PureLure Sharpen S652L-XF 1,95m 3,5-17g – Mocniejszy niż myślisz.

Test jednego Sharpen’a ze stajni chińskiego producenta PureLure już za nami. Kij z tej serii wypadł w nim tak dobrze (a w kontekście ceny wręcz świetnie…), że postanowiłem sprawdzić inne wędki z tej serii. Przed Wami najlżejszy kij z tej serii w wersji XF. Zapraszam do lektury, bo kij ten, w mojej opinii, jest również wart zainteresowania.

PureLure Sharpen S652L-XF

O szczegółach wykonania wędek z tej serii możecie przeczytać w teście modelu M:

Mówiąc ogólnie, mamy tu to samo. Carbony M40JB i T1100G. Krzyżowy oplot, przelotki Fuji „O” w ramkach typu K (8 sztuk) i autorski uchwyt kołowrotka. Wędka mierzy 195cm długości i realnie waży 92g (2,6 grama mniej niż deklaruje producent). Rzeczywiste średnice blanku różnią się nieco od producenckich deklaracji. Przy przelotce szczytowej kij ma 1,4mm średnicy (deklarowane 1,35mm). Przy dolniku blank ma średnicę 10,2mm (deklarowane 11,63mm). Zbieżność blanku jest umiarkowana, co w zestawieniu z użytymi materiałami i zastosowanym oplotem może już pewne rzeczy sugerować. Ale po kolei…

Masa nieco niższa od deklarowanej…

Ergonomia – Jak to leży?

W tej kwestii Sharpen S652L-XF wypada bardzo podobnie do modelu M. Uchwyt kołowrotka jest ten sam. Wyważenie kija jest dobre, a sama wędka bardzo lekka (zwłaszcza w kontekście realnej mocy jej blanku). Można tym patykiem łowić z dużą przyjemnością.

Dolnik i uchwyt kołowrotka…

Realny ciężar wyrzutowy – Jest moc…

Wędka zaskakuje w tym punkcie w dwójnasób. Po pierwsze dołem spodziewałem się tu nieco delikatniejszego, bardziej spolegliwego topu. Tymczasem otrzymujemy tu mięsistą i dość dynamiczną część szczytową, o mocniejszym kręgosłupie niż mogłoby się wydawać. Kijem realnie można spokojnie rzutowo zejść poniżej 5g całkowitej masy wabika, niemniej nie oznacza to, że nada on się w tych zakresach pod typowy opad na najmniejsze przynęty gumowe. Opadowo zabawę możemy na komforcie zaczynać od okolic 7g całkowitej masy przynęty. W tych okolicach top kija zapewnia nam już kontrolę nad zestawem. Górą kij ten ma zaskakująco duży zapas mocy i dynamiki. Przekłada się to na realne góne CW dużo większe niż deklarowane 17g. W czasie testów nad wodą kij ogarniał mi bezproblemowo wabiki twarde i miękkie, których waga dochodziła do okolic 30g. Czy to np. Cannibal 12,5cm z główką 10g i dozbrojką, czy ważący 30g jerk, kij dawał jeszcze radę, choć wydawał się zbliżać do granic swoich możliwości. Podsumowując, kij ma realnie bardzo szeroki zakres realnego CW, które jest generalnie wyższe niż możnaby się spodziewać.

Fuji „O”

Akcja – X-Fast czy nie?

Nie. Kij jest szybkim, dynamicznym, zaskakująco mięsistym fastem o bardzo przyjemnym, progresywnym ugięciu. Wędka dobrze wcina, i świetnie trzyma ryby w trakcie holu. Ogólna charakterystyka pracy tego blanku jest podobna do tej, znanej nam już z modelu M. Jest to kij o dość uniwersalnym charakterze, zdatny do animowania wielu rodzajów wabików. Do tego, zapas mocy w blanku pozwala zmierzyć się z naprawdę dużymi rybami. Ten kij potrafi wiele wytrzymać.

TESTY UGIĘCIA:

Czułość – Kopie to prądem, czy nie kopie?

Wędka jest czuła. Patrząc w kontekście jej niskiej ceny, można tę czułość określić nawet mianem bardzo dobrej. Łowiąc nią nie miałem w tej kwestii żadnych zastrzeżeń, choć oczywiście zdecydowanie nie jest to najbardziej elektryczny kij jaki miałem w ręku. Nie ten blank i nie ten budżet. Ale uwierzcie mi – patyk może się pod tym względem bardzo spodobać.

Połączenie składów

Wartość użytkowa – Do czego toto się nadaje?

PureLure Sharpen S652L-XF w naszych warunkach jest, moim zdaniem, bardzo ciekawą opcją na lekko-średni kij szczupakowy. Wędka bez najmniejszego problemu ogarnia w zasadzie wszystkie wabiki szczupakowe, jakie mogą nam przyjść do głowy w tych zakresach wagowych. Gumy w przedziale wielkościowym od 8 do 12,5cm? Tak. Wirówki i cykady w szczupakowych rozmiarach i wagomiarach? Bez problemu. Woblery twitchingowe do okolic 11-11,5cm? Daje radę. Jerki od najmniejszych do takich w okolicach 30g? Jak najbardziej tak. Ten mięsisty, szybki, dynamiczny i progresywny blank poradzi sobie z tym wszystkim bardzo dobrze. Jeżeli jednak ktoś zastanawiając się nad tym kijem szukał patyka na okonia „na ciężko” czy lekkiego sandaczyka, to ja sugeruję rozejrzeć się za czymś innym. Nie dlatego, że Sharpen sobie z tym totalnie nie poradzi. Jakoś sobie poradzi. Ale są na rynku wędki, które te tematy ogarną po prostu dużo lepiej. Koniec i kropka.

Forsowny hol „Czegoś”…

Bardzo forsowny. Kij zgięty do dolnika. „Coś” nie odpuszcza i jedzie jak parowóz…

„Coś” (na zdjęciu na pierwszym planie) okazało się podczepionym karpikiem. Sharpen to mocna wędka…

Pozostaje nam kwestia ceny i kilka słów podsumowania. Wędka normalnie kosztuje na fabrycznym sklepie producenta około 360zł. Tradycyjnie jednak PureLure, przy okazji licznych akcji promocyjnych, drastycznie obniża ceny swoich wędek. Przy pomyślnych wiatrach można ją wtedy wyrwać za niewiele więcej niż 200zł. W tej cenie dostajemy bardzo sensowny blank zbudowany z użyciem bardzo dobrych carbonów, w tym M40JB i T1100G. Do tego są przelotki Fuji i ogólnie przyzwoite materiały i dobra jakość wykonania. Całość jest bardzo lekka, dobrze wyważona, dobrze wygląda, a działa jeszcze lepiej.

Film o Sharpen’ie. Na nim zobaczycie, między innymi, jak kij pracował pod „karpikiem”

W tej półce cenowej, nie tak łatwo znaleźć dla tego patyka jakąś sensowną alternatywę. W zasadzie, do każdego, który przychodzi mi do głowy jako lepsza opcja, trzeba sporo dopłacić. W kategorii średnio-lekki szczupak do 250zł, na ten moment, nie widzę dla tego patyka konkurencji. Ale obiecuję, że jak taką znajdę, to wszystkich Was o tym nie omieszkam poinformować. A tymczasem, życzę Wam wszystkim kochani, wszystkiego dobrego i silnych, okazowych ryb w maju. 🙂

Link do wędki na sklepie fabrycznym PureLure:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DmyvOf5

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning

Jak ugryźć temat przyponów szczupakowych?

