoś mi przez gardło nie chce przechodzić… 😉
Niezależnie od tego, wędka w zakupionej przeze mnie wersji mierzy 193cm. Zdecydowałem się na tańszą opcję uzbrojoną w przelotki określone przez producenta jako RA, ale za dopłatą można tę samą wędkę kupić w wersji uzbrojonej w ringi Fuji „O” + Alconite na przelotce szczytowej. Na blanku umieszczono 8 ringów. Przelotki w testowanym egzemplarzu zamontowano całkiem nieźle. Oczka trzymają linię. Miejscami na omotkach lakieru mogłoby być nieco mniej. Delikatny blank prosiłby się jednak o zastosowanie jeszcze mniejszych i lżejszych przelotek. Pozwoliłoby to wycisnąć z niego nieco więcej.
Ringi wyglądają ok, niemniej chciałoby się mniejsze i wykończone mniejszą ilością lakieru. Przy tak delikatnych blankach drobne różnice w wadze robią czasami spore różnice użytkowe…
Skoro o blanku już mowa… Prezentuje się on smukło i delikatnie jak przystoi na wędkę tego typu. Wedle informacji producenta wykonano go z carbonu 30T. Wędka wyposażona jest w relatywnie długą, nieprzesadnie spolegliwą i dość ciętą wklejaną szczytówkę. Przy przelotce szczytowej ma ona mierzone 0,85mm średnicy. Przy dolniku średnica to tylko 5,4mm. Przy niewielkiej zbieżności blank na sucho prezentuje się dość charakternie. Ma więcej ciętości i kręgosłupa niż zwykle spodziewamy się w wędce o takich parametrach.
Długa wklejana szczytówka z pełnego włókna jest przyjemnie cięta i nieprzesadnie spolegliwa.
Dolnik kija jest taki jaki powinien być, czyli bardzo krótki. Producent wyposażył go w no name’owy uchwyt szkieletowy bez insertu i bez jakiegokolwiek gripu. W walce o zbicie masy mamy tu minimalizm „level hard”.
Króciutki dolnik i klon szkieletowca bez insertu i jakiegokolwiek gripu.
Owocuje to realną, sprawdzoną masą kija na poziomie 62,5g – niedużo, choć w kontekście oczekiwanych parametrów kija nie jest to wartość rewelacyjna. Wyważenie kija jest całkiem ok. W połączeniu z niewielką masą wędki, nawet przy szczątkowej formie chwytu, daje nam to całkiem przyjemne wrażenia z użytkowania tego patyczka.
Realna masa kija
Jak Motral Draw sprawuje się w codziennym użytkowaniu? Całkiem nieźle, ale po kolei… Zacznijmy od akcji.
Akcja tej wędeczki to delikatny i finezyjny Medium-Fast. Całość jest szybsza i bardziej cięta niż moglibyśmy się spodziewać. Długa, relatywnie sztywna wklejka, tworzy w połączeniu z blankiem dobrze pracującą, zrównoważoną całość. Kij dobrze ładuje się przy rzutach, ma dość dynamiki by efektywnie animować dość szerokie spektrum przynęt, a pod rybą prezentuje ładne ugięcie i satysfakcjonujący zapas mocy w dolniku.
Realny ciężar wyrzutowy określam na zakres od 0,5g do okolic 4,5g. Najmniejsze micro jig’i wymagają od nas wyrobionej techniki rzutowej i bardzo cienkich linek by posyłać je na zadowalające odległości (kij testowany był z linką YGK Upgrade WX4 0.2PE). Wraz ze wzrostem masy wabika poziom trudności spada. Jigi ważące około 1g latają z tego kija już bardzo daleko bez wielkich kombinacji. Górą kijem tym bez problemu ogrywałem dwucalowe kopytka w typie „easy shiner’a” ważące z główkami 4,5-4,7g. Do tej granicy Motral Draw nie klękał i robił swoje. Jej przekraczanie wiąże się z tym, że kij zaczyna kończyć się w trakcie wyrzutu i pracy przynętą.
TESTY UGIĘCIA:
Czułość wędki określiłbym jako satysfakcjonującą. Po kiju o takiej akcji i w tym budżecie nie spodziewamy się raczej elektryczności, którą dają nam ultralekkie X-Fasty z dobrej półki i zgodnie z przewidywaniami patyczka tego mianem elektrycznego określić nie można. Niemniej czułość tego kijka jest w pełni zadowalająca i wystarczająca do przyjemnej i skutecznej zabawy lekkimi wabikami.
W trakcie testowania tej wędki wypróbowałem wiele różnych wabików. Kijek dzięki swojej akcji ma przyjemną i uniwersalną charakterystykę. Dobrze sprawdzi się przy micro jig’ach i niewielkich gumkach. Ogarnia bezproblemowo najmniejsze obrotówki, cykadki i wirujące ogonki. Równie dobrze sprawdzi się z micro wahadełkami czy najmniejszymi woblerkami typu crank. To przyjemne, niedrogie i uniwersalne narzędzie do łowienia niewielkich ryb przy użyciu najlżejszych zestawów.
Na cieniutkim blanku widoczne zaskakująco szczegółowe opisy…
Mifine Motral Draw w opisywanej wersji kosztuje nieco ponad 200 złotych. W dobrej promocji można go wyrwać jeszcze jakieś 50 złotych taniej. Stosunek ceny do jakości jest tutaj bardzo dobry. Kijek ten będzie świetną opcją na początek przygody z najlżejszymi odmianami spinningu.
Kijek ogarnia lekkie microjig’i do łowienia białorybu, ale na tym jego potencjał się zdecydowanie nie kończy…
Wędka ta nie tylko jest przyjemna użytkowo i sensownie wykonana, ale też nie sprawia wrażenie ekstremalnie kruchej i podatnej na uszkodzenia. Za niewielkie pieniądze kupujemy tu sprzęcik, który bez wątpienia pozwoli nam dowiedzieć się czy najlżejsze łowienie to rzecz, która przypadnie nam do gustu. W razie zaś gdyby tak się nie stało, odsprzedamy go raczej bez problemu z niewielką stratą. Na taki kijek, za takie pieniądze, chętni się na pewno znajdą.
Tani i bardzo przyjemny użytkowo patyk. Ta witka ma sens.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Nasi lokalni dystrybutorzy z upodobaniem nawiązują w oferowanych przez siebie wędkach do japońskich klimatów. Japoński styl wykończenia kijów inspiruje, podobnie jak to ma się z ogólną konstrukcją wędzisk. Nawiązania takie przydarzają się w sposób mniej bądź bardziej udany. A gdy okazuje się, że ani design, ani technikalia, nic a nic jednak z Japonią nie mają wspólnego, to dobrze by chociaż nazwa była „japońska”, obiecując nam wyjątkowe doznania z gatunku „prawie jak JDM”. Robinson, opisując nam swoją budżetową serię Toshido, poszedł jednak w swych obietnicach o krok dalej. A w zasadzie o wiele kroków…
Robinson Toshido Light Jig
„Postanowiliśmy zbudować dla Was serię, która będzie miała wszystkie cechy wędki z pracowni, a jednocześnie pod względem ekonomicznym będzie dostępna dla każdego. Taka właśnie jest seria Toshido, która otwiera nowy rozdział w wędziskach spinningowych firmy Robinson. Zbudowaliśmy ją na blanku, który można określić jako fast-moderate, jeszcze niedawno zarezerwowanym tylko dla najdroższych serii. Cechuje się on smukłością i finezją połączoną z niespotykaną mocą. Jest szybki i sprężysty, a jego ugięcie jest głębokie i progresywne.”
