Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Model Wild to jeden z droższych kijów z portfolio chińskiego producenta PureLure. Papierowe parametry wyglądają świetnie. Ceny promocyjne zwalają z nóg. Czy wartość użytkowa kija również okaże się wysoka? Na wstępie powiem tylko, że kij w trakcie użytkowania go, potrafi naprawdę grubo zaskoczyć. Ciekawych szczegółów zapraszam do lektury.
PureLure Wild S682M
Wild przyjeżdża do nas w porządnym, dwukomorowym pokrowcu z neoprenu. PureLure nas do tych pokrowców już zdążył przyzwyczaić i nic dziwnego. Do dobrego człowiek się przyzwyczaja szybko. Po otwarciu tego pokrowca wydobywamy bohatera testu. Przed nami PureLure Wild S682M w pełnej krasie. A skoro przy krasie już jesteśmy, to w tym wypadku muszę podzielić się moimi odczuciami w temacie designu tego kija i designu w firmie PureLure w ujęciu ogólnym.
Ładny, zgrabny…
Bo Wild generalnie wygląda całkiem sympatycznie, a PureLure pokazywał już wielokrotnie, że potrafi wykonać swoje kije ładnie i ze smakiem. Niemniej zdarzają się tu pewne wyjątki, które sprawiają, że czasami łapiemy się za głowę. Wild na pierwszy rzut oka kusi owe oko mieniącą się siecią carbonowego oplotu. Może się spodobać oszczędny, krótki dolnik typu monocoque, stonowane zdobienia omotek czy inne smaczki. I przełknąłem nawet ten fatalnie mieniący się holograficznie kolorowy napis WILD na blanku. No niech tam. Po co się czepiać? Całość się błyszczy i mieni, to niech i to się świeci jak psu wiadomo co. Jest spójnie? No jest. Błyszcząco i tyle. Ale wielkiego napisu „Enjoy Fishing” na blanku, tuż obok nazwy modelu, zdzierżyć jakoś nie mogę.
Raduj się wędkowaniem… Masakra…
Producent daje nam tu do ręki nie do końca tani, efektowny kij. Wędkę z ewidentnymi aspiracjami do produktów wyższej jakości. Lekką, szybką, i zrobioną na nietanich podzespołach. I daje nam ją do ręki, ale chwilkę wcześniej pisze na niej nieusuwalne hasło reklamowe. „Ciesz się wędkowaniem!” Super. To tak jakbym kupił sobie nowego hot hatcha z salonu, w opcji ze sportowym wydechem, w metalizowanym lakierze i na efektownych felgach, a na masce natrysnęliby mi wielkmi literami „Raduj się jazdą!” Szał. No, po prostu szał.
Projektant miał chyba srogie zatwardzenie gdy wpadał na pomysł tego ozdobnika. Wygląda to nieco niepoważnie i niestety w portfolio PureLure’a znajdziemy inne przykłady kwiatków przy, których grafik ewidentnie płakał gdy projektował. Kwiatków, które mogłyby się spokojnie znaleźć na kartonowej zawieszce na kiju, zamiast szpecić wędkę. No chyba, że mówimy o całościowym „designie” takiego kija jak np Marrone, który… Nie. Zostawmy to na inną okazję. Po stwierdzeniu, że w dziedzinie dobrego smaku, dział projektowy PureLure musi jeszcze poczynić pewne postępy, po prostu przejdźmy do technikaliów. Dość.
Choć pomijając wspomniane designerskie potknięcie kij wygląda świetnie…
Wild w wersji S682M to kij mierzący 203cm. Blank wędki, wedle informacji producenta wykonano z carbonów T1100G i M40JB. Ma on bardzo dużą zbieżność. Przy przelotce szczytowej jego mierzona średnica wynosi 1,67mm. Przy dolniku mamy solidne 13mm. Kij uzbrojono w klasowe przelotki z linii Fuji SiC w ramkach typu K Slim, w ilości 9 sztuk. Ich montaż wykonano bardzo dobrze. Nie stwierdziłem żadnych wad poza nieco frustrującą konstatacją, że przelotka prowadząca, którą zamontowano relatywnie blisko uchwytu kołowrotka, jest ewidentnie za mała (kolejna na blanku zresztą też). Ogólna realna moc kija i jego potencjalne zastosowania nie usprawiedliwiają zastosowania tak niewielkiego ringu. PureLure w mojej opinii zaliczył tu spore potknięcie techniczne, do czego wrócimy później.
Duża zbieżność blanku. Przelotka prowadząca zdecydowanie za mała.
Krótki dolnik kija wykonano w typie monocoque i oparto o uchwyt kołowrotka Fuji VSS. Grip wykonano z dobrej jakości korka. Całość wygląda bardzo dobrze i waży zaskakująco niewiele. Producent deklaruje wagę wędki na 89,9g. Deklaracje te okazują się nie być na wyrost. Kontrola masy kija na wadze elektronicznej wykazała realną masę na poziomie 89,5g. Kij na sucho wydaje się bardzo szybki, nieźle wyważony i dobrze leży w ręce. Całość bardzo zachęca do wzięcia go na testy nad wodę. Jak one wypadły? Zapraszam do kolejnej części materiału.
Kij jest zaskakująco lekki. Patrząc na gabaryty blanku i cenę wędki aż ciężko uwierzyć w taki odczyt.
Zacznijmy od ergonomii czyli wygody uchwytu, wyważenia i łatwości operowania wędziskiem. Już po krótkiej chwili obcowania z tą wędką dociera do nas, że mamy do czynienia z niczym innym jak mocnym kijem typu „Worm” ze wszystkimi tego plusami i minusami. Wygoda chwytu jest wysoka, a krótki dolnik ułatwia nam precyzyjną animację wabików, jednocześnie skutecznie zniechęcając nas do stosowania przynęt ciężkich i generujących duże opory przy zwijaniu. Wyważenie, które może nie jest idealne, jest jednak przy ogólnie bardzo niskiej wadze kija, tak dobre, że pozwala skomponować nam bardzo lekki zestaw, którym łowi się bardzo przyjemnie. Narzekanie na nie byłoby po prostu nadużyciem. Kijem operuje się świetnie.
Fuji VSS i dobry korek
Jak prezentuje się akcja Wild’a? Tutaj kij ten na pierwszy rzut oka oszukuje nas grubo. W przypadku dwóch moich znajomych, dobrych spinningistów, miałem śmieszną sytuację, gdy po tym gdy pokazałem im Wild’a usłyszałem komentarz – „Ale sztywna pała”, a chwilę później gdy komisyjnie przygięliśmy kij do ziemi widziałem ich zaskoczone, zdziwione miny. Bo Wild na pierwszy rzut oka wydaje się typowym, sztywnym i niezbyt progresywnym X-Fast’em. Tymczasem w momencie holu już pierwszej, niedużej ryby, możemy zauważyć, że kij ten w trakcie holu gnie się po prostu przepięknie i kapitalnie trzyma ryby. Coś, co z pozoru wygląda na hardcore’ową sandaczówkę, okazuje się kijem, którym równie doskonale łowiło mi się szczupaki. Progresywność tego blanku zadziwia. Jest on z jednej strony bardzo szybki, z drugiej nie pozbawiony jednak odrobiny mięsistości. Top kija jest relatywnie wrażliwy, ale też nieprzesadnie spolegliwy i piekielnie cięty, tworząc ciekawą mieszankę, która oferuje nam bardzo szerokie możliwości.
Krótki dolnik monocoque
Kwestia realnego CW PureLure Wild w wersji M jest również nie do końca prosta do oznaczenia. Z jednej strony fabrycznie kij opisano na zakres CW od 3,5 do 25g. Z drugiej strony moc blanku oszacowano na tyleż szerokie co i finalnie mocne 4-16 funtów. Z jednej strony mamy opinie użytkowników, którzy upierają się, że chiński producent opisuje swoje kije dość precyzyjnie. Z drugiej, znam użytkownika Wild’a, który twierdzi, że miota nim w tej wersji cannibalami 15cm na typowych, szczupakowych obciążeniach. Jak z tym CW tutaj realnie jest? Komu wierzyć? Mam tutaj swoje własne oceny i szacunki.
TESTY UGIĘCIA:
Szybki, dynamiczny blank Wild’a w wersji M jest w mojej ocenie rzeczywiście mocniejszy niż deklaruje producent, ale nie tak mocny jak mogłoby się wydawać. Dołem próby schodzenia z wagą wabika do deklarowanych 3,5g uważam za totalnie bezcelowe. Od okolic 5-6g masy przynęty kij zaczyna już nią rzucać, niemniej do optimum nieco jeszcze brakuje. Po przekroczeniu granicy 8g zabawa się rozkręca i na odpowiednio cienkich plecionkach pojawia się możliwość łowienia w opadzie. Górą, na komforcie kij obsługuje przynęty ważące około 35g. Powyżej tej wartości, przy dynamicznych rzutach, top wędki zaczyna wysyłać sygnały by nie nadwerężać zbytnio jego cierpliwości, niemniej robi to na tyle delikatnie, że łatwo te sygnały przegapić. Kij wydaje się zachęcać do dokładania mu więcej, ale osobiście te 35g potraktowałbym jako bezpieczną granicę.
Blank wykonano z dobrych węgli, ale jego cienkie ściany (Przypomnijcie sobie bardzo niską masę wędki… z czegoś to się wzięło) mają swoje ograniczenia. Jeżeli próbować przeciążać go bardziej, to z głową i umiarem, bo konsekwencje mogą być przykre. Zresztą, krótki dolnik kija również zniechęca do stosowania cięższych wabi, a zbyt mała przelotka prowadząca narzuca stosowanie kołowrotków mniejszych rozmiarów, o niedużej średnicy rotora, które również nie idą w parze z ciężkimi przynętami. Zasięgi rzutowe kija są całkiem dobre, ale gdyby nieco zmienić uzbrojenie mogłyby przecież być jeszcze lepsze.
Kij kapitalnie pracuje pod rybą.
Czułość kija stoi na bardzo dobrym poziomie. To wędka, która ociera się już o kategorię wędek elektrycznych. Porządne szczupakowe czy sandaczowe branie kopie tu w łokieć bez litości, zaś kontakt z prowadzoną przynętą jest bardzo dobry. Na odpowiednio finezyjnym zestawie bardzo dobrze czytamy kontakty z dnem czy podwodnymi przeszkodami i nie ma tu powodów do narzekania. Do czego więc ten kij nadaje się najlepiej? Co i czym tym łowić, by wykorzystać potencjał tej wędki?
Fuji SiC
Dla mnie Wild M zestawiony w komplet z Daiwą BG MQ 2500 albo Lexą 3000 tworzy lekki, mocny zestaw o dużym potencjale. Jako linki używam tu czterosplotowego YGK X-Braid Upgrade X4 o wytrzymałości 18lb (1.0PE), która jest dla mnie uniwersalną grubością do finezyjnego łowienia szczupaków i sandaczy. W tym zestawieniu ogarniam tym kijem przede wszystkim gumowe przynęty opadowe w rozmiarach od 3 do 5 cali w pełnym spektrum obciążeń. W przypadku gum sandaczowych wędka obsłuży i smukłe 6 cali. Duża szybkość i dynamika blanku pozwala pewnie wcinać tak sandacze, jak i szczupaki łowione przynętami zbrojonymi w haki offsetowe. Tak więc guma i opad to żywioł, w którym kij ten czuje się świetnie. Nic nie stoi tu też na przeszkodzie by w opadzie, i nie tylko, łowić tym kijem przy użyciu błystek wahadłowych.
Połączenie składów. Blank ma cienkie ścianki.
Na tym jednak możliwości Wild’a się nie kończą. Top kija ma w sobie taki zapas sztywności, że kij bezproblemowo ogarnia woblery twitching’owe w rozmiarach sięgających 12,5-13cm. Krótki dolnik i lekkość wędki tylko ułatwia nam robotę. Kij ogarnie nam też średniej wielkości przynęty powierzchniowe i mniejsze jerki.
Kij ten w sposób ewidentny nie powstał do tego by łowić nim przynętami typu crank, niemniej od biedy można się nim ratować i przy takich zastosowaniach. Nie będzie może optymalnie i komfortowo ale awaryjnie da się. Wędka ta ma większy potencjał niżby się mogło początkowo wydawać.