W dziedzinie przyponów szczupakowych mamy stały, może nie galopujący, ale jednak widoczny postęp. Objawia się on głównie w dziedzinie materiałów z których wykonujemy tego typu przypony. Do stale rozwijanych plecionek stalowych, doszły nam takie materiały jak wolfram, tytan (Tutaj też zauważamy ewolucję w postaci przyponów UL i plecionek) i fluorocarbon. Producenci sprzętu wędkarskiego próbują też proponować, w alternatywie dla tego ostatniego materiału, podobne, ale tańsze rozwiązania, w typie np. Regenerator’a od Savage Gear. Czy jest wśród tych propozycji jedyna słuszna? Czy któryś z materiałów jest najlepszy? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście. Zapraszam do lektury.

Kolorowy zawrót głowy

Materiały przyponowe czyli, co do czego?

Linka stalowa – pogłoski o jej śmierci należy uznać za mocno przesadzone.

Linki stalowe to materiał przyponowy używany jeszcze przez naszych ojców i dziadków. Jego zalety w kontekście ich zastosowania w charakterze przyponu szczupakowego są oczywiste. Są tanie, mocne i całkowicie odporne na przegryzienie. W pewnym momencie jednak, ich niezachwianą do tej pory pozycję, zaczęły podważać inne rozwiązania, które okazywały się wolne od wad linek stalowych starszych generacji. Mowa tu przede wszystkim o ich sporej sztywności i dużej pamięci kształtu, które okazywały się problematyczne przy bardziej finezyjnych zestawach i ujemnie wpływały na trwałość przyponu. Od jakiegoś czasu jednak, mamy na rynku niezły wybór linek 49-ciowłóknowych (określanych też jako „7×7”), które wspomniane wady mocno niwelują. Ich wielowłóknowa struktura zwiększa ich odporność na trwałe odkształcenia, a zastosowanie bardziej miękkich stopów, sprawia że są one miękkie, lejące się i przy niewielkich średnicach świetne do lekkich, finezyjnych zestawów ukierunkowanych przede wszystkim na obsługiwanie niewielkich przynęt gumowych.

Wbrew niektórym opiniom linki stalowe mają się dobrze…

Dodatkowo, do linek tego typu, zwanych umownie surfstrandami, dochodzi nam druga kategoria linek stalowych o hybrydowym charakterze czyli tzw. surflony. To nic innego jak linka typu surfstrand umieszczona dodatkowo w otulinie z tworzywa sztucznego (przeważnie nylonu). W porównaniu do surfstrandów, są one bardziej odporne na odkształcenia, uszkodzenia ich wierzchniej struktury oraz czepianie się do nich różnego rodzaju zanieczyszczeń w postaci glonów, co w określonych sytuacjach bywa uciążliwe. Odbywa się to jednak kosztem zwiększenia ich grubości, sztywności i masy. Coś za coś.


Na rynku cały czas pozostają też starszego typu linki stalowe typu 1×7, czy 1×19, których jedyną, ale dla niektórych klientów najwyraźniej wymierną zaletą w porównaniu do linek 7×7, pozostaje niższa cena. Nieco na uboczu typowego spinningu szczupakowego funkcjonują też inne, „trudnoprzegryzalne” materiały hybrydowe, oparte na tworzywach sztucznych w typie np. kevlaru i zewnętrznych oplotów stalowych lub wolframowych, które wywodzą się z np. z wędkarstwa muchowego. Te jednak, ze względu na ich dyskusyjną pod kątem czystego spinningu użyteczność, nie staną się u mnie przedmiotem szerszych rozważań.

Linki 7×7. Najdroższe i najlepsze.

Wolfram – spieszmy się nim cieszyć bo żywot jego krótki

Przypony wolframowe dostępne są na rynku w szerokim wyborze, tak jeśli idzie o ich długości i grubości, jak i ilość oferujących je producentów. Niezależnie jednak od tego kto i jakie je oferuje, mają one ten sam zestaw zalet i wad. Z jednej strony, będąc całkowicie „nieprzegryzalnymi”, są jednocześnie wyjątkowo miękkie i wiotkie. Plecionki wolframowe dysponują też relatywnie wysoką odpornością na zrywanie przy niewielkich „średnicach” przyponu. Ich ceny również nie są wygórowane. Niestety, świetny do lekkich i finezyjnych zestawów wolfram jest też ekstremalnie nietrwały. Często wystarczy pojedynczy zaczep czy splątanie, by nowy przypon skręcił się jak sprężyna i w skrajnych przypadkach nadawał się do natychmiastowej wymiany. Ponadto ich odporność na uszkodzenia eksploatacyjne jest również niewielka. Jeżeli nie kontroluje się takiego przyponu na bieżąco, można na skutek niezauważonych mikrouszkodzeń w głupi sposób utracić drogą przynętę, zaś w skrajnie negatywnym scenariuszu – można stacić przynętę wraz z rekordową rybą. (A to zawsze boli najbardziej…)

Wolframki w najcieńszych średnicach są niezmiennie użyteczne.

Mimo swoich wad, zalety plecionki wolframowej czynią z niej bardzo dobry wybór jako awaryjne zabezpieczenie przed szczupaczymi zębami lekkich zestawów okoniowych. W miejscach gdzie ryzyko takiego przyłowu jest wysokie, przypon wolframowy pozostaje niezmiennie bardzo sensownym rozwiązaniem.

Tytan – gniotsia niełamiotsia?

Zalety monodrutów tytanowych są znane w światku spinningowo-castingowym od lat. To materiał lekki, bardzo sprężysty i ekstremalnie odporny na trwałe odkształcenia. Jest jednocześnie relatywnie sztywny. Z jednej strony ogranicza to nieco jego zastosowanie w lekkich zestawach dedykowanych łowieniu na gumy. Z drugiej strony jednak, czyni go niezastąpionym w zestawach, w których zachodzi wysokie ryzyko powstania splątań tak w trakcie rzutu, jak i w trakcie animacji przynęty. Coś, co było wadą przy animowaniu czterocalowej gumki, okazuje się ogromną zaletą w trakcie prowadzenia odjeżdżających na boki jerków czy woblerów twitching’owych. Druty tytanowe znacząco redukują również możliwości splątań podczas rzutu wabikami w typie cykad, błystek wirowych czy woblerów pozbawionych wbudowanych systemów rzutowych.

Drut tytanowy. Niezastąpiony do jerków i woblerów typu twitch.

Nowym materiałem opartym na tytanie, który stosunkowo niedawno pojawił się na rynku są plecionki tytanowe. Użytkowo pozycjonują się pomiędzy linką stalową, wolframem, a drutem tytanowym. Są jednocześnie miękkie, sprężyste, ale i nie pozbawione odrobiny sztywności. Do tego są bardzo odporne na odkształcenia i oferują dużą wytrzymałość w kontekście ich realnej średnicy. Niemniej nie jest to też materiał pozbawiony wad. Z jednej strony są to przypony bardzo drogie. Z drugiej, o czym miałem okazję przekonać się na własnej skórze, zdarza im się pęknąć w sytuacjach nieoczywistych. Mikrouszkodzenia materiału tytanowego okazują się najwyraźniej być trudniejsze do wykrycia niż w przypadku innych przyponów, co czasem może skończyć się niemiłym zaskoczeniem nad wodą. Kwestią dyskusyjną pozostaje czy tendencja ta, to chwilowa przypadłość, która zostanie wyeliminowana wraz z ulepszaniem surowca, czy też pozostanie ona z nami na dłużej.

Plecionka tytanowa. Świetna choć momentami nieprzewidywalna.

Flurocarbon – tak niewidzialny jak „nieprzegryzalny”?

Gdy materiał zwany fluorocarbonem wchodził na rynek wędkarski reklamowany był jako „nieprzegryzalny” (bo gęstość i twardość bardzo duża…) i niewidzialny (bo stosunek załamania światła w nim, „prawie” taki sam jak w wodzie…). Lata popłynęły jak rzewne opowieści speców od marketingu i okazało się, że fluorocarbon ani nie jest niewidzialny, ani „nieprzegryzalny”, w dodatku jest zdecydowanie nietani, a mimo to i tak zajął silną pozycję w arsenałach spinningistów na całym świecie. Dlaczego tak się stało? Wszyscy powariowali czy o co chodzi?

