Cykada o cykadach, czyli anatomia żelastwa…

Na cykady łowię od lat. Nie jestem w stanie powiedzieć ile mam cykad, ale jest ich tyle, że skutecznie zniechęca mnie to do podjęcia się trudu ich policzenia. Przerabiałem różne modele, różnych producentów, poczynając od polskiego rękodzieła, przez szeroko znane marki, a na wynalazkach z Aliexpress kończąc. W tym teście opiszę Wam trzy moje ulubione modele, które ewidentnie zdominowały moje cykadowe „pudełeczko”. Postaram się też zarysować Wam techniki łowienia, które sprawdzają mi się na moich łowiskach. Zapraszam do lektury.

Cykady… Niepozorne żelastwo, które potrafi bardzo zaskoczyć sceptyków…

Żeby nie przedłużać i nie silić się na budowanie sztucznego napięcia, oświadczam od razu, że wszystkie trzy moje ulubione modele cykad, to produkty, znanej pewnie większości wędkarzy, polskiej firmy Spinmad. W mojej opinii jakość tych przynęt, ich skuteczność i wreszcie stosunek tych cech do ich ceny jest najlepszą znaną mi propozycją na rynku. Nim skupię się na poszczególnych modelach, wskażę największe plusy wspólne dla wszystkich cykad od Spinmad’a, które sprawiają, że tak je sobie cenię.

Wycinek mojej kolekcji, który oceniam jako najskuteczniejszy

Po pierwsze, jakość użytych materiałów i wykonania… Cykady tego producenta, produkowane są z mocnej i co ważne sprężystej, a przez to odpornej na odkształcenia blachy, co w przypadku przynęt innych producentów wcale nie jest takie oczywiste. Powłoki malarskie są dobrej jakości i trwałe, same malowania zaś są atrakcyjne i skuteczne. Generalnie cykady te to sprzęt trudny do zajeżdżenia.

Mocna i sprężysta blacha robi u Spinmadów robotę. Te cykady nie wyginają się. Jakość powłok malarskich jest bardzo dobra. Żyją długo.

Po drugie, zbrojenie… Zastosowane przez producenta kotwiczki są same w sobie akceptowalnej jakości. Kiedyś były gorsze. Aktualnie montowane są całkiem niezłe. Z całą pewnością natomiast są one doskonale dobrane rozmiarowo i w przeciwieństwie do najpopularniejszych konkurentów, nawet niewielkie modele Spinmad’ów zbrojone są w zestaw dwóch kotwic. W mojej opinii  daje im to większą „chwytność”. Puste pobicia zdarzają się rzadko. Co do zbrojenia cykad, mam też swoją opinię, na temat „fachowców”, którzy radzą zakładać przednią, podwójną kotwiczkę odwrotnie niż robi to producent, czyli grotami do dołu (co ma rzekomo zwiększyć ich chwytność). Otóż w mojej opinii producent zdecydowanie lepiej wie co robi niż rzeczeni „fachowcy”. Prowadzona cykada nie przemieszcza się w wodzie w pozycji poziomej, ale pochylona do przodu często pod kątem nawet okolic 60 stopni. Dodajmy do tego fakt, że wodne drapieżniki przeważnie atakują swoje ofiary od dołu i powinno zacząć nam świtać. Dla tych, którym nie zaświtało, podam statystykę. Średnio osiem, na dziesięć złowionych przeze mnie na cykady okoni, zapięta jest nie za tylną ale właśnie za przednią, podwójną kotwiczkę, która wbita jest w górną szczękę ryby. Odwracanie jej nie ma za wiele sensu…

Kiedyś Spinmad stosował gorsze kotwice. Czas temu się poprawiły. Trzeba na bieżąco pilnować ich ostrości, zwłaszcza gdy łowimy na bardziej spolegliwe kije. W żadnym wypadku nie zalecam odwracania przedniej, podwójnej kotwiczki, co sugerują niektórzy. Producent dobrze wie co robi, montując je w taki sposób.

Po trzecie akcja/strojenie… Kształt, wyważenie i umiejscowienie otworów służących do podczepienia cykad Spinmad’a daje relatywnie duże możliwości regulacyjne. W zależności od wyboru punktu zaczepienia, akcja cykad, czyli przede wszystkim amplituda ich drgań, zmienia się bardzo istotnie. Ta sama przynęta może pracować albo bardzo drobno, albo bardzo szeroko i agresywnie. Nie każdy produkt konkurencji zapewnia możliwości tak dużej zmiany parametrów pracy przynęty.

Po czwarte cena… Spinmad wycenia swoje produkty bardzo rozsądnie. Tańsze produkty nie dorównują ich jakości i skuteczności. Droższe przeważnie również nie… Takie moje zdanie.

Trzy punkty podczepienia w uniwersalnej „Dziewiątce”. Im bliżej „ogona” cykady, tym pracuje ona szerzej i można ją wolniej równo prowadzić, lub zawiesić w wolniejszym nurcie wody. Im bliżej „pyska” tym drobniej pracuje i wymaga szybszego zwijania linki.

Trzy podstawowe modele cykad, których używam najczęściej to 5-ciogramowy model Amazonka,  9-ciogramowy model Hart i 2,5 gramowa Uklejka. Każdy z tych modeli posiadam w wielu kolorach co częstokroć procentuje. Mimo tego, że mam swoje typy pierwszego wyboru, to co jakiś czas okazuje się, że na łowisku najlepiej danego dnia gra kolor, który przez większość roku leży w pudle. Każdego z tych modeli używam w określonych okolicznościach, w których moim zdaniem sprawują się one najlepiej. Omówię je poniżej.

Mój „żelazny” zestaw. Mam ich sporo więcej w różnych modelach i kolorach. Te tutaj to podstawa.

Spinmad Amazonka to pięciogramowa cykada (waga ważonych egzemplarzy oscyluje od 5,1 do 5,8g), będąca moim pierwszym i podstawowym wyborem przy łowieniu na cykady okoni. Jej wielkość i waga jest optymalna do łowienia tych ryb raczej na niewielkich i średnich głębokościach i umożliwia obsłużenie tej przynęty zdecydowaną większością okoniowych kijów. W zależności od aktywności ryb i okoliczności używam tej cykady na kilka głównych sposobów, niemniej zwykle zaczynam od zaczepienia cykady na ostatnim otworze montażowym zapewniającym najszerszą pracę. Dopiero przy dłuższym braku efektów sprawdzam skuteczność innych opcji.

Waga poszczególnych egzemplarzy ma spore wahania, niemniej, w mojej opinii, nie wpływa to znacząco na ich skuteczność.

– W przypadku ryb aktywnie żerujących w powierzchniowych warstwach wody na ławicach drobnicy, często sprawdza się bardzo szybkie, agresywne prowadzenie przynęty przy powierzchni, na obrzeżach ławicy, albo nieco dalej od niej. Zaraz po wpadnięciu jej do wody zaczynam bardzo szybkie kilkusekundowe zwijanie, po czym następuje pół-jednosekundowa pauza i ponownie szybki odjazd. Mocne i pewne uderzenia zwykle następują w krótkim momencie zatrzymania przynęty w toni wodnej. Taka samotna, rozpaczliwie próbująca wrócić do ławicy, przerażona rybka, stanowi dla czających się dookoła garbów, trudną do odparcia pokusę.

– Gdy to nie działa, szukam ryb w toni, prowadząc je skokami raz głębiej, raz płycej, zaczynając od górnych warstw wody i stopniowo obławiając je głębiej. Próbuję różnego tempa prowadzenia i dłuższych czy krótszych momentów opadu.

Amazonka – totalny, okoniowy, pięciogramowy „must have”…

– O ile dno nie jest pokryte roślinnością, można próbować je opukiwać cykadą, próbując typowego podbicia i opadu. Brania w takich okolicznościach następują wkrótce po poderwaniu przynęty z dna, albo w momencie opadu.