Brzmi pięknie, nieprawdaż? I to wszystko za 160 złotych. A teraz pozwólcie, że producencki opis pozostawię w tym momencie bez jakiegokolwiek komentarza. Delektujmy się nim przez chwilę w ciszy, w sposób niczym niezakłócony…
Robinson Toshido Light Jig w opisywanej wersji jest wklejanką i mierzy 210 centymetrów. Blank wędki wedle zapewnień producenta wykonano z carbonu o module 48mln PSI. Wklejana szczytówka ewidentnie nie należy do najcieńszych. Suwmiarka pokazuje 1,10mm przy przelotce szczytowej. Przy dolniku mamy 7,70mm średnicy. Zbieżność blanku jest stosunkowo niewielka.
Wklejka nie należy do najcieńszych. Zbieżność blanku jest niewielka.
Kij uzbrojono w 10 przelotek No Name z wkładami typu SiC umieszczonymi w ramkach typu K Slim. Montaż wygląda przyzwoicie. Ringi w testowanym egzemplarzu wklejono równo. Omotki wykonano na akceptowalnym poziomie. Lakieru jest miejscami przydużo ale generalnie wygląda to całkiem nieźle. Niemniej przy pierwszych próbach kija wątpliwości wzbudza rozmiar zastosowanych przelotek. Są ciut przyduże jak dla możliwości tego blanku. Do tego tematu wrócimy za chwilę.
Ringi wyglądają jak na budżet nieźle, niemniej, przy tej charakterystyce blanku można by pomyśleć o ciut mniejszych przelotkach.
Dolnik wyposażono w uchwyt szkieletowy będący klonem SK2 od Fuji. Wyposażono go w carbonowy insert. Do tego dostajemy niewielkie gripy z niezłej pianki EVA. Długość dolnika jest w zasadzie adekwatna. Kij dzięki niej ma nienajgorszy balans choć mogłoby tutaj być nieco lepiej, zwłaszcza że…
Klon SK2 z carbonowym insertem.
Skoro jesteśmy przy środku ciężkości, to wspomnijmy i o wadze wędki. Producent deklaruje, że kij w tej wersji powinien ważyć 92g. Waga elektroniczna pokazuje 89,6g. Ciut lepiej nawet od deklaracji producenta. Niemniej, jak na finezyjny kijek do dłubania okoni rodem niemalże z pracowni, ciut jakoś przydużo. Generalnie przy pierwszych próbach na sucho, kij nie robi wrażenia ani zbyt finezyjnego, ani i nie porywa w żadnym w zasadzie aspekcie. Może jest mocniejszy niż deklaruje producent? Może pierwsze wrażenia są mylące? Czas na testy nad wodą.
Waga niby wysoka nie jest, niemniej w zestawieniu z mocą tej wędki mogłoby być lżej.
Pierwsze testy nad wodą wykazują, że kij przy wyrzucie cicho „klika” w okolicy połączenia składów. Cóż… Albo jedna z przelotek, albo samo połączenie składów nie jest idealnie spasowane. Po bliższych oględzinach i nasłuchach stawiam na przelotkę.
Akcja kija została przez producenta określona jako umiarkowanie szybka. Jest to określenie trafne. Wędka ta w opisywanej wersji jest mało dynamicznym, nieco gumiastym medium fastem. Wklejona szczytówka ma sporą średnicę i nie jest ani szczególnie cięta, ani specjalnie wrażliwa. Całość w trakcie użytkowania prezentuje się nieco topornie i bez fajerwerków. Ciętość kija pozostawia sporo do życzenia, dynamika blanku jest mocno przeciętna. Wystarcza ona do całkiem dalekiego posyłania lżejszych wabików, ale jej poziom jest za niski do agresywniejszej animacji i nieco brakuje jej przy dynamicznym holu.
Kij jest niezbyt szybki i mało dynamiczny. Blankowi brakuje nieco ostrości i kręgosłupa.
Kij dość chętnie gnie się pod obciążeniem, choć ciężko tu mówić o wybitnej progresywności. Kij po prostu nie ma za wiele kręgosłupa w dolniku. Leniwy blank ugina się ochoczo, ale nie pracuje tak jak byśmy chcieli. Całość jest nieco zbyt toporna i bezwładna. Sytuacji nie poprawia też ciut za ciężkie uzbrojenie, które dodatkowo uwydatnia niedostatki tego niezbyt szybkiego i niezbyt mięsistego blanku.
TESTY UGIĘCIA:
Mimo głębszej pracy, ciężko powiedzieć by kij ten wybitnie trzymał holowane ryby, przede wszystkim te w mniejszych rozmiarach. Niedostatki akcji, zbyt duża masa blanku i uzbrojenia w kontekście masy wabików jakie ten kij może obsługiwać, dały nam całość, którą ciężko się zachwycić. Wędce brakuje nieco finezji, charakteru i ciętości. Do tego dochodzi kwestia transmisji drgań. Jest ona na akceptowalnym dla tej półki budżetowej poziomie i raczej nic ponadto.
Realne CW tego kija szacuję na zakres od okolic 3 do 10g. Dołem nie ma co się za bardzo silić na schodzenie niżej bo mało finezyjna wklejka i przeciętna transmisja drgań nie ułatwiają nam roboty. Górą brak mięcha i dynamiki w blanku (i w samym topie) sprawia, że brakuje nam odpowiednio agresywnego podbicia i ładowania się kija przy rzucie. Już przy wspomnianych 10g, kij się ewidentnie kończy osiągając swoje ekstrema.
Do czego można by tu użyć Robinsona Toshido w opisywanej wersji? Do jakiego łowienia ten kij się nadaje? W zamyśle konstruktorów kij ten miał być zapewne okoniowym uniwersałem. Jeżeli takie były plany to nie wyszło to do końca tak jak trzeba. Sprawdzi się on nam i to całkiem nieźle jako wędka do obsługi typowego okoniowego żelastwa w rodzaju niewielkich wirówek, cykad i wirujących ogonków. Spolegliwy blank dobrze rzuca lżejszymi wabikami tego typu i pozwala bezproblemowo rybom zasycać przynęty. Ale jeśli idzie o łowienie na gumy, to mimo bycia wklejanką kij ten prezentuje się niezbyt w tej dziedzinie porywająco. Do jigowania jest zbyt wolny, lejący się i za mało cięty. Do łowienia w toni na lekkie jaskółki nieco zbyt toporny i zbyt mało finezyjny. Do bocznego troka czy lekkiego drop shot’a brakuje tu nieco szybości, kręgosłupa i transmisji drgań. Coś co zapewne miało być do wszystkiego, finalnie okazuje się, że jest… produktem o licznych ograniczeniach. Niby da się, ale żeby było optymalnie, albo chociaż dobrze to bym nie powiedział.
Przyznam, że testowanie Robinson’a Toshido w opisywanej wersji nie sprawiło mi zbyt wiele frajdy. Oczywiście doświadczony wędkarz będzie w stanie wycisnąć z tej wędki nad wodą sporo, ale w mojej opinii jest to walka ze zbyt oporną materią by gra była warta świeczki. Za podobne pieniądze można kupić na rynku kije sporo przyjemniejsze w eksploatacji, a po dołożeniu jakichś 100 złotych, kupić patyk, który użytkowo przeniesie nas do innej galaktyki. Seria ta zestarzała się i na moje oko czas na jakiegoś następcę, który będzie mógł stanąć do równego boju z budżetową konkurencją. I na tym proponuję się producentowi skupić, zamiast powtarzać bajki o kijach jak z pracowni i blankach o charakterystykach zarezerwowanych dla tych z wyższej półki. Bo porównywanie Toshido do dobrego kija z pracowni, to jak porównywać drobiową mortadelę z dojrzewającą 6 lat hiszpańską szynką. Trzeba wyjątkowo nierozgarniętego smakosza by nie zauważył między nimi subtelnej różnicy. I dlatego Kochani wszystkim Wam życzę na koniec smacznego i pamiętajcie – Życie jest za krótkie by je marnotrawić na łowienie kiepskimi wędkami.