Fluorocarbon… Popularność w pełni uzasadniona.

Odpowiedź jest dość prozaiczna. Fluorocarbon wszedł w te miejsca, gdzie stosowało się do tej pory bardzo grube żyłki bo okazał się od nich materiałem lepszym. Może i nie jest zupełnie niewidoczny pod wodą (I to mówiąc bardzo delikatnie… Wystarczy obejrzeć jakiekolwiek podwodne nagranie z przyponem o średnicy 1mm w roli głównej…), ale mimo wszystko nie ma materiału, który pod tym względem prezentowałby się lepiej. W specyficznych warunkach gdy ryby są wybredne, a przejrzystość wody wysoka, można założyć, że może on okazać się właśnie tym niuansem, dzielącym nas od stanu całkowitego braku brań do uderzenia drapieżnika w naszą przynętę. Ciężko to potwierdzić ale nie można tego wykluczyć.

Flurocarbon na szczupaka? Oczywiście że, tak, ale tylko o grubości około 1mm.

Podobnie jest z „nieprzegryzalnością”. Choć twardszy od zwykłych nylonowych żyłek, fluorocarbon pozostaje materiałem, który przegryźć można (Nikogo tu jednak nie zachęcam do testów na własnym uzębieniu. Cały czas mówię o nim w kontekście łowienia szczupaków i tak niech pozostanie.). Podobnie jednak jak ma to miejsce w przypadku żyłek, wraz ze wzrostem średnicy fluorocarbonu, spada prawdopodobieństwo obcinki w trakcie brania czy holu szczupaka. O ile w przypadku linki o średnicy np. 0,30mm nikomu nie zarekomendowałbym używania jej w charakterze przyponu szczupakowego, o tyle w przypadku linek o średnicach 0,90mm, 1,00mm czy 1,20mm prawdopodobieństwo przegryzienia tejże linki robi się skrajnie niewielkie. Mówiąc krótko, trzeba chyba mieć grubego pecha, by takie coś nas spotkało, ale niemożliwym nie jest. Pozostaje teraz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to niewielkie ryzyko, jest równoważone przez zalety fluorocarbonu? Moim zdaniem tak właśnie jest.

Cieńsze fluorocarbony. Świetne na ryby drapieżne, które nie mają zębów tak ostrych jak szczupak.

Kwestię wątpliwej niewidzialności już omówiłem. Fluorocarbon ma jednak inne wymierne zalety, ,które czynią z niego świetny w określonych sytuacjach materiał przyponowy. Pierwszą z nich bez wątpienia jest bardzo wysoka odporność na ścieranie i trwałe odkształcenia. W miejscach o dużej liczbie potencjalnych zaczepów fluorocarbon sprawuje się wyśmienicie. Dodatkowo, jego przezroczysta struktura pozwala nam bardzo dokładnie monitorować stan techniczny przyponu, co ustrzega nas przed niespodziewanymi zerwaniami zestawów, które stają się naszym udziałem w przypadku przyponów z innych materiałów. Fluorocarbon jest pod tym względem czytelny i przewidywalny. W jego przypadku nie dochodzi do dziwnych, zaskakujących pękań przyponu jak zdarza się to w przypadku np. „nieprzegryzalnego” tytanu czy stalki, bo tutaj poważne uszkodzenia po prostu widać na pierwszy rzut oka, a duża grubość materiału przy zaciskach daje odpowiednio duży margines bezpieczeństwa. Już samo to moim zdaniem równoważy potencjalną, choć minimalną szansę na przypadkową obcinkę w ogólnym rachunku plusów i minusów.

Inwestycja w kilka podstawowych narzędzi szybko się zwróci. Po złapaniu wprawy, własnoręcznie wykonane przypony okazują się nie tylko najtańsze, ale i najpewniejsze.

Do tego fluorocarbon jest materiałem przyjemnie sprężystym (Co przy holu szczupaków nie jest bez znaczenia.), szybko tonącym i odpornym na skutki starzenia się. Sprężystość fluorocarbonu ,w połączeniu z dużą wytrzymałością tego materiału w typowo szczupakowych średnicach, przekłada się również na bardzo dużą jego odporność na przeciążenia dynamiczne, które występują w trakcie rzucania ciężkimi zestawami. Do tego dochodzi kwestia ceny, która choć nie jest niska, pozostaje jednak na akceptowalnym poziomie. Materiał ten ma wiele plusów i jest zdecydowanie wart tych pieniędzy.

Przypony stalowe własnej roboty.

Największa wada fluorocarbonu wynika jednak ostatecznie z tego, że nie jest metariałem niemożliwym do przegryzienia. By zachować odpowiednią na to odporność, musimy stosować materiał dużej grubości, a więc i masy, i sztywności zarazem, a przy tym niepozbawiony pamięci kształtu. To dyskwalifikuje fluorocarbon jako uniwersalny szczupakowy materiał przyponowy, bo generalnie nie nadaje się on do lżejszych zestawów szczupakowych. Trudny do zastąpienia w ciężkich zestawach, na lekko roboty nie zrobi, gasząc i wypaczając pracę mniejszych przynęt. Ponownie – coś za coś.

Mój żelazny zestaw przyponów, czyli co trzeba mieć, skoro jednym przyponem się nie opędzimy?

Jadąc na typowy wypad spinningowy mam ze sobą zawsze dyżurny zestaw przyponów (większości własnej roboty), który umożliwia mi odnalezienie się w każdej szczupakowej sytuacji. W skład tego zestawu wchodzi:

Jeden portfel, który ogarnia wszystko…

  • Kilka przyponów do zestawów „na lekko/średnio” długości 40-50cm wykonanych z plecionek stalowych typu surfstrand 7×7 (ostatnio najczęściej z linki RAW49 od SG o wytrzymałości 10kg) głównie pod gumy, błystki wahadłowe, crankbaity i błystki wirowe.
  • Kilka przyponów z plecionki tytanowej o wytrzymałości 7-9kg pod podobne zastosowania do zestawów najdelikatniejszych i tych o nieco większym potencjale do plątania się. (ostatnio JMC, ale pojawili się już inni dystrybutorzy oferujący takie)
  • Kilka przyponów do nieco cięższych zestawów długości 40-50cm z linki typu surfstrand/surflon 7×7 o wytrzymałości około 18kg
  • Kilka przyponów z monodrutu tytanowego długości 30-40cm o wytrzymałościach 3-5kg, 10-12kg i 18-20kg do zestawów pod jerki, twitche i wirówki/cykady. (Mikado Jaws, Daiwa, tytanki UL z rynku chińskiego, choć ostatnio te najcieńsze zaczęły się pojawiać i u nas)
  • Kilka przyponów z fluorocarbonu grubości 0,90mm (ostatnio stosuję morski Shockleader Type F od Daiwy) o długości 50-70cm pod ciężkie zestawy
  • Kilka „okoniowych” przyponów wolframowych 2,5-5kg (od lat Stan-Mar…)

Przypony z monodrutu tytanowego. Lewy i środkowy wyrób własny. Z prawej Mikado Jaws do 18kg.

Taki zestaw ogarnia mi każdy potencjalny szczupakowy temat. Jest on też konsekwencją mojej opinii, że w kwestii przyponów szczupakowych jedno najlepsze rozwiązanie, po prostu nie istnieje. Są tylko rozwiązania optymalne dla zastosowanego zestawu, który wiąże się natomiast z typem stosowanych przynęt, stopniem aktywności ryb, ich preferencjami pokarmowymi w danym momencie i charakterystyką łowiska. Inny przypon sprawdzi się przy czterocalowej gumce, a inny przy 150-ciogramowym „kotlecie”. Inny sprawdzi się przy zwijanych swimbait’ach, a inny przy odjeżdżających na boki jerkach. Innego potrzebujemy w zarośniętym, pełnym zaczepów łowisku, a innego łowiąc szczupaki na lekko w opadzie nad położonym na siedmiu metrach płaskim blatem. Mój zestaw może się wydawać opasły, ale w rzeczywistości mieści się w jednym portfelu przyponowym wraz z przyponami sandaczowymi i okoniowymi. Nie jest tak źle.