Pozostaje powiedzieć parę słów podsumowania. PureLure Wild w wersji S682M to wędka, która w trakcie testów dostarczyła mi bardzo dużo czystej, wędkarskiej przyjemności. Mimo pewnych zastrzeżeń, które tu opisałem, oceniam ten kij bardzo pozytywnie. Wild jest użytkowo kijem bardzo lekkim, szybkim, ciętym i czułym. Do tego w zestawie dostajemy tu taką dozę progresywności blanku, że nikt przy zdrowych zmysłach raczej nie powinien narzekać na jakiekolwiek jej niedostatki. Kijem tym w punkt podajemy przynęty, precyzyjnie je prowadzimy, a gdy trzeba zaciąć, okazuje się, że mamy w ręku prawdziwy dynamit. Ta wędka zdecydowanie da się lubić, zwłaszcza w kontekście ceny jaką trzeba za nią zapłacić.
To ile ta całkiem spora przyjemność kosztuje? Zwykle bez żadnych promocji jego cena oscyluje pomiędzy 600 a 700 złotych. co już samo w sobie jest ciekawą ofertą. Ale, że PureLure lubi agresywne akcje promocyjne, to regularnie można je kupić taniej. Dużo taniej. Wyrwanie go w okolicach 500 złotych jest możliwe dość regularnie, a okazjonalnie zdarza się kupić go za jeszcze mniejsze pieniądze czyli okolice 400 złotych (!). Jak się uda go trafić za tę kasę to zamykać oczy, brać i… a niech tam, enjoy fishing moi drodzy. Enjoy fishing…
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Szwecja to kraj, który szczupakami stoi. A skoro już stoi, to i chyba nie dziwne, że Abu oferuje całkiem sporo sprzętu służącego ich łowieniu. Tym, którzy widzą związek pomiędzy pojęciami „duża przynęta – duży szczupak”, szwedzki producent proponuje sporo modeli kijów z określeniem „Beast” w nazwie. Ale jeden Beast drugiemu Beastowi nierówny, a w portfolio Abu przewinęło się tych Beastów już sporo. Żeby więc sprecyzować… W aktualnej ofercie firmy Abu Garcia występują serie: Beast, Beast X i Beast Pro. Tekst ten tyczy się wędki z aktualnie oferowanej serii Beast. Zainteresowanych i zorientowanych zapraszam do lektury.
Abu Garcia Beast Pike 842XH
Zaprawdę powiadam Wam, że Bestia jest czarna. W końcu bycie Bestią zobowiązuje. Matowa czerń jest tu jak najbardziej na miejscu. Bestia jest też całkiem spora. Mierzy ponad dwa i pół metra. Dokładnie 254cm. Nie jest jednak przy tym szczególnie ciężka. Patrząc na jej pokaźne rozmiary i niską cenę można się zdziwić, że realnie Bestia waży tylko 229,2g. Niemniej wartość ta jest wyraźnie wyższa niż deklarowane 205g. Rozjazd ten należy potraktować jako marketingowy chwyt poniżej pasa. Bestia jak to Bestia – nie gra czysto.
(Sprawdziłem ten rozjazd wagowy bo nie dawało mi to spokoju. Wartość 205g podawana jest dla tego modelu przez część naszych sklepów wędkarskich. W sumie nie wiadomo czemu bo, co ciekawe, w katalogu Abu Garcia wymieniona jest wartość 234g. Czyli waga realna nie odbiega znacząco od deklaracji producenta.)
Wyważenie kija jest jednak niezłe jak na taki kawał drąga. Da się tym łowić całkiem przyjemnie.
Kij cięższy o ponad 24g od katalogowych obietnic. Słabo…
Blank Bestii wykonano z carbonu 24T. Jest on dość masywny i ma umiarkowaną zbieżność. Przy przelotce szczytowej kij ma 2,60mm średnicy. Przy dolniku to solidne 13,40mm. Bestia nie wygląda cherlawo i na sucho prezentuje się dość szybko i nieprzesadnie pałowato.
24T w szczupakowej katapulcie do kotletów błędem nie jest…
Bestię uzbrojono po taniości. Przelotek jest 10 sztuk. Nie bardzo wiadomo kto dokładnie je zrobił. Prezentują się jednak całkiem przyzwoicie, a jakość ich montażu w testowanym egzemplarzu jest dobra. Ringi zamontowano równo, a omotki wykonano starannie.
Ringi i montaż
Dolnik Bestii to solidne gripy z przyzwoicie wyglądającej pianki EVA i budżetowy uchwyt multiplikatora rodem z Chin typu PCS. Wyposażony jest on w pojedyncze pokrętło docisku multiplikatora, wygląda tanio, niemniej w trakcie testów trzymał multiplikator w rozmiarze 300 pewnie i stabilnie. Jeden z widzów kanału skarżył się na to, że chwyt w wędce z tej serii odkleił mu się od blanku. W trakcie testów tego kija nic takiego jednak się nie wydarzyło (chociaż miałem takie przypadki przy innych kijach). Jeżeli ktoś miał podobne problemy z Bestiami niech podzieli się nimi w komentarzu. A nam pozostało wypuścić Bestię nad wodę i zobaczyć jak sobie poradzi w starciu z uzbrojonymi w setki ostrych zębów szczupakami.
EVA i PCS…
Ergonomicznie Bestia jest ok. Wyważenie (jak już wspominałem) jest akceptowalne. Dolnik ma długość raczej adekwatną do parametrów wędki. Przełowiłem tym kijem trochę i raczej nie narzekałem.
Mimo niezbyt wysokiego modułu węgla zastosowanego przez producenta, kij jest dość szybki i raczej czuły. Abu opisuje go jako Fast i w zasadzie można te deklaracje uznać za trafione. Transmisja drgań jest całkiem dobra. W sumie nawet nieco lepsza niż się spodziewałem. W trakcie testów ani razu nie miałem poczucia, by kij ten miał w tej kwestii jakieś utrudniające łowienie niedostatki. Kij dobrze ładuje się podczas rzutów i zadowalająco strzela dużymi przynętami. Solidnie wyglądający blank nie jest pozbawiony przyjemnej dozy progresywności. Kij całkiem nieźle pracuje pod rybami i nie zdarza mu się jakaś zwiększona ilość spadów. W trakcie testów były to pojedyncze przypadki. Użytkowo Bestia robi to co do niej należy.
Coś tam się ugina… 😉
Do rozstrzygnięcia pozostaje nam kwestia realnego CW Bestii. Ile to czarne bydlę realnie miota? Od jakich wagomiarów się rusza, i na jakich wagomiarach kończą się jej możliwości? Cóż… Na moje oko sytuacja tutaj wygląda następująco…
Bestię opisano na zakres od 40 do 140g. Dołem zaczynałbym jednak zabawy z nią od okolic 50g. Wtedy właśnie, bez większego kombinowania, Bestia zaczyna rzucać wabikami jak trzeba. Górą, w mojej opinii, na 140g możliwości Bestii się nie kończą. Można jej jeszcze z 10-20g dołożyć. Rzucałem nią i wabikami ważącymi nieco ponad 180g, ale miałem już poczucie, że przestała się jej już ta zabawa podobać. Niemniej mięsisty blank Bestii daje w trakcie takich zabaw pewne poczucie „solidności” i nieco zachęca do wchodzenia w górne limity.
TESTY UGIĘCIA:
Pozostaje nam parę słów podsumowania. Abu Garcia Beast Pike 842XH to wędka która generalnie może i nie porywa. Uzbrojenie jest budżetowe, a minimalistyczna stylistyka kija wygląda nie tyle skromnie, co w zasadzie ubogo. Do tego producenta ponosi fantazja w kwestii deklarowanej masy wędki, która finalnie mocno się rozjeżdża z rzeczywistością. Niemniej użytkowo, nie zauważyłem w tym kiju jakichś wyraźnie słabszych punktów. Kij robi co do niego należy, jakość montażu wygląda dobrze, całość po prostu nieźle działa, a przecież chyba o to w tym wszystkim chodzi.
Wędka ta kosztuje obecnie około 500zł. Czy jest warta tych pieniędzy? Powiem tak… Na swoje SG4 raczej bym nie chciał się za nią zamienić, choć z drugiej strony twierdzę, że gdybym był posiadaczem Abu, to zastanawiałbym się czy powtórne wydawanie kasy na inny kij z tego segmentu cenowego miałby sens. Bestia nie jest wybitna, ale jest na tyle dobra, że zakup jej nie będzie jakimś błędem. Za czas jakiś będę miał możliwość wrzucić na testy zbliżony kij od Westin’a i potem może zrobię jakieś zbiorcze porównanie tych wędek. Na ten moment jednak moi drodzy, to by było na tyle.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Serdecznie dziękuję koledze Kamolowi za użyczenie Bestii na testy, co trochę potrwało. Kij wraca do właściciela nienaruszony, choć czochrany był nad wodą solidnie. Jeszcze raz dzięki! 🙂
Topowa seria spinningów Mikado znalazła grupkę swoich zadowolonych użytkowników. Analizując jednak wpisy niektórych z nich na forach wędkarskich, można nabrać pewnych wątpliwości co do rzeczywistych walorów użytkowych serii. Cóż było robić? Ciekawość silniejsza od rozsądku. Kupiłem Sky Dream’a i teraz Wam parę słów o nim opowiem.
Mikado Sky Dream
Mikado Sky Dream to wędka, która przy pierwszym kontakcie robi świetne wrażenie. Cieniutki, smukły, bardzo szybki blank o relatywnie niewielkiej zbieżności robi świetne wrażenie. Wedle informacji producenta do jego budowy wykorzystano carbon 46T. Cieniutka, bardzo delikatna wklejana szczytówka ma mierzone 0,75mm średnicy przy przelotce szczytowej. Przy dolniku kij ma średnicę 7,2mm.
Wklejka przy przelotce szczytowej ma tylko 0,75mm średnicy.
Wędkę uzbrojono w 10 przelotek Fuji SiC. Ringi mają malutkie średnice i siedzą w tytanowych ramkach typu K slim. Jakość montażu jest bardzo dobra. Nie znalazłem żadnych punktów w tym temacie, do których mógłbym się przyczepić. Dolnik jest krótki tak jak powinno to mieć miejsce w kiju takiego typu. Uzbrojono go w uchwyt Fuji VSS. Gripy wykonano z pianki EVA doskonałej jakości. Na wędkę miło popatrzeć. Całościowo wygląda to świetnie.
Fuji SiC Titanium
Przy 207cm długości kij wedle producenta winien ważyć 73g. Tekst ten powstaje na urlopie, przed którym, w szale przygotowań, zapomniałem kij zważyć. Za parę dni, gdy wrócę do domu uzupełnię to miejsce o wynik kontrolnych pomiarów. Oceniając kij na oko, odnoszę wrażenie, że producencki opis będzie bliski prawdy.
Realna waga wędki o ponad 5g większa od deklarowanej. Dobre wyważenie jest tu pewną okolicznością łagodzącą, niemniej przy kiju UL różnica między deklaracjami i realiami jest nieco za duża…
Abstrahując od tego, trzeba stwierdzić, że kij jest generalnie lekki, ale co najważniejsze, dobrze wyważony i ergonomicznie sprawuje się bez zarzutu. Wędką operuje się z dużą dozą przyjemności. Pozostaje przejść teraz do tego, jak kij sprawuje się w realnym boju. Jak łowi się wzbudzającym ciągle emocje Sky Dream’em?
Fuji VSS. Pianka EVA jest doskonałej jakości.
O ergonomii już wspomniałem, więc czas pochylić się nad akcją tej wędki. Jak to rzuca? Jak pracuje pod przynętami i pod rybą? W dyskusjach na ten temat nieraz szły iskry. Jest to progresywne, czy sztywna to pała? Cóż… Dla mnie, generalnie kij ten pracuje wyśmienicie. A teraz szczegóły…
Sztywna pała? Naprawdę?
Po pierwsze w tym modelu Sky Dream’a producent zastosował bardzo cienką i delikatną wklejkę. Topik jest finezyjny i dość spolegliwy, choć absolutnie nie lejący się. Wklejka ta bardzo dobrze sygnalizuje opad lekkich wabików i najdelikatniejsze skubnięcia niewielkich ryb. Właściwy blank jest bardzo szybki i mocniejszy niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Kij jest dzięki temu wściekle cięty i dysponuje zapasem mocy, który pozwala mu się spokojnie mierzyć z dużymi przyłowami. Pod rosnącym obciążeniem kij prezentuje bardzo ładne i płynne (jak na wklejankę) ugięcie.
