Tanispinning.pl na YouTube

Trochę to trwało, wiele rzeczy zupełnie dla mnie nowych musiałem się nauczyć (i uczę się dalej… 😉 ), ale wreszcie ruszam też i z kanałem video na YouTube. Będę tam sukcesywnie wrzucał materiały związane z testowanym na stronie Tanispinning.pl sprzętem spinningowym i castingowym. Mam też sporo innych pomysłów na materiały video, które będę starał się stopniowo wprowadzać w życie, na tyle, na ile oczywiście pozwoli mi dostępny na te zajęcie czas.

Tymczasem na kanale dostępny już pierwszy materiał poświęcony Kyorim’owi Carza III CRS-632L. Zapraszam do oglądania. Będę wdzięczny za polubienia i subskrypcje. Nowy sprzęt do nagrań już w drodze, doświadczenie rośnie, będę systematycznie pracował nad tym by poprawiać jakość mojego video, tak pod kątem technicznym jak i merytorycznym. Bądźcie czujni. Będzie się działo. 🙂

Pierwszy materiał na kanale YouTube: Filip „Cykada” Onichimowski (Tanispinning.pl)
poświęcony Kyorim Carza III CRS-632L

Kenart Dancer – Budżetowy taniec z pajkami…

Jerki wciąż cieszą się u nas sporą popularnością. Oczywiście daleko im pod tym względem do najchętniej stosowanych u nas przy połowie szczupaków przynęt gumowych, niemniej każdy szanujący się producent woblerów nastawionych na połów zębatych, ma jakieś bezsterowce w swojej ofercie. Ceny jerków renomowanych producentów szybują wysoko, stąd ból towarzyszący urwaniu bądź odstrzeleniu takowego jest proporcjonalny do tejże ceny. Z drugiej strony mamy produkty takie jak Kenart Dancer. Niedrogie. Czy warte jednak uwagi? Zapraszam do lektury testu tych przynęt.

Kenart Dancer 7 i 10cm. Kilka zawsze warto mieć. Zwłaszcza „dziesiątek”…

Kenart od lat okupuje swoimi woblerami budżetowy segment naszego rynku. Jak każde, mają one swoich zwolenników i przeciwników. Osobiście miałem trochę do czynienia z ich „kleniowo-jaziową” produkcją i raczej jej unikam. Za bardzo kojarzy mi się ona z regularnie wypadającymi sterami i ogólnie niezadowalającą trwałością. Inaczej ma się sprawa z jerkami ich produkcji, a konkretnie modelem Dancer. Tych, zawsze kilka sztuk w pudełku mam… Mam też ku temu powody, ale po kolei…

Pomiędzy dwoma Dancer’ami widoczny Salmo Slider. Podobieństwo kształtów raczej uderzające…

Ten klasyczny, pozbawiony jakichkolwiek grzechotek czy innych udziwnień jerk, który już na pierwszy rzut oka swoim kształtem przypomina nam Salmo Slider’a, produkowany jest w dwóch popularnych u nas rozmiarach – 7 i 10cm. Występuje jedynie w wersji tonącej, w kilku zaledwie schematach malowania. Niby szału w kwestii wyboru ni ma, ale jak się dobrze przyjrzeć, to… To wszystko to, co tak naprawdę do podstawowego, szczupakowego jerkowania jest nam potrzebne, w tej skromnej ofercie jednak dostajemy. Według danych producenta Dancer w mniejszym rozmiarze powinien ważyć 22g. Większy zaś opisywany jest na 35g. O ile waga „malucha” przeważnie pokrywa się z deklaracjami producenta, o tyle „dziesiątka” zwykle waży ciut powyżej 40g, co należy brać pod uwagę, żeby nie przeliczyć się z możliwościami wyrzutowymi wędki.

Waga „siódemek” jest generalnie bliska deklaracjom producenta. Rozstrzał wagowy nie jest przesadnie duży.

Przy wstępnych oględzinach Kenart Dancer wygląda… Tanio. Tak uzbrojenie, jak i wykończenie, zdecydowanie nie dają nam poczucia obcowania ze sprzętem wysokopółkowym. Największe obawy budzi jakość powłoki lakierniczej. Sprawia ona wrażenie bardzo cienkiej i delikatnej.

„Dziesiątki” zwykle ważą pięć, sześć gramów więcej niż sugeruje producent

Jak ten jerk sprawuje się w praktyce? Uwierzcie mi, że wyśmienicie. Już przy delikatnych podciągnięciach świetnie odjeżdża na boki, a w opadzie pięknie lusterkuje. Nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej cenię sobie wersję dziesięciocentymetrową. Łatwiej ją moim zdaniem prowadzić i w razie potrzeby sprowadzić ciut głębiej niż małą „siódemkę”. Mam też na nią lepsze efekty. Generalnie, omawiając temat akcji i prowadzenia Kenarta Dancer’a, trzeba zwrócić uwagę, na to, że przynęta ta najlepiej sprawuje się na bardzo płytkiej wodzie. Nawet cięższa „dziesiątka” ma bowiem przy podszarpywaniu tendencje do szybkiego wychodzenia ku powierzchni wody i tę właściwość można skutecznie wykorzystać.

Do wyboru kilka kolorów. Są i „naturale”…

Ten jerk aż się prosi, by poprowadzić go krótkimi, szybkimi pociągnięciami, które wprowadzają go w hipnotyzujący dla drapieżnika taniec. Co jakiś czas podprowadzam go też wtedy kilkoma szybszymi ruchami pod samą powierzchnię wody, i z tej pozycji pozwalam na kilkusekundowy, kolebiący opad. Prowadzony w ten sposób Dancer robi bardzo dobrą robotę. To łowny, skuteczny wabik o świetnej akcji. Do tego można go prowadzić relatywnie niezbyt mocnym zestawem. Niepotrzebna nam tutaj specjalizowana, mocna jerkówka.  W zasadzie, każdy kij obsługujący cięższe woblery twitchingowe, świetnie nam się nada do obsługi tej przynęty.

… i coś bardziej ekstrawaganckiego…

Żeby nie było różowo, Dancer ma też wady. O ile zastosowane w nim kotwice, zwykle można uznać za wystarczające, o tyle powłoka lakiernicza, która od początku wygląda nam bardzo słabowato, okazuje się niestety taką w swej istocie być. Na jej powierzchni szybko pojawiają się rysy i uszkodzenia, do których niekoniecznie potrzebne są szczupacze zębiska. Dancerowi do szybkiego łapania kolejnych „blizn” wystarczają pudełkowe, niewielkie obcierki.

Hot Perch a’la Kenart…

Ile Kenart Dancer kosztuje? Kiedyś przynęty te były uderzająco tanie. „Dziesiątki” można było czas temu kupić nawet za okolice 20 złotych. Aktualnie niestety już tak tanio nie jest. W tej chwili, za takiego jerka trzeba zapłacić około 28 złotych, co pozycjonuje go cenowo, na równi z jerkami np. Dorado. Patrząc jednak ogólnie na ceny jerkowej konkurencji, Dancer nadal pozostaje w mojej opinii niedrogą i atrakcyjną ofertą. Świetna akcja i łowność tego bezsterowca pozwalają przymykać oko na jego wady. Jeśli lubi się łowienie na jerki, to Dancera po prostu warto mieć.

Kiedyś zabójczo tani. Teraz po prostu niedrogi. Mimo kiepskiej jakości powłok malarskich, wart zakupu ze względu na akcję i łowność.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Testy ugięć na stronie i inne nowiny…

Ktokolwiek czytał nowy test Kyorim’a Carza III CRS-722ML, ten zauważył zapewne zdjęcia z testów ugięcia tej wędki. Informuję Was, że od tego testu poczynając, każda kolejna testowana wędka będzie im obligatoryjnie poddawana, a ich fotograficzna dokumentacja będzie zamieszczana przeze mnie w teście dla Waszego wglądu. Być może, pomoże to niektórym z Was podjąć słuszną decyzję o zakupie, bądź wręcz przeciwnie – o odpuszczeniu sobie, kupna jakiegoś kija.