– Czasami najskuteczniejsze okazuje się jednostajne zwijanie przynęty prowadzonej w pół wody lub w pobliżu dna, na skraju roślinności czy nad kantami górek podwodnych lub na rantach spadów przy brzegu. Łowienie cykadami to ciągłe eksperymentowanie, dużo bardziej skomplikowane niż się wielu wydaje.

Lotne, trwałe, dające szerokie możliwości prowadzenia. W wielu sytuacjach diabelnie skuteczne.

Spinmad Uklejka to 2,5 gramowa (realna waga oscyluje od 2,5 do 3,0g), maleńka cykada, która ma u mnie kilka zastosowań.

Te 2,5 grama w opisie to chyba tylko tak orientacyjnie… Nic nie szkodzi. Dalej lecą i ciut głębiej pracują w nurcie. Świetna przynęta na klenie i jazie.

Po pierwsze, może służyć, jako awaryjne rozwiązanie na okonie, gdy te z jakichś powodów szukają mniejszych ofiar niż Amazonka. Czasami zdarza się, że to maleństwo pasuje im bardziej.

Dobra opcja na klenie…

Po drugie, cykada ta to bardzo skuteczna przynęta na rzeczne klenie i jazie. Dobrze pracuje ściągana w różny sposób względem prądu wody, i co najważniejsze, przy stosunkowo niedużym uciągu  dobrze pracuje też na przytrzymaniu. To pozwala skutecznie obławiać nią różnego rodzaju dołki i rynny, w których możemy ją zatrzymać na dłuższy czas, dając leniwej rybie więcej czasu na podjęcie decyzji o ataku.

I jazie…

Po trzecie, Uklejka to cykada, w którą regularnie biją wzdręgi, płocie i inne mniej spinningowe gatunki. Miłośnikom ultralekkiego nękania białorybu polecam wypróbowanie tej przynęty na swoich łowiskach.

Doskonałe, łowne kolory. Kotwiczki ostre ale i delikatne. Hol grubej kluchy trzeba prowadzić z wyczuciem.

Spinmad Hart to 9-ciogramowa cykada (realnie zważone mieszczą się w przedziale od 9,0 do 9,7g), którą z pełnym rozmysłem mimo niewielkich rozmiarów stosuję jako przynętę na szczupaki. Ustawiona na najszerszej pracy służy mi do obławiania trzy-czterometrowych blatów i łąk podwodnych, na których spodziewam się tych drapieżników. Prowadzona niezbyt szybko, jednostajnie, bądź łagodnymi skokami, regularnie prowokuje do ataków szczupaki w każdym rozmiarze. Dodatkową premią w takich miejscach są oczywiście spore okoniowe przyłowy, dla których dziewiątka stanowi również atrakcyjny cel.  

Jako, że Harty pracują u mnie regularnie jako przynęty szczupakowe, dbam o to by były uzbrojone w odpowiednio mocne kotwiczki.

Mimo, że cykady nie są łatwymi przynętami do łowienia nimi w roślinności wodnej (poprzez swoją dużą „czepliwość” i szybki opad) czasami łowienie nimi w takich miejscach potrafi odczarować martwą z pozoru wodę. Zdarzało mi się, że szczupaki ignorujące całkowicie inne przynęty, w podrzucane cykady waliły pewnie i zdecydowanie. Niemniej jest to łowienie wymagające. Przynęty trzeba prowadzić szybko i tak manewrować wysoko podniesioną szczytówką, by kluczyć pośród widocznej roślinności minimalizując ilość nieuchronnych zaczepów. Cóż, wielokrotnie zdarzało mi się, że takie kombinowanie, okraszone niestety regularnym ściąganiem zielska z haków wraz z towarzyszącym temu charakterystycznym „spinningowym słownictwem”,  po prostu się z wędkarskiego punktu widzenia opłacało. Łowienie to, jakby nie było frustrujące i upierdliwe, przekładało się na wyniki, a o to przecież summa summarum w tym wszystkim chodzi.

Czasami, gdy szczupaki w zielsku nie chcą tknąć ni gumy, ni jerka, w cykady walą jak wściekłe. To żmudne łowienie, ale czasami daje efekty.

Hart wreszcie,  to przynęta, która pozwala nam też łowić okonie na większych głębokościach i na wodach płynących o większym uciągu niż umożliwia nam to lżejsza Amazonka. Sama technika połowu pozostaje wtedy jednak podobna jak przy zastosowaniu jej mniejszej i lżejszej odpowiedniczki.

Okonie i Firetiger’y są bardzo skuteczne latem…

Jakie wędziska sprawdzają się przy łowieniu cykadami? Nie są to przynęty szczególnie wymagające pod tym względem. Osobiście unikam jednak do takich zastosowań kijów o bardzo szybkiej akcji, ze szczególnym uwzględnieniem wklejanek. Przynęty prowadzone skokami na takich wędkach nie pracują moim zdaniem optymalnie, a ryby mają tendencje do odbijania się od przynęt. Optymalne są dopasowane pod względem obsługiwanego CW  tubulary o akcji fast lub medium-fast o progresywnych, mięsistych blankach. Przy płytkim łowieniu w toni wodnej na najlżejsze modele cykad, świetnie robią robotę też paraboliczne kije w typie rozmaitego rodzaju trout’ów, niemniej pod jednym warunkiem – kotwice założone w naszych przynętach muszą być bezwzględnie ostre. W wypadku gdy przy takim łowieniu powtarzać będą nam się częste spady, należy na wstępie sprawdzić ostrość haków bo w większości przypadków to właśnie jej brak, będzie odpowiedzialny za taką sytuację.

Te przynęty nie wymagają bardzo specjalizowanych zestawów. Większość fastów lub medium-fastów będzie odpowiednia. Do tego odporny na splątania przypon – najlepiej fluorocarbon albo tytan.

Niezależnie od tego, na które modele cykad się zdecydujecie, posiadają one pewne wspólne wady i zalety.

Do mrocznej strony łowienia cykadami bez wątpienia należą ich skłonności do plątania się przy rzucie. Mało, które przynęty są tak wrażliwe na słabą, niechlujną technikę rzutową jak one. Rzuty wykonywane szybko, niedbale, bez wymaganej płynności, regularnie prowadzą do zaplątania się przynęty i wzrostu poziomu frustracji wędkarza. Dlatego nadmierny pośpiech przy obławianiu wody cykadą jest mocno niewskazany. Z tym też wiąże się potrzeba stosowania odpornych na splątania materiałów przyponowych. Fluorocarbon i tytan są jak najbardziej wskazane. Popularny i tani wolfram będzie natomiast, bez dwóch zdań, wyborem po prostu fatalnym.

Duża „chwytliwość” cykad przekłada się niestety na to, że ilość holowanego na grotach kotwic zielska jest spora. W wielu miejscach nie da się po prostu skutecznie i z przyjemnością na nie łowić. Czasami by zbytnio nie podnosić sobie ciśnienia lepiej odpuścić i zmienić przynętę na coś mniej „kolczastego”.

Zalet dużo. Wady też są ale można z nimi żyć.