TESTY UGIĘCIA:
X-Fast… Ale jak to pracuje pod rybą…
W trakcie holu większych ryb praca tego blanku okazuje się drugim obok uzbrojenia najmocniejszym punktem wędki. Ten bardzo szybki blank, w trakcie poddawania go dynamicznie zmieniającym się w trakcie walki z rybą obciążeniom zachowuje się po prostu świetnie. Z jednej strony nie wymięka i cały czas zapewnia nam poczucie zapasu mocy drzemiącej w blanku. Z drugiej, pokazuje wtedy zdecydowanie większą progresywność i dynamikę, niż te, o które moglibyśmy go z początku podejrzewać. Przekłada się to na to, że wędka ta świetnie trzyma wcięte ryby. W rękach wprawnego wędkarza kij ten przykleja je wręcz do przynęty i owocuje tym, że ilość spadów jest minimalna. Hol ryby Sky Dream’em to czysta frajda. Połączenie wysokiego modułu węgla, z konstrukcją blanku, który ma niewielką zbieżność i nie jest przy tym „papierowy” dało tu bardzo dobry efekt.
Jak wygląda kwestia realnego CW tego kija? W jakim zakresie wagowym śmiga to optymalnie bo i tutaj widziałem kontrowersje… Producent sugeruje 1-7g. W opiniach o kiju spotkałem stwierdzenia, że poniżej 3-4g nie ma co schodzić, a górą ogarnia koło 10g. Zaskakująco wąskie (zwłaszcza jak na wklejankę) to CW niektórzy wskazują, nieprawdaż? O co tu chodzi?
CW według producenta
Wróćmy do tematu wklejki. Tej cieniutkiej, delikatnej i finezyjnej. Przy odpowiednio cienkich plecionkach można zejść z masą wabika do okolic 2g. Będzie się on już wtedy ładował i latał na zadowalające odległości, zaś delikatna wklejka zapewnia nam minimum kontroli potrzebne do tak lekkiego łowienia, co przećwiczyłem dłubiąc małymi tantami, na maleńkich czeburaszkach, mierzące naście centymetrów leniwe okonki. Górą spokojnie możemy dojść do okolic 11g. Blank dałby radę i więcej, ale delikatna wklejeczka wysyła nam już wtedy sygnały, że więcej dźwigać i dynamicznie podbijać nie da rady. Skąd więc teorie o 3-4g dołem? To, że przy takiej masie zdecydowanie łatwiej rzucać i kontrolować zestaw to zupełnie oczywiste. Diabeł tu tkwi jednak w innym szczególe. W transmisji drgań tego blanku.
Czułość wędki Mikado Sky Dream, to rzecz, która od początku wydawała się wzbudzać najwięcej kontrowersji. Pytani o nią użytkownicy odpowiadali, że oczywiście jest czuły ale „trzeba się przyzwyczaić”, albo „czucie jest takie inne”. No to, ten tego, czyli że o co chodzi? Cóż… Może ja prosty chłop jestem, ale dla mnie kij jest bardziej czuły, albo mniej, ale żeby czucie było jakieś inne, to już brzmi nieco podejrzanie. A jak słyszę, że do czułości kija trzeba się aż przyzwyczajać, to ja to rozumiem tak, że albo to tak kopie prądem, że trzeba się przyzwyczaić bo inaczej grozi nam zawał przy okoniowaniu, albo po prostu transmisja drgań jest na tyle niewysoka, że trzeba zdecydowanie mocniej wyczulić zmysły by na czas reagować na brania, niż byśmy chcieli i przewidywali. Koniec i kropka.
Kij mocniejszy niż wygląda…
I tutaj wychodzi najsłabsza strona Sky Dream’a w testowanej wersji, która sprawia, że użytkownicy sugerują dokładać mu dołem dodatkowe gramy. Transmisja drgań w przypadku tej wędki zdecydowanie nie powala na kolana, co na pewno wynika po części z tego, że kupując kij za takie pieniądze ma się jednak już pewne konkretne w tym względzie oczekiwania. Kij ten prezentuje się pod tym względem raczej przeciętnie. Daleki byłbym przy tym od tego by nazywać go głuchym bo tak nie jest. Niemniej, nawet przy testowym przeciąganiu zestawu choćby przez ławicę uklei, informację zwrotną, która dociera wtedy do ręki wędkarza określiłbym co najwyżej na poziomie dobrym. Podobnie w przypadku najdelikatniejszych skubnięć. Można je zauważyć na wklejce, ale te najlżejsze drgnienia, które już jesteśmy w stanie zaobserwować, pozostaną dla nas w dolniku niewyczuwalne. Jeżeli na moment zrezygnujemy z obserwacji szczytówki i plecionki, kij ten nie daje nam dodatkowego bonusu w postaci elektrycznego impulsu, który pozwoliłby odruchowo zareagować w takiej sytuacji rozkojarzenia i obniżonej czujności. Określanie tego kija mianem „elektrycznego” jest dla mnie zupełnym nieporozumieniem. I trochę szkoda, bo gdyby takim się okazał, byłby okoniówką rewelacyjną, a tak mogę go określić najwyżej kijem na generalnie bardzo dobrym poziomie, który jednak pod kątem czułości jakoś specjalnie się nie wyróżnia.
Mikado Sky Dream w testowanej wersji to wędka, która w sposób oczywisty swoje pazury pokaże przy typowym łowieniu w opadzie, choć najlżejsza dłubanina nie jest żywiołem, w którym będzie się ona czuła najlepiej. O ile jednak odpuścimy sobie najdrobniejsze paproszenie, to czy będzie to zabawa trzycalową jaskółką w toni, czy stukanie o dno dwucalową gumką na 3-4g główce, czy obijanie dna Hama Stick’iem na 7g, kij ten da nam kupę przyjemności i umożliwi bardzo skuteczne łowienie. Kij świetnie ładuje się przy rzutach, ma dobrą dynamikę przy prowadzeniu przynęty i jest jadowicie cięty, a wciętych ryb po prostu nie gubi. Praca tego blanku podoba mi się bardzo. W trakcie testów miałem okazję również połowić tym kijem na cykady, wirówki i wirujące ogonki w typowo okoniowych rozmiarach i kij ten radził sobie również bardzo dobrze. Patyk ten daje nam nad wodą całkiem sporo okoniowych możliwości.
Podsumowując… Sky Dream 2,07m 1-7g to pięknie zrobiony i świetnie pracujący kij, który w rękach doświadczonego spinningisty będzie bardzo skutecznym narzędziem. Czułość tej wędki, pozostając na dobrym, zadowalającym poziomie, nie powala jednak i jest w mojej opinii nieco przehajpowana. Wędka ta kosztuje obecnie około 800 złotych. Czy warto wydać na nią takie pieniądze? Zastanawiam się. Z jednej strony kij ten jest po prostu świetny. To, jak to całościowo pracuje, sprawia, że łowi się tym bardzo przyjemnie, zaś ogólny poziom wykonania i użyte komponenty to wysoka półka. Z drugiej strony, chciałoby się jednak, żeby obok bardzo wrażliwej wklejki, na której wypatrzeć idzie prawie wszystko, transmisja drgań stała na ciut lepszym poziomie. Czyli, że co? Znowu nie można mieć wszystkiego? Cóż… Powiem tak. Na razie ten kij u mnie zostanie, bo łowi mi się nim bardzo dobrze, a w kolejce na testy czeka kolejna wklejanka z tej półki cenowej, z którą bardzo będę chciał Sky Dream’a porównać. To jednak za czas jakiś, a i temat na zupełnie inną historię. Na dzisiaj moi drodzy, toby było na tyle…
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Pewne rzeczy kupuje się oczami. Zawsze gdy kupuję pierwszy kij, nieznanego mi jeszcze producenta, trzymam się zasady: „Kupić niedrogi. Jeśli niedrogi potrafią zrobić porządnie, to i droższe powinny być okey.” W tym wypadku jednak złamałem własne zasady. Occultation wygląda tak zjawiskowo, że nie oparłem się promocji. Teraz, po testach, mogę Wam już co nieco o nim powiedzieć. Zapraszam do lektury.
Handing Occultation
Mógłbym tutaj bawić się w opisy jak zjawiskowo wygląda dolnik tego kija, który wraz z uchwytem kołowrotka stanowi jedną, carbonową całość. Mógłbym opisywać dużą, zmienną zbieżność blanku, która wynika z takich założeń konstrukcyjnych. Mógłbym, ale nie będę. Po prostu popatrzcie na zdjęcia i potem pogadamy…
Obejrzane? No to teraz możemy już pogadać o tym z czego i jak to zostało zrobione. Zacznijmy od blanku. Wykonano go z carbonów o wysokich modułach 46T i 40T. Kij ma długość 198cm i uzbrojony został w przelotki Fuji SiC w ilości 8 sztuk. Zastosowane materiały i montaż jest na bardzo dobrym poziomie. Przelotki trzymają linię. Omotki zrobiono jak trzeba. Całość jest lekka i świetnie wyważona. Waga elektroniczna pokazuje w tym wypadku 109,9g
Waga nieduża. Wyważenie doskonałe.
Zbieżność blanku wydaje się bardzo wysoka, niemniej w związku z tym, że przebiega ona mocno nieliniowo, należy brać na to lekką poprawkę. Przy przelotce szczytowej kij ma 1,5mm średnicy. Przy dolniku mamy tu 13,90mm.
Zbieżność spora, niemniej nie przebiega ona liniowo. To skutek specyficznej konstrukcji dolnika.
Kij na sucho wydaje się bardzo szybki. Próby na sucho sugerują też, że czułość blanku będzie stała w tym wypadku na bardzo dobrym poziomie. Testy nad wodą, jak zawsze, powinny dać nam pełny obraz potencjału tego kija. Jego zalet i wad.
Fuji SiC. Efektowny oplot na całym blanku.
Kij świetnie leży w ręku. Zintegrowany uchwyt kołowrotka coś nam swoim wyglądem przypomina. Skojarzenia z Fuji TVS nie są w tym wypadku nieuzasadnione. Bardzo dobry balans wędki owocuje tym, że wędką operuje się z dużą przyjemnością. Dolnik jest dość krótki, sugerując przeznaczenie kija pod niezbyt ciężkie łowienie, niemniej na sucho blank wydaje się zdecydowanie mocniejszy niż sugerowałby fabryczny opis kija.
Skojarzenia z Fuji TVS chyba nie są tutaj przypadkowe…
Akcja… Occultation to szybki kij. Coś z pogranicza Fast i X-Fast, jest jednak przy tym bardziej progresywny niż mogłoby się początkowo wydawać. Top wędki jest z jednej strony dość wrażliwy, z drugiej jednak nie do końca nadmiernie spolegliwy i nie pozbawiony pewnej ilości mięcha. Kij ten pracuje w dość specyficzny sposób, utrudniając nam precyzyjną ocenę jego realnych możliwości. Najpierw wydaje nam się on mocniejszy niż deklaruje producent. Potem jednak, w miarę weryfikowania tego parametru, okazuje się delikatniejszy, niż w pewnym momencie zaczyna nam się wydawać. Brzmi skomplikowanie? Może opis realnego CW rzuci więcej światła na ten temat.
TESTY UGIĘCIA:
Dołem nie bardzo widzę sens schodzić z całkowitą masą wabika poniżej 9-10g. Dopiero od tej granicy kij w mojej opinii zaczyna pracować jak trzeba. Najlżejsza dłubanina okazuje się nie dla niego, co mimo wszystko nieco mnie zaskoczyło. Spodziewałem się, że da radę zejść w tym wypadku niżej, a jednak nie. Górą sytuacja również okazuje się nie tak prosta jak mogłoby się wydawać. Kij bezproblemowo radzi sobie z wabikami ważącymi 30g. Tak bezproblemowo, że chcielibyśmy mu dokładać więcej i więcej. Tymczasem realnie, przy zachowaniu pewnej ostrożności, można mu jeszcze dorzucić koło 5g więcej i nic ponadto. Sprawiający wrażenie mięsistego kij, okazuje się mniej mięsisty niż początkowo się wydaje. Wysokie moduły węgla i krzyżowe oploty robią swoją robotę, ale cienkie ściany blanku okazują się mieć swoje ograniczenia. Nie dajcie się tutaj ponieść fantazji, bo błędne odczytanie sygnałów jakie wysyła nam ten kij w trakcie wyrzutu, wcześniej czy później, skończy się jego połamaniem przy wyrzucie.
Producencki opis CW rozmija się z rzeczywistością dość znacząco…
Kij jest czuły. Parametr ten stoi tu na bardzo dobrym poziomie, choć nie tak świetnym, jak mogłoby się początkowo wydawać. Konstrukcja wędki i próby na sucho, być może, pompują oczekiwania nieco zbyt wysoko. Niemniej trzeba przyznać, że trudno tu o jakiekolwiek powody do narzekań, zwłaszcza w kontekście ceny jaką za ten kij trzeba zapłacić. Informacja zwrotna jaka dociera do dłoni wędkarza, pozwala trzymać pełną kontrolę nad zestawem i informuje nas precyzyjnie o tym co się w danym momencie dzieje z naszym wabikiem. Kontakty z dnem i podwodnymi przeszkodami, docierają do nas wyraźnie, tak jak i delikatne skubnięcia leniwego w danej chwili drapieżnika.