Obciążenia jakim poddawane są wędki w trakcie tych testów, są precyzyjnie dozowane dzięki stosowanym przeze mnie odważnikom. Wartości obciążeń będę podawał w gramach i uncjach dla Waszej większej wygody. Ponadto stopniowo będę uzupełniał dostępne już na stronie testy, o foty ugięć. W sposób oczywisty zrobię to tylko w przypadku kijów, które jeszcze posiadam, bądź do których mam dostęp. Bardzo chciałbym mieć wszystkie fajne wędki świata, ale realia są takie, że muszę kije sprzedawać, by zdobyć fundusze na testy kolejnych, więc liczę na zrozumienie, że z pewnymi opisywanymi tutaj wędkami może być już problem. 😉

Mikado Black Crystal Ultra Light Spin 2,23m 2-8g

Dzisiaj uzupełniłem o zdjęcia ugięć testy następujących kijów:

Wszystkich, którzy zauważyli moją nieco mniejszą aktywność we wrzucaniu nowych tekstów w ostatnim czasie, uspokajam, że absolutnie nie mam zamiaru sobie odpuszczać. 😉 Po prostu, oprócz wynikających z prozy życia licznych obowiązków, mam sporo dodatkowej pracy, której efekty zobaczycie już wkrótce… Trzymajcie rękę na pulsie. O wszystkim nie omieszkam Was informować. 🙂

Będzie się działo…

Kyorim Carza III CRS-722ML 2,18m 5-18g – Szybki, precyzyjny twardziel

Jak do tej pory, wszystkie wędki Kyorim z  serii Carza III, które trafiały w moje ręce, okazywały się kijami szybkimi. Do tego, te naprawdę szybkie blanki, zapewniały zdecydowanie ponadprzeciętną progresywność. Model CRS-722ML na tym tle zdaje się nieco wyróżniać. Subiektywnie kij wydaje się nieco szybszy niż jego kumple z serii. Na co to się przekłada? Do czego ten kij się nada najlepiej? Zapraszam do lektury testu tego bardzo ciekawego sprzętu.

Na pierwszym planie Kyorim Carza III CRS-722ML

Wędka swoim designem i wykonaniem nie odstaje od innych produktów z serii. Kolorystyka, zastosowane materiały i komponenty są w sposób naturalny wspólne dla wszystkich wędek z linii Carza III. W porównaniu do testowanych przeze mnie wcześniej modeli CRS-632L, CRS-662M i CRC-662M, 722’ka jest kijem dłuższym. Mierzy 2,18m długości. Przy większej długości wędziska, producent konsekwentnie jednak zastosował relatywnie krótki, dzielony dolnik, uzbrojony we wspólny dla wszystkich spinningowych kijów z serii Carza III uchwyt kołowrotka Fuji VSS i wykończony dobrej klasy korkiem. Ergonomia chwytu jest doskonała, a wyważenie kija nie wzbudza zastrzeżeń. Po przykręceniu do niego kołowrotka w rozmiarze 2500-3000 o masie 240-260g całość leży w ręce po prostu świetnie.

Fuji VSS, krótki dzielony dolnik, całość bardzo lekka i dobrze wyważona

Blank o umiarkowanej zbieżności uzbrojono w 9 ringów Fuji Alconite w smukłych ramkach typu K. Całość wykonana jest na bardzo dobrym poziomie, do którego Kyorim konsekwentnie nas przyzwyczaja.

Fuji Alconite – sztuk dziewięć…

Kij na sucho wydaje się bardzo szybki. Tradycyjnie też dla tej serii, zdaje się mocniejszy niż sugeruje opis na blanku  i zarazem bardzo lekki. Może nie jest to zapowiadane przez producenta 106g, ale realnie zważone niecałe 113g to też świetny wynik, zwłaszcza w kontekście realnej mocy tej wędki.

Niecałe 113g. To ciut więcej niż obiecuje producent, ale ciągle bardzo niewiele jak na kij o tej mocy i długości.

A moc ta jest całkiem konkretna. Już patrząc na średnicę dolnika i całego blanku, od razu można zacząć podejrzewać że katalogowy opis CW na poziomie 5-18g to wyraz przesadnej skromności. W trakcie użytkowania tej wędki podejrzenia te bardzo szybko zamieniają się w pewność. Gdyby chcieć zasugerować rzeczywiste możliwości tego kija, to na blanku powinno się moim zdaniem znaleźć jakieś 10-35g. W tym zakresie ten bardzo szybki kij pracuje optymalnie. Nieco większa szybkość blanku w porównaniu do innych znanych mi kijów z tej serii, predestynuje tę wędkę w większym stopniu do łowienia sandaczy na przynęty miękkie. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, by lubiący szybkie wędki, ogarnięci spinningiści, z powodzeniem łowili tym kijem na gumy również szczupaki, bo kij ten nie jest w żadnym wypadku jakąś sztywną pałą i z takim łowieniem również sobie świetnie poradzi. Blank tego Kyorim’a ciągle zapewnia dobrą progresywność, charakterystyczną dla całej serii Carza III.

Szybki i progresywny blank – znak rozpoznawczy serii Carza III

Dzięki swojej szybkości, kij ten sprawdzi się też bardzo dobrze w szczupakowym średnim i cięższym twitchingu, o ile tylko wędkarzowi nie będzie przeszkadzać długość tej wędki, zbliżająca się do 220cm. Precyzyjnym, finezyjnym zabawom z przynętami gumowymi jak i z woblerami twitchingowymi, sprzyja tak niska waga tego wędziska, jak i relatywnie krótki, bardzo poręczny dolnik, który ewidentnie nie został dobrany do tego kija w sposób przypadkowy. Spece z Kyorim’a dobrze wiedzą co robią, tworząc bardzo przemyślane projekty. Ten kij zaś jest tego kolejnym potwierdzeniem.

Kyorim CRS-722ML – Krzywe ugięć

Szybki, mocny blank, który dzięki sporej progresywności ugięcia ma spory potencjał uniwersalności.

Ogólny, pozytywny obraz tego kija dopełnia odpowiednia czułość blanku i mocny dolnik. Ta wędka nie przestraszy się szczupaka czy sandacza w żadnym rozmiarze. Najpierw błyskawicznie przekaże informację o braniu wędkarzowi. Przy zacięciu pewnie da zębatemu draniowi po pysku, a potem zapewni pełną kontrolę w trakcie holu. Ten szybki, twardy typ tak po prostu ma i mi się to w tej wędce bardzo podoba.

Dobry kij na sandacze. Szczupaki obsługuje również świetnie.

Na koniec zostaje nieśmiertelne pytanie o koszt nabycia tego sprzętu. Ten model to akurat jeden z najdroższych kijów w serii. Aktualnie sam kij kosztuje w okolicach 580 złotych z darmową wysyłką z magazynu Kyorim we Włoszech. Cena ta moim zdaniem nie jest wygórowana. Za te pieniądze dostajemy naprawdę klasowy, bardzo lekki i dobrze uzbrojony w Fuji kij, o wysokich walorach użytkowych. W razie jakichkolwiek problemów polecam odezwać się do sprzedawcy i poprosić o pomoc w ich rozwiązaniu. W fabrycznym sklepie Kyorim’a można sporo dogadać i załatwić. Obsługa klienta stoi tutaj na wysokim poziomie. Niezmiennie zachęcam też do polowania na promocje i okazje na Aliexpress, dzięki którym można czasami sporo zaoszczędzić. Wracając zaś jeszcze ostatni raz do tego Kyorim’a… Cóż… Carza III CRS-722ML to naprawdę kawał świetnej wędki. Naprawdę zacny kij, z bardzo zacnej serii. Takie moje skromne zdanie.