Kolejne pytania i dylematy…

Jaka długość przyponu jest optymalna?

Nie ma tutaj jednej odpowiedzi. Generalnie uznaję jednak, że przypon im dłuższy, tym lepszy. W trakcie ataku szczupaka na przynętę może dojść do wielu sytuacji, które na pozór wydają się nam nieprawdopodobne. Drapieżnik potrafi zassać nawet spore wabiki zaskakująco głęboko. Przypony potrafią się w dziwne sposoby „składać” i zawijać. Ryba wykonując swoje zwyczajowe odejście po ataku, czy też młynkując w trakcie walki, potrafi owinąć sobie przypon wokół pyska, czy ciała. Potrafi się on zahaczyć o „nożyczki” w szczupaczym pysku czy jedną z płetw. W takich sytuacjach, bezpieczna z pozoru plecionka może trafić prosto w zęby szczupaka, a my możemy się pożegnać z rybą, przyponem i przynętą. Długość jednak ma znaczenie…

Ucinaczki i zaciskarka. Narzędzie niezbędne. Przydadzą się jeszcze zapalniczka i klej w typie superglue.

Niemniej długość przyponów ma swoje granice. Pierwszą rzeczą, która nam je wyznacza jest długość wędziska, którym się będziemy posługiwać. Przy krótkich kijach mierzących poniżej dwóch metrów, dedykowanych np. jerkowaniu czy twitchingowi, zwykle musimy się ograniczyć do okolic 40cm. Przy wędkach długich możemy poszaleć. Przypony mierzące 60-70cm nie są moim zdaniem żadną przesadą. Nie tylko lepiej chronią zestaw, ale też w przypadku spracowania się końcowego odcinka, można bezkarnie taki przypon trochę skrócić, zarobić końcówkę i używać go dalej.


Długość i grubość przyponów limituje nam też ich rosnąca wraz z ich wydłużaniem masa, która może mieć negatywny wpływ na pracę niewielkich wabików. Tutaj też dochodzimy do kolejnej kwestii kluczowej.

Dopasowanie przyponu do wabika i techniki.

Generalną zasadą, która powinna nami kierować w trakcie dobierania przyponu do zestawu jest taka, by wybrany przez nas przypon sprzyjał prawidłowej animacji naszych wabików, i jednocześnie, w jak najmniejszym stopniu negatywnie wpływał na ich pracę. Dodatkowo istotnym jest by przypon niwelował ilość potencjalych splątań tak w trakcie rzutu jak i animacji. Dlatego do niewielkich gum stosujemy cienkie i miękkie plecionki stalowe, tytanowe i wolframowe. Dlatego przy jerkach i woblerach twitchingowych genialnie sprawują się monodruty tytanowe. Dlatego przy cięższych zestawach możemy korzystać z zalet grubego fluorocarbonu. Koniec i kropka.

Każdy z opisanych rodzajów przyponów robi robotę, pod warunkiem stosowania w odpowiednich okolicznościach.

Do rozstrzygnięcia pozostaje nam jeszcze kwestia wpływu konkretnych rodzajów przyponu na ilość brań. Czy mniejsza „widzialność” szczupakowego fluorocarbonu gwarantuje nam większą ilość brań niż przy używaniu przyponów stalowych? Dlaczego czasem łowiąc szczupaki na jednej łodzi, na te same przynęty, na tych samych obciążeniach, tą samą techniką, jeden wędkarz ma zdecydowanie większą ilość brań niż drugi? Czy wpływ na to mogą mieć różne materiały przyponowe, których używają? Wreszcie, dlaczego podczas gdy ja łowię finezyjnym, delikatnym zestawem i wyniki mam danego dnia mizerne, kolega z łodzi leje mnie okrutnie łowiąc taką samą gumą, podczepioną do topornego, sztywnego i powykrzywianego przyponu? Sądzę, że wielu spośród nas wielokrotnie zadawało sobie takie i podobne pytania…
Tutaj również nie widzę jednoznacznych odpowiedzi. Założyć raczej należy, że dla szczupaków przypony są widoczne, tak jak i są widoczne dla nas. Pytanie jest takie, czy ryby te zdają sobie sprawę z tego z czym właściwie mają do czynienia i z czym może się to dla nich dalej wiązać? I tu odpowiedź brzmi, że raczej nie, bo gdyby tak było to nie łowilibyśmy ich prawie wogóle. Jeżeli zaś tak nie jest, to co powoduje takie dysproporcje w braniach na zestawy uzbrojone w różne przypony? Czy to tylko sprawa przypadku? Wielokrotnie przerabiałem sytuacje gdy więcej brań było na zestaw z fluorocarbonem, i równie wiele razy „łowniejsza” okazywała się stalka czy tytan. Rozmyślałem nad tym fenomenem wiele razy i uknułem sobie tutaj pewną teorię.

Fluorocarbon czy stalka? Oto jest pytanie. 😉

Wedle niej, w momencie gdy o decyzji drapieżnika o ataku na przynętę przesądzają niuanse (Czyli nie mówimy o sytuacji gdy szczupaki są w szale żerowania i biją wściekle we wszystko co się poruszy w zasięgu ich wzroku), motywem decydującym nie jest to czy przypon jest lepiej, czy gorzej widoczny dla szczupaka (choć w określonych wypadkach trudno całkowicie wykluczyć taki wpływ), lecz raczej to, jak wpływa on na akcję naszej przynęty.


Guma prowadzona na nierozciągliwej, i prostej stalce zachowuje się nieco inaczej niż zwijana na 70-cio centymetrowym, lekko pofalowanym fluorocarbonie. Podbijana na nim reaguje na ruch wędki nieco łagodniej i ospalej. Wpływa on na prędkość opadu na pauzach w prowadzeniu. Grubszy, cięższy, pofalowany przypon wprowadza w akcję przynęty pewne zakłócenia i zaburzenia rytmu, które w określonych, specyficznych warunkach mogą prowokować szczupaki do ataku. Analogicznie, przynęta prowadzona na nierozciągliwej, prostej stalce czy tytanie, będzie na nasze zabiegi animacyjne reagować inaczej. Wszelkie ruchy szczytówki przekazywane będą na nią ostrzej i precyzyjniej, co w innych okolicznościach może być dla naszego drapieżnika bardziej kuszące i trigerować go do uderzenia. Teoria ta nie podważa generalnych zasad doboru przyponu szczupakowego, bo należy rozpatrywać ją jako prawdopodobną w pewnych, specyficznych warunkach. Od generalnych reguł bowiem, zdarzają się wyjątki, które mogą je tylko potwierdzać. To proste. Dostarcz drapieżnikowi takiej przynęty, której zachowanie go w danym momencie sprowokuje. I sęk w tym, że nie zawsze jest to zachowanie, które przewidział dla tej przynęty jej projektant. Odstępstwa od normy bywają czasami bardzo kuszące.

Potrafi zassać i ma czym uciąć…

Takie podejście do sprawy mogłoby również jakoś wytłumaczyć przypadek naszego wrednego kolegi, który swoim topornym zestawem, ze stalką wziętą z blokady rowerowej, skopał nam tyłek, mimo stosowania przez nas finezyjnej i delikatnej plecionki tytanowej czy wolframowej. Czy jest tak w istocie? Nie wiem. To tylko teoria. Można ją odrzucić, można z nią polemizować, można wreszcie próbować ją weryfikować. Mówiąc krótko, skoro nasz sprawdzony, dopasowany, zgodny ze sztuką zestaw w danym momencie działa zdecydowanie gorzej niż zestaw kolegi, to może nie warto się obrażać na świat, tylko spróbować zastosować jego rozwiązania? Może jeżeli coś jest na pozór głupie, ale działa, to wcale nie jest głupie? Dla mnie ta kwestia jest otwarta…

W filmie między innymi kilka porad jak wykonać przypony własnej roboty…

Przed nami majówka. Sezon szczupakowy się zaczyna. Będzie czas na testy i przemyślenia. A ja tymczasem, życzę wszystkim Wam moi drodzy, którzy dobrnęliście do końca tego tekstu, atomowych brań i pięknych, walecznych ryb w tym sezonie. Niech się dzieje pozytywnie.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning

Film poświęcony tematyce przyponów szczupakowych na moim kanale YouTube.