Wszystkie te parametry, wzięte razem do kupy, sprawiają, że kij ten, który z początku jawi nam się jako hardcore’owa sandaczówka, ma bardziej uniwersalną charakterystykę użytkową, niż mogłoby się nam wydawać. Do czego więc nadaje się ta zjawiskowo wyglądająca wędka? W jakich zastosowaniach czuje się najlepiej?
Każdy kto kupi ten kij z myślą o średnim łowieniu sandaczy na przynęty gumowe, nie popełni błędu. Kij ma wszelkie predyspozycje, czyniące z niego skuteczne i przyjemne w użytku narzędzie do takiego łowienia. Occultation w opadzie czuje się doskonale, o ile tylko bierzemy pod uwagę fakt, że producencki opis CW tego kija srogo rozmija się z rzeczywistością.
Zaskakująco duża progresywność tego blanku, który nie jest pozbawiony pewnej dozy mięsistości, czyni z niego zaskakująco niezłe i uniwersalne narzędzie do średniego łowienia szczupaków. Przynęty gumowe obsłuży świetnie. Z przynętami typu wirówek, cykad, czy woblerków typu crank poradzi sobie całkiem nieźle. Nie klęknie również gdy trzeba będzie szarpnąć twitch’em, takim do max 12,5-13cm, niemniej w tym żywiole, potrzebuje już doświadczonej, umiejętnej obsługi.
Kij wygląda świetnie…
Czas na podsumowanie. Zacznijmy od pieniędzy. Ile kosztuje ten kij? Na firmowym sklepie Handing’a normalnie kosztuje około 750 złotych. W dobrych promocjach widywałem go w cenach około 500 złotych. Co dostajemy za te pieniądze? Po pierwsze kosmiczny design. Wygląd kija zapewni nam bez wątpienia to, że napotykani spinningiści będą nam zawracać gitarę i pytać, co to w ogóle jest? W zestawie są też wysokomodułowy, czuły, ciekawy i przyjemny blank, pięknie uzbrojony w Fuji SiC i do tego wszystkiego naprawdę świetnie wyważony. Na deser jest też porządny, gruby, neoprenowy pokrowiec. Teraz można się rozejrzeć co innego można dostać za okolice 500 złotych i samemu sobie odpowiedzieć na pytanie czy warto? Moim skromnym zdaniem, w tej półce cenowej, Handing Occultation ma bardzo mocne karty do zagrania i zdecydowanie nie stoi na przegranej pozycji.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Najpierw zobaczyłem film, gdzie jakiś gość łowił szczupaki dedykowanym łowieniu snakehead’ów kijem od Kuying’a. Markę Kuying już znałem. Filmy z łowienia wężogłowów oglądałem z ciekawością już wcześniej. Potem popatrzyłem na dane techniczne kija, który akurat wtedy był w grubej promocji. No i stało się… Teraz już tylko muszę Wam o tym wszystkim opowiedzieć.
Tęga pała na wężogłowy… – Kuying Snatch
Wiecie jak wyglądają wężogłowy (oryg. Snakehead, rodzina łac. Channidae)? Jeśli nie, to obejrzyjcie jakieś filmy z ich udziałem. Powszechne w krajach o cieplejszym klimacie, agresywne, inwazyjne drapieżne ryby, które oprócz wielkiego apetytu i umiejętności przeżycia w trudnych warunkach, mają jeszcze wiele innych ciekawych cech. (Wiecie, że potrafią przemieszczać się także po lądzie wędrując z jednego zbiornika wodnego do drugiego, a niektóre gatunki potrafią przeżyć w sprzyjających warunkach nawet kilka dni poza środowiskiem wodnym?) Największe gatunki ryb z rodziny Channidae dorastają do 120cm i osiągają wagę ponad 10kg. Nic też dziwnego, że np. w Azji ryby te stały się celem połowów sportowych doczekując się oddzielnej półki sprzętowej, dedykowanej ich łowieniu. Wiele chińskich marek produkuje wędki dedykowane stricte łowieniu Snakehead’ów. Jedną z nich jest Kuying.
Potężna węda na silne, agresywne ryby
By zrozumieć dlaczego wędki do łowienia Snakehead’ów wyglądają jak wyglądają, trzeba sobie zdać sprawę z tego, jak częstokroć wyglądają habitaty tych ryb, w których to próbują się do nich dobrać lokalni wędkarze. Częstokroć są to wody płytkie i bardzo gęsto porośnięte roślinnością wodną. Jeżeli komuś do głowy teraz przychodzą zarośnięte łowiska bassowe, to trop jest niezły, niemniej po obejrzeniu materiałów wideo z łowienia Snakehead’ów można przeżyć ciężkie zdziwienie w jak skrajnie pozarastanych bajorach, potrafią one sobie świetnie radzić. Jeżeli zestawimy sobie te fakty z tym, że mamy do czynienia z bardzo silną, ponadmetrową rybą, którą trzeba z takiej dżungli jakoś wydrzeć, konstrukcja wędek na wężogłowy staje się dla nas zrozumiałą konsekwencją powyższych.
Solidne gripy, przy uchwycie multika typu Fuji TCS mamy podwójne pokrętło – docisk i kontrę.
Kuying Snatch 762XH to wędka mierząca 2,28cm. Potężnie wyglądający blank ma 2,70mm średnicy przy przelotce szczytowej. Przy dolniku suwmiarka pokazuje 14,60mm. Całość, jak na swój dość mocarny wygląd, nie jest ciężka. Waga wskazuje 195,8g (6,3g więcej niż deklaruje producent). Co do użytych modułów węgla, to na stronie producenta brak szczegółowych informacji. Jedyne co tam znajdziemy na ten temat, to to, że użyto tam produktów firmy Toray.
Wędka, jak na swoją grubość i moc, nie jest ciężka.
Blank uzbrojono w 9 solidnych, trójstopkowych przelotek i uchwyt multiplikatora Fuji TCS. Dolnik kija zdobi efektowny krzyżowy oplot. Jakość wykończenia jest typowa dla Kuyinga. Niby jest OK, ale drobnych baboli nie uniknięto. Przelotki w stopniu minimalnym zaliczają odchyłkę od linii prostej (Trochę się czepiam, bo do „bardzo dobrze” brakuje tu naprawdę niewiele.) Nie mogło się też obejść bez niewielkiego maźnięcia lakierem po jednej z przelotek. Kuying… Po prostu Kuying.
Kij uzbrojono w solidne, trójstopkowe przelotki. Jakość montażu jednak nie powala…
Kij w trakcie oględzin „na sucho” wydaje się grubo niedoszacowany i cholernie szybki. Zwraca na siebie uwagę relatywnie krótki dolnik kija i kulejące wyważenie całości. W tym miejscu, zanim przejdę do opisu moich wrażeń nad wodą, trzeba nadmienić, że w związku z takim, a nie innym wyglądem łowisk i charakterystyką żerowania tych ryb, łowi się je przeważnie przynętami powierzchniowymi, lub bardzo płytko schodzącymi, częstokroć wyosażonymi w rozwiązania bezzaczepowe (w typie np. offset’u). To również powinno nam rzucić nieco światła na logikę tej konstrukcji.
Potężny dolnik, dodatkowo wzmocniono krzyżowym oplotem.
No to jak wygląda akcja tego kija? Jak się tym łowi? Jakie CW realnie ogarnia? I w końcu… Czy to się w naszych warunkach nada do czegokolwiek? Połowimy tym może szczupaki, na płytkich, zarośniętych łowiskach? Odpowiedzi na te pytania nie do końca są oczywiste.
Zacznijmy od akcji. Pisałem, że wędka jest cholernie szybka? Tak? To poprawiam się. Kij jest szybki jak sam diabeł. Do tego też czulszy niż mogłoby się wydawać. Szczupakowe strzały dają nam tu nieźle popalić. Natomiast jeśli idzie o jego progresywność to kij ten niezbyt chętnie ugina się pod mniejszymi rybami. Mimo to, muszę przyznać, że na sucho sprawia on wrażenie jeszcze sztywniejszej pały, niż okazuje się w praktyce. Początkowo byłem po prostu pewien, że ryby będą mi się od tego kija odbijały i bez spadów się nie obejdzie. Tymczasem, ku mojemu sporemu zaskoczeniu, w trakcie testów nie zaliczyłem ani jednego spadu. Jeżeli coś wzięło i udało się to zaciąć, to zostało wyholowane. Szybkość i czułość kija, która jak mniemam, w zamyśle jego twórców miała umożliwić potężne danie po dziąsłach drapieżnikowi mimo haka offsetowego czy innego antyzaczepowego wynalazku, rzeczywiście działa. Kij ma też w sobie dość mocy, by nie szczypać się w trakcie holu i siłowo wyrywać z zielska duże ryby.
TESTY UGIĘCIA:
Prawie półtora kilograma na kiju, a ten się prawie nie ugina…
Blank kija zapewnia nam też całkiem niezłe zasięgi rzutowe. Jak to się dzieje mimo tego, że kij ma tylko 2,28m długości? Odpowiedź dostajemy gdy uważniej zaczynamy się przyglądać realnej długości roboczej blanku, czyli tej powyżej dolnika/uchwytu. Przy oględzinach takich i robionych porównaniach z zaskoczeniem zauważyłem, że blank „roboczy” w Snatch’u ma ledwie kilka centymetrów mniejszą długość niż w używanym przeze mnie Savage Gear SG4 Power Game mierzącym całościowo 259cm (czyli 31cm więcej). To co nieco tłumaczy.
Różnica w długości między Snatch’em a SG4 Power Game, to przede wszystkim kwestia dolnika.
Jak więc wygląda realne CW tej wędki? Blisko tu do deklarowanych 21-57g? Tu mam zabawną historię z jednego obcojęzycznego forum, gdzie jeden z użytkowników pisał, że śmieszą go opisy innych, którzy szacują ten kij dużo wyżej niż deklaruje producent, bo jego zdaniem kij ten jest opisany poprawnie. Cóż… Być może powiększę jego wesołość, być może też ja się po prostu nie znam, nie ogarniam i opowiadam głupoty, ale dla mnie optymalnie to tu się ładowało wabie o masie w przedziale 35g-100g (a nawet, o zgrozo, ciut więcej…). To natomiast, że się „ładowało”, nie oznacza jednak, że się optymalnie łowiło. Bo do takich zabaw, jednego tej wędce brakuje.
Delikatna różnica…
Już wiecie czego? Oczywiście… Wyważenia i dolnika. Przy posługiwaniu się na dłuższą metę, ważącymi w okolicach 80-100g „kotletami” , ale też i w sumie lżejszymi przynętami, nasz nadgarstek zaczyna boleśnie odczuwać niedostatki wyważenia i podparcia. Po całym dniu machania Snatch’em, człowiek zaczyna tęsknić za typową szczupakową „luśnią” w stylu choćby wspomnianego SG4. Na dłuższą metę bowiem fizyki się nie oszuka. Kolegom można ściemniać, na forach internetowych pisać bajki, ale przed fizyką się nie ucieknie.
Ładne bydlę w sumie…
To do czego w naszych warunkach nadać się może Kuying Snatch w testowanej wersji? Jak ja widzę użyteczność tego kija w kraju nad Wisłą (W której chyba jak na razie i na szczęście, wężogłowów nie stwierdzono. Co najwyżej jakieś rusołki i utopce…)? Testy pokazały, że na upartego można tym kijem łowić szczupaki, na nieco grubiej. Z pewnych jednak względów ograniczyłbym użyteczność tego kija do przynęt w zakresie wagowym 35-80g. Przynęt raczej w typie swimbaitów, o zwartej konstrukcji i dobrej lotności, tak twardych jak i silikonowych. Można z powodzeniem używać tej wędki również do połowu jerkami, jednak tylko takimi, które dadzą się poprowadzić z „samej korby”, bo kij ten jest po prostu do innych za długi. Czułość tego kija i jego zdolność do wcinania ryb przy zastosowaniu dużych offsetów to jego mocne strony.
Bez pomazania czegoś lakierem, wędki się po prostu zrobić nie da. Kuying. Po prostu Kuying…
Jeżeli jednak, ktoś teraz myśli o tym by sobie go specjalnie pod takie łowienie sprawić, to serdecznie sugeruję go sobie raczej odpuścić i rozejrzeć się za czymś bardziej szczupakowym. Bo wiecie jak jest. Niby można muchy tłuc kilogramowym młotkiem, ale jednak packa sprawuje się przy tym lepiej. Typowe ciężkie castingi szczupakowe okażą się na dłuższą metę wygodniejsze i bardziej uniwersalne. A w tym wypadku, dodatkowo, „młotek” ten nie jest tani. Bez żadnych promocji kosztuje ostatnio na sklepie producenta ponad 600zł. Ja swojego odsprzedam sporo taniej. Tylko jaki wariat to kupi? No właśnie… To może jakaś zamiana? Jestem otwarty na propozycje.