Przy tych nielicznych wadach, cykady mają kilka kapitalnych zalet, dla których warto się w nie wyposażyć. Obok zalet użytkowych takich jak łowność czy trwałość  i szerokiego spektrum spinningowych możliwości, które nam one dają, a które opisałem wcześniej, to dodatkowo przynęty bardzo lotne, które pozwalają nam szybko spenetrować duże połacie wody o różnej głębokości, i które wabią wiele gatunków drapieżników. Wielokrotnie okazywały się one dla mnie przynętami dnia, ratując sytuację punktową na zawodach i wędkarski honor. Osobiście, nie wyobrażam sobie mojego arsenału spinningowego bez cykad, a wchodząc do sklepu wędkarskiego muszę omijać stojaki na których wiszą, bo jeżeli do takiego już podejdę, to zawsze jakoś tak się dzieje, że wypatrzę na nim coś, co okazuje się być mi koniecznie i bezdyskusyjnie potrzebne do kolekcji… Tak… Wiem… To choroba… Do tego, wydaje mi się, że chyba nieuleczalna… Muszę z tym żyć… 😉

Ile by ich nie miał, zawsze by się jeszcze jakaś przydała. Tylko gdzie i jak te kolczaste cuda trzymać? 😉

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

W&K Key Shad – Kolejne, bardzo udane podejście do tematu Easy Shiner’a…

Tytuł mówi wszystko. Będzie o kolejnej gumie nawiązującej swoim kształtem do kultowego Easy Shiner’a. Kolejny raz przedstawię Wam też gumę producenta, który do tego tematu podchodzi poważnie i dlatego jego produkt prezentuje się generalnie bardzo dobrze. Poznajcie W&K Key Shad’a…

W&K Key Shad

Key Shad’y oferowane są przez firmę W&K w pięciu rozmiarach: 4,5 cala (11,5cm), 3,5 cala (9cm), 3 cale (7,5cm), 2,5 cala (6cm) i 2 cale (5cm). W zależności od rozmiaru występują w liczbie wariantów kolorystycznych oscylującej od okolic dziesięciu do kilkunastu możliwych opcji. Mimo, że paleta oferowanych wersji barwnych nie jest specjalnie szeroka, proponowane przez W&K kolory należy ocenić jako atrakcyjne w naszych warunkach wędkarskich. Każdy raczej powinien znaleźć tam coś co „zagra” na jego wodzie. Moją opinię na temat tych gum zbudowałem użytkując je w moim „ulubionym” okoniowym rozmiarze czyli 2,5 cala.

Moje ulubione kolory Key Shad’ów w rozmiarze 2,5 cala

Przy pierwszym kontakcie pierwsze na co zwracamy uwagę to kształt nawiązujący do keitechowskiego Easy Shiner’a z jedną, widoczną od razu, modyfikacją. Gumy W&K mają na grzbietowej stronie charakterystyczne, delikatne „żebrowanie”, które na pierwszy rzut oka odróżnia je od oryginałów. Ogólna jakość wykonania przynęty jest bardzo dobra. Nie ma się do czego przyczepić.

Widoczne od góry, charakterystyczne „żebrowanie”

Drugą sprawą jest zastosowany materiał. Jest delikatnie sztywniejszy od tego, jaki użyto u jego japońskiego protoplasty. Sprawia to, że Key Shad’y nieco lepiej od Keitech’ów trzymają się np. na główkach z mikrozadziorami. Silikon ten nie przejawia przy tym absolutnie zwiększonej pamięci kształtu. Większa sztywność gumy, wbrew obawom, które mogłyby się teraz u niektórych pojawić, nie ma też negatywnego wpływu na ich pracę. Dlaczego?

Do jakości wykonania nie można się przyczepić…

Dlatego że, w Key Shadach ogonowa część gumy jest bardzo cieniutka i delikatna, co w połączeniu ogonkiem odpowiedniej wielkości sprawia, że guma pracuje doskonale już przy najmniejszych obciążeniach i przy najwolniejszych z możliwych tempach prowadzenia. Pod tym względem przynęta prezentuje się świetnie. Nie widać również by odstawała in minus od oryginału w kwestii trwałości. Ogonek straci w podobnych okolicznościach. Na haku jednak utrzyma się stabilnie nieco dłużej.

Delikatna część ogonowa pracuje rewelacyjnie już przy najlżejszych główkach jigowych

Kolejną sprawą, która różni Key Shad’a od Easy Shiner’a jest bardziej matowa powierzchnia gumy, co związane jest z nieco inaczej rozwiązaną kwestią atraktora. Key Shad’y nie pławią się bowiem w oleistym atraktorze, jak to dzieje się u innych producentów. Według W&K atraktor jest zawarty w materiale, z którego zrobiono przynętę. Materiał ten dodatkowo zawiera dodatek soli w swojej strukturze co również powinno mieć działanie wabiące. W realnym kontakcie, niektóre z kolorów Key Shad’a mają ewidentnie wyczuwalny smrodek. W niektórych zapach jest zdecydowanie bardziej neutralny. W dotyku guma nie „spływa olejem”, niemniej, niezależnie czy jest z tych bardziej, czy mniej śmierdzących, po położeniu jej na kartce papieru i podniesieniu z niej, po każdej na papierze zostaje delikatny, ale wyraźny oleisty ślad. Ciężko stwierdzić skąd te różnice w zapachach. Być może producent stosuje różne atraktory.

Gumy nie błyszczą od oleistego atraktora. Powierzchnia przynęt jest bardziej matowa, nie licząc oczywiście połyskującego tu i ówdzie brokatu.

Pozostają nam dwie ostatnie, kluczowe kwestie. Czy ta guma jest skuteczna, a jeśli tak, to ile to kosztuje?

Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: Zdecydowanie tak. Key Shad jest gumą w określonych warunkach bardzo skuteczną. Nie odstaje w tej kwestii od oryginału. Okoniom te gumy ewidentnie smakują i pod tym względem są zdecydowanie warte polecenia.

Odpowiedź na drugie pytanie brzmi następująco: Za 15 gum w rozmiarze 2,5 cala trzeba zapłacić aktualnie bez żadnych zniżek i kuponów rabatowych około 20 złotych. To trochę mniej niż za paczkę 12 sztuk mniejszych, dwucalowych Keitech’ów, które w modelu Easy Shiner, w rozmiarze 2,5 cala nie występują. Za paczkę dwucalowych  Key Shad’ów zapłacimy niecałe 20 złotych, ale w tym przypadku będzie ich w paczce już 20 sztuk. To na pewno dużo drożej niż T-Tail’e od TSU. To też jednak znacząco taniej niż oryginalne Easy Shiner’y. Kupić czy nie kupić? O tym niech każdy rozstrzyga sam…

Paczka 15 gum w rozmiarze 2,5 cala za dwie dychy? Nikogo ta cena nie znokautuje, zwłaszcza w kontekście dobrej jakości i skuteczności tych przynęt.

Link do Key Shad’ów w rozmiarze 2,5 cala na oficjalnym sklepie W&K. Znajdziecie tam tak inne rozmiary tych gum, jak i inne dobre przynęty:

https://s.click.aliexpress.com/e/_AbzOWO

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Westin Ricky the Roach – Guma Heavy Duty

Gumy duńskiej marki Westin zaznaczyły dość dobitnie swoją obecność na naszym rynku. W moim przypadku chwilę potrwało nim się do nich przekonałem. W końcu jednak je doceniłem. Mają one sporo zalet. Przynętą, od której zaczęło się moje uznanie dla gum Westin jest Ricky the Roach. Zapraszam do lektury testu tej zacnej, szczupakowej gumy.

Westin Ricky the Roach…

Westin Ricky the Roach w wersji shadtail (z ogonem w formie kopytka) występuje obecnie na rynku w czterech podstawowych rozmiarach. 7cm (6g), 10cm (14g), 14cm (42g) i największym czyli 18cm (85g). Już patrząc na stosunek długości do masy tych gum, można wyciągnąć wniosek, że są to przynęty dość masywnej budowy. Tak też jest w istocie. Biorąc do ręki tę gumę w dowolnym rozmiarze, dostajemy naprawdę solidny i mięsisty kawał silikonu. Ricky the Roach jest do tego przynętą dość wysoko wygrzbieconą. Wszystko to wpływa na jej relatywnie dużą masę.

Ricky the Roach’e w rozmiarach 10, 14 i 18cm. Westin oferuje je w wielu atrakcyjnych kolorach i co roku paletę dostępnych ubarwień poszerza.