Tani, mocno przeciętny patyk. Za zbliżoną kwotę możemy wybrać lepiej…
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Kiedy pojawia się temat wędzisk typu Ajing, do głowy przychodzą nam w sposób naturalny japońscy producenci wędek. Major Craft w temacie kijów ajing’owych zawsze ma coś do zaoferowania na różnych półkach cenowych, a Aji-Do to jedna z wyższych serii w aktualnym portfolio tego producenta. Jak ten morski przecież ultralight sprawdzi się przy polskim okoniowaniu? Cóż… Sprawdziłem to i teraz mogę zainteresowanych zaprosić do zapoznania się z moimi przemyśleniami na ten temat.
Major Craft Aji-Do
Aji-Do sprawia doskonałe pierwsze wrażenie. Kij jest smukły i wystylizowany w duchu modnego cały czas minimalizmu. Smukły, w tym wypadku, nie oznacza jednak, że kij wygląda filigranowo. To prawda, że po wzięciu jej do ręki, wędka zaskakuje swoją lekkością. Zaraz jednak po tym wrażeniu nadchodzi kolejne i też zaskakuje. To niepozorne, lekkie piórko okazuje się bowiem szybkie jak sam diabeł i zdaje się mieć więcej mocy w dolniku niż możnaby na początku przypuszczać. Przy pierwszym kontakcie ta mała bestyjka może zaskoczyć i oczarować. O tak.
Blank wędki ma 2.03m długości. Wykonano go z carbonu T1100G w technologii nawijania mat węglowych pod różnymi kątami określanej przez Major Craft jako R360. Kij ten jest przedstawicielem najnowszej generacji budowy blanków tego producenta, określanej przez niego mianem 5G.
Wędkę uzbrojono w maleńkie ringi Fuji SiC w ilości ośmiu sztuk. Montaż wykonano dobrze. Nie ma się czego czepiać, niemniej przy zastosowaniu jednostopkowej przelotki prowadzącej, uchwyt na przynętę po prostu by się przydał. Osobiście poratowałem się tu uchwytem zakładanym na blank, żeby zniwelować ten niedostatek. Minimalna średnica przelotek szczytowych w sposób naturalny zmusza nas też do stosowania cieniutkich plecionek i niewielkich węzłów łączących linkę główną z przyponem.
Fuji SiC
Dolnik jest krótki, mnimalistyczny i uzbrojony w uchwyt kołowrotka Fuji IPS. Ten nieco bardziej pękaty brat VSS’a używany jest przez Major Craft’a do zbrojenia jeszcze kilku innych popularnych serii wędek. Dla mnie, generalnie może być, ale osobiście jakimś specjalnym fanem IPS’a nie jestem. Zdecydowanie wolałbym tu raczej smuklejszego VSS lub jakiegoś szkieletowca, a przecież małych rączek nie mam. To jednak kwestia indywidualna.
Fuji IPS
Dość krótka wklejana szczytówka jest bardzo cieniutka. Przy maleńkim ringu szczytowym ma ona jedynie 0,7mm średnicy. Jest jednak przy tym zaskakująco sztywna. Zwykle nie spodziewamy się po takiej igiełce czegoś takiego. Przy dolniku wędka ma 8,80mm średnicy. Kij ma silny jak na takie piórko kręgosłup i zapas mocy w dolniku. Co Ajing to Ajing. Nawet tak delikatny.
Przy topie szczytówka ma 0,7mm średnicy
No właśnie… Parę razy wspominałem o niewielkiej masie kija, a jeszcze nie raczyłem powiedzieć ile dokładnie ona wynosi. Już się poprawiam. Kij, wedle deklaracji producenta, powinien ważyć 56g. Waga elektroniczna pokazała równe 58g. Jak na gabaryty kija i moc drzemiącą w blanku kij jest niewiarygodnie lekki. Wyważenie może nie jest perfekcyjne, ale po przykręceniu jakiegokolwiek kołowrotka, ciężko tu narzekać na cokolwiek. Przy zastosowaniu lekkiego młynka otrzymujemy ekstremalnie lekki zestaw, którym operowanie okazuje się czystą przyjemnością.
Kij jest bardzo lekki.
Skoro już doszliśmy do operowania, to chyba czas na wrażenia znad wody. Jak Aji-Do sprawuje się w trakcie łowienia? Cóż… Zacznę od tego, że w kiju tym, niezależnie czy mówimy o zarzucaniu, prowadzeniu czy zacinaniu, gro roboty robią niewielkie, spokojne ruchy nadgarstka. Dzięki bardzo dużej szybkości blanku kij zapewnia nam pełną kontrolę podczas rzutu i pozwala lokować bez większego wysiłku nasze wabiki daleko i celnie. Podobnie ma się sprawa z bardziej agresywną animacją przynęt. Przy zacinaniu brania, również nie potrzebujemy wiele, aby pewnie wbić hak tam gdzie trzeba. Ten kij to precyzyjne narzędzie, wymagające precyzyjnej obsługi co finalnie przekłada się na świetne wrażenia z użytkowania. Jest bardzo lekko, oszczędnie i bardzo przyjemnie.
Akcja tej wędki to X-Fast. Rasowy, diabelnie szybki i cięty. Cieniutka wklejka ma w sobie więcej sztywności niż moglibyśmy przypuszczać, a zaraz za nią uruchamia się mocny blank. Nie spodziewajcie się tu zaskakującej progresywności ani dużej mięsistości. Kij nie poddaje się pod byle obciążeniami. W trakcie łowienia szybko dociera do nas konstatacja, że w naszych warunkach to nie jest kijek do dłubania małych okonków. Wędkę tę stworzono wszak do łowienia niewielkich, ale jednak morskich ryb. Dużo silniejszych i wyposażonych w twardsze pyski niż nasze swojskie pasiaki. Dlatego próbując dłubać za okoniowym drobiazgiem, szybko zauważymy większą ilość spadów i to, że wędka ta w trakcie holu niewielkich rybek nie pracuje jak trzeba.
TESTY UGIĘCIA:
Prawie pół kilograma na kiju…
Sytuacja ta zmienia się gdy za cel weżmiemy okonie w „normalnych”, „bardziej słusznych” rozmiarach. Wtedy Aji-Do pokazuje swoje pazury. Niesamowita ciętość robi wtedy robotę, a zapas mocy w dolniku pozwala bezstresowo holować większe ryby i ze spokojem podchodzić do dużych przyłowów.
Przy łowieniu dużych okoni Aji-Do pokazuje na co je stać…
Czułość tego kija to wysoka półka. Połączenie bardzo lekkiego i szybkiego blanku, ze sztywną wklejką dało tu doskonały efekt. Aji-Do to wędka elektryczna w pełnym znaczeniu tego słowa. Transmisja drgań pozwala nam zachować pełną kontrolę nad zestawem nawet w mocno niekorzystnych warunkach. Ilość delikatnych sygnałów, które jesteśmy w stanie wyczuć w dolniku wędki i siła z jaką docierają do nas te mocniejsze, mocno ułatwia nam spinningową robotę, zwłaszcza w chwilach gdy ryby nie są zbyt chętne do żerowania (a w takich warunkach przyszło mi ten kij testować). Trudno tu mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.
Jak prezentuje się realne CW tej wędki? Tutaj sprawa jest nie do końca oczywista. Mieszają się głosy, które sugerują że kije Major Craft’a są precyzyjnie opisane, z opiniami o niedoszacowaniu tego modelu. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że do morskich połowów ultralekkich często stosuje się niewielke metalowe jigi, o masie skupionej w niewielkich gabarytach wabika, co wpływa na nieco inny odbiór pracy wędziska niż w przypadku „typowej” okoniowej gumki na główce jigowej. Gumka taka przy takiej samej masie ma większą powierzchnię i wyporność niż metalowy mikrojig, co wpływa na to, że będzie ona latać bliżej i wyczucie jej na kiju w trudnych warunkach będzie trudniejsze. No to jak ja to w tych warunkach widzę?