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały one swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
Oj, namieszał ten kijek na grupach miłośników chińskiej myśli technicznej w dziedzinie wędek. Oj, rozpalił emocje i obudził oczekiwania. A teraz trafił na mnie, który jak zawsze, ze spokojem i namysłem, Wam o tym kiju opowie. Wyczochrałem go nad wodą, na tyle dobrze, że czas już na konkretny materiał na jego temat. Zapraszam do lektury.
PureLure ZERO
Kwestie estetyczne, choć ważne, bywają jednak dość względne. Na moje oko ZERO wygląda całkiem przyjemnie i charakternie. Lśniący, mieniący się krzyżowymi oplotami blank, ozdobiony jadowicie zielonymi akcentami wpada w oko. Zakończono go delikatnym, smukłym dolnikiem w stylu Monocoque i „wygrzbieconym” uchwytem kołowrotka znanym nam już z modelu Sharpen, który jednak w tym wypadku zamocowano na chwycie odwrotnie niż w Sharpen’ie. Czy wpłynęło to na ergonomię chwytu? O tym za chwilę. Omotki na przelotkach szczytowych kija polakierowano jaskrawym kolorem w celu ułatwienia obserwacji szczytówki. Całość jest stylistycznie spójna i atrakcyjna.
Omotki przelotek na wklejce w jaskrawym kolorze
Teraz czas na garść informacji technicznych. PureLure ZERO w opisywanej wersji ma długość 208cm. Wedle informacji producenta wykonano go z carbonów 40T i T1100G. Na tej długości kij uzbrojono w 9 przelotek Fuji z serii Alconite. Zastosowane materiały są od bardzo przyzwoitych (Alconite’y) do bardzo dobrych (T1100G w zestawie z 40T zawsze w cenie). Jakość wykończenia jest bardzo dobra. Na kiju nie stwierdziłem żadnych widocznych mankamentów.
Fuji Alconite
Mierzona średnica wklejanej szczytówki przy przelotce szczytowej wynosi 1mm. Przy dolniku mamy wartość 9,60mm. Zbieżność blanku jest dość duża, a blank nie do końca jawi nam się jako delikatny UL’ek. Rzeczywista waga kija w zasadzie pokrywa się z deklarowanymi przez producenta 84g. Waga elektroniczna wskazała 83,2g. Kij, jak na zastosowany w nim Monocoque i niemałe średnice blanku, jest lekki. Na sucho wydaje się też bardzo szybki, mocniejszy niż deklarowany i dość przyjemny w ogólnym odbiorze. Czas na testy delikwenta nad wodą. W wodzie tkwi prawda… 😉
Rzeczywista waga kija
Zacznijmy od kwestii ergonomii i wyważenia. Po pierwsze, moim zdaniem, zamontowanie tego uchwytu kołowrotka odwrotnie niż w modelu Sharpen, wyszło ergonomii tego kija na dobre. Kij leży w ręce wygodniej i łowi się nim przez to przyjemniej.
Charakterystyczny uchwyt kołowrotka znany nam już z modelu Sharpen. Tutaj zamontowany odwrotnie.
Po drugie, dolnik kija ma optymalną długość, niemniej producent dbając o jego finezyjny wygląd i ogólną lekkość kija, popełnił grzech kardynalny. Zbytnie odchudzenie dolnika, doprowadziło do sytuacji, w której wyważenie kija możemy określić jedynie jako akceptowalne. Nie ma może tragedii, bo kij ogólnie lekki, jednak do ideału sporo brakuje bo ZERO w opisywanej wersji zauważalnie ciąży ku szczytowi. Jak na „wklejankowy, topowy hicior” PureLure mógł się w tej kwestii zdecydowanie bardziej postarać. Model Seabed S752L+ prezentuje się pod tym względem zauważalnie lepiej. (Porównanie nieprzypadkowe. Do Seabed’a tu jeszcze wrócimy.) A tymczasem tutaj jest jak jest. Łowi się tym przyjemnie, ale mogłoby jednak być lepiej.
Smukły, odchudzony Monocoque ma dobrą długość. Wyważenie kija nie jest jednak optymalne.
Akcja kija jest bardzo szybka, zaś wędka ma bardziej uniwersalną charakterystykę, niż moglibyśmy się po wklejance spodziewać. Wklejana szczytówka, ma w sobie sporo sztywności i pewnego „mięska”. Nie poddaje się zbyt łatwo pod byle obciążeniem co przekłada się na dwie kwestie. Po pierwsze deklarowane CW kija można włożyć między bajki rodem z mchu i paproci. Po drugie, wędka ta, mimo bycia wklejanką, oprócz świetnej obsługi przynęt miękkich, radzi sobie sprawnie z obsługą wabików w typie cykad czy niewielkich wirówek. Na upartego, szarpniemy nią nawet najmniejsze okoniowe twitche czy zaanimujemy niewielkie popperki, choć w sposób oczywisty nie jest to konstrukcja dedykowana takiemu łowieniu. Top kija ma jednak taką charakterystykę, która pozwala nam w pewnym stopniu i na takie zabawy. Pod większym obciążeniem kij gnie się dość płynnie. Mimo zauważalnego na krzywej ugięcia, charakterystycznego dla wielu wklejanek przesztywnienia, patyk ten dobrze pracuje w trakcie holu. Progresywność całości stoi na całkiem dobrym poziomie. Wraz ze wzrostem skali wyzwania wędka płynnie uruchamia drzemiące w blanku zapasy mocy i robi to co powinna. Pod tym względem oceniam ją pozytywnie.
TESTY UGIĘCIA:
Jak więc wygląda kwestia realnego CW tego kija? Cóż… Moim zdaniem próby schodzenia tutaj z całkowitą masą wabików poniżej 2,5-3g nie mają większego sensu. Nie sprzyjają temu ani charakterystyka topu, ani wyważenie tej wędki. Jest z tym trochę tak, jak z posłaniem strongmana by tańcował z gwiazdami. Niby kroki opanuje, ale cóż z tego, skoro w zestawieniu z zawodowym tancerzem będzie się poruszał z gracją wieży oblężniczej. Górą kij ten spokojnie ogarnia wabiki o całkowitej masie oscylującej w okolicach 15g. Przy zachowaniu minimum zdrowego rozsądku można ten kij jeszcze delikatnie przeciążać. Podsumowując – optymalne CW tej wędki szacuję na standardowy zakres 3-15g. (I tutaj ponownie pojawia się wspomniany Seabed, który „chodzi” dokładnie w tych samych rewirach…)
Kij ma zapas mocy w dolniku wystarczający do poradzenia sobie z grubszymi przyłowami
Pozostaje nam do rozstrzygnięcia kwestia czułości tej wędki. No to jak z nią jest? Jest hit? Kopie toto prądem czy nie? W mojej opinii jest lepiej niż przyzwoicie, ale daleki byłbym od rozpływania się nad nią w zachwytach. Kij dobrze przekazuje brania, czy kontakty przynęty/linki z podwodnymi przeszkodami czy przepływającą drobnicą, ale w trakcie testów ani przez moment nie miałem poczucia, żeby był pod tym względem wybitny. Subiektywnie rzecz biorąc, odnoszę wrażenie, że wspomniany Seabed wypada pod tym względem jednak ciut lepiej. Na moje oko, hajp na czułość tej wędki jest przesadzony. W swojej kategorii cenowej, wędka ta wypada pod tym względem przyzwoicie, ale nic ponadto. O żadnym miażdżeniu konkurencji mowy nie ma.
Design atrakcyjny
Do jakich zastosowań nadaje się PureLure ZERO? W opisywanej wersji jest to przede wszystkim całkiem udany kij do łowienia okoni metodą opadową. Kij ma dość szerokie realne CW i zapas mocy w dolniku, pozwalający sobie spokojnie radzić ze sporymi przyłowami. Pobawimy się nim w toni trzycalową jaskółeczką na niewielkiej główce, i postukamy o dno jej czterocalową wersją obciążoną główką 10g. Ogarniemy nim też jednak okoniowe cykady i wiróweczki. Od biedy szarpniemy niewielkim twitch’em czy popper’em. Zabranie tego kija jako lekki uniwersał na łowisko w typie Motławy nie będzie błędem, bo i z ultralekkim łowieniem niewielkich sandaczy kij ten sobie świetnie poradzi. Dość ma w sobie ciętości i mocy w dolniku do takich zabaw. Dodatkowo ZERO bardzo dobrze poprowadzi nam zestawy w typie lekkiego dropshot’a czy bocznego troka. Jeden patyk – sporo możliwości.
Kij sporo mocniejszy niż deklarowane CW
Czas na podsumowanie, bez którego obejść się nie możemy. Summa summarum, jak to wygląda? Bez żadnych promocji PureLure ZERO kosztuje około 650 złotych. W dobrych promocjach można go wyrwać jakieś 200 złotych taniej. Czy to dobra cena? I tak, i nie. W normalnej cenie kija tego z całą pewnością bym nie kupił. Za tę kasę, oczekiwałbym, że pod pewnymi względami będzie po prostu lepiej. W cenie promocyjnej ZERO wyglada jednak już sporo atrakcyjniej i jak najbardziej, staje się kijem wartym rozważenia. No to skoro tak, to czy go sobie może zostawię? I tutaj odpowiedź brzmi – Na pewno nie. ZERO pójdzie na sprzedaż bo posiadany przeze mnie wspomniany PureLure Seabed, ogarniając praktycznie wszystko to co ZERO, jest kijem w mojej opinii użytkowo lepszym i lepiej się wpasowuje w moje aktualne potrzeby sprzętowe. Koniec i kropka. Mam swoje preferencje i doświadczenie, mam porównanie i wybór, i tak one w tym konkretnym przypadku wyglądają. Temat PureLure ZERO chwilowo uważam za wyczerpany. Kolejne wklejanki czekają na swoją kolej…
Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę. Każde wsparcie pomaga mi rozwijać tę stronę i kanał tak, by nie zmieniały on swojego niezależnego charakteru. https://buycoffee.to/cykadaspinning
To, że lubię wędki od Kyorima nie jest żadną tajemnicą. Kije tego chińskiego producenta segmentu premium, bronią się same, mimo tego, że trzeba za nie zapłacić niemałe czasami pieniądze. To moim zdaniem najlepsza chińska marka i tyle. Toteż, gdy pojawiła się okazja wymienienia się z kolegą na inny kij, od innego producenta, po to by dostać w ręce praktycznie nowego Truncheon’a, nie wahałem się zbyt długo. Muszę przyznać, że wcześniej, przez długi czas się do tych kijów przymierzałem, ale cena wędek z tej serii skutecznie studziła moje zapały. Teraz już wiem, że nie warto się było czaić. Kij jest świetny. Ale po kolei…
Kyorim Truncheon TCS-662L
Kyorim Truncheon S662L wygląda na pierwszy rzut oka świetnie, a po wzięciu go do ręki pozytywne wrażenia zaczynają rosnąć (Prawie jak u Hitchcock’a… 😉 ). Smukły, z pozoru delikatny blank kija ma 198cm długości i uzbrojony został w niewielkie przelotki Fuji SiC (9 sztuk). Według producenta wykonano go z carbonów 40T i 36T. Zbieżność blanku jest niewielka. Przy przelotce szczytowej kij ma 1,6mm średnicy. Przy dolniku wartość ta wynosi 8,8mm. Kij jest lekki i świetnie wyważony. Tutaj nie potrzeba nic „doważać” ciężkimi młynkami. Tutaj jest po prostu tak jak to powinno wyglądać. Waga elektroniczna w tym wypadku pokazała 104,5g. Ktoś powie, że 104,5g to wcale nie mało przy tak delikatnym kiju? A ja na to – Spokojnie… Poczekajcie na opis jak to zrobiono i jak to działa. Pamiętajmy, że producenci w typie Kyorim’a świetnie wiedzą co robią, a w przypadku wędek zawsze jest coś za coś.
Waga wędki podana przez producenta z dokładnością do 0,5g. (Katalogowo 105g)
Dolnik kija zrobiony jest w stylu Monocoque, który w przekroju ma kształt spłaszczonego lekko od góry owalu, tak by lepiej wpasowywał się w przedramię wędkarza. Uzbrojono go w uchwyt Fuji TVS. Całość wygląda świetnie. Jakość wykończenia i zastosowane komponenty są z wysokiej półki.
