Test Kyorim Carza II S632L na moim kanale YouTube

Zapraszam do oglądania testu wideo tej świetnej wędki. Uśmiecham się o lajki, subskrypcje, komentarze i rozsyłanie materiału do krewnych i znajomych (niekoniecznie królika… 😉 )

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Wdairen Fishing Spiral Worm – Mały, wielki śmierdziuszek…

Ktokolwiek miał do czynienia ze Spanky Worm’em od Lucky John’a, po ujrzeniu tej przynęty w ofercie chińskiej marki Wdairen, może odczuć lekką ekscytację. Podobieństwo raczej przypadkowe nie jest… Kwestia tylko, czy produkt oferowany przez Wdairen, równie dobrze działa? Zainteresowani? To zapraszam do lektury.

Wdairen Fishing Spiral Worm

Sam Spanky Worm reklamowany jest jako przynęta na pstrągi. Tu się przyznam. Ni diabła na pstrągach jej nie wypróbowywałem. Może dlatego, że generalnie o pstrągowaniu mam pojęcie nikłe i nie będę udawał, że tak nie jest, i wypisywał jakieś głupoty (Krótkiej przygody na Trout Area, nie uznaję jako jakiegokolwiek doświadczenia.). Natomiast, gdyby kiedyś trafiła się okazja wyjechania na takie łowienie z ogarniętym fachowcem, na pewno chętnie bym tego spróbował. Lubię uczyć się nowych rzeczy i kolekcjonować doświadczenia.

Kształt trudny do pomylenia…

Natomiast jeśli idzie o kwestię Drop Shota, to temat ten od jakiegoś czasu już ogarniam i przynęta ta zawsze i nierozerwalnie będzie mi się właśnie z okoniowym drop shot’owaniem kojarzyć. Od dnia gdy podpatrzyłem u kolegi na zestawie drop szot’owym takiego właśnie robala, którym to zresztą kolega spuścił mi tego dnia srogi, drop shot’owy omłot, wiedziałem, że się z tym niepozornym, śmierdzącym, silikonowym robaczkiem zaprzyjaźnię. I tak też się stało.

Paleta barw, generalnie utrzymana w ciepłych kolorach.

Worm od Wdairen przybywa do nas zapakowany w tanie torebeczki strunowe bez żadnych napisów. Ewidentnie zdaje się, że przyjeżdża toto do sklepów wysyłkowych w opakowaniu zbiorczym typu wiadro i przed wysyłką pakowane jest w odpowiedniej ilości w te małe woreczki. Dla wędkarzy przyzwyczajonych do tego, że markowa przynęta musi być zapakowana w wypasione blistry, słoiczki czy obrandowane na bogato torby, widok ten może być niezłym zaskoczeniem, tudzież wywołać spory dysonans poznawczy.

Opakowanie… Poziomem wypasu nie powala, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?

Sam produkt wygląda łudząco podobnie do robala od LJ. Te same kształty żebrowanego, delikatnego korpusu. Ten sam ogonek zakończony kuleczką. Produkt Wdairen mierzy 6cm długości i choć wygląda bardzo delikatnie, to tragedii z jego wytrzymałością nie ma. Silikon jest miękki, niemniej zaskakująco też wytrzymały. Nieźle trzyma się haczyka i nie daje się łatwo urywać podskubującym go za ogonek małym okonkom. Do tego pływa wręcz, w atraktorze o bardzo intensywnym zapachu, zbliżonym do tego, stosowanego w niektórych przynętach LJ. W zasadzie, nie musiałem otwierać paczki, po tym gdy do mnie dotarła, by zgadnąć co jest w środku. Smrodek poradził sobie świetnie i z tymi torebeczkami, i z kopertą bąbelkową, w której do mnie przyjechał. Z daleko już było czuć, że orzeł, znaczy się, Worm od Wdairen wylądował. Zajeżdża toto bowiem całkiem srogo… 😉

Mierzy skromne 6cm, lecz zajeżdża srogo… 😉

Robal ten produkowany jest w siedmiu wersjach kolorystycznych. Może szału pod tym względem nie ma, ale idzie wybrać spośród nich bardzo dobre opcje na różne łowiska i dni. Brakuje mi tu odrobinę jakichś zgniłych zieleni i brązów, czy herbaty z pieprzem, ale to co jest, nie jest złe. Delikatna konstrukcja przynęty, wymaga od nas przy zbrojeniu, stosowania delikatnych haczyków z cienkiego drutu. Opisywane przeze mnie wcześniej haki Daiwa Bassers Worm Hook SS FFN, nadają się do tego idealnie.

Róż z pieprzem i brokatem… Robi robotę…

Gdy zaś przynętę odpowiednio uzbroimy i poprowadzimy, robi ona robotę aż miło. Robaki te są bardzo skuteczne. Nie wiem jak pstrągi, ale okonie za nimi po prostu przepadają i z upodobaniem zasysają je do swoich pysków. Fishing Spiral Worm od Wdairen to po prostu świetna przynęta drop shot’owa, oferowana za rewelacyjną moim zdaniem cenę. Bez promocji, nawet przy obecnej słabej złotówce, za paczkę 10 przynęt, trzeba zapłacić nieco ponad 3 złote. Jak dla mnie bomba. Nie mam pytań. Tej jesieni, te robale jeszcze się u mnie napracują… 🙂

Skuteczna i tania przynęta do Drop Shot’a.