Na moje oko, przy realnej mocy tej wędki i jej akcji, schodzenie w naszych okoniowych warunkach dołem z masą wabika poniżej 2g mija się trochę z celem i sensem. Pewnie możnaby próbować coś jeszcze urwać tylko po co, skoro naszym celem dla tego kija będą okonie w rozmiarach zaczynających się najlepiej od 25cm i dalej w górę do oporu. Górą, bez zbędnych ceregieli kijem tym obsługiwałem gumki o masie całkowitej zbliżającej się do okolic pomiędzy 7 a 8g. Kij przez swoją dużą sztywność zdaje się nawet wysyłać nam sygnały, że dźwignie ciut więcej, niemniej ja sugeruję przy takich eksperymentach zachować ostrożność i rozwagę. Limitem jest bowiem tutaj, związana ze wzrostem masy wabików i idących za tym obciążeń dynamicznych, stopniowa utrata dynamiki przez bardzo cieniutką wklejaną szczytówkę. Blank nie ma w sobie za dużo mięcha i przeciążanie go może się dla niego finalnie źle skończyć.
W związku z powyższym, Aji-Do jest wędką, która sprawdzi się świetnie przy wszelkich przynętach miękkich i typowo opadowych. Da nam mocne argumenty gdy trzeba będzie łowić głęboko, delikatnie i w trudnych warunkach. Niekoniecznie jednak widzę ten kij przy przynętach typu crank w typie wirówek, mniejszych woblerków czy cykad. Ten patyk jest za szybki i zbyt mało progresywny by być optymalnym pod takie łowienie. Sugeruję traktować go jako mocno specjalizowane narzędzie do lekkiego łowienia w opadzie.
Jeżeli szukamy kija do łowienia grubych okoni w warunkach gdy żerują one na drobnych ofiarach, a do tego nie są zbyt chętne do intensywnego żerowania, Major Craft Aji-Do okazuje się sprzętem, który pozwala się do nich bardzo skutecznie dobrać. To diabelnie szybka i czuła wędka, która w dziedzinie łowienia w opadzie daje nam do dyspozycji ogrom możliwości.
Nie ma jednak nic za darmo. Kij ten bowiem nie wybacza błędów i swoje kosztuje. Aji-Do to wędka wymagająca umiejętnej i doświadczonej obsługi. Niedostatki techniczne w trakcie holu mogą owocować potencjalnie większą ilością spadów, zwłaszcza w przypadku mniejszych ryb. Brak kultury w obsłudze, transporcie i przechowywaniu może zaś skończyć się uszkodzeniem kija. A wtedy będzie szkoda bo wędka ta kosztuje nieco ponad tysiąc złotych, zaś zakup jej wiąże się z zamówieniem jej u sprzedawców handlujących Major Craft’em, bo nie jest ona zwykle dostępna od ręki. Bo generalnie Aji-Do to świetna wędka, choć ewidentnie nie dla każdego.
Kij ten raczej zostanie u mnie na dłużej. Jego charakterystyki użytkowe podobają mi się, a kij w trakcie testów dostarczył mi bardzo dużo satysfakcji. Jest to sprzęcik specyficzny, ale zaskakująco dobrze wpasował się w moje gusta i potrzeby, oraz w pewną lukę w mojej stajni spinningowej. No i połowiłem nim sporo ślicznych ryb. A to też się liczy… 😉
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Model L z serii Truncheon od Kyorim’a zrobił na mnie świetne wrażenie i stał się jedną z moich ulubionych wędek. Przy kolejnej promocji na kije z tej serii nie powstrzymałem ciekawości i dokupiłem model ML. Przyznam, że nie mogłem się doczekać przyjazdu tej wędki, spodziewając się powtórki z rozrywki w nieco mocniejszym wydaniu. Gdy wreszcie kij dojechał, przeżyłem grube zaskoczenie. Niby interesuję się kijami Kyorim’a od kilku lat, a udało im się podejść mnie srogo. Cóż się wydarzyło? Zainteresowanych zapraszam do lektury.
Kyorim Truncheon TCS-662ML
Gdy nowy Truncheon przyjechał i wyjąłem go wreszcie z pokrowca, po wstępnych oględzinach, musiałem również przynieść model L i położyć je obok siebie. Po próbach przygięć i kilku wymachach musiałem od razu iść po suwmiarkę i wagę. Oba modele wyglądają łudząco podobnie do siebie i podobnie pracują na sucho. Nieuważny obserwator mógłby stwierdzić, że wygladają tak samo. Nie tego się spodziewałem. Czy są tu właściwie zauważalne różnice uzasadniające różnice w opisie CW tych kijów i mocy ich blanków? (3-12g 4-10lb wobec 4-16g 6-12lb)
Bracia bliźniacy?
Po podstawowe informacje techniczne dotyczące opisywanej wędki odsyłam do testu kija w wersji L. Tutaj skupię się na bezpośrednim porównaniu tych dwóch wędek, żeby odnaleźć w nich jakieś różnice.
Topy obu wersji
Kyorim Truncheon TCS-662ML ma identyczną długość i wedle materiałów reklamowych producenta identyczną masę jak model 662L. Oba kije mają tej samej długości dolniki. Oba uzbrojono w 9 przelotek z linii Fuji SiC. Spacing i rozmiary przelotek są identyczne. Rzeczywista sprawdzona masa tego kija wyniosła 108,3g wobec deklarowanych 105g. Kij jest też niecałe 4g cięższy od wersji L.
Kij niecałe 4g cięższy niż wersja L
Gdy w ruch idzie suwmiarka pojawiają się kolejne konstatacje. Średnica blanku przy przelotce szczytowej wynosi 1,6mm. To dokładnie tyle samo ile w modelu L. Niewielka różnica ujawnia się dopiero przy dolniku tego kija. Suwmiarka pokazuje tutaj 9,1mm. To dokładnie 0,3mm więcej niż w modelu L. Różnica w zbieżności jest proporcjonalnie więc niewielka. Czy w sposób zauważalny przełoży się to na charakterystyki użytkowe? A jeśli tak to jaka ta różnica będzie?
Różnica w średnicy dolników wynosi 0,3mm
Zacznijmy od akcji tych kijów. Obie wędki to szybkie blanki. Niemniej na tle bardziej liniowego blanku modelu L, blank ML’ki jest nieco mniej progresywny i dysponuje dolnikiem z odrobinę większym zapasem mocy. Czuły top prezentuje czułość i spolegliwość na poziomie modelu L, ale przy dynamicznym zacięciu ML’ka szybciej uruchamia nieco sztywniejszy kręgosłup, dodając nam odrobinę do siły zacięcia. W sposób naturalny sprawia to, że blank wersji ML okazuje się nieco bardziej specjalizowanym pod przynęty miękkie i łowienie w opadzie.
TESTY UGIĘCIA:
Porównanie ugięć wersji ML i L:
Analogicznie, nieco gorzej kij ten wypadnie w trakcie łowienia przynętami typu crank w rodzaju woblerów, wirówek czy cykad. Różnica nie jest może wielka, ale zauważalna. Czułość obu tych kijów prezentuje identyczny, bardzo wysoki poziom. To pięknie elektryczne kijki, zapewniające nam pełną kontrolę nad naszą przynętą.
Praca kija pod rybą. Na haku szczupak bliski 80cm.
A jak prezentuje się realne CW tego kija? Tutaj jest lekkie zaskoczenie, choć w sumie nie do końca. Dlaczego tak? Bo z jednej strony, w opisie blanku producent sugeruje nam, że ML powinien rzucać trochę więcej niż wersja L. Z drugiej strony jednak, średnica topów obu wersji okazuje się identyczna, co nie do końca uprawdopodabnia tę wersję wydarzeń. W mojej ocenie potencjał rzutowy obu kijów jest dokładnie taki sam. Truncheon w wersji ML ogarnia na komforcie wabiki w zakresie wagowym od okolic 4g do 25g i ani krztyny więcej. Przy okazji dokładnego studiowania parametrów tej wędki odkryłem coś jeszcze…
Dolniki są identyczne
W pewnym momencie coś mnie tknęło. Hmmmm… Ciekawe czy górne składy tych wędek mają identyczną średnicę otworów montażowych? Może są one zamienne? I wiecie co? Sprawdziłem to i w moich egzemplarzach. Okazało się, że mimo tego, że górne składy mają nieco inne charakterystyki pracy, a dolne składy przy samym dolniku różnią się średnicą, połączenia tych składów są identyczne. W przypadku moich egzemplarzy są one stuprocentowo zamienne, co otwiera nam pole do jakichś dodatkowych kombinacji. Ciekawe…
Górne składy są wzajemnie wymienne.