Zacny kij z zacnej serii…

Kyorim Carza III CRS-722ML na oficjalnym sklepie producenta:

https://s.click.aliexpress.com/e/_9yLO69

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Cykada o cykadach, czyli anatomia żelastwa…

Na cykady łowię od lat. Nie jestem w stanie powiedzieć ile mam cykad, ale jest ich tyle, że skutecznie zniechęca mnie to do podjęcia się trudu ich policzenia. Przerabiałem różne modele, różnych producentów, poczynając od polskiego rękodzieła, przez szeroko znane marki, a na wynalazkach z Aliexpress kończąc. W tym teście opiszę Wam trzy moje ulubione modele, które ewidentnie zdominowały moje cykadowe „pudełeczko”. Postaram się też zarysować Wam techniki łowienia, które sprawdzają mi się na moich łowiskach. Zapraszam do lektury.

Cykady… Niepozorne żelastwo, które potrafi bardzo zaskoczyć sceptyków…

Żeby nie przedłużać i nie silić się na budowanie sztucznego napięcia, oświadczam od razu, że wszystkie trzy moje ulubione modele cykad, to produkty, znanej pewnie większości wędkarzy, polskiej firmy Spinmad. W mojej opinii jakość tych przynęt, ich skuteczność i wreszcie stosunek tych cech do ich ceny jest najlepszą znaną mi propozycją na rynku. Nim skupię się na poszczególnych modelach, wskażę największe plusy wspólne dla wszystkich cykad od Spinmad’a, które sprawiają, że tak je sobie cenię.

Wycinek mojej kolekcji, który oceniam jako najskuteczniejszy

Po pierwsze, jakość użytych materiałów i wykonania… Cykady tego producenta, produkowane są z mocnej i co ważne sprężystej, a przez to odpornej na odkształcenia blachy, co w przypadku przynęt innych producentów wcale nie jest takie oczywiste. Powłoki malarskie są dobrej jakości i trwałe, same malowania zaś są atrakcyjne i skuteczne. Generalnie cykady te to sprzęt trudny do zajeżdżenia.

Mocna i sprężysta blacha robi u Spinmadów robotę. Te cykady nie wyginają się. Jakość powłok malarskich jest bardzo dobra. Żyją długo.

Po drugie, zbrojenie… Zastosowane przez producenta kotwiczki są same w sobie akceptowalnej jakości. Kiedyś były gorsze. Aktualnie montowane są całkiem niezłe. Z całą pewnością natomiast są one doskonale dobrane rozmiarowo i w przeciwieństwie do najpopularniejszych konkurentów, nawet niewielkie modele Spinmad’ów zbrojone są w zestaw dwóch kotwic. W mojej opinii  daje im to większą „chwytność”. Puste pobicia zdarzają się rzadko. Co do zbrojenia cykad, mam też swoją opinię, na temat „fachowców”, którzy radzą zakładać przednią, podwójną kotwiczkę odwrotnie niż robi to producent, czyli grotami do dołu (co ma rzekomo zwiększyć ich chwytność). Otóż w mojej opinii producent zdecydowanie lepiej wie co robi niż rzeczeni „fachowcy”. Prowadzona cykada nie przemieszcza się w wodzie w pozycji poziomej, ale pochylona do przodu często pod kątem nawet okolic 60 stopni. Dodajmy do tego fakt, że wodne drapieżniki przeważnie atakują swoje ofiary od dołu i powinno zacząć nam świtać. Dla tych, którym nie zaświtało, podam statystykę. Średnio osiem, na dziesięć złowionych przeze mnie na cykady okoni, zapięta jest nie za tylną ale właśnie za przednią, podwójną kotwiczkę, która wbita jest w górną szczękę ryby. Odwracanie jej nie ma za wiele sensu…

Kiedyś Spinmad stosował gorsze kotwice. Czas temu się poprawiły. Trzeba na bieżąco pilnować ich ostrości, zwłaszcza gdy łowimy na bardziej spolegliwe kije. W żadnym wypadku nie zalecam odwracania przedniej, podwójnej kotwiczki, co sugerują niektórzy. Producent dobrze wie co robi, montując je w taki sposób.

Po trzecie akcja/strojenie… Kształt, wyważenie i umiejscowienie otworów służących do podczepienia cykad Spinmad’a daje relatywnie duże możliwości regulacyjne. W zależności od wyboru punktu zaczepienia, akcja cykad, czyli przede wszystkim amplituda ich drgań, zmienia się bardzo istotnie. Ta sama przynęta może pracować albo bardzo drobno, albo bardzo szeroko i agresywnie. Nie każdy produkt konkurencji zapewnia możliwości tak dużej zmiany parametrów pracy przynęty.

Po czwarte cena… Spinmad wycenia swoje produkty bardzo rozsądnie. Tańsze produkty nie dorównują ich jakości i skuteczności. Droższe przeważnie również nie… Takie moje zdanie.

Trzy punkty podczepienia w uniwersalnej „Dziewiątce”. Im bliżej „ogona” cykady, tym pracuje ona szerzej i można ją wolniej równo prowadzić, lub zawiesić w wolniejszym nurcie wody. Im bliżej „pyska” tym drobniej pracuje i wymaga szybszego zwijania linki.

Trzy podstawowe modele cykad, których używam najczęściej to 5-ciogramowy model Amazonka,  9-ciogramowy model Hart i 2,5 gramowa Uklejka. Każdy z tych modeli posiadam w wielu kolorach co częstokroć procentuje. Mimo tego, że mam swoje typy pierwszego wyboru, to co jakiś czas okazuje się, że na łowisku najlepiej danego dnia gra kolor, który przez większość roku leży w pudle. Każdego z tych modeli używam w określonych okolicznościach, w których moim zdaniem sprawują się one najlepiej. Omówię je poniżej.

Mój „żelazny” zestaw. Mam ich sporo więcej w różnych modelach i kolorach. Te tutaj to podstawa.

Spinmad Amazonka to pięciogramowa cykada (waga ważonych egzemplarzy oscyluje od 5,1 do 5,8g), będąca moim pierwszym i podstawowym wyborem przy łowieniu na cykady okoni. Jej wielkość i waga jest optymalna do łowienia tych ryb raczej na niewielkich i średnich głębokościach i umożliwia obsłużenie tej przynęty zdecydowaną większością okoniowych kijów. W zależności od aktywności ryb i okoliczności używam tej cykady na kilka głównych sposobów, niemniej zwykle zaczynam od zaczepienia cykady na ostatnim otworze montażowym zapewniającym najszerszą pracę. Dopiero przy dłuższym braku efektów sprawdzam skuteczność innych opcji.

Waga poszczególnych egzemplarzy ma spore wahania, niemniej, w mojej opinii, nie wpływa to znacząco na ich skuteczność.

– W przypadku ryb aktywnie żerujących w powierzchniowych warstwach wody na ławicach drobnicy, często sprawdza się bardzo szybkie, agresywne prowadzenie przynęty przy powierzchni, na obrzeżach ławicy, albo nieco dalej od niej. Zaraz po wpadnięciu jej do wody zaczynam bardzo szybkie kilkusekundowe zwijanie, po czym następuje pół-jednosekundowa pauza i ponownie szybki odjazd. Mocne i pewne uderzenia zwykle następują w krótkim momencie zatrzymania przynęty w toni wodnej. Taka samotna, rozpaczliwie próbująca wrócić do ławicy, przerażona rybka, stanowi dla czających się dookoła garbów, trudną do odparcia pokusę.