Monocoque i TVS
Przy próbach na sucho od razu zauważamy, że blank delikatny jest tylko z pozoru. W trakcie użytkowania wrażenie to potwierdza się w całej rozciągłości. Wędka ta jest, z jednej strony, pięknie szybka, z drugiej zaś, dysponuje w tym delikatnym blanku bardzo dużą ilością mięcha, sugerującą bassową proweniencję. Kij prezentuje dużą odporność na przeciążanie, zaś dynamika tej wędki zaskakuje. Jest pod tym względem po prostu świetna. Z jednej strony Truncheon jest piekielnie cięty, z drugiej, to jak ten blank pracuje pod rybą, po prostu urzeka. Wędka prezentuje dużą progresywność i bardzo dobrze trzyma wcięte ryby. Do tego dochodzi kwestia czułości tejże wędki, a i w tej dziedzinie producent postawił poprzeczkę bardzo wysoko.
Kij pięknie pracuje pod rybą i świetnie ją trzyma.
Generalnie staram się nie nadużywać w moich testach określenia „elektryczny”, rezerwując je sobie dla wędek, które pod tym względem naprawdę się wyróżniają spośród innych. W tym wypadku jednak, jest to ten moment, kiedy po prostu użyć go muszę. Nieczęsto się zdarza, żebym tak nerwowo reagował na kontakt przynęty z grążelami i innymi podwodnymi przeszkodami, a w tym wypadku początkowo zacinałem je wszystkie jak wściekły, wzbudzając niekłamane rozbawienie mojego kompana na łodzi. Ten kij po prostu kopie prądem. Szczupakowe strzały w przynętę, wyrywają z kapci i dostarczają użytkownikowi bardziej niż słusznych, porcji czystej adrenaliny. O to właśnie w tym chodzi. Dokładnie o to.
Blank uzbrojono w przelotki Fuji SiC
Charakter tego blanku jest uniwersalny. W żadnym wypadku nie jest to typowa opadówka, choć i w opadzie, dzięki wysokiej czułości sprawuje się świetnie. Mięsisty, dynamiczny top nie jest przesadnie spolegliwy, stąd kij ten radzi sobie wręcz doskonale z całym spektrum lżejszych przynęt szczupakowych mieszczących się w zakresie jego realnego CW. To ostatnie w tym przypadku plasuje się w zakresie od okolic 4g do mniej więcej 25g. Należy tu jednak nadmienić, że posługując się tym kijem z rozwagą, można go jeszcze górą delikatnie przeciążać, zaś dołem start taki uzyskujemy przy relatywnie cienkich plecionkach.
Kij jest bardzo ładny. Mi przynajmniej podoba się bardzo.
Jak ja widzę zastosowanie tego kija w naszych warunkach? Po pierwsze to kapitalny kij szczupakowy w kategorii ML, którym w przypadku lekkiej, finezyjnej dłubaniny, bezproblemowo ogarniemy gumy w rozmiarach od 8 do 12,5cm, błystki wirowe i wahadłowe, jak też mniejsze woblery typu crank, jerk i twitch. Te ostatnie raczej w zakresie do okolic 11cm. Przy każdym z tych wabików, kij sprawuje się nienagannie.
Kij całościowo finezyjny. Top jednak mocniejszy i bardziej mięsisty niż moglibyśmy się spodziewać. Całość bardzo cięta i czuła.
Nie ukrywam też, że mimo tego, że jego top nie wydaje się zbyt spolegliwy, patyk ten, w mojej opinii, sprawdzi się również bardzo dobrze przy lekkim łowieniu sandaczy. Jego czułość i ciętość stoją na tak wysokim poziomie, że nie widzę tu jakichkolwiek przeciwwskazań. Oczywiście tak w jednym, jak i w drugim sugerowanym przeze mnie zastosowaniu, kij będzie przez swoją długość bardziej użyteczny przy łowieniu nim ze środka pływającego. Niemniej, jeżeli dostęp z brzegu nie będzie mocno utrudniony (np. na wszelkiego rodzaju kanałach), nie widzę żadnych powodów by nie używać go i w takich miejscach.
Kij oczywiście niedoszacowany. Dołem blisko. Górą może dużo więcej.
Czas na krótkie podsumowanie… Zacznę od tego, że zwykle staram się tonować swój entuzjazm i nie wystawiać testowanym wędkom jednoznacznych laurek. W tym wypadku jednak odpuszczam sobie powściągliwość, bo kij ten w pełni na takową laurkę zasługuje. Jestem z tego patyka wyjątkowo zadowolony. Dawno już, żadna wędka nie dostarczyła mi tyle czystej przyjemności w trakcie testów.
TESTY UGIĘCIA:
Kyorim Truncheon S662L to kapitalna użytkowo, do bólu uniwersalna, świetnie wykonana wędka, która powinna zaspokoić potrzeby nawet wymagających użytkowników. Posługiwanie się tym kijem, to czysta, niczym nieskrępowana przyjemność. Za przyjemność tę, Kyorim jednak każe sobie stosownie zapłacić. Bez żadnych promocji, za kij ten trzeba wysupłać nieco ponad tysiąc złotych. W dobrych promocjach idzie go wyrwać jakieś trzysta złotych taniej.
Czy to dobra cena? Tak. W dzisiejszych czasach okolice 700 złotych to wręcz świetna cena za kij tej jakości i o tak wysokich walorach użytkowych. Nim Truncheon TCS662L wpadł w moje ręce, wahałem się czy wydać takie pieniądze. Teraz jestem już posiadaczem również wersji ML, zaś wersja M jest w drodze. Wiąże się to oczywiście z tym, że kilka innych patyków opuściło, bądź jeszcze opuści moją stajnię, ale raz jeszcze… Coś za coś. Wszystkich wędek i tak mieć nie można, ale jakiś kij z tej serii na pewno warto.
Świetny kij…
W sposób oczywisty, w tej cenie wędka ta jest dedykowana nieco bardziej wymagającym użytkownikom, i tym którzy poszukują np. świetnego kija zawodniczego w kategorii szczupak na lekko. W każdym z tych wypadków nie powinno być zawodu. U mnie kij ten szturmem wdarł się do żelaznego zestawu i raczej pozostanie w nim na długo. Chyba, że wygryzie go w tej kategorii ten sam model, ale w wersji ML. Wygryzie? Nie wiem. Jak znam życie i siebie, to prędzej raczej „uzupełni”. Wiecie jak jest… Ja po prostu lubię takie ładne rzeczy. 😉
Zapraszam do oglądania filmu z Truncheon’em w roli głównej.
Test jednego Sharpen’a ze stajni chińskiego producenta PureLure już za nami. Kij z tej serii wypadł w nim tak dobrze (a w kontekście ceny wręcz świetnie…), że postanowiłem sprawdzić inne wędki z tej serii. Przed Wami najlżejszy kij z tej serii w wersji XF. Zapraszam do lektury, bo kij ten, w mojej opinii, jest również wart zainteresowania.
PureLure Sharpen S652L-XF
O szczegółach wykonania wędek z tej serii możecie przeczytać w teście modelu M:
Mówiąc ogólnie, mamy tu to samo. Carbony M40JB i T1100G. Krzyżowy oplot, przelotki Fuji „O” w ramkach typu K (8 sztuk) i autorski uchwyt kołowrotka. Wędka mierzy 195cm długości i realnie waży 92g (2,6 grama mniej niż deklaruje producent). Rzeczywiste średnice blanku różnią się nieco od producenckich deklaracji. Przy przelotce szczytowej kij ma 1,4mm średnicy (deklarowane 1,35mm). Przy dolniku blank ma średnicę 10,2mm (deklarowane 11,63mm). Zbieżność blanku jest umiarkowana, co w zestawieniu z użytymi materiałami i zastosowanym oplotem może już pewne rzeczy sugerować. Ale po kolei…
Masa nieco niższa od deklarowanej…
Ergonomia – Jak to leży?
W tej kwestii Sharpen S652L-XF wypada bardzo podobnie do modelu M. Uchwyt kołowrotka jest ten sam. Wyważenie kija jest dobre, a sama wędka bardzo lekka (zwłaszcza w kontekście realnej mocy jej blanku). Można tym patykiem łowić z dużą przyjemnością.
Dolnik i uchwyt kołowrotka…
Realny ciężar wyrzutowy – Jest moc…
Wędka zaskakuje w tym punkcie w dwójnasób. Po pierwsze dołem spodziewałem się tu nieco delikatniejszego, bardziej spolegliwego topu. Tymczasem otrzymujemy tu mięsistą i dość dynamiczną część szczytową, o mocniejszym kręgosłupie niż mogłoby się wydawać. Kijem realnie można spokojnie rzutowo zejść poniżej 5g całkowitej masy wabika, niemniej nie oznacza to, że nada on się w tych zakresach pod typowy opad na najmniejsze przynęty gumowe. Opadowo zabawę możemy na komforcie zaczynać od okolic 7g całkowitej masy przynęty. W tych okolicach top kija zapewnia nam już kontrolę nad zestawem. Górą kij ten ma zaskakująco duży zapas mocy i dynamiki. Przekłada się to na realne góne CW dużo większe niż deklarowane 17g. W czasie testów nad wodą kij ogarniał mi bezproblemowo wabiki twarde i miękkie, których waga dochodziła do okolic 30g. Czy to np. Cannibal 12,5cm z główką 10g i dozbrojką, czy ważący 30g jerk, kij dawał jeszcze radę, choć wydawał się zbliżać do granic swoich możliwości. Podsumowując, kij ma realnie bardzo szeroki zakres realnego CW, które jest generalnie wyższe niż możnaby się spodziewać.
Fuji „O”
Akcja – X-Fast czy nie?
Nie. Kij jest szybkim, dynamicznym, zaskakująco mięsistym fastem o bardzo przyjemnym, progresywnym ugięciu. Wędka dobrze wcina, i świetnie trzyma ryby w trakcie holu. Ogólna charakterystyka pracy tego blanku jest podobna do tej, znanej nam już z modelu M. Jest to kij o dość uniwersalnym charakterze, zdatny do animowania wielu rodzajów wabików. Do tego, zapas mocy w blanku pozwala zmierzyć się z naprawdę dużymi rybami. Ten kij potrafi wiele wytrzymać.
TESTY UGIĘCIA:
Czułość – Kopie to prądem, czy nie kopie?
Wędka jest czuła. Patrząc w kontekście jej niskiej ceny, można tę czułość określić nawet mianem bardzo dobrej. Łowiąc nią nie miałem w tej kwestii żadnych zastrzeżeń, choć oczywiście zdecydowanie nie jest to najbardziej elektryczny kij jaki miałem w ręku. Nie ten blank i nie ten budżet. Ale uwierzcie mi – patyk może się pod tym względem bardzo spodobać.
Połączenie składów
Wartość użytkowa – Do czego toto się nadaje?
PureLure Sharpen S652L-XF w naszych warunkach jest, moim zdaniem, bardzo ciekawą opcją na lekko-średni kij szczupakowy. Wędka bez najmniejszego problemu ogarnia w zasadzie wszystkie wabiki szczupakowe, jakie mogą nam przyjść do głowy w tych zakresach wagowych. Gumy w przedziale wielkościowym od 8 do 12,5cm? Tak. Wirówki i cykady w szczupakowych rozmiarach i wagomiarach? Bez problemu. Woblery twitchingowe do okolic 11-11,5cm? Daje radę. Jerki od najmniejszych do takich w okolicach 30g? Jak najbardziej tak. Ten mięsisty, szybki, dynamiczny i progresywny blank poradzi sobie z tym wszystkim bardzo dobrze. Jeżeli jednak ktoś zastanawiając się nad tym kijem szukał patyka na okonia „na ciężko” czy lekkiego sandaczyka, to ja sugeruję rozejrzeć się za czymś innym. Nie dlatego, że Sharpen sobie z tym totalnie nie poradzi. Jakoś sobie poradzi. Ale są na rynku wędki, które te tematy ogarną po prostu dużo lepiej. Koniec i kropka.
Forsowny hol „Czegoś”…
Bardzo forsowny. Kij zgięty do dolnika. „Coś” nie odpuszcza i jedzie jak parowóz…
„Coś” (na zdjęciu na pierwszym planie) okazało się podczepionym karpikiem. Sharpen to mocna wędka…
Pozostaje nam kwestia ceny i kilka słów podsumowania. Wędka normalnie kosztuje na fabrycznym sklepie producenta około 360zł. Tradycyjnie jednak PureLure, przy okazji licznych akcji promocyjnych, drastycznie obniża ceny swoich wędek. Przy pomyślnych wiatrach można ją wtedy wyrwać za niewiele więcej niż 200zł. W tej cenie dostajemy bardzo sensowny blank zbudowany z użyciem bardzo dobrych carbonów, w tym M40JB i T1100G. Do tego są przelotki Fuji i ogólnie przyzwoite materiały i dobra jakość wykonania. Całość jest bardzo lekka, dobrze wyważona, dobrze wygląda, a działa jeszcze lepiej.