Szczegóły wykonania tego wabika stoją na wysokim poziomie. Przynęta ma wiele widocznych, anatomicznych detali i atrakcyjne wersje kolorystyczne. Nie jest to może poziom, do którego przyzwyczaiła nas seria przynęt 3D i 4D od Savage Gear, ale i tak jest bardzo dobrze. Przy pierwszych oględzinach można odnieść też wrażenie, że przez swoją krępość i masywność guma ta jest relatywnie dość sztywna. Zdecydowanie nie ma ona tendencji do lania się w rękach trzymającego ją wędkarza. Nie ukrywam, że przy pierwszych oględzinach w sklepie miałem w związku z tym pewne obawy co do jej pracy. Czy znalazły one swoje potwierdzenie w praktyce?

Gumy są mięsiste, estetycznie wykonane i do tego diabelnie trwałe.

Na szczęście nie. Guma pracuje nieco drobniej i oszczędniej niż większość najpopularniejszych w ostatnim czasie wabików szczupakowych, ale nie obniża to jej skuteczności. Prowadzona jednostajnie oprócz zamiatania ogonkiem, wyraźnie lusterkuje i prowokuje szczupaki do ataku. Mniejsze rozmiary nadają się bardzo dobrze do łowienia w opadzie o ile nie schodzimy z ciężarem główki jigowej do najniższych wartości gdzie sztywność gumy zaczyna dawać o sobie znać. Większe świetnie się sprawują w roli typowych swimbaitów prowadzone z różnymi prędkościami (oprócz tych ekstremalnie wolnych) i ewentualnie delikatnie podciągane i podszarpywane. Wielokrotnie Ricky the Roach w rozmiarze 10cm stawał się u mnie ”przynętą dnia”. Trzeba nadmienić, że zdarzało  się to tak przy płytkim czesaniu zielska jak i opadowym obławianiu trzy-czterometrowych blatów. Generalnie szczupakom Ricky smakuje. Czasami nawet bardzo…

Dalibyście wiarę, że ten bezoki Ricky przetrwał już ataki kilkunastu szczupaków? A jednak…

Tutaj też wychodzą kolejne fenomenalne zalety tejże przynęty. Westin Ricky the Roach, to guma zdecydowanie ponadprzeciętnie trwała i odporna na szczupacze zębiska. Powłoka nie ma tendencji do gubienia wzoru, zaś sam silikon trzyma się bardzo pewnie na główkach jigowych różnych typów i jest ekstremalnie odporny na ugryzienia. Mam gumy, które mają po kilkanaście zębatych na koncie i cały czas wyglądają nieźle. Nie zdarzyła mi się też jak do tej pory ani jedna obcinka ogona. Może mam trochę szczęścia, ale nawet jeśli tak, w niczym nie zmienia to faktu, że przynęty te są po prostu bardzo trwałe i przez to okazują się też bardzo opłacalne w zakupie. Nieco wyższa cena tego zakupu, wobec wspomnianej trwałości, przestaje być jakimkolwiek problemem. To się po prostu opłaca.

A tak bezoki, który ostatecznie okazuje się jednookim wygląda z drugiego profilu. To niesamowicie trwałe gumy…

Westin Ricky the Roach to bardzo dobra przynęta. Za rozsądne pieniądze otrzymujemy wysokiej jakości produkt. Guma ta jest łowna i bardzo trwała. Występuje w wielu rozmiarach i świetnych wersjach kolorystycznych. Jeżeli ktoś do tej pory nie miał z nią styczności zachęcam do jej wypróbowania. Projektując ją spece z Westin’a wykonali kawałek naprawdę dobrej roboty.

Trwałe, łowne i w ostatecznym rozrachunku bardzo opłacalne w zakupie.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

SuperContinent Awaruna – Jeden z hitów chińskich specjalistów od gum

Firma SuperContinent to jeden z potentatów na rynku chińskich producentów przynęt miękkich. Ich produkcja to w większości kopie gum stworzonych przez uznane na rynku marki. Do „zapożyczonej” myśli technicznej, spece z SuperContinent dorzucają od siebie dobrą jakość, duży wybór autorskich kolorów i rozmiarów, oraz świetne ceny. Ten mix sprawia, że przynęt ich produkcji aż szkoda nie mieć w swoim pudle. Zapraszam do przyjrzenia się jednemu z ich sztandarowych produktów. Przed Wami Awaruna sygnowana ich marką…

SuperContinent Awaruna

Stworzona przez japońską firmę Pontoon21 przynęta nazwana Awaruną, to dla wielu już klasyka. Ten ripperek o charakterystycznym, wąskim, „nacinano-żebrowanym” korpusie i niewielkim, szerokim ogonku, został w ostatnich latach przez wielu łowcy okoni okrzyknięty absolutnym „must have”. Gumki te świetnie pracują już przy najmniejszych obciążeniach i są bardzo łowne. Nic dziwnego, że rynek jest pełen różnych wariacji na ich temat, oferowanych przez innych producentów.

Są kolory „naturalne”…

W gronie tych ostatnich znajduje się produkt SuperContinent. Producent ten oferuje te gumy w 28 wersjach kolorystycznych oraz czterech rozmiarach. Do wyboru mamy gumki w najmniejszym rozmiarze 50mm (20 sztuk w paczce), 80mm (10 sztuk), 95mm (5 sztuk) i najokazalsze 110mm (4 sztuki). Kolory proponowane przez tego producenta trzymają się charakterystycznej dla niego palety. Poczynając od kolorów „naturalnych”, przez motoroil’e i zielenie, a kończąc na fioletach i różnych krzykliwych barwach w typie seledynów. Gumy te występują tak w wersjach jednokolorowych, jak i w wersjach dwukolorowych. Mamy tu zabarwienia semitransparentne jak i wzory z „pieprzem” czy brokatem. Połączenia klasyczne jak i kolorystykę mniej oczywistą. Nawet największe marudy powinny w tym zestawie znaleźć coś co uznają za potencjalnie łowne i atrakcyjne. Jest w czym wybierać.

Jak i bardziej „awangardowe” ubarwienia…

Silikon z którego wykonano te Awaruny jest dobrej jakości. Odlewy są przyzwoite. Materiał jest miękki i elastyczny lecz nie jest zarazem przesadnie delikatny. Trwałość gumek jest zadowalająca. Do tego odpowiednio przechowywane gumy te nie prezentują zbyt dużej pamięci kształtu. Pod tym względem jest w sumie bardzo dobrze. Na tle markowych produktów, SuperContinent’y nie mają się czego za bardzo wstydzić.

Dobra jakość tak silikonu, jak i odlewu…

Przynęty te wyjęte z oryginalnego opakowania są śliskie, lecz nie mają zapachu typowego dla stosowanych przez niektórych producentów atraktorów. Śliski film na ich powierzchni wygląda raczej na warstwę konserwującą gumy niż mającą dodatkowo zwiększyć ich łowność. Gumki mają umiarkowany „chemiczny” zapach, który nie odstaje” In minus” od produktów innych producentów.

Charakterystyczny szeroki ogonek…

Osobiście najczęściej używam tych Awarun w najmniejszym rozmiarze czyli 50mm. Gumki te robią robotą tak przy uzbrojeniu ich w główkę jigową typu mikro, jak i stosowane od czasu do czasu jako przynęta na „bocznym troku” (Nie lubię, nie lubię… Ale czasami cholerstwo robi robotę…). Zazbrojone na „bocznym” pracują ogonkiem jak i wpadają w nieregularny ruch wirowy, który momentami przypomina totalnie biernym okoniom, że może jednak warto coś chapnąć. Generalnie przynęty trzeba ocenić jako łowne i skuteczne.