– Gdy to nie działa, szukam ryb w toni, prowadząc je skokami raz głębiej, raz płycej, zaczynając od górnych warstw wody i stopniowo obławiając je głębiej. Próbuję różnego tempa prowadzenia i dłuższych czy krótszych momentów opadu.

Amazonka – totalny, okoniowy, pięciogramowy „must have”…

– O ile dno nie jest pokryte roślinnością, można próbować je opukiwać cykadą, próbując typowego podbicia i opadu. Brania w takich okolicznościach następują wkrótce po poderwaniu przynęty z dna, albo w momencie opadu.

– Czasami najskuteczniejsze okazuje się jednostajne zwijanie przynęty prowadzonej w pół wody lub w pobliżu dna, na skraju roślinności czy nad kantami górek podwodnych lub na rantach spadów przy brzegu. Łowienie cykadami to ciągłe eksperymentowanie, dużo bardziej skomplikowane niż się wielu wydaje.

Lotne, trwałe, dające szerokie możliwości prowadzenia. W wielu sytuacjach diabelnie skuteczne.

Spinmad Uklejka to 2,5 gramowa (realna waga oscyluje od 2,5 do 3,0g), maleńka cykada, która ma u mnie kilka zastosowań.

Te 2,5 grama w opisie to chyba tylko tak orientacyjnie… Nic nie szkodzi. Dalej lecą i ciut głębiej pracują w nurcie. Świetna przynęta na klenie i jazie.

Po pierwsze, może służyć, jako awaryjne rozwiązanie na okonie, gdy te z jakichś powodów szukają mniejszych ofiar niż Amazonka. Czasami zdarza się, że to maleństwo pasuje im bardziej.

Dobra opcja na klenie…

Po drugie, cykada ta to bardzo skuteczna przynęta na rzeczne klenie i jazie. Dobrze pracuje ściągana w różny sposób względem prądu wody, i co najważniejsze, przy stosunkowo niedużym uciągu  dobrze pracuje też na przytrzymaniu. To pozwala skutecznie obławiać nią różnego rodzaju dołki i rynny, w których możemy ją zatrzymać na dłuższy czas, dając leniwej rybie więcej czasu na podjęcie decyzji o ataku.

I jazie…

Po trzecie, Uklejka to cykada, w którą regularnie biją wzdręgi, płocie i inne mniej spinningowe gatunki. Miłośnikom ultralekkiego nękania białorybu polecam wypróbowanie tej przynęty na swoich łowiskach.

Doskonałe, łowne kolory. Kotwiczki ostre ale i delikatne. Hol grubej kluchy trzeba prowadzić z wyczuciem.

Spinmad Hart to 9-ciogramowa cykada (realnie zważone mieszczą się w przedziale od 9,0 do 9,7g), którą z pełnym rozmysłem mimo niewielkich rozmiarów stosuję jako przynętę na szczupaki. Ustawiona na najszerszej pracy służy mi do obławiania trzy-czterometrowych blatów i łąk podwodnych, na których spodziewam się tych drapieżników. Prowadzona niezbyt szybko, jednostajnie, bądź łagodnymi skokami, regularnie prowokuje do ataków szczupaki w każdym rozmiarze. Dodatkową premią w takich miejscach są oczywiście spore okoniowe przyłowy, dla których dziewiątka stanowi również atrakcyjny cel.  

Jako, że Harty pracują u mnie regularnie jako przynęty szczupakowe, dbam o to by były uzbrojone w odpowiednio mocne kotwiczki.

Mimo, że cykady nie są łatwymi przynętami do łowienia nimi w roślinności wodnej (poprzez swoją dużą „czepliwość” i szybki opad) czasami łowienie nimi w takich miejscach potrafi odczarować martwą z pozoru wodę. Zdarzało mi się, że szczupaki ignorujące całkowicie inne przynęty, w podrzucane cykady waliły pewnie i zdecydowanie. Niemniej jest to łowienie wymagające. Przynęty trzeba prowadzić szybko i tak manewrować wysoko podniesioną szczytówką, by kluczyć pośród widocznej roślinności minimalizując ilość nieuchronnych zaczepów. Cóż, wielokrotnie zdarzało mi się, że takie kombinowanie, okraszone niestety regularnym ściąganiem zielska z haków wraz z towarzyszącym temu charakterystycznym „spinningowym słownictwem”,  po prostu się z wędkarskiego punktu widzenia opłacało. Łowienie to, jakby nie było frustrujące i upierdliwe, przekładało się na wyniki, a o to przecież summa summarum w tym wszystkim chodzi.

Czasami, gdy szczupaki w zielsku nie chcą tknąć ni gumy, ni jerka, w cykady walą jak wściekłe. To żmudne łowienie, ale czasami daje efekty.

Hart wreszcie,  to przynęta, która pozwala nam też łowić okonie na większych głębokościach i na wodach płynących o większym uciągu niż umożliwia nam to lżejsza Amazonka. Sama technika połowu pozostaje wtedy jednak podobna jak przy zastosowaniu jej mniejszej i lżejszej odpowiedniczki.

Okonie i Firetiger’y są bardzo skuteczne latem…

Jakie wędziska sprawdzają się przy łowieniu cykadami? Nie są to przynęty szczególnie wymagające pod tym względem. Osobiście unikam jednak do takich zastosowań kijów o bardzo szybkiej akcji, ze szczególnym uwzględnieniem wklejanek. Przynęty prowadzone skokami na takich wędkach nie pracują moim zdaniem optymalnie, a ryby mają tendencje do odbijania się od przynęt. Optymalne są dopasowane pod względem obsługiwanego CW  tubulary o akcji fast lub medium-fast o progresywnych, mięsistych blankach. Przy płytkim łowieniu w toni wodnej na najlżejsze modele cykad, świetnie robią robotę też paraboliczne kije w typie rozmaitego rodzaju trout’ów, niemniej pod jednym warunkiem – kotwice założone w naszych przynętach muszą być bezwzględnie ostre. W wypadku gdy przy takim łowieniu powtarzać będą nam się częste spady, należy na wstępie sprawdzić ostrość haków bo w większości przypadków to właśnie jej brak, będzie odpowiedzialny za taką sytuację.

Te przynęty nie wymagają bardzo specjalizowanych zestawów. Większość fastów lub medium-fastów będzie odpowiednia. Do tego odporny na splątania przypon – najlepiej fluorocarbon albo tytan.

Niezależnie od tego, na które modele cykad się zdecydujecie, posiadają one pewne wspólne wady i zalety.

Do mrocznej strony łowienia cykadami bez wątpienia należą ich skłonności do plątania się przy rzucie. Mało, które przynęty są tak wrażliwe na słabą, niechlujną technikę rzutową jak one. Rzuty wykonywane szybko, niedbale, bez wymaganej płynności, regularnie prowadzą do zaplątania się przynęty i wzrostu poziomu frustracji wędkarza. Dlatego nadmierny pośpiech przy obławianiu wody cykadą jest mocno niewskazany. Z tym też wiąże się potrzeba stosowania odpornych na splątania materiałów przyponowych. Fluorocarbon i tytan są jak najbardziej wskazane. Popularny i tani wolfram będzie natomiast, bez dwóch zdań, wyborem po prostu fatalnym.

Duża „chwytliwość” cykad przekłada się niestety na to, że ilość holowanego na grotach kotwic zielska jest spora. W wielu miejscach nie da się po prostu skutecznie i z przyjemnością na nie łowić. Czasami by zbytnio nie podnosić sobie ciśnienia lepiej odpuścić i zmienić przynętę na coś mniej „kolczastego”.