W tej półce cenowej, nie tak łatwo znaleźć dla tego patyka jakąś sensowną alternatywę. W zasadzie, do każdego, który przychodzi mi do głowy jako lepsza opcja, trzeba sporo dopłacić. W kategorii średnio-lekki szczupak do 250zł, na ten moment, nie widzę dla tego patyka konkurencji. Ale obiecuję, że jak taką znajdę, to wszystkich Was o tym nie omieszkam poinformować. A tymczasem, życzę Wam wszystkim kochani, wszystkiego dobrego i silnych, okazowych ryb w maju. 🙂
W dziedzinie przyponów szczupakowych mamy stały, może nie galopujący, ale jednak widoczny postęp. Objawia się on głównie w dziedzinie materiałów z których wykonujemy tego typu przypony. Do stale rozwijanych plecionek stalowych, doszły nam takie materiały jak wolfram, tytan (Tutaj też zauważamy ewolucję w postaci przyponów UL i plecionek) i fluorocarbon. Producenci sprzętu wędkarskiego próbują też proponować, w alternatywie dla tego ostatniego materiału, podobne, ale tańsze rozwiązania, w typie np. Regenerator’a od Savage Gear. Czy jest wśród tych propozycji jedyna słuszna? Czy któryś z materiałów jest najlepszy? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście. Zapraszam do lektury.
Kolorowy zawrót głowy
Materiały przyponowe czyli, co do czego?
Linka stalowa – pogłoski o jej śmierci należy uznać za mocno przesadzone.
Linki stalowe to materiał przyponowy używany jeszcze przez naszych ojców i dziadków. Jego zalety w kontekście ich zastosowania w charakterze przyponu szczupakowego są oczywiste. Są tanie, mocne i całkowicie odporne na przegryzienie. W pewnym momencie jednak, ich niezachwianą do tej pory pozycję, zaczęły podważać inne rozwiązania, które okazywały się wolne od wad linek stalowych starszych generacji. Mowa tu przede wszystkim o ich sporej sztywności i dużej pamięci kształtu, które okazywały się problematyczne przy bardziej finezyjnych zestawach i ujemnie wpływały na trwałość przyponu. Od jakiegoś czasu jednak, mamy na rynku niezły wybór linek 49-ciowłóknowych (określanych też jako „7×7”), które wspomniane wady mocno niwelują. Ich wielowłóknowa struktura zwiększa ich odporność na trwałe odkształcenia, a zastosowanie bardziej miękkich stopów, sprawia że są one miękkie, lejące się i przy niewielkich średnicach świetne do lekkich, finezyjnych zestawów ukierunkowanych przede wszystkim na obsługiwanie niewielkich przynęt gumowych.
Wbrew niektórym opiniom linki stalowe mają się dobrze…
Dodatkowo, do linek tego typu, zwanych umownie surfstrandami, dochodzi nam druga kategoria linek stalowych o hybrydowym charakterze czyli tzw. surflony. To nic innego jak linka typu surfstrand umieszczona dodatkowo w otulinie z tworzywa sztucznego (przeważnie nylonu). W porównaniu do surfstrandów, są one bardziej odporne na odkształcenia, uszkodzenia ich wierzchniej struktury oraz czepianie się do nich różnego rodzaju zanieczyszczeń w postaci glonów, co w określonych sytuacjach bywa uciążliwe. Odbywa się to jednak kosztem zwiększenia ich grubości, sztywności i masy. Coś za coś.
Na rynku cały czas pozostają też starszego typu linki stalowe typu 1×7, czy 1×19, których jedyną, ale dla niektórych klientów najwyraźniej wymierną zaletą w porównaniu do linek 7×7, pozostaje niższa cena. Nieco na uboczu typowego spinningu szczupakowego funkcjonują też inne, „trudnoprzegryzalne” materiały hybrydowe, oparte na tworzywach sztucznych w typie np. kevlaru i zewnętrznych oplotów stalowych lub wolframowych, które wywodzą się z np. z wędkarstwa muchowego. Te jednak, ze względu na ich dyskusyjną pod kątem czystego spinningu użyteczność, nie staną się u mnie przedmiotem szerszych rozważań.
Linki 7×7. Najdroższe i najlepsze.
Wolfram – spieszmy się nim cieszyć bo żywot jego krótki
Przypony wolframowe dostępne są na rynku w szerokim wyborze, tak jeśli idzie o ich długości i grubości, jak i ilość oferujących je producentów. Niezależnie jednak od tego kto i jakie je oferuje, mają one ten sam zestaw zalet i wad. Z jednej strony, będąc całkowicie „nieprzegryzalnymi”, są jednocześnie wyjątkowo miękkie i wiotkie. Plecionki wolframowe dysponują też relatywnie wysoką odpornością na zrywanie przy niewielkich „średnicach” przyponu. Ich ceny również nie są wygórowane. Niestety, świetny do lekkich i finezyjnych zestawów wolfram jest też ekstremalnie nietrwały. Często wystarczy pojedynczy zaczep czy splątanie, by nowy przypon skręcił się jak sprężyna i w skrajnych przypadkach nadawał się do natychmiastowej wymiany. Ponadto ich odporność na uszkodzenia eksploatacyjne jest również niewielka. Jeżeli nie kontroluje się takiego przyponu na bieżąco, można na skutek niezauważonych mikrouszkodzeń w głupi sposób utracić drogą przynętę, zaś w skrajnie negatywnym scenariuszu – można stacić przynętę wraz z rekordową rybą. (A to zawsze boli najbardziej…)
Wolframki w najcieńszych średnicach są niezmiennie użyteczne.
Mimo swoich wad, zalety plecionki wolframowej czynią z niej bardzo dobry wybór jako awaryjne zabezpieczenie przed szczupaczymi zębami lekkich zestawów okoniowych. W miejscach gdzie ryzyko takiego przyłowu jest wysokie, przypon wolframowy pozostaje niezmiennie bardzo sensownym rozwiązaniem.
Tytan – gniotsia niełamiotsia?
Zalety monodrutów tytanowych są znane w światku spinningowo-castingowym od lat. To materiał lekki, bardzo sprężysty i ekstremalnie odporny na trwałe odkształcenia. Jest jednocześnie relatywnie sztywny. Z jednej strony ogranicza to nieco jego zastosowanie w lekkich zestawach dedykowanych łowieniu na gumy. Z drugiej strony jednak, czyni go niezastąpionym w zestawach, w których zachodzi wysokie ryzyko powstania splątań tak w trakcie rzutu, jak i w trakcie animacji przynęty. Coś, co było wadą przy animowaniu czterocalowej gumki, okazuje się ogromną zaletą w trakcie prowadzenia odjeżdżających na boki jerków czy woblerów twitching’owych. Druty tytanowe znacząco redukują również możliwości splątań podczas rzutu wabikami w typie cykad, błystek wirowych czy woblerów pozbawionych wbudowanych systemów rzutowych.
Drut tytanowy. Niezastąpiony do jerków i woblerów typu twitch.
Nowym materiałem opartym na tytanie, który stosunkowo niedawno pojawił się na rynku są plecionki tytanowe. Użytkowo pozycjonują się pomiędzy linką stalową, wolframem, a drutem tytanowym. Są jednocześnie miękkie, sprężyste, ale i nie pozbawione odrobiny sztywności. Do tego są bardzo odporne na odkształcenia i oferują dużą wytrzymałość w kontekście ich realnej średnicy. Niemniej nie jest to też materiał pozbawiony wad. Z jednej strony są to przypony bardzo drogie. Z drugiej, o czym miałem okazję przekonać się na własnej skórze, zdarza im się pęknąć w sytuacjach nieoczywistych. Mikrouszkodzenia materiału tytanowego okazują się najwyraźniej być trudniejsze do wykrycia niż w przypadku innych przyponów, co czasem może skończyć się niemiłym zaskoczeniem nad wodą. Kwestią dyskusyjną pozostaje czy tendencja ta, to chwilowa przypadłość, która zostanie wyeliminowana wraz z ulepszaniem surowca, czy też pozostanie ona z nami na dłużej.
Plecionka tytanowa. Świetna choć momentami nieprzewidywalna.
Flurocarbon – tak niewidzialny jak „nieprzegryzalny”?
Gdy materiał zwany fluorocarbonem wchodził na rynek wędkarski reklamowany był jako „nieprzegryzalny” (bo gęstość i twardość bardzo duża…) i niewidzialny (bo stosunek załamania światła w nim, „prawie” taki sam jak w wodzie…). Lata popłynęły jak rzewne opowieści speców od marketingu i okazało się, że fluorocarbon ani nie jest niewidzialny, ani „nieprzegryzalny”, w dodatku jest zdecydowanie nietani, a mimo to i tak zajął silną pozycję w arsenałach spinningistów na całym świecie. Dlaczego tak się stało? Wszyscy powariowali czy o co chodzi?
Fluorocarbon… Popularność w pełni uzasadniona.
Odpowiedź jest dość prozaiczna. Fluorocarbon wszedł w te miejsca, gdzie stosowało się do tej pory bardzo grube żyłki bo okazał się od nich materiałem lepszym. Może i nie jest zupełnie niewidoczny pod wodą (I to mówiąc bardzo delikatnie… Wystarczy obejrzeć jakiekolwiek podwodne nagranie z przyponem o średnicy 1mm w roli głównej…), ale mimo wszystko nie ma materiału, który pod tym względem prezentowałby się lepiej. W specyficznych warunkach gdy ryby są wybredne, a przejrzystość wody wysoka, można założyć, że może on okazać się właśnie tym niuansem, dzielącym nas od stanu całkowitego braku brań do uderzenia drapieżnika w naszą przynętę. Ciężko to potwierdzić ale nie można tego wykluczyć.
Flurocarbon na szczupaka? Oczywiście że, tak, ale tylko o grubości około 1mm.
Podobnie jest z „nieprzegryzalnością”. Choć twardszy od zwykłych nylonowych żyłek, fluorocarbon pozostaje materiałem, który przegryźć można (Nikogo tu jednak nie zachęcam do testów na własnym uzębieniu. Cały czas mówię o nim w kontekście łowienia szczupaków i tak niech pozostanie.). Podobnie jednak jak ma to miejsce w przypadku żyłek, wraz ze wzrostem średnicy fluorocarbonu, spada prawdopodobieństwo obcinki w trakcie brania czy holu szczupaka. O ile w przypadku linki o średnicy np. 0,30mm nikomu nie zarekomendowałbym używania jej w charakterze przyponu szczupakowego, o tyle w przypadku linek o średnicach 0,90mm, 1,00mm czy 1,20mm prawdopodobieństwo przegryzienia tejże linki robi się skrajnie niewielkie. Mówiąc krótko, trzeba chyba mieć grubego pecha, by takie coś nas spotkało, ale niemożliwym nie jest. Pozostaje teraz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to niewielkie ryzyko, jest równoważone przez zalety fluorocarbonu? Moim zdaniem tak właśnie jest.
Cieńsze fluorocarbony. Świetne na ryby drapieżne, które nie mają zębów tak ostrych jak szczupak.
Kwestię wątpliwej niewidzialności już omówiłem. Fluorocarbon ma jednak inne wymierne zalety, ,które czynią z niego świetny w określonych sytuacjach materiał przyponowy. Pierwszą z nich bez wątpienia jest bardzo wysoka odporność na ścieranie i trwałe odkształcenia. W miejscach o dużej liczbie potencjalnych zaczepów fluorocarbon sprawuje się wyśmienicie. Dodatkowo, jego przezroczysta struktura pozwala nam bardzo dokładnie monitorować stan techniczny przyponu, co ustrzega nas przed niespodziewanymi zerwaniami zestawów, które stają się naszym udziałem w przypadku przyponów z innych materiałów. Fluorocarbon jest pod tym względem czytelny i przewidywalny. W jego przypadku nie dochodzi do dziwnych, zaskakujących pękań przyponu jak zdarza się to w przypadku np. „nieprzegryzalnego” tytanu czy stalki, bo tutaj poważne uszkodzenia po prostu widać na pierwszy rzut oka, a duża grubość materiału przy zaciskach daje odpowiednio duży margines bezpieczeństwa. Już samo to moim zdaniem równoważy potencjalną, choć minimalną szansę na przypadkową obcinkę w ogólnym rachunku plusów i minusów.