Kolorów i rozmiarów jest dużo więcej…

Wszystko to dostajemy zaś w świetnej cenie. Za paczkę 20 gum w rozmiarze 50mm aktualnie musimy zapłacić około 7 złotych. Cóż… Taka jakość, za taką cenę obroni się sama, zawsze i wszędzie. Przynęty SuperContinent są warte polecenia. Tak Awaruny jak i inne ich produkty, wśród których znajdziemy ich wariacje na temat projektów m.in Keitech’a, Lucky John’a, Savage Gear’a, FishUp’a i innych graczy z „gumowej czołówki”. Polecam zajrzeć do ich oferty… Warto…

SuperContinent ma w ofercie wiele innych, świetnych gum…

Sklepy w których kupicie SuperContinent Awaruna:

Linki są do oficjalnego sklepu SuperContinent, który oferuje Awaruny pod kilkoma pozycjami. Ich ceny mogą się różnić w różnym czasie…

https://s.click.aliexpress.com/e/_9hsbEn

https://s.click.aliexpress.com/e/_A7WKlD

https://s.click.aliexpress.com/e/_98zFJp

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Tsurinoya T-Tail – Udana „wariacja” na temat Easy Shiner’a

Keitech’owski Easy Shiner, to chyba najczęściej kopiowana guma na świecie. Ilość „zamienników” na rynku jest oszałamiająca, zaś ich jakość oscyluje od bardzo nędznych do naprawdę świetnych. T-Tail firmy Tsurinoya to jeden z najlepszych, z jakimi miałem do czynienia. Zapraszam do zapoznania się z krótkim testem tych gum.

Tsurinoya T-Tail

Dlaczego test będzie krótki? Cóż… W temacie Easy Shiner’a zostało już napisane i powiedziane tyle, że przydługie wstępy i wprowadzenia konieczne nie są. By nie zanudzać, przejdę do konkretnego wypunktowania cech charakterystycznych produktu Tsurinoya’i.

T-Tail’e w rozmiarach 55mm, 75mm i 88mm. Odpowiednio w paczce dostajemy ich 25, 18 i 12 sztuk.

Po pierwsze gumy te występują w sześciu rozmiarach. Możemy je nabyć w długościach: 55mm, 65mm, 75mm, 88mm, 100mm i 120mm. Do tego producent oferuje je w nienajgorszej palecie barwnej. W sumie naliczyłem je w dwunastu wersjach barwnych. Oczywiście w zestawieniu z paletą kolorystycznych wariacji ,którą oferuje nam Keitech, liczba ta wygląda raczej skromnie, niemniej ogólnie nie jest źle. Oferowane kolory są atrakcyjne i sporo z nich okazuje się łowna.

Używane przeze mnie kolory T-Tail’i w rozmiarze 55mm

Po drugie silikon zastosowany przez producenta jest bardzo dobrej jakości. Jest elastyczny i nie ma nadmiernej pamięci kształtu. Gumy pracują przy tym doskonale i są zdecydowanie od Keitecha trwalsze. Pod tym względem jest naprawdę świetnie.

Silikon jest bardzo elastyczny ale też trwalszy niż w Keitech’u. Ta gumka ma za sobą już trochę okoni i nadal cała, ani też nie spada z haka.

Po trzecie gumy pokryte są atraktorem i zawierają sól. Smrodek jest bardzo wyrazisty i przypomina nuty zapachowe towarzyszące produktom renomowanych producentów. Producent twierdzi, że atraktor ma zapach krewetkowy.  Cóż…  Trzeba mu uwierzyć na słowo tak jak i innym, którzy swoje smrody opisują jako aromaty kałamarnicy czy makreli.  Niemniej w tej kategorii trzeba też przyznać duży plus.

Atraktor jest… Zdecydowanie wyczuwalny… Gumy są nim wystarczająco obficie pokryte.

Po czwarte cena. Tutaj mamy totalny nokaut. Paczka 25 gum w rozmiarze 55mm kosztuje aktualnie poniżej 10 złotych. Ta cena, za produkt tej jakości, to jak prezent od Świętego Mikołaja.

25 świetnych gumek 55mm w cenie trochę powyżej 9zł? Niech ktoś spróbuje mi udowodnić, że to słaba oferta…

Po piąte… Czego mi w tym produkcie brakuje? Cóż… Brakuje mi wielu Keitech’owych kolorów, które uważam za obowiązkowe na rozkładzie, dlatego w moim zawodniczym pudle, T-Tail’e nadal stanowią jedynie uzupełnienie dla Keitech’ów, a nie odwrotnie (pomijam już fakt, że od Easy Shiner’ów wolę częstokroć inne modele gum, tak z oferty Keitech’a jak i innych producentów, ze szczególnym uwzględnieniem w ostatnim czasie produktów Lucky John’a). Zdaję sobie jednak sprawę, że stan ten wynikać może z siły mojego przyzwyczajenia i wytworzenia w sobie silnej wiary w skuteczność pewnych sprawdzonych wielokrotnie rozwiązań. Abstrahując jednak od tego, T-Tail od Tsurinoya’i to nowoczesna guma świetnej jakości, trwała i łowna, którą producent oferuje w rewelacyjnej cenie. Polecam spróbować. Jestem przekonany, że wielu miłośników gum w tym typie, po kilku testach, włączy je na stałe do swoich arsenałów.

Te gumy robią robotę. Do tego są trwałe i bardzo tanie.

Sklepy w których kupicie Tsurinoya T-Tail:

https://s.click.aliexpress.com/e/_ABNWea

https://s.click.aliexpress.com/e/_Ame5AQ

https://s.click.aliexpress.com/e/_A4ItmE

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Hog Shad od Esfishing/Kesfishing – Wieprzowina w pięciu smakach

Pig Shad to szczupakowa guma stworzona przez speców od Strike Pro, która cieszy się zasłużoną renomą. Łowna, trwała, lotna i łatwa w prowadzeniu. Nic dziwnego, że stała się „inspiracją” dla chińskich wytwórców przynęt i znalazła swoje odpowiedniki na Aliexpress. Jak się ma świnia chińska do świni szwedzkiej? Dobre pytanie… Zainteresowanych odpowiedzią zapraszam do lektury testu tej przynęty.

Hog Shad – Świnia jest świnia…

Świnia jaka jest, każdy widzi – chciałoby się powiedzieć, patrząc na Hog Shada spod znaku Esfishing (zamiennie Kesfishing). Znając doskonale wyrób Strike Pro, przy pierwszym kontakcie z chińskim „zamiennikiem” przecierałem oczy ze zdumienia. Ta guma jest łudząco podobna do oryginału pod każdym względem. Kształt, konsystencja zastosowanego silikonu, kolorystyka… Chiński świniak wygląda przy pierwszym kontakcie po prostu świetnie. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że śmierdzi zdecydowanie mniej od oryginału, mając oczywiście na myśli chemiczny zapach przynęty, a nie odory z chlewika. Chińczycy produkują te gumy w wielu łownych kolorach i kilku rozmiarach. Poczynając od 20cm knurów odpowiadających modelowi Pig Shad Junior, przez modele o długościach 15cm, 12,5cm, a kończąc na 10cm, słodziutkich, malutkich prosiaczkach. Jest w czym wybierać.

20cm Tata Świnka, 15cm Peppa i 10cm Dżordż… 😉

Pierwszy ogląd to jednak nie wszystko. W przypadku przynęt gumowych istotna jest ich praca oraz odporność zastosowanego materiału na trudy eksploatacji oraz przechowywania. Jak Hog Shady wypadają w użytkowaniu? Moim zdaniem świetnie, ale by nie uprzedzać faktów, zacznę od sprecyzowania podstawowej kwestii. Osobiście najbardziej lubię, cenię i najczęściej stosuję Hog Shady w dwóch największych rozmiarach czyli 20 i 15cm. Mniejsze rozmiary też posiadam, ale używam sporadycznie i nie pokuszę się o ocenę ich skuteczności. W przypadku większych rozmiarów, moją ocenę tych gum buduję na doświadczeniach własnych, oraz mojego serdecznego przyjaciela, który użytkuje je intensywnie kawał czasu, ze świetnymi efektami. Z moich doświadczeń i obserwacji jasno wynika, że:

Kolory łowne, silikon świetnej jakości…

– Przynęta ta zdecydowanie należy do lotnych i łatwych w prowadzeniu.

– Guma nadaje się do bardzo płytkiego łowienia. Z minimalnym dociążeniem i przy bardzo wolnym prowadzeniu pracuje już doskonale. Zamiata ogonem oraz szeroko lusterkuje.