Zapraszam na premierę w piątek o 19.30.

Cenisz moją pracę? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning

Kolejny film na moim kanale YouTube

Zapraszam do oglądania. W tym odcinku robimy rozbiórkę multiplikatora. Mówię słów parę o czynnościach serwisowych i podaję dwa tipy na rozwiązanie problemów, które czasem występują w Kastking,ach Sharky. Miłego oglądania!

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning

Haki pod kontrolą – Osłony kotwic z Aliexpress, czy to ma sens?

Kawał czasu temu, przy okazji kupienia jerków od chińskiego wytwórcy CF Lure, zauważyłem że przyjechały one do mnie z kotwicami zabezpieczonymi plastikowymi nakładkami. „Fajny pomysł na zabezpieczenie w transporcie…” przeleciało mi wtedy przez głowę i co? I zdjęte zabezpieczenia wylądowały w jakimś pudełku z wędkarskimi gratami, na które chwilowo nie ma pomysłu, zaś przynęty ich pozbawione do dedykowanych pudełek. Czy to koniec historii? Nie. To dopiero początek… 😉

W pudle między innymi jerki CF Lure. Podobieństwo do Buster Jerk’ów delikatnie mówiąc nieprzypadkowe…

Każdy chyba spinningista, którego zawartość pudeł przynętowych puchnie tak, że w końcu zaczyna on powoli mieć problem z ich domknięciem, musi się zmierzyć z kilkoma wyzwaniami. Najpierw rozwijamy swoje umiejętności w dziedzinie „spinningowego tetrisa” czyli osiągamy mistrzostwo w dyscyplinie upychania jak największej ilości wabików na jak najmniejszej przestrzeni. Następnie dokupujemy większą ilość pudeł i szukamy modeli „bardziej pakownych” niż dotychczas użytkowane. Potem dokupujemy większe torby i skrzynie, żeby te nowe pudła jakoś pomieścić i przenosić. Skala rozwijania się tych procesów zależy tylko od zasobności portfela danego spinningisty i siły „kolekcjonerskich czy chomiczych” genów jakie w nim drzemią. Niezależnie od nich jednak, do rozwiązania pozostaje nam problem ostrości i czepliwości kotwic, w które uzbrojone są nasze wabiki. Im więcej mamy przynęt w pudłach, tym bardziej kotwice plączą się ze sobą i kaleczą nasze cenne wabiki w trakcie transportu (Tępiąc się przy tym…). Problem ten trapił mnie przez dłuższy czas. Szukałem jakiegoś rozwiązania, innego oczywiście niż drastyczne zmniejszenie ilości przynęt w pudłach (No to przecież byłby już jakiś horror… 😉 ).

Czyż pudło wypełnione po brzegi takimi cukierasami nie wygląda prześwietnie? 😉

W czasie tych poszukiwać kilkukrotnie przypominałem sobie osłonki kotwic od jerków CF Lure, ale nie drążyłem zbytnio tematu. Wydawało mi się po prostu, że osłonki te zajmą zbyt wiele miejsca w pudle i przez to nie sprawdzą się. Poza tym nie spodziewałem się iż będą one dostępne w wolnej sprzedaży, a nie tylko jako dodatek do przynęt. Oczywiście myliłem się w obu kwestiach… Najpierw okazało się, że osłony tego typu pojawiają się i u nas sygnowane przez Meiho czy Savage Gear. Potem okazało się też, że osłony tego typu są bezproblemowo dostępne na Ali i nie kosztują wiele. Ostatecznie, po uznaniu wszystkich innych pomysłów za gorsze, zdecydowałem że przyszedł w końcu czas by kupić jakąś ich partię na próbę i przetestować. Trzeba w boju sprawdzić jak to ostatecznie będzie z tym mieszczeniem się tych wynalazków w używanych przeze mnie pudłach.

Osłonki jakie są każdy widzi. Na naszym rynku można je na przykład znaleźć pod marką Savage Gear.

W trakcie zakupu okazało się, że osłonki tego rodzaju można kupić w bardzo różnych cenach i różniące się od siebie jakością wykonania. Najdroższe i najlepsze zarazem okazały się osłonki w czarnym kolorze stosowane np. przez CF Lure. Dużo tańsze, choć nieco niechlujniej wykonane, okazały się różne semitransparentne osłonki w kolorze białym czy zielonym oferowane w dużych ilościach przez różnych sprzedawców na Ali. Po krókim zastanowieniu uznałem, że cena za oryginalne osłonki CF Lure jest zdecydowanie przesadzona. Poszedłem w taniochę.

Czarne osłonki od CF Lure są świetne. Co z tego, skoro kosztują sporo…

Osłonki te mają formę trójramiennej plastikowej pochewki. Kotwicę wsuwa się w nią od góry, aż do momentu gdy zaskoczy ona na obecne w środku pochewki wypustki. Pochewki mają na dole otwory, które umożliwiają bezproblemowe wysychanie schowanych w nich kotwic co zapobiega korozji. Na górze pochewki, pomiędzy ramionami, umiejscowiono plastikowe oczko, za które można chwycić by wygodniej usunąć osłonę z kotwicy. Konstrukcja prosta i funkcjonalna. Jakość odlewów tanich osłonek nie powala, ale po przypomnieniu sobie do czego to ustrojstwo ma realnie służyć, staje się całkowicie akceptowalna.

Osłonki występują w kilku rozmiarach. Dopasujemy je do mniejszych i większych kotwic.

Osłonki występują w kilku rozmiarach. Pozwalają one dopasować je do większości używanych w słodkowodnym spinningu kotwic. W skrajnych przypadkach niedopasowania rozmiaru kotwicy i osłonki zdarza się, że wchodzą one na kotwicę „na ciasno”, lub ze sporym luzem. Dopóki jednak udaje się je zatrzasnąć na dedykowanych wypustkach, spełniają one swoje zadanie i nie spadają z kotwiczek w trakcie przechowywania i transportu. Dodatkowo są niedrogie. Przy pomyślnych wiatrach można je kupić w cenie poniżej 10zł za 50 sztuk osłonek. Pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia tego, jak bardzo zmniejszają one pojemność użytkową w pudełkach przynętowych.

Upchane na bogato, a problemów z plątaniem i kaleczeniem powłok lakierniczych w końcu brak.

Pod tym względem jest zdecydowanie lepiej niż się spodziewałem. Wbrew moim pesymistycznym przewidywaniom, ubytek dostępnej przestrzeni okazuje się zaskakująco niewielki, zaś korzyści płynące z użytkowania tych osłonek są bardzo wymierne. Przynęty nie są już narażone na skaleczenia w transporcie, zaś kotwice przestają się plątać ze sobą. Każdy, kto wielokrotnie zaliczył uciążliwe rozplątywanie kilku wabików pospinanych w trudny do ogarnięcia, najeżony grotami kłąb (A najlepiej gdy trzeba to zrobić w pośpiechu, pod presją, np. w trakcie zawodów, szybko, bo właśnie się „odpaliły”) z pewnością doceni to rozwiązanie. Ja przynajmniej doceniłem…

I na małe, i na duże kotwiczki…

Linki do przykładowych ofert osłonek na Ali (w tym CF Lure):

https://s.click.aliexpress.com/e/_DdvJ4e9

https://s.click.aliexpress.com/e/_DEcUq6d

https://s.click.aliexpress.com/e/_DkG5yKH

https://s.click.aliexpress.com/e/_DmU7VZP

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning

Nowy film na moim kanale YouTube

Kochani! W materiale sporo mówię o tym jak czytać opisy kijów, o co chodzi z tymi modułami węgla, co wpływa na to, że różne kije zupełnie różnie się sprawują i dlaczego lepiej nie ufać bezkrytycznie producenckim opisom. Jeżeli znajdziecie tu pewne uproszczenia, bierzcie pod uwagę, że starałem się nagrać to tak, by było zrozumiałe, przyswajalne i przyjemne w odbiorze dla jak największej ilości osób.