Link do tego Worm’a na sklepie Wdairen:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DetbZ3z

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Daiwa BG 2500 – Japoński pancernik kieszonkowy

Szukając sensownego, niedrogiego młynka do nieco cięższej orki przerobiłem kilka opcji. Były Penn’y Spinnfisher’y V, w dwóch rozmiarach. Był też Penn Battle. Na krótko pojawiła się Okuma Azores czy wreszcie chiński Lurekiller Saltist. Po każdym z tych młynków pozostały mi już tylko wspomnienia. Nie, nie… Nie to, że przeniosły się do krainy wiecznych łowów. Z tego co wiem, to żyją i dalej służą nowym właścicielom. Bo sprzedałem wszystkie. Do takich zastosowań zostawiłem sobie jeden młynek, który służy mi wiernie już trzeci sezon, i jest w mojej opinii najfajniejszą konstrukcją spośród tych, które dane mi było w ostatnich latach używać. Poznajcie kołowrotek Daiwa BG…

Daiwa BG 2500

Gdy pierwszy raz spoglądamy na tytułową Daiwę od razu wyczuwamy twardziela. Design kołowrotka na wstępie już sugeruje nam, że mamy do czynienia z krzepkim zawodnikiem. Kompaktowe, ale solidne metalowe body. Głęboka aluminiowa szpula. „Nacinane” zdobienia korpusu, które na pierwszy rzut oka mogą się skojarzyć z terenową oponą typu „jodła” służącą do jazdy w ekstremalnych warunkach. Do tego dochodzi wkręcana w korpus solidna, aluminiowa korba o sporym przyłożeniu, zakończona szerokim knobem. Kompaktowy młynek (wszak to tylko rozmiar 2500) sprawia pancerne wrażenie i waży też swoje. Masa na poziomie 265g zdecydowanie nie stawia go w jednym szeregu z kompozytowymi zawodnikami wagi lekkiej. Z drugiej strony czyni to z niego sprzęt zdecydowanie lżejszy i poręczniejszy niż wspomniane wcześniej Spinnfisher’y czy model Azores (które przy podobnych założeniach konstrukcyjnych, po prostu nie występują w tak niewielkich rozmiarach)

Charakterystyczne, „zębate” zdobienia aluminiowego body

By zamknąć temat danych katalogowych kołowrotka dodam tylko, że konstrukcję modelu BG oparto na solidnej przekładni i 6 łożyskach kulkowych plus oporówce. Przełożenie wynosi 5,6:1 i przekłada się na nawijanie za każdym obrotem korby 84cm linki (Co jest bardzo rozsądną wartością jeśli idzie o połowy śródlądowe. W wielu innych konstrukcjach morskich stosuje się sporo większe przełożenia, które uzasadnione są gdy łowimy w głębinach morskich, ale przy typowych szczupakowo-sandaczowych zastosowaniach tylko zmniejszają komfort łowienia). Moc hamulca walki w tym modelu producent deklaruje na, na pierwszy rzut oka, niepowalające 4kg. W praktyce nigdy nie odczułem jednak braku „stopping power” w tym kołowrotku. Wszystko to wynika w prostej linii z tego, że seria BG to w ofercie Daiwy budżetowa linia kołowrotków przeznaczonych właśnie do połowów morskich, a z tym zawsze wiążą się wyższe wymagania co do odporności konstrukcji niż u młynków dedykowanych słodkiej wodzie.

Kompaktowy i solidny

Przez trzy lata, kołowrotek ten śmigał u mnie w zestawach szczupakowych i sandaczowych i jego działanie podoba mi się niezmiennie. Od początku mój egzemplarz charakteryzował się wysoką kulturą pracy. Chodził bardzo miękko, nie posiadał żadnych luzów i nie wydawał jakichkolwiek niepokojących odgłosów. Nawój jest bardzo dobry, zaś hamulec walki dobrze dozowalny i płynnie startuje, jak i pracuje bez zarzutu w czasie holów. W toku eksploatacji nie zaobserwowałem większego pogorszenia się kultury pracy kołowrotka. Daiwa niezmiennie kręci aż miło, radząc sobie świetnie z mniejszymi i większymi obciążeniami.

Nawój…

Gdybym miał się już jednak uczciwie do czegoś doczepić, to muszę tu wspomnieć o dwóch kwestiach. Pierwszą jest delikatna tendencja do luzowania się hamulca walki w trakcie łowienia. Problem jest minimalny, niemniej, co jakiś czas (czytaj rzadko, ale jednak), w moim egzemplarzu trzeba przeprowadzić delikatną korektę ustawień. Drugą sprawą jest knob. Ten zastosowany w BG nie jest zły, niemniej od czasu gdy pierwszy raz zetknąłem się z wielką, okrągłą „gałą” w Lurekiller’rze Saltist’cie, a którą możemy skojarzyć choćby z takim samym rozwiązaniem w większych rozmiarach Shimano Twin Power, zakochałem się w tym modelu knoba. W mojej opinii daje on największy komfort i kontrolę kołowrotka w czasie cięższego łowienia. Muszę się chyba rozejrzeć i wymienić oryginał na coś takiego, bo zwyczajnie mi go teraz brakuje. Zachowajmy tu jednak umiar i spokój. Wspomniane mankamenty nie są na tyle poważne, by zaburzyć mój bardzo pozytywny, całościowy odbiór tego kołowrotka.

Tej „gały” z Saltist’a mi po prostu brakuje. Jak monstrualnie by nie wyglądała, to najwygodniejszy knob do ciężkiej orki jaki poznałem.