Zalet dużo. Wady też są ale można z nimi żyć.

Przy tych nielicznych wadach, cykady mają kilka kapitalnych zalet, dla których warto się w nie wyposażyć. Obok zalet użytkowych takich jak łowność czy trwałość  i szerokiego spektrum spinningowych możliwości, które nam one dają, a które opisałem wcześniej, to dodatkowo przynęty bardzo lotne, które pozwalają nam szybko spenetrować duże połacie wody o różnej głębokości, i które wabią wiele gatunków drapieżników. Wielokrotnie okazywały się one dla mnie przynętami dnia, ratując sytuację punktową na zawodach i wędkarski honor. Osobiście, nie wyobrażam sobie mojego arsenału spinningowego bez cykad, a wchodząc do sklepu wędkarskiego muszę omijać stojaki na których wiszą, bo jeżeli do takiego już podejdę, to zawsze jakoś tak się dzieje, że wypatrzę na nim coś, co okazuje się być mi koniecznie i bezdyskusyjnie potrzebne do kolekcji… Tak… Wiem… To choroba… Do tego, wydaje mi się, że chyba nieuleczalna… Muszę z tym żyć… 😉

Ile by ich nie miał, zawsze by się jeszcze jakaś przydała. Tylko gdzie i jak te kolczaste cuda trzymać? 😉

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

W&K Key Shad – Kolejne, bardzo udane podejście do tematu Easy Shiner’a…

Tytuł mówi wszystko. Będzie o kolejnej gumie nawiązującej swoim kształtem do kultowego Easy Shiner’a. Kolejny raz przedstawię Wam też gumę producenta, który do tego tematu podchodzi poważnie i dlatego jego produkt prezentuje się generalnie bardzo dobrze. Poznajcie W&K Key Shad’a…

W&K Key Shad

Key Shad’y oferowane są przez firmę W&K w pięciu rozmiarach: 4,5 cala (11,5cm), 3,5 cala (9cm), 3 cale (7,5cm), 2,5 cala (6cm) i 2 cale (5cm). W zależności od rozmiaru występują w liczbie wariantów kolorystycznych oscylującej od okolic dziesięciu do kilkunastu możliwych opcji. Mimo, że paleta oferowanych wersji barwnych nie jest specjalnie szeroka, proponowane przez W&K kolory należy ocenić jako atrakcyjne w naszych warunkach wędkarskich. Każdy raczej powinien znaleźć tam coś co „zagra” na jego wodzie. Moją opinię na temat tych gum zbudowałem użytkując je w moim „ulubionym” okoniowym rozmiarze czyli 2,5 cala.

Moje ulubione kolory Key Shad’ów w rozmiarze 2,5 cala

Przy pierwszym kontakcie pierwsze na co zwracamy uwagę to kształt nawiązujący do keitechowskiego Easy Shiner’a z jedną, widoczną od razu, modyfikacją. Gumy W&K mają na grzbietowej stronie charakterystyczne, delikatne „żebrowanie”, które na pierwszy rzut oka odróżnia je od oryginałów. Ogólna jakość wykonania przynęty jest bardzo dobra. Nie ma się do czego przyczepić.

Widoczne od góry, charakterystyczne „żebrowanie”

Drugą sprawą jest zastosowany materiał. Jest delikatnie sztywniejszy od tego, jaki użyto u jego japońskiego protoplasty. Sprawia to, że Key Shad’y nieco lepiej od Keitech’ów trzymają się np. na główkach z mikrozadziorami. Silikon ten nie przejawia przy tym absolutnie zwiększonej pamięci kształtu. Większa sztywność gumy, wbrew obawom, które mogłyby się teraz u niektórych pojawić, nie ma też negatywnego wpływu na ich pracę. Dlaczego?

Do jakości wykonania nie można się przyczepić…

Dlatego że, w Key Shadach ogonowa część gumy jest bardzo cieniutka i delikatna, co w połączeniu ogonkiem odpowiedniej wielkości sprawia, że guma pracuje doskonale już przy najmniejszych obciążeniach i przy najwolniejszych z możliwych tempach prowadzenia. Pod tym względem przynęta prezentuje się świetnie. Nie widać również by odstawała in minus od oryginału w kwestii trwałości. Ogonek straci w podobnych okolicznościach. Na haku jednak utrzyma się stabilnie nieco dłużej.

Delikatna część ogonowa pracuje rewelacyjnie już przy najlżejszych główkach jigowych

Kolejną sprawą, która różni Key Shad’a od Easy Shiner’a jest bardziej matowa powierzchnia gumy, co związane jest z nieco inaczej rozwiązaną kwestią atraktora. Key Shad’y nie pławią się bowiem w oleistym atraktorze, jak to dzieje się u innych producentów. Według W&K atraktor jest zawarty w materiale, z którego zrobiono przynętę. Materiał ten dodatkowo zawiera dodatek soli w swojej strukturze co również powinno mieć działanie wabiące. W realnym kontakcie, niektóre z kolorów Key Shad’a mają ewidentnie wyczuwalny smrodek. W niektórych zapach jest zdecydowanie bardziej neutralny. W dotyku guma nie „spływa olejem”, niemniej, niezależnie czy jest z tych bardziej, czy mniej śmierdzących, po położeniu jej na kartce papieru i podniesieniu z niej, po każdej na papierze zostaje delikatny, ale wyraźny oleisty ślad. Ciężko stwierdzić skąd te różnice w zapachach. Być może producent stosuje różne atraktory.

Gumy nie błyszczą od oleistego atraktora. Powierzchnia przynęt jest bardziej matowa, nie licząc oczywiście połyskującego tu i ówdzie brokatu.

Pozostają nam dwie ostatnie, kluczowe kwestie. Czy ta guma jest skuteczna, a jeśli tak, to ile to kosztuje?

Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: Zdecydowanie tak. Key Shad jest gumą w określonych warunkach bardzo skuteczną. Nie odstaje w tej kwestii od oryginału. Okoniom te gumy ewidentnie smakują i pod tym względem są zdecydowanie warte polecenia.

Odpowiedź na drugie pytanie brzmi następująco: Za 15 gum w rozmiarze 2,5 cala trzeba zapłacić aktualnie bez żadnych zniżek i kuponów rabatowych około 20 złotych. To trochę mniej niż za paczkę 12 sztuk mniejszych, dwucalowych Keitech’ów, które w modelu Easy Shiner, w rozmiarze 2,5 cala nie występują. Za paczkę dwucalowych  Key Shad’ów zapłacimy niecałe 20 złotych, ale w tym przypadku będzie ich w paczce już 20 sztuk. To na pewno dużo drożej niż T-Tail’e od TSU. To też jednak znacząco taniej niż oryginalne Easy Shiner’y. Kupić czy nie kupić? O tym niech każdy rozstrzyga sam…

Paczka 15 gum w rozmiarze 2,5 cala za dwie dychy? Nikogo ta cena nie znokautuje, zwłaszcza w kontekście dobrej jakości i skuteczności tych przynęt.

Link do Key Shad’ów w rozmiarze 2,5 cala na oficjalnym sklepie W&K. Znajdziecie tam tak inne rozmiary tych gum, jak i inne dobre przynęty:

https://s.click.aliexpress.com/e/_AbzOWO

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Tsurinoya X8 – Niedroga ośmiosplotowa plecionka od TSU

Ośmiosplotowe linki to rozwiązanie już od jakiegoś czasu najchętniej wybierane przez większość spinningistów. Są cichsze i gładsze niż czterosplotówki, a ich ceny tak spadły, że przestały być jakimkolwiek argumentem przeciwko ich zakupowi. Koncern Tsurinoya ma w swojej ofercie kilka modeli plecionek. Jak w użytkowaniu sprawdza się linka minimalistycznie nazwana X8? Zapraszam do lektury jej testu.