WAŻNA SPRAWA! CASTING NA TESTOWANE WĘDKI W 2024 ROKU.
W komentarzach pod tym materiałem zachęcam do zgłaszania propozycji kijów z rynku polskiego, których testy chcielibyście zobaczyć na kanale w tym sezonie. Przeglądajcie katalogi, myślcie i zgłaszajcie. Po dwie wędki w kategoriach: okoniówka, szczupakówka, sandaczówka i ewentualnie „kije inne”.
Z uwagą i ciekawością przestudiuję wszystkie wpisy i w miarę możliwości postaram się brać na warsztat kije, które wzbudzają największe zainteresowanie.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Wędka Savage Gear SG4 Power Game Trigger 2,59m 80-130g – Kotlet po żołniersku

Łowienie szczupaków na duże przynęty powoli rozpycha się w świadomości polskich wędkarzy. Mimo tego, że wody nasze, delikatnie mówiąc, nie są eldorado wypełnionym po brzegi tłustymi metrówkami, ilość wędkarzy szukających większych ryb poprzez kuszenie ich dużymi wabikami pomału rośnie. Wpływ na to może mieć, obok działań marketingowych, też rosnąca świadomość, że w określonych warunkach, większe przynęty okazują się po prostu bardziej skuteczne, niezależnie od wielkości łowionych szczupaków. Część producentów/dystrybutorów zdaje się ignorować ten segment rynku. Część jednak widzi w nim potencjał i dostosowuje swoją ofertę tak, by jakoś go wykorzystać. Serie Power Game w ofercie duńskiej marki Savage Gear, to ich propozycja skierowana dla łowiących „na grubo”.

SG4 Power Game…

Savage Gear SG4 Power Game Trigger w wersji 2,59m 80-130g zwrócił moją uwagę wraz z nowym Abu Garcia Beast Pike 254cm 40-140g w trakcie zeszłorocznej Rybomanii. Szukałem wtedy niedrogiej, długiej wędki pod mniejsze kotlety, która zastąpiłaby mi, niekoniecznie dobrze sprawującego się w tej roli eksperymentu, jakim był Kuying Snatch w najdłuższej wersji. W zasadzie wtedy mój pierwszy wybór padł na kij od Abu, ale w dniu, w którym miałem już zamówić wędkę, trafiłem na taką promocję na SG4, że w ostatniej chwili zmieniłem decyzję. Parę dni później kij był już u mnie.

Kolor Olive Drab… Szykowny…

Wbrew oklepanym powiedzeniom, ja uważam, że o stylistyce wędek można i trzeba dyskutować. Mi, osobiście, militarny design całej serii SG4 podoba się bardzo. Blanki wykończone są matowym lakierem w militarnym kolorze nawiązującym do jednego ze stosowanych przez US Army odcieni Olive Drab. Nazwa serii SG4 natryśnięta jest czcionką typu Stencil, wykorzystywaną na skrzyniach z wojskowym wyposażeniem jak i na samym wyposażeniu. Kij uzbrojono w przelotki Seaguide i uchwyt typu Alien od tego samego producenta. Czarne przelotki, uchwyt w kolorze blanku, oraz piankowe gripy utrzymane w tej samej kolorytyce tworzą spójną stylistycznie i efektowną całość.

Uchwyt typu Alien od Seaguide’a

Poziom wykończenia wędki jest bardzo OK. Przelotki (w ilości 9 sztuk) wklejone są równo i wykończone jak trzeba, a jakość pianki nie wzbudza zastrzeżeń. Zastosowany na dolniku, agresywnie wyglądający krzyżowy oplot, pasuje stylistycznie do całości i dodatkowo wzmacnia pozytywne wrażenia estetyczne. Zastosowane komponenty to może nie wysoka półka, ale prezentują przyzwoity poziom.

Pianka na gripach jest ok

Blank ma 259cm długości i wykonany został z carbonu 30T. Ma on umiarkowaną zbieżność i średnice, z jednej strony adekwatne do realnej mocy kija, z drugiej jednak nieprzesadne. Wędka zdaje się dzięki temu relatywnie smukła i optycznie lekka. Przy przelotce szczytowej top wędki ma średnicę 2,40mm. Przy dolniku wartość ta wynosi 12,50mm. Wędka, szczególnie w kontekście jej niewysokiej ceny, jest też lekka. Producent deklaruje jej masę na poziomie 211g. Mój egzemplarz waży dokładnie 206g. Jak na taki kawał drąga to bardzo przyzwoity wynik. Uczucie tejże lekkości zwiększa fakt dobrego wyważenia tego kija. Bardzo długi dolnik robi tutaj robotę. Pozostaje teraz odpowiedzieć na podstawowe pytanie czyli, jak się ten kij sprawuje w trakcie eksploatacji?

Jak na ten budżet i gabaryt, waga jest w porządku.

Kij w trakcie użytkowania wzbudził we mnie nieco mieszane uczucia, jeśli idzie o jego ergonomię. Z jednej strony wędka jest lekka, dobrze wyważona, uchwyt multiplikatora jest wygodny, a całość umożliwia wielogodzinne łowienie ciężkimi przynętami bez poczucia nadmiernego zmęczenia wywołanego operowaniem zbyt ciężkim, źle wyważonym zestawem.

Wykończenie jest jak na tę półkę ok.

Z drugiej strony jednak, długość dolnika w SG4 wydaje mi się nieco przesadzona. Oczywistym jest, że tak długi kij, którym trzeba zdrowo machnąć by katapultować ciężką przynętę na zadowalającą odległość musi mieć długi dolnik. Wymaga tego, tak dobre wyważenie zestawu, jak i uzyskanie odpowiedniej długości dźwigni niezbędnej do wykonania mocnego, precyzyjnego rzutu, czy też pozyskanie możliwości dobrego zaparcia zestawu pod pachą, niezbędnej do komfortowego prowadzenia ciężkiej przynęty, czy wykonania odpowiednio dynamicznego zacięcia.

Długość dolnika. Obok Kuying Snatch w najdłuższej wersji.

Jak dla mnie jednak, SG4 ma dolnik wręcz nieco za długi. Bardzo szeroki rozstaw gripów wymusza równie szeroki chwyt kija w momencie wyrzutu, do którego trzeba się przyzwyczajać. Zaznaczyć tu muszę, że mam prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu i mimo tego mam tutaj lekki dyskomfort. Mój zdecydowanie niższy kumpel, łowiący od lat na kotlety, był długością dolnika w Power Game’ie mocno zaskoczony i trochę czasu zajęło mu „wpasowywanie się” w tę wędkę. Na moje oko, gdyby producent przesunął chwyt jakieś 5 do 7cm w stronę jego dolnego końca, kij zyskałby na ergonomii i nie straciłby nic na walorach wynikających z długiego dolnika.

Uchwyt na przynętę w tak mocnym kiju to konieczność.

Realne CW kija dołem opisano dość zachowawczo. Producent deklaruje tutaj granicę 80g. W mojej opinii zabawę można zaczynać już od okolic 40g całkowitej masy przynęty. Kij od tej granicy zaczyna się ładować na tyle dobrze, by co lotniejsze wabiki o tej masie zaczęły latać na zadowalajace odległości. Górą możliwości tego kija kończą się w okolicach deklarowanych 130g masy całkowitej przynęty. Wędka dobrze ładuje się przy rzutach i pozwala osiągać bardzo zadowalające zasięgi rzutowe.