– Guma jest odporna na szczupacze zęby. Masywny odlew potrzebuje wielu pogryzień by został poważniej uszkodzony. To nie Cannibal 15cm, któremu agresywny „kasztan” potrafi urżnąć ogon przy pierwszym ataku.

– Guma jest łowna. W określonych warunkach bardzo skuteczna – potrafiła nie raz stawać się „przynętą dnia”. Oczywiście cudów nie ma. Częstokroć inne przynęty okazywały się skuteczniejsze, niemniej Hog Shad to guma o relatywnie wysokim poziomie atrakcyjności dla szczupaków, szczególnie tych w większych rozmiarach.

– Przynęta dobrze znosi dłuższe przechowywanie. Nie wydaje się w sposób nadmierny podatna na trwałe odkształcenia powstałe na skutek niewłaściwego jej przechowywania. Niemniej cudów i tutaj nie ma. Niewielką pamięć kształtu jednak posiada.

Esfishing i Strike Pro obok siebie…

Hog Shad’y od Esfishing nie odstają jakościowo od oryginałów. To świetne gumy. Niestety cenowo, również nie odstają w sposób drastyczny. Są tańsze, ale niekoniecznie bardzo tanie. Niemniej, gdy uda się je ustrzelić w jakiejś promocji , różnica w cenie potrafi być bardziej przekonująca. Osobiście używam tak ich, jak i oryginałów od Strike Pro zamiennie i darzę i jedne, i drugie, takim samym zaufaniem. Zainteresowanych nabyciem chińskiej wieprzowiny w pięciu smakach raczę niżej linkami do sklepu producenta. Warto zajrzeć. Możecie tam znaleźć wiele innych, również świetnych jakościowo przynęt gumowych. Esfishing robi kawał dobrej roboty.

Świetne przynęty…

Sklepy w których kupicie Hog Shad’y:

https://s.click.aliexpress.com/e/_ANAp3j

https://s.click.aliexpress.com/e/_ACo16p

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Dorado Jumper – Jerk dla aktywnych

Moja znajomość z jerkami Dorado zaczęła się w sposób naturalny od modelu Drunk. Do dzisiaj goszczą one w moim arsenale w obu wersjach rozmiarowych i w wersjach tonących i pływających. Później dołączyły do nich Flicker Jerk’i i Elusory. Dwa lata temu gromadka ta powiększyła się o przedstawicieli nowego modelu – Jumper. Zaczęło się od pojedynczego egzemplarza. Potem szybko dokupiłem następne. Zapraszam do testu tej ciekawej przynęty.

Dorado Jumper

Dorado Jumper to smukły, tonący jerk średniej wielkości. 12cm długości i okolice 50g wagi pozwalają bawić się nim posiadaczom jeszcze niezbyt ciężkich zestawów. Nie oznacza to jednak, że równie dobrze zagramy nim każdym kijem ogarniającym takie ciężary wyrzutowe. Do tego jednakże przejdę za chwilę. Teraz pochylmy się jeszcze nad parametrami i wyglądem tego wabika. Z dokładną wagą tego Jerka jest jak to zwykle u Dorado. Posiadam obecnie 6 egzemplarzy, których waga oscyluje od 46,1g do 51,1g.

Malowania charakterystyczne dla stylu Dorado. Spore wahania wagi wabików również…

Producent oferuje je w wielu wersjach kolorystycznych, poczynając od różnych malowań „naturalnych” po bardziej żywiołowe wersje kolorystyczne z nieśmiertelnym firetigerem i flagowcem na czele. Jakość wykonania nie odstaje w żadną stronę od przyzwoitej średniej, do której przyzwyczaiło nas Dorado. We wszystkich posiadanych przeze mnie egzemplarzach zamontowano fabrycznie całkiem przyzwoite kotwice. W mojej opinii nie wymagały one wymiany. Ryby i zaczepy, również zweryfikowały je pozytywnie pod kątem ostrości i wytrzymałości. Jak zaś ten jerk sprawuje się w praktyce?

Linie łagodne. Jumper jednak lubi ostrzejsze traktowanie…

Bardzo dobrze, pod warunkiem oczywiście, że odpowiednio go zaanimujemy, do czego będzie nam w tym wypadku potrzebny odpowiedni sprzęt. W przeciwieństwie do nieśmiertelnego Drunka czy Elusora, Jumper nie lubi bowiem leniwego prowadzenia i wymaga od nas zdecydowanie energiczniejszego traktowania. Ruchy wędziskiem muszą być szybsze i dłuższe. Wynika to nie tylko z tego, że Jumper tonie dość szybko i na płytkiej wodzie zbyt wolne prowadzenie go, skończy się w sposób nieunikniony sromotnym wylądowaniem w zielsku. Wynika to przede wszystkim z tego, że Jumper, prowadzony w ten sposób, dopiero pokazuje w pełni na co go stać. Odjeżdża szeroko i dynamicznie na boki, lusterkując przy tym i prowokując drapieżniki do ataku błyskami odsłanianego „podbrzusza”. Do takiego prowadzenia potrzebny jest nam już jednak szybki, krótki i odpowiednio mocny kij, który pozwoli nam odpowiednio dynamicznie podszarpywać przynętę.

Fabryczne kotwice nie są złe.

Gdy jednak już opanujemy technikę prowadzenia Jumpera, zabawy z tym jerkiem dostarczą nam wiele satysfakcji. Gdy tylko szczupaki będą miały nastrój na ściganie takich „agresywnych wariatów”, atomowe uderzenia jakie dzięki temu poczujemy na kiju, w sposób nieunikniony sprawią, że mózg każdego spinningisty będzie wręcz pławił się w endorfinach. Uderzenia są potężne i lepiej mocno trzymać kij w dłoni, bo w przypadku chwilowego rozkojarzenia można głupio go stracić. Dorado Jumper to w pewnych okolicznościach przynęta bardzo skuteczna i z tego względu jest to jeden z jerków mojego „pierwszego wyboru” na łowisku.

Przynęta wymaga od wędkarza odpowiedniego sprzętu i umiejętności, ale odwdzięcza się bardzo ciekawą pracą.

Pozostała nam kwestia pieniędzy jakie trzeba na ten wabik wyłożyć. Ceny Jumpera w sklepach internetowych czy na popularnym portalu aukcyjnym oscylują ostatnio w okolicach 27-30 złotych. Jak na wobler tej wielkości i jakości nie jest to cena odrzucająca. Zwłaszcza, gdy spojrzy się na nią w kontekście cen jakie trzeba zapłacić za podobne produkty u konkurencji. Polecam tę przynętę. Zwłaszcza tym, którzy wiedzą o co chodzi w jerkowaniu i mają do tego odpowiedni sprzęt. Jumper naprawdę robi robotę.

Udany jerk, za rozsądne pieniądze.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Larwa ważki marki Water King – Skuteczny robal

Od kilku lat mamy na rynku istny wysyp rozmaitych przynęt robakopodobnych. Wędkarze, którzy mają wiedzę, jak skuteczne potrafią być takie przynęty w określonych okolicznościach, mają w czym wybierać. Wśród wielu zagranicznych wabików możemy znaleźć również rodzime wyroby. Do takich zaliczają się larwy ważek oferowane przez firmę Water King – od kilku lat specjalizującą się w produkcji okoniowych przysmaków. Zapraszam do lektury testu tej przynęty.

Tacka, woreczek strunowy, atraktor – standard obowiązujący wśród producentów dobrej klasy przynęt okoniowych

Larwa ważki, od Water King’a, jaka jest – każdy widzi. Na pierwszy rzut oka nie odstaje wykonaniem od innych przynęt w tym typie. Odlew przynęty jest szczegółowy i dokładny. Silikon z którego są wykonane wabiki tego producenta jest dobrej jakości. Jest elastyczny ale też mocniejszy niż ten, który znamy z Keitechów czy Yumo. W oryginalnym opakowaniu, przynęty te zamknięte są w obecności atraktora, i w takim stanie najlepiej je przechowywać i przenosić.