W tym momencie pozostaje nam parę słów podsumowania. Kyorim Truncheon w wersji TCS-662L i TCS-662ML to kije bardzo do siebie podobne, choć użytkowo dzielą je nieduże, ale zauważalne jednak różnice. Przy licznych identycznych, bądź niemalże identycznych parametrach, prezentują się jak dwa świetne, specjalizowane narzędzia z jednego kompletu. Za oba trzeba też zapłacić dokładnie taką samą cenę, która bez żadnych promocji wynosi nieco ponad tysiąc złotych. W promocjach można jednak kupić je sporo taniej, choć w przypadku Kyorim’a trzeba się na takowe promocje naczekać.
Oba te kije są świetne i to nie podlega dla mnie żadnym wątpliwościom. Zastanawiać się jedynie można, czy posiadanie obu ma sens? Czy jest sens dokupić drugi gdy jeden się już posiada? Dla mnie sprawa jest dyskusyjna. Raczej skłaniam się do wersji, że nie ma to większego sensu, zwłaszcza gdy jesteśmy już posiadaczami nieco bardziej uniwersalnej wersji L. W tym punkcie jednak, każdy powinien sam sobie taką sprawę przemyśleć i udzielić odpowiedzi na pytanie, czy brać L czy ML, czy może oba, czy też może nie potrzebujecie żadnego z nich… Ja tylko dostarczyłem Wam do takich przemyśleń danych. Co z nimi zrobicie to już Wasza sprawa.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Przed Wami test najtańszej chyba wędki jaka trafiła do tej pory w moje ręce. Nieco ociągałem się z zabraniem jej nad wodę, bo mając w perspektywie spędzenie czasu z kilkukrotnie droższymi patykami, zamiast z Red Wind’em, czułem się z jednej strony mocno kuszony, a z drugiej, miałem lekkie poczucie dyskomfortu. Ale obiecałem ten test i słowa dotrzymuję. Rzetelnie obłowiłem ten patyk, nabrałem do niego dystansu i mogę już do sprawy podejść na zimno i technicznie. Zainteresowanych kwestią tego, co można otrzymać za okolice 120 złotych w temacie wędki okoniowej, zapraszam do lektury.
Jaxon Red Wind w pełnej krasie
Muszę przyznać, że na wstępie Jaxon zaskakuje pozytywnie. Za nieco ponad 100 złotych spodziewać się zwykle można niewiele dobrego. Tymczasem Red Wind, w opisywanej wersji, na pierwszy rzut oka wygląda zaskakująco nieźle. Mierzący 198cm blank nie wygląda może jak szczyt finezji, ale nie jest też toporny, a waży zaskakująco niewiele. Krótka wklejana szczytówka ma przy przelotce szczytowej sporą średnicę 1,1mm. Przy dolniku blank ma zaś bardzo przyjemne 7,7mm.
Blank jest smukły i ma niewielką zbieżność. Wklejka krótka, dość sztywna i ma 1,1mm średnicy przy topie.
Całość uzbrojono w 8 przelotek, które producent określa mianem „slim titanium oxide”. Ringi wyglądają tanio i tyle można o nich powiedzieć. Nie ma tragedii, ale rozwodzić się też nie ma specjalnie nad czym. Producent w celu wyciśnięcia z blanku ile się da, zdecydował się na ringi naprawdę niewielkich rozmiarów.
Slim Titanium Oxide – czytaj: tanie przelotki, ale bez tragedii…
Nad omotkami co prawda nikt się w fabryce jakoś specjalnie nie rozczulał, ale tutaj też tragedii zupełnej nie ma. Co więcej, uczciwie muszę też zaznaczyć, że w zakupionym przeze mnie egzemplarzu Red Wind’a przelotki trzymają linię prawie idealnie, a to w tej półce cenowej nie tylko nie jest oczywiste, ale wręcz bardzo zaskakujące. (Jeżeli macie Red Wind’y dajcie proszę cynk jak wygląda kwestia wykończenia w Waszych egzemplarzach.)
Ringi niewielkie. Lakieru nie żałowali. Ale w tym egzemplarzu zamontowali to równiuteńko. Jakość montażu jak na tę półkę cenową jest zaskakująco dobra. Przez moje ręce przechodziły trzykrotnie droższe kije, które pod tym względem prezentowały się dużo gorzej od budżetowego Jaxon’a.
Dolnik kija ma w zasadzie optymalną długość. Uzbrojono go w mocno plastikowy z wyglądu, wygrzbiecony uchwyt kołowrotka, który dostał nawet carbonowy insert. Wygoda chwytu ani nie porywa, ani nie odrzuca. Dla mnie może być. Żeby to jakoś super w ręku leżało to bym nie powiedział, ale źle też nie jest, wygląda to jak wygląda, w trakcie testów trzymało kołowrotek pewnie, czyli w sumie niewielkim kosztem robi to co do niego należy. Dolnik kończy niewielki grip z pianki z EVA.
Dolnik optymalnej długości. Uchwyt kołowrotka robi robotę i dostał nawet carbonowy insert.
Waga wędki okazuje się również zaskoczeniem pozytywnym. Jaxon obiecuje nam masę na poziomie 88g i słowa dotrzymuje. Kij waży dokładnie 87,8g. Wyważenie całości nie jest idealne, ale i tutaj nie ma tragedii. W tej kwestii również, nie za bardzo jest sens się do tej wędki czepiać. Całość wygląda może i mocno budżetowo, ale w sumie, jak za te pieniądze, kij prezentuje się całkiem sensownie. Widziałem już dwu-trzykrotnie droższe kije, których zakupione przeze mnie egzemplarze potrafiły wyglądać pod kątem jakości wykończenia dużo gorzej. A Jaxon może i świeci się lakierem blanku i na przygrubych omotkach, może i dolnik razi jaskrawymi naklejkami, ale mimo wszystko wygląda to smukło i dość schludnie.
Waga kija podana precyzyjnie. Inni, „bardziej prestiżowi” dystrybutorzy mogliby się paru rzeczy od Jaxon’a nauczyć…
Jak Red Wind prezentuje się użytkowo? Czy wędka za 120 złotych ma sens? Zacznijmy może od akcji tego kija. Wędka ta jest wklejanką, ale dość nietypową. Do blanku, który można określić niezbyt dynamicznym Fast’em, producent wstawił krótką wklejaną szczytówkę o sporej średnicy i sztywności. Z jednej strony, pełni tu ona tradycyjną rolę sygnalizatora, z drugiej, przez swoją większą niż zwykle w takich kijach sztywność, jest elementem dodającym nieco ciętości temu dość leniwemu jak na wklejankę blankowi.
Krótka, sztywna wklejka, paradoksalnie dodaje kijowi ciętości, której nieco brakuje w niezbyt dynamicznym blanku.