Kij jest przyjemnie ale nie przesadnie szybki. Można by go dzięki temu określić dość uniwersalnym. Daje radę tak przy jednostajnym zwijaniu większych swimbaitów, jak i ciężkim łowieniu w opadzie. Progresywność tej wędki może nie powala ale jest na tyle dobra, że nie zanotowałem większej ilości spadów. W zasadzie, żeby być precyzyjnym i uczciwym, muszę powiedzieć że ilość spadów była minimalna. Byłem tym w zasadzie nieco zaskoczony. Patrząc na to z perspektywy czasu, zakładam że wpływ na to mogło mieć to, że kij ten miał w trakcie testów szczęście do zdecydowanie biorących ryb. Egzemplarzy wyciąganych za przysłowiową „skórkę” w ogóle nie było. Po prostu, jeżeli już coś wzięło, to dostawało tak konkretnie w dziąsło przy zacięciu, że możliwości spadnięcia w trakcie holu nie miało. Tak. Ten kij pewnie wcina ryby.

TESTY UGIĘCIA:

Przyjemny blank. Mi się łowiło tym kijem całkiem sympatycznie.

Sporo ryb złowiłem tą wersją SG4 i na jerki, chociaż oczywistym jest, że przy tej długości wędki, jedyne bezsterowce, które można sensownie animować to takie, którymi da się zagrać „z korby” (A jest takich na rynku całkiem sporo…). Oczywiście kij ten nie nadaje się zupełnie do typowego jerkowania, gdzie trzeba przynętą odpowiednio szarpnąć, by nadać jej prawidłową akcję. Przy tym wszystkim czułość tej wędki jest na zadowalającym poziomie. Kij dobrze przekazuje drgania i umożliwia reagowanie w punkt, nawet przy delikatnie biorących rybach.

Kij dość szybki, ale nie pałowaty i odpowiednio czuły. Można go polubić.

Pozostaje dodać kilka słów podsumowania. SG4 Power Game Trigger bez żadnych promocji kosztuje około 450zł. Jak kupiłem go w promocji za stówę taniej. Jak za te pieniądze, to całkiem sensowny wybór, do cięższego łowienia szczupaków. Ten odziany w wojskowe fatałaszki kij jest lekki, dobrze wyważony, odpowiednio czuły i posiadający całkiem przyjemną akcję. Nie określiłbym go ani zbyt pałowatym, ani przesadnie spolegliwym. Do tego wszystkiego kij wygląda atrakcyjnie i zrobiony jest na przyzwoitych komponentach. Mimo pewnych uwag, SG4 dał mi sporo wędkarskiej radochy. W swojej klasie cenowej znajdzie się u nas dla niego kilku konkurentów. Zaliczyć do nich trzeba choćby Abu Garcia Beast Pike 254cm 40-140g, nieco droższe Westiny z serii W3 (Powercast i Powershad), czy kije rodzimych dystrybutorów takie jak choćby Dragony G.P. Concept Cast, Mikado Jaws czy Robinson Big Mama. Jeżeli Szanowni Czytelnicy i Widzowie nie mają nic przeciwko, w nadchodzącym sezonie szczupakowym pochylę się nad jednym czy drugim kijem z tej listy by przygotować jakieś małe, zgrabne porównanie. Jednego jestem w tej kwestii pewien. Zacznę od Abu. Do tej pory chodzi mi po głowie… No chyba, że na Rybomanii co innego wpadnie w oko. Pożyjemy, zobaczymy. 😉

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Gomexus – tuningowa korba z Power Knob’em do Daiwa’y BG – Czy warto?

Przez jeden sezon do cięższego łowienia używałem chińskiego kołowrotka Lurekiller Saltist. Po tym czasie Saltista definitywnie zastąpiły w mojej stajni Daiwa’y BG. Młynki te podobają mi się bardziej od Lurekillera pod każdym względem. Z jednym małym wyjątkiem. Za Power Knob’em od Saltista zacząłem tęsknić już w momencie gdy go sprzedałem. Wydatna, wielka „gała” okazała się po prostu najwygodniejszym knobem do ciut cięższego łowienia z jakim miałem do czynienia. Jak żadna inna zapewniała pewny i wygodny chwyt. Nie miała najmniejszych tendencji do wyślizgiwania się z dłoni, w chwili gdy zdarzyło mi się zagapić i dać się zaskoczyć braniem. Była po prostu świetna, a teraz jej nie było…

Daiwa BG i Gomexus. Piękna z nich para…

Inną sprawą jest też fakt, że zastosowany w modelu BG oryginalny T-Knob zdecydowanie nie jest rozwiązaniem idealnym. Im bardziej zaczynałem tęsknić za Power Knob’em Lurekillera, tym mocniej zauważałem niedostatki ergonomiczne oryginalnego chwytu, który mimo pokaźnych rozmiarów, nie układa się dobrze w dłoni i nie daje odpowiedniego poczucia komfortu. W końcu zacząłem się rozglądać za rozwiązaniem, które rozwiązałoby ten problem.

Oryginalny T-Knob zdecydowanie nie należy do moich ulubionych. Mimo pokaźnych rozmiarów nie leży to w dłoni jak trzeba…

Szybko okazało się, że znalezienie tuningowych knobów do wielu modeli Shimano czy Daiwa’y nie jest wcale trudne. Problemy zaczynają się jednak gdy zaczynamy szukać takich akcesoriów konkretnie do serii BG czy BG MQ. Okazuje się, że na rynku, obok zestawów wymagających wykonywania dodatkowych rozwierceń, niewiele jest dedykowanych rozwiązań typu „plug and play”. W tej sytuacji na placu boju pojawił się i pozostał projekt firmy Gomexus.

Skromne, proste opakowanie ze świetną jakościowo zawartością

Opisywane przeze mnie rozwiązanie to kompletna tuningowa korba do kołowrotków z serii Daiwa BG i BG MQ, z wydatnym Power Knob’em osadzonym na porządnych łożyskach. Pierwsze wrażenie po wyjęciu zestawu z pudełka jest doskonałe. Rzuca się w oczy świetna jakość obróbki CNC oraz bardzo dobry dobór kolorów i wzorów ozdobnych nacięć tak by pasowały do dedykowanego korbie kołowrotka. Nacięcia te również służą do odprowadzenia wody, która mogłaby się dostać do wnętrza pustego w środku aluminiowego knoba.

Śliczny w każdym szczególe

Tuningowy zestaw waży nieco więcej niż oryginalna korba. Waga elektroniczna wskazuje na masę 42,5g wobec 38,1g masy oryginalnego zestawu. Długość korby, jej odsadzenie od korpusu i ogólny kształt zasadniczo pokrywają się z wymiarami oryginału.

Zestaw Gomexus’a można określić mianem Plug and Play. Trudno tu mówić w zasadzie o jakimkolwiek montażu. Po prostu odkręcamy z korpusu oryginalną korbę. Wkręcamy zestaw tuningowy i to wszystko. Po tej niezbyt skomplikowanej operacji całość śmiga aż miło.

Oryginał i Gomexus łeb w łeb…

Knob leży w ręce genialnie. Zakręcony na łożyskach obraca się tak jakby nie do końca miał ochotę się w ogóle zatrzymać. Całość wygląda efektownie w każdym detalu. Tego chciałem. No to ile za to zapłaciłem?