Larwa ważki… Cóż więcej można dodać?

Kolory, które znajdują się w ofercie Water Kinga, obejmują w zasadzie większość najużyteczniejszych przy okoniowaniu barw. Ważki te mają w sobie pewną „mięsistość” i są też nieco bardziej „obfite w kształtach” niż produkty znanych mi kilku chińskich marek. Przynęta ta robi na wstępie bardzo dobre wrażenie. Jak sprawdza się w użytkowaniu?

Do koloru, do wyboru… Okonie lubią grymasić. Trzeba za ich gustami nadążać.

Larwa umożliwia nam zastosowanie kilku typów uzbrojenia przy których świetnie się nam sprawdzi. Możemy ją zakładać na zwykłą główkę jigową. Zastosować ją przy czeburaszce, drop shot’cie czy bocznym troku. Zrobi też robotę przy delikatnym Carolina Rig’u czy Texas Rig’u. Odpowiednio animowana, w okresie wczesnej wiosny lub późnej jesieni, może okazać się jednym z najskuteczniejszych wabików w arsenale spinningisty. Prowadzona krótkimi skokami przy dnie, czy leniwie po nim podciągana, prowokuje do ataku tak okonie, jak i niewielkie sandacze. To przynęta łowna i relatywnie nietrudna w prowadzeniu.

Niewielkie sandacze też nie wzgardzą larwą ważki…

Jak z jej trwałością? Generalnie nieźle. Założona na haczyk z mikrozadziorami trzyma się na nim całkiem dobrze. Gęstość silikonu jest na tyle duża, że przynęta nie zjeżdża nam co chwilę z haka i pozwala pobawić się nią dłużej. Pod jednym warunkiem. A mianowicie takim, że nie trafimy na ryby agresywnie szarpiące za odwłok ważki jak np., zdarza się to niewielkim sandaczom. Takie zdecydowane szarpnięcie w połączeniu z szybkim zacięciem często potrafi się skończyć dla naszej gumy natychmiastową utratą „odwłoka”. Niestety, realistyczny i elastyczny, segmentowany korpus larwy poddaje nam się w takich sytuacjach w jednym ze swoich przewężeń – zwykle w okolicy miejsca gdzie hak wychodzi z przynęty. Poza tą jedną sytuacją, larwa ważki od Water Kinga jest przynętą relatywnie trwałą.

Małe sandacze szarpiące za odwłok plus zacięcie w tempo, równa się larwa bez odwłoka…

Ile to kosztuje? Pojedyńcza larwa kosztuje na popularnym u nas portalu aukcyjnym zwykle w okolicach 1,80 złotego. Na tle cen konkurencji nie jest to ani dużo, ani mało. Jednak jakość i łowność tej przynęty przemawia za tym by wzbogacić o nią swój arsenał. Gdy rozgryziecie już gdzie, kiedy i jak ją stosować, stanie się ona jednym z Waszych „killerów”. Nie mam co do tego, żadnych wątpliwości.

Larwa ważki od Water King’a, tak jak prawdziwa ma naturę killera. Trzeba tylko wiedzieć gdzie, kiedy i jak nią zagrać…

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Dorado Elusor – Na leniucha…

Rynek woblerów w naszym kraju rozwija się w ostatnich latach bardzo dynamicznie. Co i rusz pojawiają się kolejne, bardziej, bądź mniej udane produkcje, kolejnych rękodzielników. Obok mnożących się niewielkich firm, które próbują zaistnieć w szerszej świadomości wędkarzy, funkcjonują marki, które ten etap mają już dawno za sobą. Firmy, którym już udało się stworzyć i wypromować na tyle rozpoznawalne przynęty, by móc zbudować na nich swoją pozycję rynkową. Taką marką jest Dorado. Modele Invader, Classic, Alaska, Lake i wiele innych stworzonych przez Darka Małysza, cieszą się zasłużonym uznaniem od wielu lat. Jerk o nazwie Elusor to jedna z nowszych propozycji tego producenta. Zapraszam do lektury testu tej przynęty.

Dorado Elusor – Niewielki jerk o sporych możliwościach

Zacznijmy od tego, co ma do powiedzenia na temat Elusora jego twórca. W materiałach handlowych napisano o nim:

„Elusor- to jerk dla wędkarzy preferujących spokojne metodyczne łowienie, nie lubi on gwałtownych szybkich szarpnięć, natomiast przy krótkich spokojnych pociągnięciach pokazuje pełnię swych możliwości. A są one naprawdę duże, gdyż jerk ten oprócz pracy w poziomie, czyli typowych dla jerków odjazdów na boki, ma także skłonność do unoszenia się ku górze przy każdym ruchu szczytówki. Można go w ten sposób doprowadzić do samej powierzchni wody. Ten rodzaj pracy doskonale naśladuje chorą „łapiącą” powietrze rybkę lub drobnicę zbierającą owady z powierzchni wody. Najlepsze efekty na Elusora będziemy mieli w łowiskach płytkich, do dwóch metrów, zwłaszcza nad podwodnymi łąkami. Opadając Elusor wspaniale lusterkuje, co jeszcze bardziej podnosi jego atrakcyjność dla drapieżników. Doskonale sprawdził mi się podczas letnich miesięcy, gdy drapieżniki nie były zbyt aktywne, a także w zimie, tuż przed zamarznięciem zbiornika, co dowodzi, że powoli prowadzony jerk potrafi wywabić z kryjówki nawet najmniej aktywnego drapieżnika.”

Długość około 11cm. Waga? Jak to u Dorado… Opisany na 31g. Moje ważą od 28,1g do 30,6g.

Teraz garść podstawowych danych. Elusor to niewielki, tonący jerk o smukłych, okrągłych liniach. Mierzy 11cm i powinien ważyć według producenta 31 gramów. W rzeczywistości waga pięciu posiadanych przeze mnie egzemplarzy oscyluje w granicach od 28,1g do 30,6g. Znając jednak dobrze specyfikę produktów Dorado, jestem przekonany, że można trafić na rynku na egzemplarze tak lżejsze jak i cięższe niż skrajne znane mi przypadki. Ten typ tak ma. Łowiąc na Dorado, trzeba się do tego przyzwyczaić. Jerki Elusor występują w wielu, charakterystycznych dla Dorado wzorach malowania. Uzbrojone są w kotwice o przyzwoitej jakości. Całość wygląda całkiem nieźle. Jak Elusor sprawdza się w akcji?

Dostępnych kolorów jest sporo więcej…

Dobrze, pod warunkiem, że posłuchamy rad Darka Małysza. Elusor bowiem, rzeczywiście nie przepada za agresywnym jerkowaniem. Traktowany jednak leniwie, oszczędnie i z wyczuciem, pracuje przepięknie. Dokładnie tak, jak opisuje to jego twórca. Głęboko i leniwie odjeżdża na boki, wabiąc ospałe drapieżniki. Możemy nim podjeżdżać bliżej powierzchni, albo pozwolić mu opaść ciut głębiej.

Elusor uwielbia prowadzenie na leniucha…

Ruchy wędziskiem należy tu wykonywać oszczędne, krótkie i niezbyt szybkie. Czasami przeplatać je można podbiciem „z korby”, które też okazuje się wystarczającym. Jerk ten prowadzi się lekko i przyjemnie. Jego specyfika zaś bardzo ułatwia pracowanie nim, delikatniejszymi i bardziej giętkimi wędziskami, niż te, które zwykle kojarzą nam się z jerkowaniem. Z tej przyczyny, jerk ten to świetny dodatek do uniwersalnego pudła na zębate. Ogramy go bez problemu kijami, które generalnie do jerków nadają się słabo, choćby przez małą moc i szybkość blanku, czy też za dużą długość. Oczywiście w chwilach, gdy drapieżniki, najlepiej reagują na szybko i agresywnie prowadzone przynęty, Elusora lepiej schować do pudła i podrzucić im coś innego. Cudów nie ma. Przynęt nadających się do wszystkiego i doskonale skutecznych w każdych warunkach, również jeszcze nie wynaleziono.