Tsurinoya X8

Tsurinoya X8 dociera do nas w skromnym kartonowym pudełku.  W środku, nawinięta na przeciętnej wielkości szpuli, czeka na nas bohaterka testu. Linka X8 przy pierwszym kontakcie wygląda zachęcająco. Intensywnie zielony, jaskrawy kolor to popularne rozwiązanie stosowane przez wielu producentów. Splot linki jest ciasny i zwarty. Nie ma on tendencji do rozwarstwiania się, zaś linka w swoim przekroju, nawet jeśli nie jest idealnie okrągła, to zdecydowanie nie przypomina płaskiej tasiemki. Powierzchnia linki jest dość gładka. Nie jest to zdecydowanie poziom, do którego przyzwyczaiły nas choćby japońskie linki spod znaku YGK, ale nie jest źle. Gładkość linki uznaję za zbliżoną do popularnej Spiderwire Stealth Smooth x8. W dość niskiej kategorii cenowej, w której tej lince przyszło występować, prezentuje się ona pod tym względem pozytywnie. Wreszcie Tsurinoya X8 to plecionka o nieco wyższej niż przeciętna sztywności. Mi osobiście takie linki pasują.

Jaskrawy, zielony kolor

Do testów używałem linki opisanej jako 40lb 2.0PE 0,235mm. Nawinięta na Daiwie Tatuli pracowała głównie przy jerkowaniu. W użytkowaniu linka ta sprawia początkowo bardzo dobre wrażenie. Jest mocna, zadowalająco cicha i nie pije wody. Do tego stosunek realnej grubości do wytrzymałości jest w tym przypadku całkiem niezły. W miarę dalszego użytkowania TSU X8 ujawnia jednak swoje kolejne zalety i wady.

Splot gęsty i ciasny. Linka jest zadowalająco gładka. W miarę jak linka traci warstwę, którą została powierzchniowo pokryta, traci też swoją początkową „wodoodporność”.

Po pierwsze, Tsurinoya X8 zdaje się przyzwoicie trzymać parametry wytrzymałościowe. Nie zauważyłem drastycznego spadku wytrzymałości tak liniowej jak i na węzłach. Bez wątpienia, wpływ na to ma fakt, że powierzchnia plecionki jest, jak na na linkę ośmiosplotową, zadowalająco odporna na przecieranie i nie ma tendencji do szybkiego strzępienia się.

Linka stopniowo traci swój intensywny kolor, zwłaszcza na końcowym odcinku. W tej kwestii należy ją ocenić przeciętnie.

Po drugie, plecionka ta trzyma kolor na raczej przeciętnym poziomie. W miarę użytkowania X8 co prawda blaknie w stopniu zauważalnym, niemniej tragedii pod tym względem nie ma. Są linki pod tym względem lepsze,ale są i gorsze.

Na samym dole testowana TSU X8 40lb (0,235mm). W środku Spiderwire Stealth Smooth x8 30lb (0,19mm). Na górze YGK G-Soul X8 40lb. Jak wyraźnie widać na przykładzie dwóch pierwszych, sugerowanie się opisami średnic linek podawanymi w ułamkach milimetrów przez producentów nie prowadzi nas zasadniczo do niczego dobrego…

Po trzecie, linka ta niestety dość szybko przestaje być „wodoodporna”. Przez krótki czas możemy się cieszyć suchymi dłońmi w trakcie łowienia multiplikatorami. Szybko jednak dopada nas problem „wodnej chmurki” przy każdym rzucie, a co za tym idzie i wilgoci na naszych dłoniach. Nie oznacza to jednak, że linka ta jest pod tym względem wyjątkowo kiepska, czy też że ma jakieś wyjątkowe tendencje do puchnięcia i picia wody. Po prostu znam plecionki, które w tym temacie zachowują się lepiej, co nie znaczy, że będą one lepsze od TSU X8 również pod każdym innym względem, a nawet jeśli, to na pewno nie wypadną tak korzystnie cenowo.

W sumie niezła budżetowa linka…

I tutaj dochodzimy do finalnych konkluzji. Tsurinoya X8 to przyzwoita plecionka z segmentu budżetowego. Za 150 metrów tej plecionki trzeba obecnie zapłacić na oficjalnym sklepie producenta niewiele ponad 50 złotych. W promocjach można wyrwać ją i taniej. Za tę cenę otrzymujemy produkt dobrej jakości, pozbawiony jakichś krytycznych wad. Linka ma dobry stosunek wytrzymałości do jej grubości. Do tego dobrze trzyma parametry w trakcie użytkowania i jest relatywnie odporna na przecieranie. Oczywiście pod pewnymi względami prezentuje się przeciętnie. Nie jest ani najgładsza, ani najcichsza. Kolor traci ciut szybciej niż byśmy chcieli i po krótkim czasie użytkowania wchłania trochę wody. Niemniej nie zapominajmy o tym, że jest to plecionka relatywnie tania. Dla kogoś, kto szuka linki w takiej cenie to może być naprawdę niezły wybór.

TSU X8 raz jeszcze…

Sklepy w których kupicie TSU X8:

https://s.click.aliexpress.com/e/_9iEswk

https://s.click.aliexpress.com/e/_A2SixI

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Westin Ricky the Roach – Guma Heavy Duty

Gumy duńskiej marki Westin zaznaczyły dość dobitnie swoją obecność na naszym rynku. W moim przypadku chwilę potrwało nim się do nich przekonałem. W końcu jednak je doceniłem. Mają one sporo zalet. Przynętą, od której zaczęło się moje uznanie dla gum Westin jest Ricky the Roach. Zapraszam do lektury testu tej zacnej, szczupakowej gumy.

Westin Ricky the Roach…

Westin Ricky the Roach w wersji shadtail (z ogonem w formie kopytka) występuje obecnie na rynku w czterech podstawowych rozmiarach. 7cm (6g), 10cm (14g), 14cm (42g) i największym czyli 18cm (85g). Już patrząc na stosunek długości do masy tych gum, można wyciągnąć wniosek, że są to przynęty dość masywnej budowy. Tak też jest w istocie. Biorąc do ręki tę gumę w dowolnym rozmiarze, dostajemy naprawdę solidny i mięsisty kawał silikonu. Ricky the Roach jest do tego przynętą dość wysoko wygrzbieconą. Wszystko to wpływa na jej relatywnie dużą masę.

Ricky the Roach’e w rozmiarach 10, 14 i 18cm. Westin oferuje je w wielu atrakcyjnych kolorach i co roku paletę dostępnych ubarwień poszerza.

Szczegóły wykonania tego wabika stoją na wysokim poziomie. Przynęta ma wiele widocznych, anatomicznych detali i atrakcyjne wersje kolorystyczne. Nie jest to może poziom, do którego przyzwyczaiła nas seria przynęt 3D i 4D od Savage Gear, ale i tak jest bardzo dobrze. Przy pierwszych oględzinach można odnieść też wrażenie, że przez swoją krępość i masywność guma ta jest relatywnie dość sztywna. Zdecydowanie nie ma ona tendencji do lania się w rękach trzymającego ją wędkarza. Nie ukrywam, że przy pierwszych oględzinach w sklepie miałem w związku z tym pewne obawy co do jej pracy. Czy znalazły one swoje potwierdzenie w praktyce?

Gumy są mięsiste, estetycznie wykonane i do tego diabelnie trwałe.