Inwestycja w kilka podstawowych narzędzi szybko się zwróci. Po złapaniu wprawy, własnoręcznie wykonane przypony okazują się nie tylko najtańsze, ale i najpewniejsze.
Do tego fluorocarbon jest materiałem przyjemnie sprężystym (Co przy holu szczupaków nie jest bez znaczenia.), szybko tonącym i odpornym na skutki starzenia się. Sprężystość fluorocarbonu ,w połączeniu z dużą wytrzymałością tego materiału w typowo szczupakowych średnicach, przekłada się również na bardzo dużą jego odporność na przeciążenia dynamiczne, które występują w trakcie rzucania ciężkimi zestawami. Do tego dochodzi kwestia ceny, która choć nie jest niska, pozostaje jednak na akceptowalnym poziomie. Materiał ten ma wiele plusów i jest zdecydowanie wart tych pieniędzy.
Przypony stalowe własnej roboty.
Największa wada fluorocarbonu wynika jednak ostatecznie z tego, że nie jest metariałem niemożliwym do przegryzienia. By zachować odpowiednią na to odporność, musimy stosować materiał dużej grubości, a więc i masy, i sztywności zarazem, a przy tym niepozbawiony pamięci kształtu. To dyskwalifikuje fluorocarbon jako uniwersalny szczupakowy materiał przyponowy, bo generalnie nie nadaje się on do lżejszych zestawów szczupakowych. Trudny do zastąpienia w ciężkich zestawach, na lekko roboty nie zrobi, gasząc i wypaczając pracę mniejszych przynęt. Ponownie – coś za coś.
Mój żelazny zestaw przyponów, czyli co trzeba mieć, skoro jednym przyponem się nie opędzimy?
Jadąc na typowy wypad spinningowy mam ze sobą zawsze dyżurny zestaw przyponów (większości własnej roboty), który umożliwia mi odnalezienie się w każdej szczupakowej sytuacji. W skład tego zestawu wchodzi:
Jeden portfel, który ogarnia wszystko…
Kilka przyponów do zestawów „na lekko/średnio” długości 40-50cm wykonanych z plecionek stalowych typu surfstrand 7×7 (ostatnio najczęściej z linki RAW49 od SG o wytrzymałości 10kg) głównie pod gumy, błystki wahadłowe, crankbaity i błystki wirowe.
Kilka przyponów z plecionki tytanowej o wytrzymałości 7-9kg pod podobne zastosowania do zestawów najdelikatniejszych i tych o nieco większym potencjale do plątania się. (ostatnio JMC, ale pojawili się już inni dystrybutorzy oferujący takie)
Kilka przyponów do nieco cięższych zestawów długości 40-50cm z linki typu surfstrand/surflon 7×7 o wytrzymałości około 18kg
Kilka przyponów z monodrutu tytanowego długości 30-40cm o wytrzymałościach 3-5kg, 10-12kg i 18-20kg do zestawów pod jerki, twitche i wirówki/cykady. (Mikado Jaws, Daiwa, tytanki UL z rynku chińskiego, choć ostatnio te najcieńsze zaczęły się pojawiać i u nas)
Kilka przyponów z fluorocarbonu grubości 0,90mm (ostatnio stosuję morski Shockleader Type F od Daiwy) o długości 50-70cm pod ciężkie zestawy
Kilka „okoniowych” przyponów wolframowych 2,5-5kg (od lat Stan-Mar…)
Przypony z monodrutu tytanowego. Lewy i środkowy wyrób własny. Z prawej Mikado Jaws do 18kg.
Taki zestaw ogarnia mi każdy potencjalny szczupakowy temat. Jest on też konsekwencją mojej opinii, że w kwestii przyponów szczupakowych jedno najlepsze rozwiązanie, po prostu nie istnieje. Są tylko rozwiązania optymalne dla zastosowanego zestawu, który wiąże się natomiast z typem stosowanych przynęt, stopniem aktywności ryb, ich preferencjami pokarmowymi w danym momencie i charakterystyką łowiska. Inny przypon sprawdzi się przy czterocalowej gumce, a inny przy 150-ciogramowym „kotlecie”. Inny sprawdzi się przy zwijanych swimbait’ach, a inny przy odjeżdżających na boki jerkach. Innego potrzebujemy w zarośniętym, pełnym zaczepów łowisku, a innego łowiąc szczupaki na lekko w opadzie nad położonym na siedmiu metrach płaskim blatem. Mój zestaw może się wydawać opasły, ale w rzeczywistości mieści się w jednym portfelu przyponowym wraz z przyponami sandaczowymi i okoniowymi. Nie jest tak źle.
Kolejne pytania i dylematy…
Jaka długość przyponu jest optymalna?
Nie ma tutaj jednej odpowiedzi. Generalnie uznaję jednak, że przypon im dłuższy, tym lepszy. W trakcie ataku szczupaka na przynętę może dojść do wielu sytuacji, które na pozór wydają się nam nieprawdopodobne. Drapieżnik potrafi zassać nawet spore wabiki zaskakująco głęboko. Przypony potrafią się w dziwne sposoby „składać” i zawijać. Ryba wykonując swoje zwyczajowe odejście po ataku, czy też młynkując w trakcie walki, potrafi owinąć sobie przypon wokół pyska, czy ciała. Potrafi się on zahaczyć o „nożyczki” w szczupaczym pysku czy jedną z płetw. W takich sytuacjach, bezpieczna z pozoru plecionka może trafić prosto w zęby szczupaka, a my możemy się pożegnać z rybą, przyponem i przynętą. Długość jednak ma znaczenie…
Ucinaczki i zaciskarka. Narzędzie niezbędne. Przydadzą się jeszcze zapalniczka i klej w typie superglue.
Niemniej długość przyponów ma swoje granice. Pierwszą rzeczą, która nam je wyznacza jest długość wędziska, którym się będziemy posługiwać. Przy krótkich kijach mierzących poniżej dwóch metrów, dedykowanych np. jerkowaniu czy twitchingowi, zwykle musimy się ograniczyć do okolic 40cm. Przy wędkach długich możemy poszaleć. Przypony mierzące 60-70cm nie są moim zdaniem żadną przesadą. Nie tylko lepiej chronią zestaw, ale też w przypadku spracowania się końcowego odcinka, można bezkarnie taki przypon trochę skrócić, zarobić końcówkę i używać go dalej.
Długość i grubość przyponów limituje nam też ich rosnąca wraz z ich wydłużaniem masa, która może mieć negatywny wpływ na pracę niewielkich wabików. Tutaj też dochodzimy do kolejnej kwestii kluczowej.
Dopasowanie przyponu do wabika i techniki.
Generalną zasadą, która powinna nami kierować w trakcie dobierania przyponu do zestawu jest taka, by wybrany przez nas przypon sprzyjał prawidłowej animacji naszych wabików, i jednocześnie, w jak najmniejszym stopniu negatywnie wpływał na ich pracę. Dodatkowo istotnym jest by przypon niwelował ilość potencjalych splątań tak w trakcie rzutu jak i animacji. Dlatego do niewielkich gum stosujemy cienkie i miękkie plecionki stalowe, tytanowe i wolframowe. Dlatego przy jerkach i woblerach twitchingowych genialnie sprawują się monodruty tytanowe. Dlatego przy cięższych zestawach możemy korzystać z zalet grubego fluorocarbonu. Koniec i kropka.
Każdy z opisanych rodzajów przyponów robi robotę, pod warunkiem stosowania w odpowiednich okolicznościach.
Do rozstrzygnięcia pozostaje nam jeszcze kwestia wpływu konkretnych rodzajów przyponu na ilość brań. Czy mniejsza „widzialność” szczupakowego fluorocarbonu gwarantuje nam większą ilość brań niż przy używaniu przyponów stalowych? Dlaczego czasem łowiąc szczupaki na jednej łodzi, na te same przynęty, na tych samych obciążeniach, tą samą techniką, jeden wędkarz ma zdecydowanie większą ilość brań niż drugi? Czy wpływ na to mogą mieć różne materiały przyponowe, których używają? Wreszcie, dlaczego podczas gdy ja łowię finezyjnym, delikatnym zestawem i wyniki mam danego dnia mizerne, kolega z łodzi leje mnie okrutnie łowiąc taką samą gumą, podczepioną do topornego, sztywnego i powykrzywianego przyponu? Sądzę, że wielu spośród nas wielokrotnie zadawało sobie takie i podobne pytania… Tutaj również nie widzę jednoznacznych odpowiedzi. Założyć raczej należy, że dla szczupaków przypony są widoczne, tak jak i są widoczne dla nas. Pytanie jest takie, czy ryby te zdają sobie sprawę z tego z czym właściwie mają do czynienia i z czym może się to dla nich dalej wiązać? I tu odpowiedź brzmi, że raczej nie, bo gdyby tak było to nie łowilibyśmy ich prawie wogóle. Jeżeli zaś tak nie jest, to co powoduje takie dysproporcje w braniach na zestawy uzbrojone w różne przypony? Czy to tylko sprawa przypadku? Wielokrotnie przerabiałem sytuacje gdy więcej brań było na zestaw z fluorocarbonem, i równie wiele razy „łowniejsza” okazywała się stalka czy tytan. Rozmyślałem nad tym fenomenem wiele razy i uknułem sobie tutaj pewną teorię.
Fluorocarbon czy stalka? Oto jest pytanie. 😉
Wedle niej, w momencie gdy o decyzji drapieżnika o ataku na przynętę przesądzają niuanse (Czyli nie mówimy o sytuacji gdy szczupaki są w szale żerowania i biją wściekle we wszystko co się poruszy w zasięgu ich wzroku), motywem decydującym nie jest to czy przypon jest lepiej, czy gorzej widoczny dla szczupaka (choć w określonych wypadkach trudno całkowicie wykluczyć taki wpływ), lecz raczej to, jak wpływa on na akcję naszej przynęty.
Guma prowadzona na nierozciągliwej, i prostej stalce zachowuje się nieco inaczej niż zwijana na 70-cio centymetrowym, lekko pofalowanym fluorocarbonie. Podbijana na nim reaguje na ruch wędki nieco łagodniej i ospalej. Wpływa on na prędkość opadu na pauzach w prowadzeniu. Grubszy, cięższy, pofalowany przypon wprowadza w akcję przynęty pewne zakłócenia i zaburzenia rytmu, które w określonych, specyficznych warunkach mogą prowokować szczupaki do ataku. Analogicznie, przynęta prowadzona na nierozciągliwej, prostej stalce czy tytanie, będzie na nasze zabiegi animacyjne reagować inaczej. Wszelkie ruchy szczytówki przekazywane będą na nią ostrzej i precyzyjniej, co w innych okolicznościach może być dla naszego drapieżnika bardziej kuszące i trigerować go do uderzenia. Teoria ta nie podważa generalnych zasad doboru przyponu szczupakowego, bo należy rozpatrywać ją jako prawdopodobną w pewnych, specyficznych warunkach. Od generalnych reguł bowiem, zdarzają się wyjątki, które mogą je tylko potwierdzać. To proste. Dostarcz drapieżnikowi takiej przynęty, której zachowanie go w danym momencie sprowokuje. I sęk w tym, że nie zawsze jest to zachowanie, które przewidział dla tej przynęty jej projektant. Odstępstwa od normy bywają czasami bardzo kuszące.
Potrafi zassać i ma czym uciąć…
Takie podejście do sprawy mogłoby również jakoś wytłumaczyć przypadek naszego wrednego kolegi, który swoim topornym zestawem, ze stalką wziętą z blokady rowerowej, skopał nam tyłek, mimo stosowania przez nas finezyjnej i delikatnej plecionki tytanowej czy wolframowej. Czy jest tak w istocie? Nie wiem. To tylko teoria. Można ją odrzucić, można z nią polemizować, można wreszcie próbować ją weryfikować. Mówiąc krótko, skoro nasz sprawdzony, dopasowany, zgodny ze sztuką zestaw w danym momencie działa zdecydowanie gorzej niż zestaw kolegi, to może nie warto się obrażać na świat, tylko spróbować zastosować jego rozwiązania? Może jeżeli coś jest na pozór głupie, ale działa, to wcale nie jest głupie? Dla mnie ta kwestia jest otwarta…
Przed nami majówka. Sezon szczupakowy się zaczyna. Będzie czas na testy i przemyślenia. A ja tymczasem, życzę wszystkim Wam moi drodzy, którzy dobrnęliście do końca tego tekstu, atomowych brań i pięknych, walecznych ryb w tym sezonie. Niech się dzieje pozytywnie.