Efekt takiego działania widzimy na krzywej ugięcia tego kija, gdzie nie tylko widać brak charakterystycznego przesztywnienia w miejscu, gdzie zwykle bardziej spolegliwa wklejka przechodzi w szybki, sztywny blank. Tutaj jest wręcz na odwrót. Wklejka staje się swoistego rodzaju dopałem dla zbyt spolegliwego, nieco „gumiastego” w swej charakterystyce blanku. Daje nam to też wymierne efekty przy pracy tego kija pod różnymi przynętami. Podczas gdy większość wklejanek dedykowana jest łowieniu w opadzie na przynęty miękkie i w tej dziedzinie radzi sobie najlepiej, zaś przy innych przynętach pokazuje swoje słabości, ten Jaxon zachowuje się inaczej. Dość zrównoważony górą przez kombinację blank/wklejka Red Wind, zachowuje się jak dość szybki tubular i całkiem dobrze ogarnia temat przynęt w typie wirówek, cykad czy wirujących ogonów. Całkiem nieźle radzi sobie też z przynętami miękkimi o ile łowimy niezbyt ciężko i niezbyt głęboko. Od biedy szarpałem nim i najlżejszymi twitchami i też się dało, choć niewielka dynamika blanku nie ułatwia tu roboty.
TESTY UGIĘCIA:
Pół kilograma na kiju…
W trakcie holu wędka chętnie poddaje się i gnie dość głęboko. Kij dobrze trzyma rybę i sporo wybacza niedoświadczonemu spinningiście. O ile tylko uda się dobrze rybę wciąć, to potem ryzyko spadu przy zdecydowanym holu jest niewielkie. Blank ma trochę zapasu mocy. Przy testach ugięcia się z tanim Jaxonem specjalnie nie szczypałem i przywaliłem mu nawet jednofuntowy ciężarek. Całkiem ciekawe efekty tego możecie zobaczyć powyżej.
Praca w trakcie holu…
Jak wygląda kwestia realnego ciężaru wyrzutowego tego kija i czułości? To kolejne kwestie, które trzeba wyjaśnić. Realne CW producent określił w sumie nienajgorzej. Zamyka się ono w zakresie od 2,5 do 11g. W tym obszarze kij ładuje się jak trzeba i daje przy odpowiednio cienkich plecionkach zadowalającą kontrolę nad zestawem. W trakcie rzutów, trzeba się jednak dobrze skoncentrować bo precyzyjne podawanie przynęty w wybrany punkt, wymaga w tym kiju dodatkowej uwagi. Gumiasty nieco blank, przy niedostatecznie precyzyjnych ruchach, lubi nam zafundować w tym temacie zaskakująco spore odskoki. Podobnie ma się sytuacja z agresywnym prowadzeniem cięższego wabika. Niedostatki dynamiki wymuszają na nas nieco szerszą animację niż byśmy chcieli. A co z czułością? Można o niej mówić przy kiju za takie pieniądze?
Kolorystycznie jest „patriotycznie” 😉
Okazuje się, że można. W sumie określiłbym ją jako dostatecznie dobrą, do tego by łowić tym kijem całkiem skutecznie w przeciętnych warunkach. W momencie gdy poziom trudności rośnie, a ryby są wybredne i fundują nam delikatne brania w warunkach sporego wiatru i fali, wędka ta zaczyna na nas wymuszać utrzymanie najwyższych poziomów koncentracji i czujności. Sztywniejsza i grubsza wklejka nie ratuje nas wtedy za bardzo przez jej braki w finezyjności. Mówiąc kolokwialnie, w trudniejszych warunkach trzeba tu się zdecydowanie bardziej natyrać, żeby osiągnąć dobre efekty, niż w sytuacji gdy łowimy sprzętem lepszej klasy. Niemniej, jak na sprzęt za tak niewielkie pieniądze, kij ponownie zaskakuje pozytywnie. Wstydu zdecydowanie nie ma, a to po prostu działa na poziomie jak najbardziej akceptowalnym. Wyczuć można nie tylko brania, ale i kontakty z drobnicą czy twardszymi elementami przy dnie (Oczywiście przy odpowiednio cienkich plecionkach, niekoniecznie najlżej dociążonych gumach i na niekoniecznie wielkim dystansie).
W ostatecznym rozrachunku budżetowa wklejanka Jaxon Red Wind okazuje się dość ciekawym w tym budżecie uniwersałem, który mimo pewnych wad, ma też i pewne zalety. Ogra on całkiem poprawnie zaskakująco szerokie spektrum przynęt, niemniej jak na wklejankę i kij pod typowy opad, oferuje nam nieco „gumiastą” charakterystykę, która objawia się niedostatkami w ciętości i dynamice potrzebnej do agresywnego prowadzenia przynęt. Niedostatki te dadzą się nam we znaki zwłaszcza przy jigowaniu na nieco większych głębokościach. Kij wymusza na nas głębsze i mocniejsze zacięcia by umieścić hak na miejscu w pysku ryby, podczas gdy w szybszych, bardziej jadowitych kijach wystarcza nam częstokroć niewielki ruch nadgarskiem by uzyskać ten sam efekt. Do charakterystyki pracy tej wędki można się jednak po jakimś czasie przyzwyczaić i wtedy da radę wycisnąć z niej nad wodą więcej niż by się mogło początkowo wydawać.
Uchwyt raz jeszcze…
Jaxon Red Wind w opisywanej wersji to budżetowy kij, który w sposób naturalny skierowany jest do wędkarzy mniej wymagających, początkujących i młodzieży. Wybranie tej wędki jako pierwszy lekki spinning dla stawiającego pierwsze kroki w tej metodzie kilkulatka nie będzie w żadnym wypadku błędem. Kij jest lekki i akceptowalnie wyważony, wygląda wystarczająco dobrze, a jego charakterystyki użytkowe pozwolą młodemu spinningiście w pełni pozytywnie zdobywać i przeżywać swoje pierwsze wędkarskie doświadczenia. Użytkownicy z parciem na budżet, czy szukający kija jako dyżurny patyk do wożenia w bagażniku, czy też trzymania w domku letniskowym, również nie popełnią błędu kupując tę wędkę. W każdym z tych przypadków wędka ta, przy swoich zadowalających walorach użytkowych, będzie miała jedną dodatkową, wielką zaletę. Nawet jeśli juniorowi spinning się znudzi, albo w bagażniku coś ciężkiego nam ten kij przygniecie, czy też nasz domek zostanie pod naszą nieobecność spenetrowany przez żądnych łupów „lokalnych aborygenów”, to strata będzie niewielka.
Sensowna, budżetowa opcja. Doskonały wybór na np. pierwszy lekki spinning dla naszej pociechy.
Po namyśle kij ten zostawiam sobie dla mojego siedmioletniego synka i mam nadzieję, że stanie się on dla niego początkiem fajnej przygody w życiu. Natomiast jeśli ktoś spróbuje Wam wmawiać, że kij ten nadaje się również i dla bardziej zaawansowanych użytkowników, to cóż… Jako gość uznający się za „nieco bardziej zaawansowanego użytkownika”, mówię Wam, że wolałbym jednak dołożyć jakieś sto, a najlepiej dwieście złotych, bo tak niewielka w tych czasach różnica w pieniądzach, może Wam zafundować bardzo daleką i zaskakującą dla Was podróż w skali wędkarskich doznań. I takich właśnie pozytywnych spinningowych doznań Wam wszystkim życzę.
Jaxon tym kijem zdecydowanie pozytywnie mnie zaskoczył. To coś ma sens.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Dozbrajanie gum szczupakowych to temat dość szeroki. Na rynku funkcjonują rozmaite patenty i różne materiały, z których wykonuje się odpowiednie dozbrojki. Mimo, że sprawa może się wydawać dla wielu oczywista, pewne kwestie budzą w niej kontrowersje. Na przykład, od jakiego rozmiaru dozbrajać gumy? – to pytanie, które chyba dzieli spinningistów najbardziej. W tym materiale podzielę się z Wami moimi doświadczeniami i przemyśleniami w tym temacie. Zainteresowanych zapraszam do lektury.