Na szczęście nie. Guma pracuje nieco drobniej i oszczędniej niż większość najpopularniejszych w ostatnim czasie wabików szczupakowych, ale nie obniża to jej skuteczności. Prowadzona jednostajnie oprócz zamiatania ogonkiem, wyraźnie lusterkuje i prowokuje szczupaki do ataku. Mniejsze rozmiary nadają się bardzo dobrze do łowienia w opadzie o ile nie schodzimy z ciężarem główki jigowej do najniższych wartości gdzie sztywność gumy zaczyna dawać o sobie znać. Większe świetnie się sprawują w roli typowych swimbaitów prowadzone z różnymi prędkościami (oprócz tych ekstremalnie wolnych) i ewentualnie delikatnie podciągane i podszarpywane. Wielokrotnie Ricky the Roach w rozmiarze 10cm stawał się u mnie ”przynętą dnia”. Trzeba nadmienić, że zdarzało  się to tak przy płytkim czesaniu zielska jak i opadowym obławianiu trzy-czterometrowych blatów. Generalnie szczupakom Ricky smakuje. Czasami nawet bardzo…

Dalibyście wiarę, że ten bezoki Ricky przetrwał już ataki kilkunastu szczupaków? A jednak…

Tutaj też wychodzą kolejne fenomenalne zalety tejże przynęty. Westin Ricky the Roach, to guma zdecydowanie ponadprzeciętnie trwała i odporna na szczupacze zębiska. Powłoka nie ma tendencji do gubienia wzoru, zaś sam silikon trzyma się bardzo pewnie na główkach jigowych różnych typów i jest ekstremalnie odporny na ugryzienia. Mam gumy, które mają po kilkanaście zębatych na koncie i cały czas wyglądają nieźle. Nie zdarzyła mi się też jak do tej pory ani jedna obcinka ogona. Może mam trochę szczęścia, ale nawet jeśli tak, w niczym nie zmienia to faktu, że przynęty te są po prostu bardzo trwałe i przez to okazują się też bardzo opłacalne w zakupie. Nieco wyższa cena tego zakupu, wobec wspomnianej trwałości, przestaje być jakimkolwiek problemem. To się po prostu opłaca.

A tak bezoki, który ostatecznie okazuje się jednookim wygląda z drugiego profilu. To niesamowicie trwałe gumy…

Westin Ricky the Roach to bardzo dobra przynęta. Za rozsądne pieniądze otrzymujemy wysokiej jakości produkt. Guma ta jest łowna i bardzo trwała. Występuje w wielu rozmiarach i świetnych wersjach kolorystycznych. Jeżeli ktoś do tej pory nie miał z nią styczności zachęcam do jej wypróbowania. Projektując ją spece z Westin’a wykonali kawałek naprawdę dobrej roboty.

Trwałe, łowne i w ostatecznym rozrachunku bardzo opłacalne w zakupie.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Lurekiller Saltist CW3000 – Budżetowy paker

Spośród mnogości kołowrotków dostępnych na rynku chińskim, zdecydowana większość to konstrukcje budżetowe. Część z nich to udane produkty, które w niewysokiej cenie oferują przyzwoitą jakość i trwałość. Nieliczne jedynie aspirują swoimi parametrami i jakością wykonania nieco wyżej. Jednym z najczęściej polecanych kołowrotków z kategorii tych „lepszych i twardszych zawodników” jest Lurekiller Saltist. Zapraszam do lektury testu tego młynka.

Lurekiller Saltist CW3000…

Na pierwszy rzut oka czarno-złoty Saltist wygląda po prostu dobrze. Nieduże ale dość masywne 3000 sprawia bardzo solidne wrażenie. Kołowrotek jest dość ciężki jak na swój rozmiar na co największy wpływ ma to, że w całości wykonano go z metalu. Głęboka, aluminiowa szpula ma dużą pojemność, a potężny knob wieńczący metalową korbę sugeruje, że sprzętem tym można konkretnie pompować grube ryby.

Potężny knob okazuje się zaskakująco wygodny

Według materiałów producenta kołowrotek w opisywanym rozmiarze waży 290g. Mechanizm przekładni ma szczęśliwie uniwersalne przełożenie 5,2:1, co nie jest takie oczywiste wśród mocnych, metalowych kołowrotków przeznaczonych do połowów morskich. Te ostatnie zwykle kręcą szybciej. Mechanizm zbudowano z materiałów nierdzewnych (mosiądz i stal nierdzewna) i oparto na 9+1 dwustronnie krytych, nierdzewnych łożyskach. Korpus kołowrotka uszczelniono, zaś hamulec walki zbudowano na bazie tarcz węglowych, które temu relatywnie niewielkiemu kołowrotkowi dają aż 12kg siły hamowania. Całość na sucho chodzi zdecydowanie lepiej niż poprawnie. Tuż po wyjęciu z pudełka kołowrotek kręci lekko i miękko. Nie posiada żadnych niepokojących luzów. Kultura pracy tego młynka jest zdecydowanie wyższa niż w większości kołowrotków chińskich z jakimi miałem do czynienia. Jak Lurekiller Saltist poradził sobie w trakcie dłuższej eksploatacji?

Opis wagi kołowrotka dokładny…

Spotkałem się z opiniami porównującymi ten kołowrotek do japońskich, konstrukcji z wyższej półki. Odnosząc się na wstępie do tych porównań, bez wnikania w niepotrzebne szczegóły, powiem krótko: Jeżeli ktoś liczy, że za mniej niż jedną czwartą wartości oryginału, kupi sobie coś na poziomie Twin Power’a, to wykazuje się sporym optymizmem i to ujmując rzecz dość delikatnie. Niemniej, w toku użytkowania, Lurekiller Saltist okazał się mieć wiele zalet, które powinny zwrócić na niego uwagę wszystkich, którzy szukają mocnego sprzętu za niewielkie pieniądze.

Daiwa BG 2500 i Lurekiller Saltist CW3000 obok siebie.

Kołowrotek pracuje u mnie od roku z przynętami ważącymi do okolic 50-60g. Mechanizm radzi sobie bez najmniejszego problemu z  wabikami o tej masie jak też tymi, które generują duże opory przy zwijaniu, ze szczególnym uwzględnieniem największych wirówek czy dużych crankbaitów. Przekładnia nie wysyła pod tymi obciążeniami żadnych niepokojących sygnałów wskazujących na przeciążanie. Kołowrotek kręci zaskakująco lekko. Siła jaką musimy przyłożyć do korby jest niewielka. Jak na razie nie zaobserwowałem jakiegokolwiek pogorszenia kultury pracy kołowrotka. Nie pojawiły się też żadne niepokojące luzy. By jednak być uczciwym, muszę przyznać, że kołowrotek nie był użytkowany przez ten rok ze szczególnie dużą intensywnością.

Mocny węglowy hamulec sprawuje się dobrze.

Hamulec walki jest dobrze dozowalny i bardzo mocny. Wyzwaniem dla niego w naszych warunkach byłby zapewne dopiero sum – i to niemały.

Nawój. Szału ni ma…

Ergonomia kołowrotka jest bardzo dobra. Wszystko jest tu na miejscu i działa jak trzeba. Wielki knob, może swoimi rozmiarami na wstępie przestraszyć. Finalnie jednak okazuje się bardzo wygodny i daje pewne oparcie dla dłoni spinningisty. Kołowrotek okazuje się relatywnie zgrabny i niewielki jak na zapas mocy, który oferuje. Jego waga również nie jest uciążliwa, zwłaszcza że producent, nie rozminął się wiele z prawdą, określając ją na 290 gramów. Opis jest precyzyjny.

Sprzęt daje poczucie mocy, ale jest kompaktowy i zgrabny. Masa jak na tę półkę cenową jest jak najbardziej akceptowalna.