…i wtedy też pokazuje na co go stać. Do takiego prowadzenia wystarcza lżejszy i wolniejszy zestaw niż typowa jerkówka.

Dorado Elusor, kosztuje zwykle w okolicach 28 złotych. To skuteczna, niezła jakościowo przynęta, która nie wymaga mocno specjalizowanego zestawu. Warto ją dodać do swojego arsenału, bo w świetle jej zalet, cena nie jest zaporowa.

Dorado Elusor – Skuteczna, przyjemna i łatwa w prowadzeniu przynęta. Cena nie poraża.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Bearking Kanata 160F – Twitchingowy wymiatacz

Chińscy producenci przynęt sztucznych prezentują ogromny rozstrzał w jakości oferowanego przez nich towaru. Zdarzają się produkty, które nie powinny nigdy powstać, bo od nowości nadają się jedynie na śmietnik. Są też producenci, którzy nie odstają nawet na krok od światowej czołówki. Mówiąc o nie odstawaniu, mam na myśli tak jakość, jak i łowność produkowanych przez nich przynęt. Dodatkowym aspektem tego porównania jest też częstokroć stopień  wierności chińskiego produktu w oddawaniu zagranicznego oryginału. W większości bowiem przypadków, chińska produkcja bazuje na myśli technicznej i pomysłowości uznanych na świecie wytwórców. A w kopiowaniu zagranicznych przynęt, Chińczycy sięgają po wzory produktów chyba  wszystkich liczących się na świecie marek. Ze szczególnym zaś upodobaniem zdają się kopiować produkcję japońską. Chińska marka Bearking opanowała ten proceder do perfekcji. Zapraszam do lektury testu ich wersji Kanaty.

Bearking Kanata 160F

Jeżeli ktoś skojarzył w pierwszym odruchu nazwę Kanata z twitchingowym, dużym woblerem ze stajni Megabassa, to skojarzenie jego było w stu procentach poprawne. Bearking skopiował twitchingowy hit Japończyków i zrobił to, na pierwszy rzut oka, bardzo dobrze. Dokładność wykonania jest bez zarzutu, malowanie również. Laik ma marne szanse na odróżnienie oryginału od jego chińskiego klona. Przyjrzyjmy się temu wabikowi dokładnie.

Do koloru, do wyboru… Ilość wariantów jest dużo większa.

Po pierwsze Kanata to wobler bardzo duży na tle innych popularnych przynęt do metody twitchingowej. Ma 16 centymetrów długości. Jest smukły i wąski ale relatywnie dość wysoki. To znaczy, może i nie należy do przynęt wysoko wygrzbieconych, ale zarazem nie jest, na pewno, woblerem w typowym dla twitcha, wrzecionowatym kształcie. Wobler wykonano z tworzywa sztucznego. W środku umieszczono system wolframowych kulek, które robią za przemieszczające się obciążenie i grzechotkę jednocześnie. Wobler dzięki temu systemowi ma rewelacyjną lotność. Całość waży około 30g (Zważyłem w sumie 8 egzemplarzy tego wabika. Ich waga oscylowała w zakresie od 30,0g do 30,4g). Kanata to zasadniczo wobler pływający, niemniej zapas wyporności jest minimalny. Średniej wielkości przypon stalowy nadaje tej przynęcie w wodzie już neutralną pływalność (przynęta staje się więc wabiem typu suspending). Przy zastosowaniu grubszego przyponu z większymi agrafkami i krętlikami wobler zamienia się w powoli tonący. Granica jest cienka.

Kotwice są bardzo ostre, niemniej relatywnie delikatne. Bez obaw. Przy prawidłowo prowadzonym holu nie zawiodą.

Producent oferuje go w wielu typach malowania. Poczynając od spokojnych, naturalnych barw, przez modele semitransparentne, aż po mieniące się wersje w malowaniach holograficznych i  agresywne kolorystycznie wariacje typu firetiger.  Wobler uzbrojono tak jak w oryginale, w trzy niezbyt duże kotwice, wykonane z cienkiego drutu. Tak jak i w oryginale kotwice te są piekielnie ostre i chwytliwe, ale i zarazem bardziej podatne na odkształcenia. Coś, za coś, niemniej trzeba jasno powiedzieć, że jakość całości jest na wysokim poziomie.

Jakość całości jest bardzo dobra.

Bearkingowa Kanata to wobler, który podobnie jak oryginał, daje doświadczonemu wędkarzowi ogromne pole do popisu, gdy mówimy o możliwości animowania go na różne sposoby. W zależności od siły, szybkości, długości i częstotliwości podszarpnięć, możemy uzyskać wiele rodzajów pracy. Poczynając od spokojnych, chybotliwych skoków, przez odjazdy na boki, aż po prawdziwie wariackie ewolucje. Ilość kombinacji jest bardzo duża. Oczywiście jeżeli tylko spinningista wie o co chodzi w twitchingu i jerkowaniu. Statystyczny leśny dziadek, który całe swoje wędkarskie życie pracowicie wlecze Algę czy Gnoma, może stwierdzić, że wobler ten nie pracuje i do niczego się nie nadaje. A to oczywiście nieprawda…

Wobler potrafi zadziwić skutecznością. Dobrze prowadzony wabi szczupaki w każdym rozmiarze.

Bo bearkingowa Kanata to wabik bardzo skuteczny. Co ciekawe, mimo sporego rozmiaru, dobrze prowadzony, regularnie prowokuje do ataku szczupaki w rozmiarach od pistoletów, ledwie przekraczających 40cm, po największe, tłuste mamuśki. Modelowy przykład łowiska dla Kanaty to podwodna łąka o głębokości od okolic 1,5 do 4 metrów. Wobler pracuje płytko, ale swoją pracą bez problemu wyciąga szczupaki z cztero, a nawet pięciometrowej wody. Co więcej, znany mi jest przypadek bardzo skutecznego użycia tej przynęty w miejscu o wiele głębszym, w momencie gdy drapieżniki zostały namierzone przez echosondę w górnej części toni wodnej, kilka metrów pod powierzchnią. Podrzucenie im Kanaty w tych okolicznościach zaowocowało kilkoma ładnymi rybami ,w krótkim czasie. Czy wobler ten dorównuje skutecznością doskonałemu oryginałowi? Znam użytkowników jednych i drugich. Spotkałem się z twierdzeniami potwierdzającymi tę tezę i przeczącymi jej. Osobiście, dyplomatycznie nie wypowiem się w tej kwestii w sposób kategoryczny. Z całą odpowiedzialnością jednak potwierdzam, że w określonych okolicznościach, skuteczność tej przynęty bywa zaskakująca. To bez wątpienia jeden z najlepszych twitchingowych woblerów z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia.

Kanata to duży wobler. Zdecydowanie wyrasta ponad „twitchingową średnią”. Doświadczony spinningista może ją poprowadzić na wiele sposobów.

Pozostaje kwestia ceny. Bearking Kanata 160F kosztuje na Aliexpress w okolicach 25 złotych. To mniej więcej 1/5-1/6 ceny oryginalnego produktu ze znaczkiem Megabass’a. Z ekonomicznego punktu widzenia sprawa wydaje się oczywista. Chętnym do przemyślenia pozostają kwestie etyczne. Z jednej strony, podrabianie cudzych projektów należy jednoznacznie ocenić jako moralnie nie do zaakceptowania. Z drugiej jednak strony patrząc, to czy wołanie 130-140 złotych, za plastikowy, masowo produkowany  wobler jest takie do końca w porządku? Na te, i inne, podobne pytania, każdy musi jednak już sobie odpowiedzieć sam.

Sklepy w których kupicie Bearking Kanata 160F:

https://bitly.ws/35h2B

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/