Aktualnie za taki zestaw trzeba zapłacić na fabrycznym sklepie producenta około 130 złotych. Ja kupowałem dwa takie w jednej z licznych promocji, i kosztowały mnie po stówie za komplet. Czy to drogo? Dla kogoś kto w tej cenie kupuje całe kołowrotki, to pewnie bardzo drogo. Dla kogoś, kto używa młynków droższych i orientuje się w koszcie części i akcesoriów do nich, nie będzie to suma wysoka. Ja nie żałuję. Dostałem dokładnie to czego chciałem. A ofercie Gomexus’a polecam się przyjrzeć. Bo mają tam na tym swoim sklepiku trochę fajnych cukierasów… 😉

Świetny, jakościowy produkt

Link do tego Power Knob’a na sklepie fabrycznym Gomexus:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DldMVbJ

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

O co chodzi z tym Ned Rig? (Czyli słów parę o przynętach, główkach, sprzęcie i technice)

Kiedy pada hasło „Sposób na leniwe okonie”, każdy ma jakiś swój pomysł. Sposobów na „leniwe okonie” wymyślono multum. Boczny trok, Drop Shot, Jig Rig, Cheburaszka, Carolina Rig, Texas Rig, Tokyo Rig i jeszcze parę by się znalazło. Wszystkie te metody prezentują w określonych okolicznościach dużą skuteczność. W zależności od tychże okoliczności, jedna okazuje się mniej, bądź bardziej skuteczna od innych. Jedną z nich jest też metoda nazywana Ned Rig, której chciałbym poświęcić dzisiaj kilka słów.

Kilka robali, kilka główek i można zaczynać zabawę…

Zacznijmy od tego skąd ten Ned Rig się wziął i przywędrował do nas. Jest to jedna z metod połowu wymyślona najprawdopodobniej na przełomie lat 50’ych i 60’ych jako jedna z finezyjnych metod połowu bassów w Środkowo-Zachodnich Stanach Zjednoczonych, w ramach czegoś szerszego co sami Amerykanie określili mianem „Midwest Finesse Fishing” (co moglibyśmy przetłumaczyć jako „Środkowo-Zachodnie Wędkarstwo Finezyjne”).

Metody te opracowywano w celu zwiększenia skuteczności połowów bassów różnych rodzajów w okresach ich mniejszej aktywności (ze szczególnym uwzględnieniem chłodnych pór roku). Zainteresowanych szczegółami powstawania tejże szkoły łowienia, nazwiskami jej przedstawicieli etc. odsyłam do ciekawego artykułu:

https://www.in-fisherman.com/editorial/history-of-midwest-finesse-fishing-and-the-socalled-ned-rig/375073

lub własnych poszukiwań dalszych informacji na ten temat (W samym artykule jest sporo ciekawych linków).

Wszystkie widoczne „Wormy” posiadają dodatnią pływalność

Co składa się na coś, co znamy pod określeniem Ned Rig? Tak jak w przypadku każdej metody składają się na nią: Przynęta, uzbrojenie, zestaw i prowadzenie.
Jako podstawowe przynęty do tej metody stosujemy miękkie wabiki o kształcie i rozmiarze sporych, raczej grubych i relatywnie sztywnych i niezbyt długich robaków. Powstały one pierwotnie w wyniku obcięcia/skrócenia standardowych wormów stosowanych do łowienia bassów. Obecnie przynęty te znamy pod określeniem „Senko Worm”. Można je też spotkać pod określeniem po prostu „Ned Worm”. Pożądaną cechą takich wabików jest ich dodatnia pływalność, stąd są to wabiki często wykonywane z materiałów typu TPR czy TPE. Z naszego rynku sprawdzają mi się w tych zastosowaniach Ned Wormy od Westin’a. Dobre robi też amerykański Z-Man. Spory wybór dobrej jakości wabików w przystępnych cenach jest też na rynku chińskim.

Dostępne u nas Ned Worm’y firmy Westin

Jako uzbrojenie tych robaków stosuje się charakterystyczne, spłaszczone, grzybkopodobne główki jigowe (Muschroom Head Jig). Oprócz charakterystycznego kształtu, główki tego typu wyróżniają się relatywnie niedużą masą. Wynika to z charakterystycznej dla tej metody, bardzo powolnej i oszczędnej animacji przynęty. Na naszym rynku wybór główek dedykowanych tej metodzie jest mocno ograniczony, a dostępne główki bywają albo drogie, albo dyskusyjnej jakości. Osobiście używam do tego łowienia dedykowanych tej metodzie główek firmy BKK, które są świetne jakościowo i jednocześnie jeszcze akceptowalne cenowo. W związku z brakiem ich dostępności u nas, kupuję je w nielicznych chińskich sklepach, które je oferują.

Główki Ned od BKK. U nas raczej trudno dostępne.

Jaki sprzęt nada się nam do takiego łowienia? W momencie, w którym zakładamy, że naszym celem obok okoni mogą być i sandacze, niegłupim wyborem będą dedykowane, lżejsze kije typu „Worm”, ale nie musimy od razu inwestować w nowe wędki, żeby zacząć przygodę z Ned Rig’iem. Nada nam się do tego też każda szybsza, średniej i większej mocy, dobra pod opad okoniówka. Jako linkę główną polecam plecionki niewielkiej średnicy. Osobiście używam do tego czterosplotowych linek YGK o mocy od 6 do 12lb z odpowiedniej grubości przyponami fluorocarbonowymi (choć raczej nie cieńszymi niż 0,16mm).

Jakość wykonania i ostrość bez zarzutu. BKK to marka, której raczej nie trzeba już reklamować.

Do omówienia pozostaje nam technika. Ta wymaga odrobiny spokoju i cierpliwości. Spora przynęta o dodatniej pływalności, uzbrojona lekką główką, powoli opada na dno. Gdy już to dno osiągnie, stosujemy animację bardzo oszczędną, powolną, wręcz ospałą. Raczej nie podbijamy gumy, ale co jakiś czas, delikatnie ją podciągamy i stosujemy długie pauzy pomiędzy tymi krókimi podciągnięciami. W czasie tych pauz, lekki, pływający worm, sam się pionizuje i delikatnie kolebie na boki, reagując na najdelikatniejsze poruszenia tak linki, jak i wody. Cienka plecionka i czuły kij są kluczowe do tego by nie tracić kontroli nad zestawem. Mimo tego, że po Ned Rig’a sięgamy w momentach, gdy ryby nie są zbyt chętne do żerowania i nie reagują na inne przynęty i techniki, brania bywają zaskakująco mocne i zdecydowane. Być może spory rozmiar „robala” sprawia, że gdy już ryba zdecyduje się go skosztować, nie bawi się w półśrodki i uderza tak by załatwić sprawę szybko. Wielkość robaków typu Senko, częstokroć zdaje się nie przeszkadzać nawet niewielkim rozmiarowo okoniom, które przed chwilą trącały jedynie niewielką gumkę, a w tłustego „Worma” walą bez ceregieli. Oczywistym jest, że podobnie jak w przypadku metody Drop Shot, Ned Rig nadaje się na wstępnie już rozpoznane miejsca bytowania ryb (Gdybyśmy mieli ich dopiero szukać, to w tym tempie, dnia by mogło zabraknąć…) i odwrotnie niż w Drop Shot’cie, Ned Rig nie nadaje się do łowienia na dużych głębokościach, na których to, po prostu, nie będziemy mieli szansy utrzymać kontroli nad zestawem.

Charakterystyczny kształt i niewielka masa

Wszystkich zainteresowanych tą metodą zachęcam do jej wypróbowania i własnych eksperymentów. W momencie gdy niewiele jest rzeczy, które działają, Ned Rig czasami okazuje się jedną z tych nielicznych, które potrafią dawać ryby. W odpowiednich okolicznościach potrafi okazywać się, po prostu, skuteczny.

Link pod którym można kupić główki typu Ned od BKK:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DnON4hx

Linki do kilku przykładowych robaków w typie Senko na chińskich sklepach:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DcQldWh

https://s.click.aliexpress.com/e/_DDqu65j

https://s.click.aliexpress.com/e/_DFIXLTb

https://s.click.aliexpress.com/e/_DCrQrmh

https://s.click.aliexpress.com/e/_DF6HqlL

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/