Wyścig zbrojeń… 😉
To, że duże gumy czyli tzw. kotlety zbroić trzeba i nie sprawdzają się przy tym już główki jigowe to sprawa dość oczywista. W przypadku przynęt mierzących nierzadko grubo ponad 20cm długości jedyną sensowną opcją stają się tutaj systemy oparte przeważnie na dwóch kotwicach mocowanych pod spodem przynęty. W systemach tych pewne elementy są wspólne dla wszystkich rozwiązań funkcjonujących na rynku. Za takie należy uznać kotwice, które muszą mieć rozmiar i masę adekwatną do rozmiaru i masy wabika. Podobne są również rodzaje dociążenia takiego zestawu, oparte na wkrętkach ze stałym obciążnikiem, wkrętkach z wymiennym obciążeniem, lub wkrętkach bez obciążenia, gdzie jako dociążenie dodaje się ciężarki w typie czeburaszek, lub swobodnie montowanych, np. do agrafki, ciężarków w kształcie przeważnie oliwek.
Dozbrojki oparte na wkrętce ze zmiennym obciążeniem, pojawiły się niedawno. Tutaj produkty chińskiej marki Spinpoler.
Kwestią otwartą pozostają materiały przyponowe, które służą nam do połączenia wszystkich elementów uzbrojenia w jedną całość. Na rynku proponowane są rozmaite rozwiązania, poczynając od fluorocarbonów czy grubych żyłek w typie Regenerator’a, poprzez różnego rodzaju linki stalowe, mniej bądź bardziej sztywne monodruty, a kończąc na dozbrojkach łańcuszkowych wykonywanych z kółek łącznikowych i krętlików. Wszystkie te rozwiązania zdają się mieć swoje plusy i minusy, i od ich omówienia pozwolę sobie zacząć.
Fluorocarbon na dozbrojkę? – wolne żarty…
W przypadku zestawów szczupakowych dozbrojki robione z fluorocarbonu czy żyłki to w mojej opinii rozwiązanie mające same wady i być może jedną, wątpliwą zaletę. Zaletą tą mogłaby być szeroko reklamowana niewidzialność fluorocarbonu, która w przypadku tego materiału w typowo szczupakowych średnicach, jest tak realna jak, niewidzialnym jest gruby szczupak ukrywający się za pojedynczym pędem rdestnicy. Poza tym mamy tu same wady. Ani fluorocarbon, ani żyłki nie są materiałami całkowicie odpornymi na kontakt ze szczupaczymi zębami. O ile przegryzienie jednomilimetrowego fluorocarbonu za pierwszym razem jest bardzo mało prawdopodobne, o tyle po każdym kontakcie z ostrymi jak żyletki zębami szczupaka, powierzchnię tych materiałów pokrywają kolejne mniejsze bądź większe uszkodzenia. Prowadzi to w sposób nieunikniony do bardzo szybkiej erozji takiej dozbrojki, przez co bardzo szybko może się ona stać niezdatna do użytku. O ile w przypadku przyponów z fluorocarbonu jest tak, że nie są one narażone na tak regularny kontakt z zębami ryb (Wszak często zahaczony szczupak do samego przyponu zębami nie sięga..), a w wypadku zmęczenia końcowego odcinka, można je po prostu odrobinę skrócić i używać dalej, o tyle dozbrojka taka szybko kończy na śmietniku. Strata pieniędzy i materiału na takie wynalazki. Nic poza tym.
Dozbrojka oparta na lince stalowej
Linki plecione w typie surfstrand/surflon – rozwiązanie popularne
Dozbrojki wykonane z tego materiału są całkowicie odporne na szczupacze zęby i jest to ich niepodważalna zaleta. Poza tym można je wykonać dość finezyjnie, tak by nie zaburzały pracy wrażliwych na to przynęt. W wypadku dozbrajania najmniejszych wabików jest to rozwiązanie moim zdaniem najsensowniejsze (Do czego jeszcze wrócimy…)
Dozbrojki zbudowane na linkach stalowych to dobre rozwiązanie na dodatkowe zbrojenie mniejszych gum
Dyskusyjna pozostaje kwestia trwałości tych dozbrojek i ich ceny. Mówiąc krótko, wspomniane dwie cechy zależą bezpośrednio od jakości zastosowanych do ich konstrukcji linek. Tanie linki 1×7 będą rozwiązaniem ekonomicznym, ale najmniej odpornym na odkształcanie się i zmęczenie materiału. Drogie linki 7×7, dodatkowo wzmocnione otulinami nylonowymi będą trwalsze, ale zapłacimy za nie dużo więcej. Niezależnie od jakości zastosowanego materiału dozbrojka taka nigdy nie będzie rozwiązaniem wiecznym, a do ich poprawnego wykonania trzeba dysponować pewną minimalną wiedzą, by uniknąć błędów związanych choćby z nieodpowiednim zaciskaniem tulejek. Warto monitorować ich stan by w odpowiednim momencie dozbrojkę taką wymienić na nową, bo raz poważnie uszkodzona, zwykle nie nadaje się ona do naprawy. Trzeba ją budować od nowa.
Sztywny monodrut ze stali sprężystej – tanio i mocno
Dozbrojki wykonane z tego typu materiału mają wiele zalet. Są mocne, odporne na eksploatację i przy tym tanie. Przy odrobinie wprawy i prostych narzędziach można je wykonać spokojnie samemu. Do wad można zaliczyć to, że nie bardzo nadają się do zbrojenia najdrobniejszych przynęt i że nie są zbyt podatne na modyfikacje. Niemniej w przypadku typowego zbrojenia kotletów to bardzo dobra opcja.
Duża przynęta, duży szczupak? Nie zawsze…
Dozbrojki łańcuszkowe – królowie ringu
Dla mnie dozbrojki te to zdecydowanie najlepsze rozwiązanie na rynku. Wykonane z dobrych podzespołów są niemalże nieśmiertelne. Niesamowicie odporne na zniszczenie i bajecznie proste do przeróbek, czy wymiany poszczególnych elementów. Wystarczą jedne szczypce do kółek łącznikowych, parę minut, i w warunkach polowych można tu zrobić praktycznie wszystko. Do tego będąc najcięższymi w stawce dodatkowo stabilizują gumy, a dzięki licznym krętlikom są całkowicie odporne na ukręcenie. To wszystko jednak ma swoją cenę. Za porządne kółeczka i krętliki, których jakby nie patrzeć idzie tu trochę, trzeba odpowiednio zapłacić. Użycie oszczędnościowych materiałów niskiej jakości owocuje potencjalnie dużą ilością słabych punktów, które mogą nas zawieść w jak najmniej odpowiednim momencie. Niemniej moim zdaniem warto dopłacić, bo summa summarum wyjdzie nam to wszystko taniej. Aktualnie nie zbroję dużych gum innego typu dozbrojkami niż te.
Dozbrojka łańcuszkowa. Dla mnie najlepsze rozwiązanie.
Jak mocować kotwice do przynęty? Wbijać, czy nie wbijać? Używać pinów? A jeśli tak to jakich?
Na dozbrojce widoczne proste piny druciane. Nie niszczą gum tak jak widoczny z boku po prawej pin haczykowy.
Pinów do montowania kotwic do przynęty używam zawsze. Nie polecam pinów „haczykowych”, które potrafią nam po intensywnej sesji łowienia w zielsku zdemolować gumę w miejscu ich montażu nie gorzej niż wściekła metrówka. Owszem. Trzymają kotwice i całą dozbrojkę pewnie na miejscu, ale w tej całej zabawie nie chodzi przecież tylko o to. Tu chodzi o to, żeby to dobrze trzymało, ale gdy już uda nam się wciąć wymarzoną rybę, by bez problemów udało się dozbrojkę z naszej cennej przynęty wyrwać, bez prucia jej na strzępy. Chodzi o to, by finalnie ryba walczyła na samej dozbrojce, a nasza guma bujała się wtedy poza jej paszczą i zasięgiem ostrych zębów. Dlatego osobiście stosuję piny z prostego drutu, ewentualnie drutu powyginanego faliście, by nieco zwiększyć moc kotwienia pinu. Z moich obserwacji wynika, że są to rozwiązania w zupełności wystarczające i relatywnie mało szkodliwe dla gum.
Wyginane piny druciane trzymają dozbrojkę mocniej niż proste.