Nawój kołowrotka zdecydowanie nie powala swoim wyglądem. Widziałem go w dwóch egzemplarzach i w obu przypadkach do ideału był jeszcze kawał drogi. Niemniej nie wpływa to negatywnie na pracę kołowrotka. W toku eksploatacji nigdy nie zdarzyły się przypadki skręcania linki, zakleszczeń, bród czy podejrzanych splątań. Wszystko działa tutaj jak trzeba, a nawój może generować jedynie dyskomfort natury estetycznej.

Nawój raz jeszcze i Saltist w pełnej krasie.

Generalnie, jak na sumę jaką trzeba na niego wyłożyć, kołowrotek ten oferuje swojemu użytkownikowi całkiem sporo.  Kompaktowa konstrukcja obsługuje bezproblemowo spore przynęty, a do tego sprzętem tym łowi się po prostu bardzo przyjemnie. Piętą achillesową tego, mimo wszystko, ale jednak budżetowca, okaże się zapewne rozrzut jakościowy montażu i zastosowanych podzespołów, charakterystyczny dla  całego segmentu cenowego. Uczciwie jednak muszę stwierdzić, że użytkowany przeze mnie egzemplarz, nie wykazał do tej pory żadnych poważnych wad czy słabości. Osobiście nie mam się do czego w tym przypadku przyczepić. W zasadzie, muszę przyznać, że to chyba najlepiej chodzący kołowrotek chińskiej marki z jakim miałem okazję mieć do czynienia. Do tego, pracując wcale z nie lekkimi wabikami, sprawia bardzo solidne wrażenie. Rzecz zdecydowanie warta rozważenia, zwłaszcza że na Aliexpress jego ceny aktualnie zaczynają się już od okolic 350 złotych za rozmiar 3000 i to do tego z zapasową szpulą w zestawie.

Dobry, niedrogi młynek do bardziej wymagających zestawów.

Sklepy w których kupicie Lurekiller Saltist CW3000:

https://s.click.aliexpress.com/e/_A2qI4k

https://s.click.aliexpress.com/e/_AVGtYs

https://s.click.aliexpress.com/e/_9wf1je

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Piscifun Phantom – Bardzo lekko i bardzo przyjemnie…

Niewielki multiplikator Piscifun’a bardzo łatwo wpada w oko. Zgrabna, mała bestyjka wygląda po prostu dobrze. Jak ten sprzęcik działa? Generalnie świetnie, ale po więcej szczegółów zapraszam do lektury jego testu. Poznałem już trochę ten sprzęt i zdążyłem go bardzo polubić…

Piscifun Phantom…

Phantom to sprzęt nie tylko zgrabny i niewielki, ale przede wszystkim bardzo lekki. Multiplikator waży jedynie 162g. To bardzo dobry wynik. Oprócz kompaktowych rozmiarów składają się na niego, po pierwsze lekkie węglowe body. Po drugie długa korba, wykonana z carbonu, gwarantująca spore przyłożenie. Po trzecie wreszcie, zębatka główna i wał wykonane z utwardzanego aluminium.

Zgrabny i lekki. W bezpośrednim kontakcie sprawia bardzo pozytywne wrażenie.

Wbrew temu co mogłoby się wydawać, w multiplikatorze nie widać „wątpliwych” oszczędności, które miałyby na celu zmniejszenie jego wagi. Mechanizm oparto na 6+1 krytych łożyskach. Aluminiowa szpula jest solidna. Mimo licznych nawierconych w niej „odchudzających” otworów i tak waży 14g. Hamulec walki zbudowano w oparciu o aż cztery carbonowe podkładki, które w sumie, według producenta, zapewniają „stopping power” na poziomie 7,7kg. Do tego multiplikator wyposażono w podwójny system hamulca rzutowego. Phantom posiada jednocześnie hamulec odśrodkowy i system hamulca magnetycznego. To połączenie, daje bardziej doświadczonym użytkownikom szerokie możliwości regulacji i zapewnia bardzo dobre zasięgi rzutowe. Multiplikator produkowany jest w jednej wersji przełożeniowej – 7,0:1. W tej konfiguracji sprzęcik z każdym obrotem korby nawija 77cm plecionki.

Carbonowa korba i gwiazda hamulca walki. Pokrętło docisku szpuli z klikiem.

Multik leży w ręce bardzo dobrze. Ergonomia jest bez zarzutu. Pokrętło docisku szpuli chodzi z wyraźnym klikiem. Sprzęt nie ma żadnych podejrzanych luzów i jest fabrycznie całkiem nieźle nasmarowany (przynajmniej testowany egzemplarz). Lekkiej korekty wymagało jedynie smarowanie tarcz ściernych hamulca walki. Po zabiegu tym poprawiła się dozowalność hamulca i jego start zyskał na płynności.

Pokrętło magnetycznego hamulca rzutowego. Pod pokrywą, na szpuli mamy jeszcze hamulec odśrodkowy.

Piscifun pracuje u mnie zwykle w zakresie wagowym od okolic 10 do 30g masy całkowitej przynęty. Uważam, że jest to zakres  dla niego optymalny. Poruszając się w nim osiągamy bardzo dobre zasięgi rzutowe, łowimy przyjemnie i nie zamęczamy przekładni i innych bebechów multiplikatora. Przy odpowiednim poziomie umiejętności można zmuszać Phantom’a do rzucania wabikami nieco lżejszymi niż 10g. Niemniej, bez zastosowania lżejszej szpuli i wymiany łożysk na hybrydy nie ma co się spodziewać tutaj spektakularnych efektów w postaci sprzętu nadającego się do BFS. 8-7g jest jednak dołem realnie osiągalne. Górą, mechanizm powinien spokojnie i bez szkody dla niego, obsługiwać wabiki o masie całkowitej sięgającej 40g. Rzucanie cięższymi zdecydowanie odradzam.

Szpula, mimo licznych perforacji, waży 14g. Wpływa na to obecność na niej hamulca odśrodkowego.

Kultura pracy tego taniego multiplikatora jest bardzo przyzwoita zaś jego użytkowanie dostarcza dużo satysfakcji. Ostatnimi czasy pracuje u mnie sparowany z kijem Kyorim Big Mandarin – krótką, lekką, bardzo szybką szpadą o minimalistycznym dolniku, której używam ostatnio do łowienia szczupaków na lekko (choć stworzona zdaje się przede wszystkim do łowienia sandaczy). Przyjemność jaka płynie z posługiwania się tym cudownie lekkim, czułym i precyzyjnym zestawem jest trudna do opisania. To jeden z najfajniejszych zestawów castingowych jakie miałem w ręku. Gdy tylko opanujemy ustawienia podwójnego hamulca rzutowego i wykorzystamy możliwości jakie nam on daje, posługiwanie się tym sprzętem okazuje się czystą frajdą. Rzuca daleko, zwija gładko, niewiele waży i nie występują żadne brody czy splątania. Mojej pozytywnej opinii o Piscifun’ie Phantom’ie nie jest mi w stanie zaburzyć nawet fakt odklejenia się w moim egzemplarzu gumowej „poduszeczki” zamontowanej na dźwigni zwalniającej szpulę. Na szczęście jej nie zgubiłem, a kropla kleju cyjanoakrylowego zaaplikowana „na szybko” załatwiła sprawę. Sprawa drobna, ale wymagająca odnotowania.

Lekki, zgrabny, chodzi świetnie…

Jeśli ktoś szuka budżetowego multiplikatora do bardzo lekkiego zestawu dedykowanego łowieniu szczupaków lub sandaczy, Piscifun Phantom to jedna z najciekawszych propozycji w tym temacie. Aktualnie można go kupić za okolice 250 złotych. To bardzo dobra cena, za bardzo fajny sprzęcik.

Bardzo fajny sprzęcik…

Sklepy w których kupicie Piscifun Phantom:

https://s.click.aliexpress.com/e/_A7BLS0

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/