Spróbujmy to wszystko podsumować. Daiwa BG to kołowrotek lepiej chodzący, precyzyjniej wykonany i lżejszy niż Penn’y SSV czy Okuma Azores. Penn’a Battle i Saltista bije dodatkowo wytrzymałością mechaniczną i jakością zastosowanych materiałów. Nad każdym z tych kołowrotków zdecydowanie góruje kulturą pracy i jakością nawoju. Oczywiście można na upartego szukać i znaleźć w nim jakieś mankamenty, ale jest to przecież nieuniknione. Ten kołowrotek można wszak kupić już za kwotę około 470 złotych, więc należy założyć, że zawsze jest ryzyko trafienia na mniej lub bardziej udany egzemplarz, zaś zastosowane rozwiązania techniczne nie będą takie same jak w młynkach z najwyższej półki. Takie to zbójeckie prawo młynków z segmentu budżetowego i nic na to nie idzie poradzić (Może poza całkowitym zrezygnowaniem z kupowania takich kołowrotków… Ale tutaj też zachowajcie spokój. Z opowieści znajomego prowadzącego sklep wędkarski, czy moich klubowych kolegów, wiem już bowiem, że nawet wydanie ponad 1500 złotych na kołowrotek, nie gwarantuje w tych czasach pełnego zadowolenia nabywcy… 😉 ). Wszystko to, w niczym jednak nie zmienia mojej opinii, że gdy chcemy wydać taką kwotę (czyli do okolic 500zł) na kołowrotek do nieco cięższego łowienia, to Daiwa BG jest najsensowniejszą znaną mi opcją. Dlatego właśnie się u mnie ostała i zostanie dalej. I wiecie co? Alan Hawk ma podobne zdanie. A ja sobie jego opinie cenię bo robi chłop świetną robotę… 🙂

Morski budżetowiec o doskonałym stosunku jakości do ceny

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Jaxon Summum Ultra Light już na moim kanale YouTube…

Zapraszam do oglądania i komentowania. Dzięki za wsparcie w postaci polubień i subskrypcji! 🙂

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Jaxon Summum Ultra Light  1-9g 2,05m – Najwyższa półka Jaxon’a, czyli opowieść o tym co można dostać za dwie stówy

Jaxon coś szybko ostatnio zmienia te swoje topowe serie lekkich spinningów. Ledwie co z oferty wypadła seria Symbian Supra Spin, dopiero co w jej miejsce weszła zbrojona w Fuji Alconite’y Altezza Supra, a już i po niej śladu ni ma. A może to po prostu mi czas tak szybko leci? Nieistotne… Istotne jest to, że od tego roku, budżetowy potentat z naszego rodzimego rynku, ma swoją nową gwiazdę spinningu w wadze ultra lekkiej. Gwiazdor nazywa się Summum i kosztuje naprawdę niewielkie pieniądze. Odżałowałem parę złotych, kupiłem, potestowałem i teraz mogę parę słów na jego temat powiedzieć. Ciekawskich i tych, z dużym parciem na budżet, zapraszam do lektury.

Jaxon Summum Ultra Light ułożony na szmatko-pokrowcu w gustownym kolorze… 😉

Ktokolwiek widział wcześniej wędki z serii Symbian Supra czy Altezza Supra, po ujrzeniu kija z serii Summum Ultra Light, może przeżyć lekkie Deja Vu. Jaxon konsekwentnie idzie tutaj w prostotę i minimalizm, a linia i wykończenie nowego „flagowca” do złudzenia przypomina jego poprzedników. Mamy tu więc grafitowy, nieszlifowany (poza częścią dolnego składu), lakierowany, dość cienki blank o niewielkiej zbieżności i minimalistycznym wykończeniu (1,2mm średnicy przy przelotce szczytowej i 8,1mm średnicy przy dolniku). Mamy minimalistyczny, dzielony dolnik wykończony pianką EVA i szkieletowy uchwyt kołowrotka bez insertu (klon SKSS). Mamy też noname’owe przelotki w ramkach typu K. Całość waży niewiele. Waga elektroniczna pokazała mi 83,5g masy co w zasadzie jest zgodne z deklaracjami producenta. Kij jest naprawdę lekki.

83,5g… Kij jest naprawdę lekki jak na swój segment cenowy.

Przelotek jest 8. Przy tej długości, można by się pokusić w tak lekkim wędzisku o jedną więcej, ale tragedii nie ma, a biorąc pod uwagę niską cenę kija, czepianie się o to można sobie odpuścić. Przelotki, nazywane przez producenta „Slim Titanium Oxide”, wyglądają jak na noname’y bardzo przyzwoicie, ale ich montaż przypomina nam niestety z jak budżetowym kijem mamy do czynienia. Może nie ma tu wielkich ilości lakieru, zacieków czy innych „upiększeń”, ale idealnej linii ułożenia ringów również niestety brak. W testowanym egzemplarzu druga i szósta przelotka licząc od topu gubią linię. Odchyły może nie są wielkie, ale z kronikarskiego obowiązku wypada o nich wspomnieć.  Podsumowując – kij nie powala nas może swoim wyglądem wyglądem, ale na szczęście działa to w obie strony. To znaczy tak szału, jak i tragedii brak. Wędka wygląda jak na swoją półkę cenową nieźle i tyle. Ani więcej, ani mniej.

Przelotki gubią linię…

Po wzięciu kija do ręki stwierdzamy najpierw niską masę i poprawne wyważenie, jak też całkiem przyjemną ergonomię. SKSS i jego klony, to uchwyty, które w taki lekkich kijach po prostu robią robotę. Piankowy grip jest odpowiedniego rozmiaru. Do tego dolnik w tej wędce jest taki „w sam raz”. Ani przesadnie długi, ani ultra krótki. Wędką operuje się wygodnie i z przyjemnością.

Klon Fuji SKSS dobrze się sprawuje w tak delikatnym kiju. Insertu brak.

Według producenta, blanki serii Summum Ultra Light zrobione są z carbonów 30T i 36T. To parametrowo  te same maty węglowe jakie Jaxon zastosował w poprzednich seriach Symbian i Altezza. Przy pierwszym kontakcie z kijem uwagę zwraca delikatna, spolegliwa część szczytowa i niezbyt szybka akcja. W trakcie łowienia pierwsze wrażenie szybko się potwierdza. Summum w wersji 1-9g to Medium Fast z delikatną częścią szczytową. Pod relatywnie niewielkimi rybami kij ten schodzi w dość głębokie ugięcie i pewnie trzyma rybę, wybaczając ewentualne błędy w trakcie holu. Przy jakich zastosowaniach ten kij się nam sprawdzi najlepiej i jak można go ogólnie ocenić?

TESTY UGIĘĆ:

Delikatny Medium Fast o ładnej krzywej ugięcia…

Zacznijmy od realnego CW. Topowy Jaxon Summum w opisywanej wersji realnie sprawuje nam się najlepiej w zakresie CW od okolic 2,5g do 10g całkowitej masy przynęty. To w zasadzie wartości bliskie deklaracjom producenta. Górą, na upartego, można mu jeszcze ciut dokładać, ale delikatny top szybko traci dynamikę i utrudnia nam grę przynętą i zmniejsza pewność zacięcia. Wędka ta nieźle sprawdzi nam się przy obsłudze okoniowego żelastwa w postaci niewielkich wirówek i cykad. Połowimy nią też całkiem przyjemnie i skutecznie na lżejsze okoniowe gumy i jaskółki w toni, o ile nie przyjdzie nam do głowy trochę głębsze jigowanie. Wtedy dość szybko do nas dotrze, że czułość tego blanku, oraz jego dynamika potrzebna do odpowiedniej pracy przynętą i pewnego zacięcia okazują się po prostu niewystarczające. Nie twierdzę, że Summum jest głuchy jak pień, ale transmisja drgań jest tutaj raczej mocno przeciętna dla półki budżetowej, na której się on znajduje. Przy delikatnym żerowaniu ryb nieco ratuje nas ta delikatna szczytówka, która zachowuje się trochę jak wklejka i pozwala zauważyć brania, które niedostatecznie mocno kopną nas w łokieć.

Jaxon Summum na moim kanale YouTube

Ogólna akcja kija sprawia, że może nam się on całkiem dobrze sprawdzić  też przy lekkim zestawie kleniowym. Kijek ten miotnie nam dość daleko nawet najlżejszymi kleniowymi woblerkami i nie pozwoli kluchom „odbijać się” od przynęt. Jednocześnie wędka ma dość mocy w dolniku by poradzić sobie z całkiem sporymi kleniami. Minusem w niektórych miejscach może się okazać jej długość – 205cm na wielu łowiskach może okazać się długością niewystarczającą.

Jaxon chyba chciał wygrać konkurs na najtrudniejszą do zapamiętania nazwę kija spinningowego… Summum… Kto to wymyślił?

Jaxon Summum w opisywanej wersji kosztuje ciut powyżej 200 złotych. W tej cenie wędka ta nie poraża nas ani jakością wykonania, ani czułością, ani też ogólną charakterystyką blanku. Ale żeby nie wyszło, że się tylko czepiam… To z drugiej jednak strony, za te dwie stówki, dostajemy naprawdę bardzo lekki kijek, w sumie niebrzydki i generalnie całkiem przyjemny w eksploatacji (Ja przynajmniej się w trakcie jego testowania całkiem nieźle bawiłem…  Może trochę dlatego, że łowienie okoni bawi mnie niezmiennie od lat…). Zastosowane przelotki wyglądają jak na tę półkę cenową nieźle, podobnie jak klon SKSS. Przy odrobinie umiejętności łowić nim można całkiem skutecznie, a wędka nie posiada jakichś krytycznych, dyskwalifikujących ją wad. Jestem przekonany, że ktoś, kto  do tej pory łowił wędkami za stówkę, może być tym kijem nawet zachwycony, podobnie jak rozpoczynający swoją przygodę z okoniowaniem junior/nowicjusz. I to są moim zdaniem potencjalni odbiorcy tego kija. Koniec i kropka.

Te budżetowe ringi nie wyglądają źle

Rozmyślam nad wykonaniem testów, bezpośrednich konkurentów Jaxon’a na naszym rynku w półce cenowej do okolic 200 złotych (Którą to wartość oceniam jako pewne niezbędne minimum finansowe potrzebne do kupienia nadającego się do użytkowania spinningu.) i może pokuszenia się na koniec o jakiś zbiorczy materiał porównawczy. Rozmyślam, bo do ogarnięcia pozostają wzajemnie powiązane ze sobą czynniki czasu i pieniędzy… Cóż… Pożyjemy, zobaczymy…

Jak na tak niewielkie pieniądze, to kij może być. Początkujący i mniej wymagający użytkownicy mogą być bardzo zadowoleni.

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Tsurinoya Jaguar – Słów parę na temat chińskiego kocura

Tsurinoya Jaguar to chyba najlepiej znany na naszym rynku kołowrotek rodem z Aliexpress. Spotkałem się ze skrajnie różnymi opiniami na jego temat. W niektórych opisywany jest jako świetny sprzęt. W innych oceniany jest jako wadliwy złom. Która strona ma rację? A może prawda leży gdzieś po środku? Zapraszam do lektury.

Tsurinoya Jaguar

Jaguar to kołowrotek spinningowy produkowany przez dużego chińskiego producenta sprzętu wędkarskiego jakim jest firma Tsurinoya, określana czasem skrótowcem TSU. Młynek ten występuje aktualnie w rozmiarach od malutkiego 500 do 3000 (kiedyś dostępne były i większe). Konstrukcja młynka oparta jest na 9+1 łożyskach upchniętych wraz z całą mechaniką w kompozytowym body. Kołowrotek posiada aluminiową korbkę wkręcaną w korpus i hamulec walki oparty o podkładki węglowe. W zestawie dostajemy dwie aluminiowe, dobrze wyglądające szpule – płytką i głęboką. Patrząc przekrojowo przez ofertę TSU, Jaguar to sprzęt cenowo ulokowany na średniej-niższej półce budżetowej ich portfolio.

Fajny i zgrabny

Kołowrotek na pierwszy rzut oka może się spodobać. Jest zgrabny i ma całkiem atrakcyjny design (choć jak wiemy gusta to rzecz względna). Uroku dodaje mu smaczek w postaci efektownego aluminiowego knoba w złotym kolorze. Młynek wygląda dobrze i sprawia wrażenie sprzętu całkiem dobrej jakości. Co jednak za tym pierwszym wrażeniem się kryje? Przez moje ręce przeszło ich już kilka, tak użytkowany przeze mnie młynek w rozmiarze 1000, jak i egzemplarze moich kolegów, które trafiły do mnie na podstawowe czynności serwisowe. Swoje zdanie na ich temat już mam. Czas na konkrety…

Bajerancki aluminiowy knob. Wisienka na całkiem ładnym torcie…

Po pierwsze… TSU Jaguar to kołowrotki, które fabrycznie są przeważnie nieźle nasmarowane i nieźle spasowane, a praca ich generalnie może się spodobać. Mi osobiście nie trafił się egzemplarz wymagający natychmiastowej interwencji w mechanizmy kołowrotka. Niemniej fabryczne materiały smarne są w mojej opinii przeciętnej  jakości i przy intensywnym użytkowaniu nie zapewniają dostatecznej ochrony przekładni i pinionowi. To jednak budżetowa półka… Jeżeli młynek nie wysyła niepokojących sygnałów i nie łowimy intensywnie, to można przez sezon na tym smarowaniu pojechać. Potem sugeruję jednak obowiązkowo zafundować mu mycie i smarowanie całości. Powinno to też nastąpić bezwarunkowo i natychmiast jeżeli tylko pojawią się jakiekolwiek początki ząbkowania mechanizmu.

Jaguar prosto z pudełka…

Po drugie… Mechanizmy TSU Jaguar’a nie zostały stworzone do ciężkiej orki (to może sugerować już zakres dostępnych wielkości kołowrotka jak i pojemność dołączanych szpul). To młynki zaprojektowane raczej do lżejszego łowienia i przy tym sprawują się całkiem dobrze. Bebechy kołowrotka to raczej prosta konstrukcja i jakościowo ,nie powalają one na kolana, choć tragedii też nie ma. Budżetowość konstrukcji przejawia się niestety innymi jej bolączkami.

Płytka i głęboka szpula

Po trzecie zatem… TSU Jaguar to kołowrotek, w którym, poza pewnymi niedostatkami smarowania, w niektórych egzemplarzach zdarzają się irytujące luzy, ze szczególnym uwzględnieniem luzów na mechanizmie posuwu szpuli i rotorze. Sam rotor w modelu 1000 sprawia miejscami dość delikatne wrażenie (zastosowany kompozyt miejscami jest niepokojąco cieniutki). Mam pewne obawy czy próby zbijania masy kołowrotka nie odbiją się długofalowo negatywnie na jego wytrzymałości mechanicznej. Niemniej uczciwie muszę przyznać, że dość intensywnie użytkuję już dobry kawałek czasu Jaguara 1000, który w tym sezonie został u mnie podstawowym kołowrotkiem okoniowym i jak na razie wszystko trzyma się kupy. Wspomniane powyżej niedostatki należy uznać za rzecz typową dla wielu konstrukcji z budżetowego segmentu kołowrotków.

Kolejne ujęcie…

Po czwarte… Eksploatacyjnie Jaguar to kołowrotek bardzo przyjemny. Chodzi lekko i miękko, ma bardzo dobry nawój, w miarę rozsądną masę, uniwersalne przełożenie 5,2:1 i generalnie działa dobrze. Oparty na carbonowych podkładkach hamulec jest całkiem niezły, choć czasami ich smarowanie wymaga korekty. Bajerancki, aluminiowy knob wygląda efektownie, niemniej w zimnych porach roku operowanie nim bez rękawiczek, może u niektórych powodować pewien dyskomfort. Mówiąc krótko – jest zimny.

Nawój…

Po piąte… Kilka słów podsumowania. TSU Jaguar to ładny i przyjemny w użytkowaniu kołowrotek, dobrze sprawujący się w pracy z lżejszymi zestawami. Osobiście po prostu lubię ten młynek i dlatego niewielki, relatywnie lekki i zgrabny „tysiączek” regularnie pracuje przy moich okoniówkach.

Z drugiej strony jego konstrukcja i jakość są raczej przeciętne dla budżetowej półki kołowrotków na, której trzeba go zdecydowanie pozycjonować. Podobnie ma się sprawa z jakością i powtarzalnością montażu. I tutaj dochodzimy do problemu jaki teraz mam z tym kołowrotkiem. Problemem tym jest jego aktualna cena.

Kiedyś sympatycznie tani. Teraz?

W „starych, dobrych czasach”, gdy zakupy z Aliexpress nie były obarczone kosztami podatków i fatalnie wysokim kursem dolara, można było kupić Jaguara 1000 w cenie około 180 złotych i wtedy była to całkiem sensowna oferta. Stosunek cena-jakość był całkiem atrakcyjny. Aktualnie za Jaguara w tym rozmiarze, bez większych promocji, trzeba zapłacić około 270 złotych. W podobnych pieniądzach możemy na naszym rynku kupić Daiwa’ę Regal LT czy Legalis LT, Shimano Sahara’ę, czy Ryobi Zauber’a z poprzedniej serii. Znajdziemy też sporo innych maszynek o podobnej czy nawet niższej cenie, które całkiem dobrze sprawią się przy lekkim łowieniu, bo do okoniowania, naprawdę nie jest potrzebny drogi sprzęt o kosmicznych parametrach. Może nie będą miały tylu łożysk, może nie będą miały w zestawie dwóch takich fajnych szpul, może nie będą wyglądały tak efektownie, ale będą pochodziły z naszego rynku i będą miały gwarancję, co w budżetowym segmencie rynku ma znaczenie. Dlatego, mimo szczerej sympatii dla mojego Jaguara 1000, spodziewam się, że jego dotychczasowa popularność na naszym rynku, ulegnie znaczącemu ograniczeniu. Chiński kocur przestał być tani i dlatego, w mojej opinii, zostanie ciekawostką dla garstki entuzjastów sprzętowej egzotyki. I może trochę szkoda…

Linki do sprawdzonych sklepów gdzie możecie kupić TSU Jaguar’a:

https://s.click.aliexpress.com/e/_Dd4672J

https://s.click.aliexpress.com/e/_DntCnP1

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

SeaKnight Treant III – Czyli kilka słów o tym, że czasem lepiej kupić dobrą flaszkę, niż zły kołowrotek…

Jak popatrzeć na schematy i opisy na firmowym sklepie SeaKnight’a to można odnieść wrażenie, że seria kołowrotków Treant III to co najmniej bardzo sensowne maszyny. 10+1 łożysk, uszczelniony hamulec o sporej mocy oparty na podkładkach węglowych, wkręcana w korpus korbka, to szczegóły, które mogą takie wrażenie wywołać. Zastanawiać może cena… Aktualnie najmniejsze młynki z serii można wyrwać w cenie około 120 zł. Czy to piękna bajka, czy może czai się tu jakiś smok? Zapraszam do krótkiej lektury.

Szwarzcharakter tej historii…

Na wstępie zaznaczę, że za młynki te (bo kupiłem dwie sztuki w rozmiarach 2000 i 2500) nie zapłaciłem wspomnianej przeze mnie na początku ceny. Promocja była taka, że za oba zapłaciłem równowartość dwóch flaszek lubianego przeze mnie, popularnego bourbona. Znaczy się ryzyko nie było wielkie, a chęć przetestowania spora…

Drugi profil podejrzanego…

Kołowrotki przyjechały w prostych kartonowych pudełkach. Po wyjęciu z nich prezentowały się jak na swoją półkę cenową akceptowalnie. Tanio i choć zdecydowanie bez szału jeśli idzie o wykończenie, to nie sprawiały jednak wrażenia jakby miały się zamiar rozlecieć. Po wzięciu ich do ręki, przykręceniu korbek i pierwszych pokręceniach, umiarkowanie pozytywne pierwsze wrażenie prysło niczym bańka mydlana.

„Nawój”… Taaa… Biedny wędkarzu, nawój ci to było?

Mniejszy młynek zaprezentował na wjazd brak czegokolwiek, co moglibyśmy określić jako „kulturę pracy”. Wyczuwalne było fatalne ząbkowanie przekładni i bicie rotora. „Gładkość pracy” można by porównać jedynie do zjeżdżania gołym tyłkiem po gruboziarnistym papierze ściernym. Mimo to, zdecydowałem się nawinąć na niego plecionkę i ocenić nawój oraz pracę hamulca.

Nawój w większym 2500. Ciut lepiej…

Nawój wygląda po prostu fatalnie, zaś hamulec działał pulsacyjnie (raz mocnej, raz słabiej) i miał tendencję do zacięć.  Podsumowując… Młynek ten po wyjęciu z pudełka nadawał się jedynie jako przycisk do papieru lub ozdobny bibelocik na tanią komódkę. Gdybym miał wykombinować mu jakieś wędkarskie zastosowanie to od biedy można by go użyć jako ciężarka do sondowania głębokości łowiska. Nic innego do głowy mi nie przychodzi…

Praca tego egzemplarza całkowicie dyskwalifikowała go na starcie.

Większy młynek (2500) pod każdym względem zaprezentował się lepiej, niemniej kultura pracy i tego egzemplarza pozostawia bardzo dużo do życzenia. Kołowrotek od nowości lekko ząbkuje, szeleści, a hamulec jest słabo dozowalny i brak mu płynności startu i działania. Uznałem go jednak za warunkowo nadającego się do dalszych testów. Dostał plecionkę, pojechał parę razy nad wodę, wyholował kilka ryb.

Elementy składowe hamulca walki w modelu 2000…

Mniejszy młynek trafił na warsztat i został rozebrany przeze mnie na czynniki pierwsze. Zacząłem od korekty hamulca. Dwie węglowe podkładki okazały się być jedną węglową i drugą z jakiegoś czarnego, imitującego wyglądem carbon materiału. Jedna z nich była niechlujnie wycięta, obie niedosmarowane, a w mechanizmie hamulca walały się duże metalowe opiłki. MASAKRA… To nie miało prawa działać.

Stalowe wióry i syf w środku… Bez komentarza.

Potem zabrałem się za mechanizm główny kołowrotka. Pierwsze co rzuca się w oczy to fatalna jakość obróbki CNC poszczególnych elementów jak też tych, które są odlewami. Powierzchnie elementów wyglądają tandetnie i są nierówne. Czego by tutaj nie robił, to „masła w maśle” nie będzie. Co najwyżej „masło z piachem”. Wszystko w środku zapaćkane jest „smarem” podejrzanej proweniencji. Łożysk nie chciało mi się już nawet liczyć. Z grubsza są gdzie powinny być, ale (co powinno być chyba oczywiste) wyglądają na najtańsze łożyska w tej części galaktyki stąd długiej pracy im nie wróżę. Umyłem tę bidę, wyczyściłem, nasmarowałem jak trzeba i złożyłem. W obecnej chwili chodzi to już dużo lepiej niż zaraz po wyjęciu z pudła, ale w mojej opinii nada się toto od biedy do spławikówki dla juniora. Do spinningu nawet nie będę próbował tego zakładać. Szkoda nerwów.

Widok po otwarciu…

Większy Treant III jakoś działa. Po kilku wypadach nad wodę, wyląduje w wolnej chwili na warsztacie i zostanie również wybebeszony na wskroś. Po myciu, czyszczeniu i smarowaniu zostanie złożony od nowa i zobaczymy… Jeśli mnie najdzie fantazja to może nagram z tego kilka klipów i porobię więcej zdjęć, ale nie wiem czy młynek ten jest wart mojego czasu i takiej dodatkowej roboty. Muszę to przemyśleć.

Przekładnia…

Podsumowując…  SeaKnight Treant III to nie są kołowrotki. To protezy kołowrotków, na które nie warto wydawać jakichkolwiek pieniędzy, a już na pewno nie takich jakie sobie aktualnie za nie życzą sprzedawcy. Jakość podzespołów i montażu woła tutaj o pomstę do nieba. Jeżeli chcecie zniechęcić swoje dziecko do wędkowania, to kupienie Treant’a III może być całkiem niezłym sposobem na podkopanie jego zapału. Jeżeli nie chcecie go zniechęcać, to kupcie mu za te same pieniądze Ryobi Ecusima’ę i dokonacie zakupu po stokroć mądrzejszego. Jeżeli, ktokolwiek z Was moi Drodzy Czytelnicy, zastanawiał się kiedykolwiek, nad kupieniem sobie czegoś takiego, to informuję Was, że mądrzej zrobicie jak za tę kasę kupicie sobie dużą flaszkę czegoś procentowego. Po jej wypiciu przynajmniej przez chwilę poczujecie się wspaniale, a następnego dnia, będziecie dokładnie wiedzieli skąd wziął się ten kac (I pomęczy Was on o wiele krócej…). Na zdrowie!

W tym miejscu zwykle zamieszczam linki do testowanego sprzętu, ale tym razem nie zamieszczę. Nie chcę by ktoś, choćby przez przypadek, to kupił…

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin 1,86m 1-8g – Test na moim kanale YouTube

Jeśli się spodobało, odwdzięcz się lajkiem, subskrypcją, komentarzem… DZIĘKI! 🙂

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin, 1,86m 1-8g – Budżetowy flagowiec

Diaflex to nazwa, która od lat kojarzy się z topową serią spinningów spod znaku Robinsona. Kolejne generacje Diaflex’ów zapisywały się w świadomości naszych wędkarzy jako generalnie udane wędki, robione na wysokich modułach węgla i dobrze zbrojone. Ceny tych kijów, z jednej strony, były dużo niższe niż ceny topowych serii wędek renomowanych producentów. Z drugiej strony, nie  były to nigdy wędki bardzo tanie, co jednak dość skutecznie zawężało grono ich użytkowników. Czy warto sprawić sobie Diaflex’a z aktualnie oferowanej serii? Miałem okazję już całkiem dobrze poznać jedną z okoniówek z tej linii produktowej i nie ukrywam, że wywarła ona na mnie bardzo dobre wrażenie. Zainteresowanych zapraszam do lektury.

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin

Wędki Robinson Diaflex Speeder Perch oferowane są w dwóch podstawowych seriach. Seria z dodatkiem „Spin” w nazwie to wędki o pustych szczytówkach. Seria „Jig” to wklejanki. Niezależnie od tego czy mówimy o tubularach czy wklejankach, według danych producenta podstawą konstrukcji blanków tych wędek jest węgiel o relatywnie wysokim module 85mln PSI. Wędki uzbrojone są po całości w osprzęt Fuji. Na uchwyt kołowrotka wybrano szkieletowy SKSS. Przelotki to micro ringi z serii Alconite w ramkach typu K. Dolnik kija wzmocniono węglowym oplotem.

Fuji SKSS, oplot woven carbon K1 na krótkim dolniku… (Jak dla mnie mógłby być jeszcze ciut krótszy… Tak… Wiem… Czepiam się.)

Omawiany kij ma 186cm długości. To najkrótszy i zarazem najdelikatniejszy kij w serii. Producent deklaruje jego wagę na poziomie 90g, zaś ciężar wyrzutowy określa na zakres od 1 do 8g. Przy pierwszych oględzinach kij sprawia bardzo dobre wrażenie. Design kija jest skromny i nowoczesny. Jakość montażu i użytych materiałów wygląda bardzo dobrze. Na krótkim blanku zamontowano 8 sztuk Alconite’ów. Przelotki trzymają linię, zaś omotki wykonano w sposób nie budzący zastrzeżeń. Uchwyt SKSS nie został wyposażony w insert. Dolnik wykończono świetnej jakości pianką EVA i korkogumą. Wszystko razem wygląda świetnie. Dobre podzespoły spotkały się tutaj z dobrym wykonaniem i stąd ten efekt. Jak jednak Diaflex Speeder sprawuje się w użytkowaniu?

Fuji Alconite

Po pierwsze, trzeba stwierdzić, że deklaracje producenta co do wagi kija są rzetelne. Wędka jest nawet całe trzy gramy lżejsza niż sugerują dane katalogowe. Waga elektroniczna w przypadku testowanego egzemplarza pokazała równe 87g. Kij jest bardzo lekki i świetnie wyważony. Blank ma niewielką grubość i umiarkowaną zbieżność. Przy przelotce szczytowej ma średnicę 1,2mm. Przy dolniku suwmiarka wskazała 8,4mm. Ergonomicznie nie mam tej wędce nic do zarzucenia. Operuje się nią bardzo wygodnie i z dużą przyjemnością.

Recenzja Diaflex’a na moim kanale YouTube

Gdybym (nieco na siłę) miał wskazać co by tu można zmienić, to pewnie zażyczyłbym sobie tutaj jeszcze carbonowego insertu, dolnika krótszego o jakieś 3-4cm i ogólnej długości kija na poziomie 198cm. Będąc jednak świadomym tego, że na pewno znajdą się i tacy, którzy uznają długość dolnika w tym kiju za idealną i stwierdzą, że się zwyczajnie czepiam , proszę by sugestie te potraktować jako moje mocno osobiste „widzimisię”, a nie poważną krytykę…

Waga niższa o 3g od deklarowanej… Dobrze…

Blank tej wędki jest bardzo szybki, ale zarazem finezyjny i prezentujący dobrą progresywność. Do tego jego czułość stoi na naprawdę dobrym poziomie. Transmisja drgań pozwala nam pewnie reagować, nawet na anemiczne i delikatnie okoniowe brania. Ten blank to zdecydowanie bardzo mocna strona tej wędki. Po pierwsze, oferuje nam on szeroki zakres użytecznego CW jaki mamy do wykorzystania. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że dołem można z ciężarem wabików spokojnie zejść tu ciut poniżej 2g (O 1g zapomnijcie. Do microjigów na wzdręgi poszukajcie, delikatniejszego i wolniejszego kija…), co pozwala nam zasadniczo ogarnąć każde okoniowe „minimum”. Górą ten patyk ogarnia na spokojnie jeszcze Hama Stick’a na główce 7g, co daje nam ciut powyżej 11g całkowitej masy wabika.

Kij jest bardzo szybki ale i finezyjny i progresywny.

Co więcej, blank dzięki wspomnianej charakterystyce okazuje się genialnie uniwersalnym. Mówiąc w skrócie, kij ten sprawi się nam świetnie przy każdej metodzie połowu okoni, o ile tylko nie przeszkodzi nam w tym niewielka długość tej wędki czyli 1,86m i górna granica jego CW. Kij doskonale sprawdza się przy jigowaniu, łowieniu na okoniowe żelastwo w typie cykad, wirówek i wirujących ogonków jak też przy powierzchniowym łowieniu na przynęty w typie popperów. Ogarniemy nim bezproblemowo temat jaskółek w toni. Doskonale sprawdzi się nam też przy okoniowym twitchingu. Woblerki  w typie Duo Realis Rozante 63SP, czy Lucky John Basara 70SP lub mniejsze, prowadzi się nim bardzo dobrze i gdy trzeba dostatecznie dynamicznie.

Brak insertu w uchwycie kołowrotka. Widoczne oczko do zaczepienia przynęty, a na gripie pianka EVA bardzo dobrej jakości.

Kij jest cięty i jadowity co pozwala nam pewnie wcinać ryby. Finezyjny i progresywny blank dobrze je trzyma. A dolnik, z odpowiednim zapasem mocy, pozwala w razie potrzeby na trochę bardziej forsowne hole. Do drop shot’a i bocznego troka ten kij będzie oczywiście za krótki i za delikatny, ale tak to jest w życiu – wszystkiego mieć nie można.

TESTY UGIĘĆ:

Bardzo szybka, finezyjna i czuła okoniówka

Robinson Diaflex Speeder Perch Spin to przedstawiciel flagowej serii tego producenta. Za „luksus” posiadania tego flagowca trzeba obecnie zapłacić około 425zł. Za te pieniądze dostajemy świetny blank, bardzo dobrze uzbrojony w niezłej klasy osprzęt Fuji i wykończony innymi podzespołami bardzo dobrej jakości. Ten kij to diablo uniwersalny sprzęt do łowienia okoni i przez to bardzo ciekawa opcja dla tych, którzy szukają jednej okoniówki do prawie wszystkiego. Jej parametry użytkowe spokojnie mogą zaspokoić potrzeby wielu spinningistów, w tym także tych zaawansowanych, którzy świetnie wiedzą o co chodzi w tej grze, którą określa się mianem „okoniowania”. W świetle zalet tej wędki, cenę jaką trzeba za nią zapłacić, osobiście uznaję za bardzo atrakcyjną. Diaflex Speeder  Perch Spin jest zdecydowanie wart każdej złotówki jaką trzeba na niego wydać, zwłaszcza, że dla zdecydowanej większości swoich nabywców, okaże się najprawdopodobniej okoniówką docelową – tą, która zostanie u nich na lata.

Bardzo dobra wędka za rozsądne pieniądze

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/