Niezależnie od rodzaju zastosowanych pinów, kotwice w trakcie łowienia w zielsku, oraz w przypadkach gdy guma w trakcie rzutu swoim zachowaniem w locie powoduje splątania kotwic z dozbrojką, wbijam jednym hakiem w przynętę. Gdy łowię w toni, albo miejscu wolnym od glonów i roślinności, pozostawiam kotwice swobodnie wiszące na pinach. Zwiększa to ich chwytność i nie zmusza nas do robienia kolejnych dziur w przynęcie.
Kotwice wbite w gumę mają nieco mniejszą tendencję do łapania zaczepów w zielsku i nie plączą się przy rzutach. Są jednak mniej „chwytne” niż wiszące swobodnie.
Oddzielnym rodzajem akcesorium które przydaje nam się przy zbrojeniu dużych swimbaitów są piny/wkrętki dociążające, wbijane/wkręcane w spodnią część gumy. Odpowiednio zastosowane poprawiają nam pracę gum mających tendencję do wykładania się na boki przy lekkich obciążeniach. Czasem pozwalają nam również łowić bardzo płytko zupełnie bez innych dociążeń. Warto je mieć w swoim arsenale i nie skreślać pochopnie gum, których praca na początku nam się nie spodoba.
Z brzucha gumy wystaje końcówka pinu dociążającego.
Zbrojenie małych gum. Czy to w ogóle ma sens?
Część wędkarzy łowiąc szczupaki na drobno, nie stosuje dodatkowych dozbrojek, ograniczając się do zbrojenia w postaci główki jigowej. Wielu uważa dozbrajanie dwunastocentymetrowej gumy za dziwactwo, nie wspominając nawet o dozbrajaniu gum mniejszych, mierzących 10, 9 czy 8cm. Wedle ich teorii dozbrajanie takich przynęt gasi ich akcję i ogranicza ilość brań, a szczupaki przecież bez problemu pochłaniają wabiki tej wielkości.
W zależności od warunków cannibala 15 można uzbroić i tak jak wyżej…
Wypadająca z przynęty dozbrojka trzyma szczupacze zęby z daleka od naszego nietaniego wabika.
Cóż… W warunkach normalnego żerowania szczupaki nie mają najmniejszych problemów z połykaniem i dużo większych wabików. Stosowanie wtedy dozbrojek jest nie tylko niepotrzebne, a wręcz szkodliwe. Dodatkowa kotwica wczepiona głęboko w gardle czy skrzelach niepotrzebnie wydłuża proces uwalniania ryby i generuje dodatkowe obrażenia. W takich wypadkach zdecydowanie odradzam dodatkowe zbrojenie niewielkich wabików bo więcej z tego szkody niż pożytku.
W momencie gdy ryby żerują intensywnie dozbrojka sprawia więcej kłopotów niż daje korzyści.
Problem robi nam się jednak wtedy, kiedy warunki są dalekie od optymalnych. Gdy szczupaki uderzają w przynęty generalnie niechętnie, na te większe nie reagując w ogóle, a te małe trącając i podskubując jedynie. Są dni, gdy wielu spinningistów łowiących mocnymi, niekoniecznie najczulszymi zestawami, spływa na brzeg narzekając na całkowity brak aktywności ryb i nie zdając sobie nawet sprawy ile delikatnych kontaktów z rybami mieli tylko ich nie zauważyli, albo błędnie zinterpretowali. W takie dni, często również zrzuca się te delikatne skubnięcia na konto niewielkich ryb, które bawią się przynętą, a jest to gruby błąd. Duże szczupaki często potrafią się zachowywać w taki właśnie sposób i sam złowiłem wiele całkiem pokaźnych ryb po ledwie wyczuwalnych braniach. Tak jest. Za takimi trąceniami potrafią kryć się naprawdę grube ryby. Tylko trzeba je zidentyfikować, wciąć i wyholować.
Przy anemicznych, delikatnych braniach warto dozbrajać nawet małe przynęty.
W takie dni, używam dozbrojek nawet do niewielkich gum. Oczywiście by dozbrojka taka nie zabiła nam pracy niewielkiego wabika musimy ją wykonać z odpowiednio finezyjnych i lekkich komponentów. Z drugiej strony musi ona dysponować mocą adekwatną do zestawu, w którym będzie pracowała, tak by bezstresowo poradzić sobie z holem nawet dużej ryby. W konstrukcji tego typu dozbrojek używam linek typu surfstrand/surflon o wytrzymałości zwykle do około 9kg, z niewielkimi, ale wzmacnianymi kotwiczkami o krótkich trzonkach (typu short shank), zwykle w rozmiarach 4 i 6. Do montażu używam porządnych tulejek zaciskowych i dodatkowo zalewam końcówkę zaciśniętej już tulejki kropelką kleju błyskawicznego. Dozbrojkę wbijam w dolną bądź górną część gumy (W zależności od konstrukcji gumy i ilości zielska w wodzie. Czasem jest go tyle, że trzeba całkowicie odpuścić), pętelkę linki zakładam na agrafkę w pierwszej kolejności, a potem dopiero główkę jigową z przynętą – pozwala to zminimalizować ryzyko potencjalnego rozpięcia agrafki. Ważne jest też by agrafka nie była zapinana na styk, tylko była nieco większa, tak by przynęta wraz z dozbrojką miały odpowiedni luz. Z tego samego powodu drut agrafki nie może być zbyt gruby. Jeżeli tego nie dopilnujemy upośledzi nam to pracę naszego wabika.
Wzmacniane kotwice typu short shank – doskonałe rozwiązanie na lekkie dozbrojki szczupakowe
Zbrojenie tego typu nieraz ratowało mi mój wędkarski kuper na zawodach czy w trakcie łowienia rekreacyjnego. Wielokrotnie zdarzało się, że mój towarzysz na łodzi, na kilka brań miał jedynie puste zacięcia albo spady, a ja wyciskałem z takiej samej ilości „cyknięć” kilka ryb, które doholowywane do podbieraka okazywały się być zacięte za sam koniec pyska, pojedynczym grotem dozbrojki. Często zresztą zaraz po wprowadzeniu do podbieraka ryby te wypinały się same. Nie zaobserwowałem również by zastosowanie odpowiednio dopasowanej do zestawu dozbrojki, w zauważalny sposób wpływało negatywnie na ilość kontaktów z rybą. Kluczem do sukcesu w takich sytuacjach jest zgranie całego zestawu. Niewielkiego wabika, który sprowokuje ryby do jakichkolwiek reakcji, odpowiedniego jego dociążenia i poprowadzenia, dopasowanego dozbrojenia oraz odpowiednio cienkiej plecionki i czułego, progresywnego, wędziska, które pozwolą nam zaobserwować moment delikatnego brania, wciąć i wyholować zahaczoną za przysłowiową skórkę rybę. Jak zawsze w takich sytuacjach nie zawadzi też szczypta spinningowego fartu. 😉
W spinningu zawsze trzeba dobierać rozwiązanie techniczne dopasowane do aktualnych warunków. Nic nie jest zawsze i bezwzględnie skuteczne i najlepsze. Dlatego trzeba być przygotowanym na wszelkie scenariusze.
Podsumowując… Czy dozbrajać? Zdecydowanie tak, choć nie w każdych warunkach więcej zbrojenia okazuje się lepszą opcją. Zbrojenie jednak zawsze należy dobrze dopasować jego mocą i rozmiarem do całości zestawu i nigdy nie żałować na jakości komponentów. Pozwoli to nie tylko na poprawę naszych spinningowych wyników, ale też ograniczy ilość ryb, które urwały się zakolczykowane zbrojeniami wątpliwej jakości, co dla wielu z nich może się wiązać ze smutnym końcem. A nie o to przecież nam wszystkim chyba chodzi…
Linki do polecanych przeze mnie przykładowych kotwiczek do małych dozbrojek czy kilku innych przydatnych produktów na Ali:
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning