Kastking Megajaws Long Casting – Budżetowy władca mórz?

Kastking ma w swojej ofercie kilka modeli multiplikatorów. Multik o groźnie brzmiącej nazwie Megajaws to jeden z tańszych modeli z portfolio tego producenta (Tu trzeba też zaznaczyć, że drogich modeli w tej ofercie w zasadzie nie ma. Jedynie najdroższy  Bassinator Elite dobija cenowo do średniej/niższej półki produktów tego typu oferowanych przez renomowane marki na naszym rynku. Reszta modeli jest dużo tańsza.) Czy nawiązujący swoją nazwą i designem do żarłacza ludojada multiplikator to sprzęt warty zainteresowania? Zapraszam do lektury jego testu.

Wielkimi zębiskami szczerzy się do Was Kastking Megajaws.

Multiplikator ten występuje w kilku wersjach. Różnią się one przede wszystkim przełożeniami i głębokościami szpuli. Każda wersja w zależności od jej przełożenia i rodzaju szpuli, wykonana jest w innym kolorze. Opisywany w teście model dysponuje przełożeniem 7,2:1 (jednym obrotem korby nawija około 75cm linki) i szpulą o mniejszej pojemności (stąd Long Casting w nazwie).

Płytka szpula Long Casting

Przy pierwszych oględzinach Megajaws sprawia bardzo dobre wrażenie. Charakterystyczny „zębaty” design multiplikatora jest efektowny i nowoczesny. Wykończenie i zastosowane materiały są na dobrym poziomie. W oczy nie rzucają się żadne poważne niedoróbki. Całość na sucho chodzi miękko i płynnie (multik wyposażono w 11 łożysk kulkowych plus oporówkę upchniętych w grafitowym korpusie). Luzy są minimalne, a ze środka nie wydobywają się żadne niepokojące odgłosy. Multiplikator jest bardzo zgrabny, lekki (192g) i świetnie leży w dłoni. Na deser niejako dostajemy tu, charakterystyczny dla Kastking’ów lejkowaty wodzik zmniejszający tarcie przy rzucie, otwór inspekcyjny umożliwiający dosmarowanie głównej zębatki, oraz otwór drenażowy służący do odprowadzenia wody, gdyby w jakiś sposób dostała nam się ona do środka obudowy. W tej cenie – bomba…

Widoczny otwór drenażowy i okienko inspekcyjne umożliwiające dosmarowanie głównej zębatki bez rozbierania całego multika.

Według producenta multiplikator w tej wersji dedykowany jest do przynęt ważących do 50g. Pozwala nam to ograć nim średnie i ciężkie woblery twitchingowe, większość jerków do 10-12cm długości oraz gum szczupakowych w przedziale 12-17cm. W użytkowaniu deklaracje te znajdują pełne potwierdzenie. Multik bez najmniejszych problemów radzi sobie z wabikami w tej wadze. Do tego, testowany egzemplarz  okazał się, po rozebraniu go do serwisu startowego, całkiem nieźle fabrycznie nasmarowany, co w tej półce cenowej wcale nie jest oczywistością.

Wodzik w kształcie lejka ma za zadanie zmniejszyć opory przy rzutach.

Hamulec walki tego młynka, według deklaracji producenta, powinien mieć aż 8kg siły hamowania. 4 tarcze węglowe, które się na niego składają, powinny bez problemów dostarczyć nam takiej albo i większej „stopping power”. Do zastosowań szczupakowo-sandaczowych, do których go będziemy w naszych warunkach stosować, to zdecydowanie więcej niż jest potrzebne. Hamulec działa płynnie i nie ma tendencji do zacięć. Wszystko działa tu tak, jak powinno działać.

Gwiazda hamulca walki i pokrętło docisku szpuli wyposażone w wyraźny klik. Hamulec walki ma duży zapas mocy.

Megajaws został wyposażony w magnetyczny hamulec rzutowy oparty na 8 magnesach. Posiadając podstawowe umiejętności obsługi multiplikatora,po krótkim zapoznaniu się z tym konkretnym modelem, jesteśmy w stanie operując tym magnetykiem i dociskiem szpuli, szybko dostosować ich ustawienia pod różne przynęty. Płytka szpula ma stosunkowo niewielką pojemność, ale w zupełności wystarczającą do nawinięcia na nią 100 metrów plecionki o grubości odpowiedniej do obsługiwanych przez multiplikator przynęt. Szpula wraz z łożyskiem waży 14,3g. Mimo „Long Casting” w nazwie, sprzęt ten nie jest dystansowym rekordzistą, ale w tej cenie trudno tego po nim oczekiwać. Megajaws zapewnia nam jednak całkiem dobre zasięgi rzutowe, nie kaprysi i nie zaskakuje nas niespodziewanymi brodami. Użytkowo to sprzęt bezstresowy i przyjemny.

Pokrętło regulacji magnetycznego hamulca rzutowego i imitujące skrzela zdobienia pokrywy

Używając go już jakiś czas, muszę przyznać, że Kastking Megajaws to całkiem udany multiplikator. Różne jego wersje różnią się nieznacznie ceną, która generalnie oscyluje w okolicach 200 złotych. Za tak niewielkie, śmieszne w zasadzie pieniądze, dostajemy świetnie wyglądający i dobrze sprawujący się sprzęt, zrobiony z materiałów, które powinny nam zapewnić  dłuższą bezproblemową eksploatację, o ile tylko nie będziemy go przeciążać i nie zaniedbamy czynności serwisowych.

Ładny, zgrabny, dobrze wykonany

W porównaniu do tańszego, ale bardzo podobnego technicznie, modelu Kastking Crixus, model Megajaws, przy generalnie podobnych walorach eksploatacyjnych, wyróżnia się posiadaniem większej ilości łożysk, subiektywnie nieco bardziej kulturalną pracą i powinien być trwalszy. To ostatnie winno mu zagwarantować wykonanie zębatki głównej i pinionu z brązu manganowego zamiast zwykłego mosiądzu. Nawet jeżeli Kastking Mega Jaws Long Casting nie do końca zasługuje na miano władcy mórz i mimo tego, że raczej na pewno nie rozszarpie wszelkiej konkurencji, to bez wątpienia jest on świetną ofertą na początek przygody z castingiem i nie tylko na początek. Do tego zdradzę wam sekret… Szpule w modelach Crixus, Crixus ArmorX  i wszystkich wersjach Megajaws mają identyczne rozmiary i są stuprocentowo zamienne. To zaś otwiera przed użytkownikami tych modeli wiele dodatkowych możliwości…

Dobry sprzęt za śmieszne pieniądze…

Sklepy w których kupicie Kastking Megajaws Long Casting:

http://bityl.pl/vASlN

http://bityl.pl/YrhN4

http://bityl.pl/cNOM1

http://bityl.pl/GpPBW

Piscifun Alijoz 300 – Chińska waga ciężka w akcji

Wybór lżejszych multiplikatorów na Aliexpress jest bardzo duży. Ilość modeli obsługujących wabiki do 30, 40 czy 50g jest nie tylko duża, ale też mamy wśród nich spore zróżnicowanie pod kątem innych parametrów technicznych i jakościowych. W momencie gdy zaczynamy się rozglądać za multikiem, który obsłuży nam przynęty cięższe, wybór kurczy się szybko. Piscifun Alijoz 300 jest jednym z tych nielicznych, wartych zainteresowania multików z Ali, które obsłużą nam większe wagomiary. Zapraszam do lektury testu tego udanego multiplikatora.

Piscifun Alijoz 300

Już na pierwszy rzut oka widać, że Piscifun Alijoz 300 to nie jest multiplikator do finezyjnego zestawu. Multik jest duży i sprawia solidne wrażenie. Waży jednak jak na swój rozmiar całkiem rozsądne 320g. Jakościowo multik prezentuje się dobrze. Ma aluminiowy szkielet i do wyboru dwa przełożenia oraz dwa rodzaje korby. Wersja „uciągowa” ma przełożenie 5,9:1 i jednym obrotem korby nawija 68cm plecionki. To wartość dobra do łowienia na duże gumy i swimbaity. Wersja „szybkościowa” dysponuje przełożeniem 8,1:1 i jednym obrotem korby nawija aż 92cm linki. Będzie dobra do jerkówki czy wędziska morskiego, do łowienia na większych głębokościach. Jeżeli dla kogoś standardowa, podwójna korba będzie miała za małe przyłożenie, może kupić pojedynczą, przedłużoną korbę z masywnym knobem, która umożliwi mu siłowe pompowanie dużych ryb. Do koloru, do wyboru…

To spory multik…

A jeśli idzie o walkę z dużymi rybami, to Piscifun Alijoz 300 ma jeszcze jeden poważny atut. Producent deklaruje moc hamulca walki w tym multiku na poziomie 15kg. Od jakiegoś czasu dłubiąc i serwisując multiki jestem skłonny zaryzykować twierdzenie, że nie tylko nie są to twierdzenia na wyrost, ale nie zdziwiłbym się gdyby można tu było osiągnąć wyższe wartości hamowania. Rzut okiem na mechanizm hamulca walki tłumaczy wszystko. Mamy tam w sumie 4 potężne tarcze węglowe, które dają nam bardzo dużo tego, co Amerykanie nazywają „stopping power”. Oceniając wygląd wnętrzności tego multiplikatora stwierdzić można, że wytrzyma on starcia z rybami dużo poważniejszymi i bardziej wymagającymi niż rekordowe szczupaki czy sandacze. Solidna zębatka i pinion oraz 8 krytych, nierdzewnych, łożysk kulkowych plus oporówka tworzą po upchnięciu w aluminiowym szkielecie solidny zestaw. Rzutowo multik ten powinien raczej bezproblemowo radzić sobie z przynętami w wagomiarach 80-100g. To wartości w zupełności wystarczające do zaspokojenia codziennych potrzeb zdecydowanej większości miłośników cięższego castingu w naszym kraju.

Mocne bebechy i potężny układ hamulcowy. Niestety fabryczne „smarowanie” pozostawia wiele do życzenia…

Mówiąc o temacie parametrów rzutowych, nie sposób ominąć tak istotnego elementu jak hamulec rzutowy multiplikatora. W tym modelu zdecydowano się na pojedynczy system hamulcowy o działaniu magnetycznym. Hamulec ten działa w zasadzie bezobsługowo. To znaczy, że po ustawieniu docisku szpuli na takim poziomie, by tylko wyeliminować luz poprzeczny szpuli, oraz ustawieniu hamulca magnetycznego w okolicach 4-4,5, możemy zapomnieć o jego istnieniu. Multik rzuca daleko, a brody nie występują. Pod warunkiem oczywiście, że nie będziemy zapominali o pracy kciuka przy uderzeniu przynęty w wodę, albo nie będziemy uparcie próbowali na siłę zrywać rzutów, czy też zmuszać tego multika do pracy z przynętami o wadze, do której obsługi nie jest on przeznaczony. U mnie regularnie pracuje on z wabikami mieszczącymi się w zakresie 30-80g i działa doskonale.

Magnetyczny hamulec rzutowy jest prosty w ustawieniu i niezawodny w działaniu.

Alijoz 300 to multik, który choć spory, jest ergonomicznie wygodny. Rozmiar tego multika jest taki, że osoby o średnim i większym rozmiarze dłoni, bez problemu wygodnie go obejmą i obsłużą. Wszystko jest tam gdzie trzeba i mamy pełną kontrolę nad zestawem. Do tego multiplikator ten wyposażono dodatkowo w przycisk, pozwalający na powrót zablokować zwolnioną już szpulę bez użycia korby. To z pozoru nieistotny, ale czasem przydatny gadżet.

Na szpuli zmieścimy sporo mocnej plecionki…

Niestety do tej beczki miodu muszę też dodać sporą łyżkę dziegciu. Wszystkie egzemplarze tego multiplikatora, jakie przeszły przez moje ręce były fabrycznie niedosmarowane. A materiały smarne jakie do tego „smarowania” użyto, w mojej opinii nadawały się tylko do kąpieli w benzynie ekstrakcyjnej i usunięcia ich ze środka. Różnica w działaniu Alijoz’a na „smarowaniu” fabrycznym, a zrobionym jak należy jest diametralna. Po zakupie tego sprzętu nie warto się nad tym w ogóle zastanawiać tylko od razu poddać go takim zabiegom. Uwierzcie. WARTO.

Długa, podwójna korba daje solidne przyłożenie. Jak komuś go mało, można zamówić ten multik z pojedynczą, długą korbą z potężnym knobem. Tym to dopiero można będzie pompować…

Cóż… Podsumowanie? Piscifun Alijoz 300 to budżetowy lecz godny polecenia sprzęt. Po wydaniu około 280 złotych i dokonaniu niewielkich poprawek, stajecie się właścicielami świetnego, mocnego multika, który przez dłuższy czas obsłuży Wam średnie i ciężkie przynęty. Odpowiednio użytkowany i serwisowany posłuży długo. Osobiście go używam i zapewniam, że aktualnie nawet nie myślę o zmianie na inny. A zupełnie nie mogę powiedzieć tego samego o jego droższym poprzedniku. Ale to już zupełnie inna historia…

Sklepy w których kupicie Piscifun Alijoz 300:

https://s.click.aliexpress.com/e/_ApQFKT

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Tsurinoya NA2000 – Kołowrotek za stówkę

Model NA2000 występujący również pod nazwą Tsurinoya Nano, to najtańszy kołowrotek w ofercie tego producenta. Można go kupić za symboliczną „stówkę”. To, że coś jest bardzo tanie, oczywiście nie zawsze znaczy, że warto wydać na to jakiekolwiek pieniądze. Jak to jest w przypadku tego produktu od Tsurinoya’i? Zapraszam do lektury testu tego taniego kołowrotka.

Tsurinoya NA2000 – Wygląda skromnie i surowo, ale na pewno nie tandetnie. Z minimalizmem jej do twarzy…

Na pierwszy rzut oka Tsurinoya NA2000 wygląda całkiem w porządku. Nie mamy wrażenia obcowania z ekstremalną taniochą. Matowo-czarny kołowrotek ma całkiem nowoczesny design. Nie widać poważnych niedoróbek powierzchni i malowania. Powłoka lakiernicza prezentuje się całkiem porządnie. Młynek jest lekki (230g) i nie posiada nadmiernych luzów. Uniwersalne przełożenie 5,2:1 pasuje do większości spinningowych zastosowań jakie możemy takiemu młynkowi wymyślić.

Czarny mat nigdy nie wyjdzie z mody…

Korbka jest przetykana i zakręcana kontrą z drugiej strony. To częste rozwiązanie w tanich młynkach. Nie jest ono najszczęśliwsze niemniej muszę przyznać, że w kołowrotku NA2000 nie zaobserwowałem tendencji do luzowania się kontry, która nęka kilka moich Okum. Luzy na korbie również są relatywnie niewielkie.

Lekka, ażurowa szpula wykonana z aluminium, ma relatywnie dużą pojemność

Wedle danych producenta kołowrotek posiada 8 łożysk kulkowych i oporówkę. W swoim segmencie cenowym to wynik rewelacyjny, zwłaszcza, że Tsurinoya to firma, która montuje łożyska prawdziwe, a nie wirtualne, jak producenci bazarowego chłamu. Oczywiście nie spodziewajmy się w tej cenie japońskich EZO, ale kołowrotek chodzi całkiem dobrze. Płynnie i miękko. Kultura pracy tego młynka jest jak na sprzęt za „stówkę” zadziwiająco przyzwoita.

Jak na sprzęt za stówkę, jest zdecydowanie dobrze…

Hamulec zbudowano w oparciu o podkładki filcowe. Ma on sporą moc i jest bardzo dobrze dozowalny. Pracuje bardzo dobrze. Nie ma się tu do czego przyczepić.

Osiem łożysk kulkowych plus oporówka… Nieźle… Wszystko kręci się też całkiem nieźle…

Mechanizm tego młynka powinien przeżyć sporo, o ile nie trafi się nam egzemplarz niedosmarowany lub nie będziemy go przeciążać. Tsurinoya NA2000 pracując na zestawie okoniowym, kleniowo-jaziowym czy lekkiej szczupakówce powinna nam spokojnie posłużyć przez dłuższy czas. Nie przekraczajmy 25g wagi przynęty, nie zajeżdżajmy jej dużymi wirówkami, nie traktujmy jak wyciągarki budowlanej, a będziemy się cieszyć eksploatacją tego całkiem sympatycznego, budżetowego młynka.

Kołowrotek ten, pracując z lekkimi zestawami powinien nam posłużyć dłuższy czas.

Eksploatację uprzyjemni na pewno również fakt, że kołowrotek ma całkiem dobry nawój plecionki, a lekka, mocno perforowana szpula umożliwia nam dalekie rzuty. W zestawie nie ma szpuli zapasowej, ale powiedzmy sobie szczerze. Za te pieniądze, ten kołowrotek to i bez niej całkiem dobry zakup. Znalezienie w tej cenie dorównującego mu parametrami odpowiednika na naszym rynku będzie chyba niemożliwe. Mi przynajmniej taki do głowy nie przychodzi.

Do jakości nawoju trudno się czepiać. Zwłaszcza w kontekście ceny tego kołowrotka.

Prowadząc dla Was tanispinning.pl, staram się wynajdować sprzęt z jednej strony nie rujnujący kieszeni, ale z drugiej, prezentujący jak najwyższy stosunek jakości do ceny. Z rozmysłem nie pochylam się nad najniższą możliwą półką na rynku, gdyż z moich doświadczeń jasno wynika, że szkoda czasu i życia, na męczenie się z najtańszym badziewiem, skoro niedużo drożej można kupić coś, co wyprzedza tę taniochę o lata świetlne. Tsurinoya NA2000 to nie jest młynek dla bardziej wymagających wędkarzy. Zastosowane rozwiązania techniczne i kultura pracy nikogo takiego nie powalą. To jednakże bardzo tani kołowrotek, o wysokim współczynniku jakości do ceny, którym sam miałem okazję połowić trochę czasu i nie było to doznanie w żadnym wypadku nieprzyjemne. Wszystko tu działa jak trzeba, waga jest niewielka, kołowrotek używany zgodnie z jego przeznaczeniem umożliwia skuteczne i przyjemne łowienie, za bardzo małe pieniądze. Do tego całkiem nieźle wygląda. I o to chyba w tanich kołowrotkach powinno chodzić, nieprawdaż?

Tsurinoya NA2000 – Udany budżetowiec

Sklepy gdzie kupicie Tsurinoya NA2000:

https://s.click.aliexpress.com/e/_9yYXvs

https://s.click.aliexpress.com/e/_ArGVVH

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Okuma Epixor XT – A miało być tak pięknie…

Kołowrotki Okumy przez lata stanowiły istotny procent mojego arsenału. Nie grzesząc szczególnym wyrafinowaniem czy kulturą pracy, oferowały jednak, za niewielkie pieniądze, zadowalającą trwałość i parametry użytkowe, czyniące z nich dość wdzięczne narzędzia połowu. Nowy Epixor XT miał wnieść do stajni Okumy nową jakość. W miejsce dotychczasowych konstrukcji, oferujących nam dzięki eliptycznej zębatce, krzyżowy i niezbyt elegancki nawój, Epixor XT otrzymał wreszcie system wolnej oscylacji szpuli. Co z tego wyszło? Zapraszam do lektury.

Epixor XT – Wizualnie ten młynek chyba nie może się nie podobać…

Jako pierwszy do mojej stajni zawitał mały, zgrabny i cholernie ładny Epixor XT-20. Pierwsze wrażenie było super. Wręcz nie mogłem się nim nacieszyć.  Dwuwarstwowy szkielet kołowrotka, który ma zagwarantować mu sztywność, ma nowoczesne, nieco kanciaste linie. Rotor, szpula, wszystko wygląda nowocześnie i po prostu bardzo dobrze. Kolory i szczególiki designu są efektowne. Pierwsze wrażenie psuje tylko to, że korbka nie jest wkręcana w korpus. Przetykany patent z wiecznie luzującą się kontrą/zakrętką to nie jest najlepsze rozwiązanie. Kołowrotek ma siedem łożysk kulkowych plus oporowe. Niewielka dwudziestka jest lekka. Waży niecałe 208 gramów. Całość po wyjęciu z pudełka miała minimalne tylko luzy, kręciła świetnie, a dźwięk zatrzaskiwania kabłąka w tym modelu przyprawia o pozytywne dreszcze. Fani hiphop’u powiedzieliby pewnie w tym momencie coś o tłustym bicie. Ja tylko powiem – to trzeba usłyszeć. Ten trzask brzmi jak zamykanie drzwi w drogiej furze. Bez krztyny przesady.

Dwuwarstwowy szkielet ma zapewniać sztywność konstrukcji i zadanie swoje spełnia…

W użytkowaniu ten niewielki młynek Okumy dostarczył mi wiele przyjemności. Mimo niewielkich rozmiarów konstrukcja tego kołowrotka sprawia wrażenie sztywnej i solidnej. System wolnej oscylacji szpuli działa w tym modelu świetnie. Nawój jest bez zarzutu. Epixorem można rzucać bardzo daleko i bez najmniejszych obaw o jakiekolwiek splątania. Hamulec walki jest dobrze dozowalny i działa bardzo dobrze. Przełożenie 5,0:1 jest idealne do okoniowych zastosowań. Co więcej, po dwóch sezonach użytkowania, kołowrotek chodzi niezmiennie świetnie. Przy cenie około 250 złotych mogłoby się wydawać, że to doskonała oferta. Takie też wrażenie odniosłem. Dokupiłem więc jeszcze jednego w rozmiarze 30 pod szczupaka na lekko. Jeden kolega kupił za moją namową dwudziestkę do okoniówki. Drugi zupełnie niezależnie, kupił czterdziestkę, pod średni uniwersał szczupakowo-sandaczowy. No i się zaczęło…

Nawój XT-20 – bez zarzutu. Odległości rzutowe są doskonałe.

Moja trzydziestka chodziła dobrze jakieś dwa-trzy miesiące, pomijając lekkie niedowijanie plecionki na dole szpuli. Po tym czasie pojawiło się ząbkowanie mechanizmu i cięższa praca przekładni. Rozkręciłem kołowrotek. W środku był suchy jak pieprz. Wyczyściłem i przesmarowałem. Jest lepiej, ale niestety już nie tak dobrze jak na początku – przekładnia delikatnie ząbkuje, niemniej i tak chodzi lepiej niż…

Trzydziestka nie dowija dołem… Szybko zaczęła ząbkować i ciężej chodzić.

Czterdziestka kolegi. Po kilku miesiącach zaczęła ząbkować. Zdecydował się wysłać ją na firmowy serwis. Z serwisu wróciła po „przesmarowaniu i skasowaniu luzów” – chodząc dużo gorzej niż przed wyjazdem na tenże serwis. Zużycie przekładni w nowym kołowrotku uznano za zwykłą rzecz eksploatacyjną i nie podlegającą „pięcioletniej gwarancji”. Dwudziestka kolegi po dwóch miesiącach zaliczyła awarię przekładni. Wyrok – serwis. Po serwisie szału brak… Żeby było jasne. Żaden z tych kołowrotków nie był przeciążany, zarzynany czy traktowany przy holach jak wyciągarka budowlana. Każdy był eksploatowany przez wędkarzy-spinningistów z wieloletnim doświadczeniem – zgodnie z jego przeznaczeniem. Wnioski?

Okuma Epixor XT z drugiego profilu. Design niezmiennie kozacki.

Okuma Epixor XT mógłby odnieść spory sukces rynkowy. Gdyby każdy chodził jak moje XT-20, jeśli nawet nie pozamiatałby konkurencji w segmencie, to byłby dla niej bolesnym cierniem we wrażliwym miejscu poniżej pleców. Niestety dla Okumy, mój kontakt z tym modelem nie ograniczył się do tego jednego egzemplarza. Świetnie znane są mi losy jeszcze trzech innych młynków z tej serii. I z doświadczeń tych niestety wynika, że trzy z czterech kołowrotków zawiodły po krótkiej, niezbyt intensywnej eksploatacji. Epixory po opuszczeniu fabryki okazują się regularnie pozbawione smaru w środku. Dokładność montażu i jakość kluczowych elementów mechanizmu może budzić wątpliwości. Do tego serwis Okumy w Polsce, który delikatnie mówiąc nie popisuje się. Czas wcześniej wysłałem im Ceymara na serwis po awarii korbki (Tak, okazuje się, że i takie cudo może się przydarzyć!) Na kołowrotek czekałem ponad pół roku (!). W końcu przysłali mi nowy i wyjaśniło się dlaczego tyle to trwało. Pierwszy im się zapodział. Tak skutecznie, że go nie znaleźli… Bez komentarza…

Epixory XT-20 i 30. Z tyłu Okuma Avenger B – tani, rzadki u nas, całkiem dobry.

Jeżeli więc, mimo to, są chętni na zakup Okumy Epixor XT to lojalnie uprzedzam – kupując ten młynek, musicie brać pod uwagę to, że trzeba go zaraz po zakupie obowiązkowo rozkręcać i smarować, bo najprawdopodobniej w środku macie pustynię Gobi w miniaturze. W sklepie poprosić o podanie sobie kilku i wybierać najlepiej chodzący i bez luzów (Ta zasada powinna Was obowiązywać, przy zakupie każdego kołowrotka). Przy odrobinie szczęścia traficie na egzemplarz tak udany jak moje XT-20 (Które niezmiennie uwielbiam, żeby to było jasne!). Eksploatując go, bierzcie pod uwagę, że mechanizm nie jest stworzony do ciężkiej harówki. Pacjenta trzeba traktować delikatnie. Dalsze wnioski wyciągnijcie sobie sami i decydujcie. Ja na razie w tej sytuacji podziękuję.

Chciałbym pochwalić nową konstrukcję Okumy. Mam sentyment do marki i bardzo lubię moje XT-20. Niestety, z szerszych doświadczeń jasno wynika, że jakość montażu i zastosowanych podzespołów jest wątpliwa… A szkoda!

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Kastking Crixus Dark Star – budżetowy, niskoprofilowy multik dla opornych – Wnioski po roku eksploatacji

Chińsko-amerykański Kastking ma w swojej ofercie wiele modeli tanich multiplikatorów. Początkujący adept castingu może doznać lekkiego bólu głowy, próbując dociec, który z nich nadałby się dla niego na start. Rozwieję te wątpliwości od razu. Odpowiedź brzmi – Kastking Crixus Dark Star. Męczyłem takiego przez cały sezon i do tej pory jestem pod wrażeniem tego, jak fajny sprzęt można kupić, za tak śmieszne w sumie pieniądze. Ale po kolei…

Kastking Crixus Dark Star – Gladiator nie tylko z nazwy

Nasz prosty, ubogi gladiator przyjeżdża do nas opakowany jak rzymski patrycjusz. Świetne jakościowo pudełko. W środku kartonik i gąbka by multik nie latał w transporcie. Do tego instrukcja i schemat na kredzie i w pełnym kolorze. Opakowania  Kastkinga naprawdę robią wrażenie, stając nieco okoniem wobec proekologicznego minimalizmu.

Kastking przyzwyczaja nas do porządnych opakowań

Sam multiplikator jest bardzo ładny. Przeszło już ich trochę przez moje ręce i muszę przyznać, że ten tani Kastking wygląda na tle konkurencji po prostu dobrze. Design i kolorystyka Dark Star’a są bardzo przyjemne. Gumowo-piankowe knoby „golf style” są wygodne i praktyczne – nawet mokre nie ślizgają się. W serii tej występują też modele o białym (Glacier white) i jasno turkusowym kolorze (Sea spray). Mają one niższe przełożenie (6,5:1 do 7,2:1 Dark Star’a). Kiedyś były też uboższe o dwa łożyska kulkowe, ale producent dorzucił im je czas temu. Czarno-niebieski Dark Star, moim zdaniem, jest z nich trzech zdecydowanie najładniejszy.

Knoby są wygodne i praktyczne. Multik po prostu ładny.

Po wzięciu go w ręce pozytywne wrażenia nie słabną. Kompozytowy, niewielki niskoprofilowiec sprawia całkiem solidne wrażenie. Luzy są minimalne, całość na sucho chodzi całkiem dobrze. Po przykręceniu go do niezbyt ciężkiej wędki z wyrzutem ML-M leży w ręce kapitalnie. Sam przecież też nie jest ciężki. 206g to bardzo dobry wynik. Życie przeciętnego multiplikatora jednak to nie rewia mody, a zwykle ciężka harówka. Jak Kastking Crixus Dark Star radzi sobie z trudami codziennej eksploatacji?

Crixus to świetne uzupełnienie finezyjnego zestawu o CW oscylującym w zakresach ML-M

Multik pracował przez cały sezon w zakresie wyrzutowym 20-50g. Sporadycznie rzucał i zwijał też przynęty przekraczające lekko 60g. Obciążenia te znosił dobrze. Mechanizm nie wysyłał sygnałów, które świadczyłyby o tym, że dzieje mu się krzywda. Żadnych niepokojących odgłosów czy ząbkowania mechanizmu. Z małym wyjątkiem. Knoby, które w tym modelu są osadzone na tulejkach ślizgowych, wymagały przesmarowania po tym, jak zaczęły popiskiwać przy pracy. Po smarowaniu było już cicho.

Ceramiczny wodzik robi swoje. Multik dobrze układa plecionkę.

Multiplikator wyposażony jest w magnetyczny hamulec rzutowy. Hamulec ten działa doskonale. W zasadzie jest on konstrukcją, która u totalnego laika, może wytworzyć niebezpieczne przekonanie, że jest on już mistrzem castingu. Po ustawieniu hamulca rzutowego na wartość 7-8 i całkowitym poluzowaniu docisku szpuli, multik rzuca daleko, a brody nie występują. Oczywiście gdy operujemy przynętami w zakresie wagowym 20-50g. Gdy próbujemy schodzić z wagą przynęt w dół i sięgamy po takie, które będąc lekkie, jednocześnie generują spore opory powietrza, jak np. duże, lekkie obrotówki, wtedy oczywiście oddawanie odległych rzutów robi się bardziej wymagające technicznie. Niemniej, jeżeli użytkownik Crixusa nie będzie prowadził takich eksperymentów, to będzie miał wszelkie powody by uznać ten multik za sprzęt totalnie bezproblemowy w obsłudze.

Rzutowy hamulec magnetyczny działa świetnie.

Hamulec walki był, po piszczących knobach, drugim elementem multika, którego działanie wzbudziło we mnie na początku pewne niezadowolenie. Oparty na węglowych tarczach mechanizm dysponuje sporą siłą i nie przejawiał tendencji do zacięć, niemniej brakowało mi w nim lepszej dozowalności. Przejście pomiędzy „zbyt słabo” do „zbyt mocno” było bardzo krótkie. Piszę o tym w czasie przeszłym, bo po tym gdy rozebrałem hamulec i potraktowałem węglowe tarczki minimalną ilością odpowiedniej oliwki, hamulec zmienił się nie do poznania. Regulacja stała się dokładna i precyzyjna, a hamulec startuje płynnie i działa bardzo dobrze.

Producent upchnął cztery węglowe tarczki do hamulca walki. Po lekkiej korekcie całość pracuje bardzo dobrze.

Po roku eksploatacji Kastking Crixus Dark Star, trafił na stół operacyjny i został rozebrany. Po wyczyszczeniu wnętrza i umyciu w benzynie elementów przekładni nie stwierdziłem znaczących śladów zużycia.

Glut z fabrycznego smaru, trochę brudu, ale generalnie całkiem nieźle…

Zębatki wyglądały bardzo dobrze. Nie pojawiły się żadne dodatkowe luzy. Całość została przeze mnie przesmarowana i złożona do kupy. Po tym wszystkim multiplikator chodzi lepiej niż nowy, wyjęty z pudełka. Osobiście jestem z tego multika bardzo zadowolony. Dla mnie po prostu bomba!

Główna zębatka z mosiądzu. Stan po roku używania.

Kastking Crixus Dark Star kosztuje normalnie w okolicach 170-180 złotych. Za te pieniądze dostajecie całkiem solidny, ładny, świetnie rzucający, lekki i kapitalnie leżący w ręce (przynajmniej mojej) multiplikator, który ogarnie Wam średnie i ciut większe przynęty. Jest on wart każdej wydanej na niego złotówki. W tym roku przybył mu starszy brat czyli Crixus ArmorX Dark Star. Dostał dodatkowe łożyska w knoby i aluminiowy szkielet. Aktualnie go testuję. Wyniki za czas jakiś. Powiem tylko jedno – Na razie jest bardzo dobrze…

Kastking Crixus – Dobry sprzęt za niewielką kasę.

W tych sklepach m.in kupicie Kastking Crixus Dark Star i inne wersje z tej serii

https://s.click.aliexpress.com/e/_DE2OFG1

https://s.click.aliexpress.com/e/_Dm7DIit

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Piscifun Honor XT – Budżetowy kołowrotek z Aliexpress o dużym przełożeniu

W zalewie różnych chińskich marek z jakim mamy do czynienia na Aliexpress, zdarzają się firmy, które wyróżniają się wyraźnie na plus. Piscifun jest bez wątpienia jedną z tych, która powinna wzbudzić nasze zainteresowanie, gdyż stosunek jakości do ceny, wielu ich produktów, jest bardzo korzystny.

Piscifun Honor XT

Sama nazwa Piscifun, o ewidentnie łacińsko-angielskim rodowodzie, u niektórych anglojęzycznych budzi na wstępie dość komiczne skojarzenia. Gdy jednak odłożymy na bok śmieszki i rozważania czy nazwa marki jest trafna czy nie, okazuje się, że w swojej ofercie Piscifun ma kilka produktów, które należy potraktować bardzo serio. Kołowrotek Honor XT jest zdecydowanie jednym z nich.

Aksamitny woreczek w zestawie. Szpuli zapasowej brak.

Na pierwszy rzut oka Honor wydaje się być bardzo podobny do znanego nam już Kastkinga Sharky III. Linia i dobór kolorystyki są bardzo zbliżone. Oba kołowrotki, zbudowano na kompozytowych korpusach i umieszczono na tej samej półce cenowej – wielkość 2000/3000 to koszt w okolicach 150 złotych. Oba mogą się pochwalić korbą wkręcaną w korpus, węglowymi podkładkami hamulca, aluminiową szpulą braid ready, czy pokaźną ilością łożysk wynoszącą 10+1. Podstawową różnicą w specyfikacji technicznej jest wysokie przełożenie konstrukcji Piscifun’a wynoszące od modelu w rozmiarze 2000 do 5000 dokładnie 6,2:1 (tylko naprawdę maleńki 1000 ma przełożenie 5,2:1). Tyle w kwestii podobieństw i różnic na papierze. A jak to wygląda w eksploatacji?

Szpula braid ready. Liczne wycięcia nadają jej sznytu i zmniejszają masę.

Przez moje ręce przeszły trzy egzemplarze kołowrotka Honor XT w rozmiarach 1000 i 2000. Miałem trochę czasu by się nad nimi pochylić, niemniej nie fundowałem im testu długodystansowego. Na krótkim dystansie odniosłem następujące wrażenia. Po pierwsze Piscifun Honor XT to kołowrotki sprawiające wrażenie dobrze złożonych z przyzwoitych podzespołów. Kołowrotki na starcie nie miały luzów i były nieźle nasmarowane. Wszystkie trzy chodziły bardzo dobrze, płynnie, nie wydawały żadnych niepokojących odgłosów i nie posiadały wad montażowych. Nawój plecionki był bardzo dobry. Niemniej młynek w rozmiarze 1000 nie tolerował, jak wiele innych, nawijania cieniutkiej plecionki pod sam rant szpuli. Swemu niezadowoleniu dawał wyraz brodami przy rzutach. Obniżenie wysokości nawoju o jakieś 1,5 milimetra całkowicie wyeliminowało ten problem. Hamulec chodził płynnie i był dobrze dozowalny. W zasadzie, nie było się do czego przyczepić.

Do jakości nawoju można się czepiać tylko przy przy dużej ilości złej woli

Modele w rozmiarze 2000 mają przełożenie 6,2:1 i są rzeczywiście szybkie. Niewielkie 2000 na jeden obrót korby zwija 78cm plecionki. Wysokie przełożenie czuć na korbie przy łowieniu przynętami stawiającymi większy opór w wodzie, jak np. większe obrotówki, ale jest to wrażenie podobne jak u kilku innych kołowrotków o takim przełożeniu, które miałem w rękach. Osobiście preferuję wolniejsze młynki i dlatego Honor’y XT nie zagościły na dłużej w mojej stajni, w przeciwieństwie do kilku Kastking Sharky III. Nie twierdzę jednak, że Sharky jest od Honor’a lepszy. Piscifun’y zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie, a w sieci jest sporo opinii chwalących ich trwałość w perspektywie dłuższego użytkowania. Po prostu, „wolniejsze” Kastkingi bardziej mi pasują. I tyle w tym temacie.

Z której strony by nie patrzył, Piscifun Honor XT to całkiem ładny młynek

Na moje oko, jeżeli ktoś szuka budżetowego kołowrotka o większym przełożeniu, to kupując młynek Piscifun Honor XT, powinien mieć powody do zadowolenia. To bardzo przyzwoite młynki za relatywnie małe pieniądze.

Sprawdzone sklepy gdzie kupicie Piscifun Honor XT

https://s.click.aliexpress.com/e/_9QpW0R

https://s.click.aliexpress.com/e/_Adrub5

https://s.click.aliexpress.com/e/_A677aR

Kastking Sharky III – Szlagier z Aliexpress po roku eksploatacji

Kupienie przyzwoitego, niedrogiego kołowrotka w tych czasach nie jest łatwe. Producenci, nawet ci o wyrobionych markach  od D do S, traktują budżetowy segment rynku jak pole do zasypania jednorazowym chłamem. Nawet, jeżeli pojawiają się ciekawsze konstrukcje, to porażający rozrzut w jakości montażu uniemożliwia wystawienie jakiemukolwiek sprzętowi jednoznacznie dobrej opinii. Bo cóż z tego, że jeden młynek z serii chodzi nam rewelacyjnie, gdy drugi taki, zakupiony niedługo po nim, ma od nowości dyskwalifikujące luzy, stuka, puka, a po otwarciu okazuje się, że ten co go tak genialnie złożył, zapomniał w dodatku użyć smaru i przekładnie są suche jak pieprz. Gdyby to jeszcze dotyczyło kołowrotków kosztujących poniżej stówki, to by sobie człowiek powiedział: Za co zapłaciłeś to i masz. Niestety. Tego typu dyskwalifikujące niedoróby pojawiają się regularnie w młynkach za 400, 500 czy 600 złotych. To nie powinno tak wyglądać. To nie jest w porządku, że dopiero co wyjęty z pudełka kołowrotek za pół tysia nadaje się jedynie do odesłania go na reklamację.

Kastking Sharky III

Może dlatego właśnie w moich poszukiwaniach niedrogich, a sensownych młynków zainteresowałem się kołowrotkami z Aliexpress. Kupując, z pewną taką nieśmiałością, pierwszy młynek z Chin, czyli Kastkinga Sharky III w rozmiarze 4000, pomyślałem jednak, że płacąc 180 złotych za kołowrotek w tym rozmiarze, z jedenastoma łożyskami, na węglowym uszczelnionym hamulcu i z nadwymiarowymi bebechami jakoś zniosę to ryzyko. Co więcej. Nie mogąc się doczekać od pół roku, powrotu z serwisu mojego kołowrotka marki O. Oraz mając świeżo w pamięci przeboje z serwisem marki P oraz R. stwierdziłem, że chwilowo mam głęboko w poważaniu te gwarancje i serwisy, i wolę zaryzykować.  I w ten oto sposób, po dwóch tygodniach podróży, czarno-czerwony Kastking Sharky III wpadł w moje ręce.

Ładny kołowrotek w świetnym opakowaniu

Marka Kastking na naszym rodzimym rynku nie istnieje. Na Aliexpress jest jednak jedną z tych rozpoznawalnych i nastawionych na ekspansję na rynek amerykański. Swoją siedzibę ma zresztą właśnie w USA. Na pierwszy rzut oka w Sharky’m III nie ma się do czego przyczepić.  A w zasadzie to mało powiedziane, bo wrażenie jest rewelacyjne. Opakowanie wbija w glebę. Sugeruje, że mamy do czynienia z wyrobem z segmentu Premium. Sam kołowrotek też wygląda świetnie. Design jest nowoczesny, kolory efektowne, materiały wyglądają w porządku. Korbka kołowrotka jest wkręcana w korpus – tak jak to powinno wyglądać w porządnym młynku. Szpula „braid ready”, jest aluminiowa i pojemna. Ozdobno-odciążające wycięcia w niej nawiązują kształtem do płetwy rekina i zarazem do stylizacji drogich kołowrotków uznanego producenta. W zestawie niestety brak szpuli zapasowej.

Schemat i instrukcja. Gruby kredowy papier w pełnym kolorze. Konkurencja wygląda przy tym skromnie.

Kołowrotek w rozmiarze 4000 wygląda gabarytowo dokładnie jak 40’ka Okumy i jak na swoją wielkość nie waży specjalnie dużo – 289g. Kastking Sharky III na start nie miał praktycznie żadnych luzów ani na korbie, ani na rotorze. Po krótkim użytkowaniu, gdy smary w mechanizmie rozeszły się gdzie trzeba, kręcił wręcz rewelacyjnie, a nawój na szpuli wyglądał bez zarzutu. Producent siłę hamowania określił na 15kg w rozmiarach kołowrotka od 1000 do 3000 i na 18kg w rozmiarach 4000 i 5000. Nie sprawdzałem tego, ale wartości te w kołowrotkach tej wielkości, o korpusach z kompozytu wyglądają na przesadzone. Niemniej sam hamulec i jego pracę oceniam na bardzo dobrą. Wszystko chodzi płynnie i precyzyjnie, a siły hamowania nie brakuje.

Otwory w szpuli… Kształt znajomy…

Od początkowego wrażenia ważniejsze jednak są doświadczenia wynikające z eksploatacji danego sprzętu przez dłuższy czas. Kastking Sharky III nie miał u mnie lekkiego życia. Przez rok sumiennie tyrał u mnie kręcąc na przemian za szczupakami i sandaczami. Ciągnął gumy od kilkunastu do sporadycznie pięćdziesięciu gramów. Zwijał duże wirówki i cykady. Pracował przy jerkach i wahadłach. Przez ten czas ani razu nie był otwierany. Był czochrany tak, jak go fabryka stworzyła, prosto po wyjęciu z pudła. Po tymże roku, nie zauważyłem żadnych negatywnych zmian w pracy tego młynka. Zawzięty Chińczyk zniósł to wszystko dzielnie jak mnich z Shaolin i do dzisiaj nie wykazuje żadnych oznak zajeżdżenia. Zwija dobrze, nie wydaje niepokojących odgłosów, rzuca bez bród, hamulec chodzi świetnie. W przeciwieństwie do kilku innych maszynek kupionych na naszym rynku, które u mnie i u znajomych nie dotrwały do końca sezonu.

Nawój jest OK

Kastking Sharky III to dobry sprzęt budżetowy. Kupując go pamiętajmy o tym i nie zakładajmy, że za takie pieniądze dostaniemy cudo, bo cudów w budżetowym segmencie rynku nie ma. Przed napisaniem tego tekstu przez moje ręce przeszło osiem sztuk tego kołowrotka w rozmiarach od 1000 do 4000. Pięć po wyjęciu z pudła chodziło jak opisywany egzemplarz. W trzech występowały niewielkie luzy, bądź kultura pracy mechanizmu była gorsza – choć patrząc na półkę cenową nie dyskwalifikująca. Nie natknąłem się na egzemplarz krytycznie wadliwy, choć pojawiają się opinie w sieci, że niektórym pechowcom się takie zdarzyły. Pojawiają się głosy o niższej jakości aktualnie składanych kołowrotków, względem wcześniejszych serii produkcyjnych – osobiście tego nie zaobserwowałem. Co mogę potwierdzić, to to, że w aktualnie sprzedawanych Sharky’ch III, producent z nieznanych mi przyczyn zastąpił łożysko w rolce kabłąka tuleją ślizgową, i dodał jedno łożysko do mechanizmów wewnętrznych kołowrotka. Wymiana tej tulejki na odpowiednie łożysko to operacja zajmująca pięć minut, ale mimo to, ten ruch producenta uważam za delikatnie mówiąc głupi. Wiele osób odczuwa lęk przed odkręceniem nawet jednej śrubki i zniechęca się takimi głupotami. A do Kastkinga Sharky III zniechęcać się moim zdaniem nie należy.

Wygląda dobrze. Pracuje też dobrze. Kosztuje niewiele.

Za niewielkie pieniądze dostajemy całkiem mocny, dobrze wyglądający i działający sprzęt warty na naszym rynku przynajmniej dwa razy tyle. Na tę chwilę w mojej stajni mam cztery takie kołowrotki i bardzo je lubię. Wszystkie robią dobrą robotę.

Sprawdzone sklepy gdzie można kupić Kastking Sharky III:

https://s.click.aliexpress.com/e/_DdtO9Wl

https://s.click.aliexpress.com/e/_DBXKs0H

https://s.click.aliexpress.com/e/_dVO2Don

https://s.click.aliexpress.com/e/_DlEAFTP

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/