Okuma Epixor XT – A miało być tak pięknie…

Kołowrotki Okumy przez lata stanowiły istotny procent mojego arsenału. Nie grzesząc szczególnym wyrafinowaniem czy kulturą pracy, oferowały jednak, za niewielkie pieniądze, zadowalającą trwałość i parametry użytkowe, czyniące z nich dość wdzięczne narzędzia połowu. Nowy Epixor XT miał wnieść do stajni Okumy nową jakość. W miejsce dotychczasowych konstrukcji, oferujących nam dzięki eliptycznej zębatce, krzyżowy i niezbyt elegancki nawój, Epixor XT otrzymał wreszcie system wolnej oscylacji szpuli. Co z tego wyszło? Zapraszam do lektury.

Epixor XT – Wizualnie ten młynek chyba nie może się nie podobać…

Jako pierwszy do mojej stajni zawitał mały, zgrabny i cholernie ładny Epixor XT-20. Pierwsze wrażenie było super. Wręcz nie mogłem się nim nacieszyć.  Dwuwarstwowy szkielet kołowrotka, który ma zagwarantować mu sztywność, ma nowoczesne, nieco kanciaste linie. Rotor, szpula, wszystko wygląda nowocześnie i po prostu bardzo dobrze. Kolory i szczególiki designu są efektowne. Pierwsze wrażenie psuje tylko to, że korbka nie jest wkręcana w korpus. Przetykany patent z wiecznie luzującą się kontrą/zakrętką to nie jest najlepsze rozwiązanie. Kołowrotek ma siedem łożysk kulkowych plus oporowe. Niewielka dwudziestka jest lekka. Waży niecałe 208 gramów. Całość po wyjęciu z pudełka miała minimalne tylko luzy, kręciła świetnie, a dźwięk zatrzaskiwania kabłąka w tym modelu przyprawia o pozytywne dreszcze. Fani hiphop’u powiedzieliby pewnie w tym momencie coś o tłustym bicie. Ja tylko powiem – to trzeba usłyszeć. Ten trzask brzmi jak zamykanie drzwi w drogiej furze. Bez krztyny przesady.

Dwuwarstwowy szkielet ma zapewniać sztywność konstrukcji i zadanie swoje spełnia…

W użytkowaniu ten niewielki młynek Okumy dostarczył mi wiele przyjemności. Mimo niewielkich rozmiarów konstrukcja tego kołowrotka sprawia wrażenie sztywnej i solidnej. System wolnej oscylacji szpuli działa w tym modelu świetnie. Nawój jest bez zarzutu. Epixorem można rzucać bardzo daleko i bez najmniejszych obaw o jakiekolwiek splątania. Hamulec walki jest dobrze dozowalny i działa bardzo dobrze. Przełożenie 5,0:1 jest idealne do okoniowych zastosowań. Co więcej, po dwóch sezonach użytkowania, kołowrotek chodzi niezmiennie świetnie. Przy cenie około 250 złotych mogłoby się wydawać, że to doskonała oferta. Takie też wrażenie odniosłem. Dokupiłem więc jeszcze jednego w rozmiarze 30 pod szczupaka na lekko. Jeden kolega kupił za moją namową dwudziestkę do okoniówki. Drugi zupełnie niezależnie, kupił czterdziestkę, pod średni uniwersał szczupakowo-sandaczowy. No i się zaczęło…

Nawój XT-20 – bez zarzutu. Odległości rzutowe są doskonałe.

Moja trzydziestka chodziła dobrze jakieś dwa-trzy miesiące, pomijając lekkie niedowijanie plecionki na dole szpuli. Po tym czasie pojawiło się ząbkowanie mechanizmu i cięższa praca przekładni. Rozkręciłem kołowrotek. W środku był suchy jak pieprz. Wyczyściłem i przesmarowałem. Jest lepiej, ale niestety już nie tak dobrze jak na początku – przekładnia delikatnie ząbkuje, niemniej i tak chodzi lepiej niż…

Trzydziestka nie dowija dołem… Szybko zaczęła ząbkować i ciężej chodzić.

Czterdziestka kolegi. Po kilku miesiącach zaczęła ząbkować. Zdecydował się wysłać ją na firmowy serwis. Z serwisu wróciła po „przesmarowaniu i skasowaniu luzów” – chodząc dużo gorzej niż przed wyjazdem na tenże serwis. Zużycie przekładni w nowym kołowrotku uznano za zwykłą rzecz eksploatacyjną i nie podlegającą „pięcioletniej gwarancji”. Dwudziestka kolegi po dwóch miesiącach zaliczyła awarię przekładni. Wyrok – serwis. Po serwisie szału brak… Żeby było jasne. Żaden z tych kołowrotków nie był przeciążany, zarzynany czy traktowany przy holach jak wyciągarka budowlana. Każdy był eksploatowany przez wędkarzy-spinningistów z wieloletnim doświadczeniem – zgodnie z jego przeznaczeniem. Wnioski?

Okuma Epixor XT z drugiego profilu. Design niezmiennie kozacki.

Okuma Epixor XT mógłby odnieść spory sukces rynkowy. Gdyby każdy chodził jak moje XT-20, jeśli nawet nie pozamiatałby konkurencji w segmencie, to byłby dla niej bolesnym cierniem we wrażliwym miejscu poniżej pleców. Niestety dla Okumy, mój kontakt z tym modelem nie ograniczył się do tego jednego egzemplarza. Świetnie znane są mi losy jeszcze trzech innych młynków z tej serii. I z doświadczeń tych niestety wynika, że trzy z czterech kołowrotków zawiodły po krótkiej, niezbyt intensywnej eksploatacji. Epixory po opuszczeniu fabryki okazują się regularnie pozbawione smaru w środku. Dokładność montażu i jakość kluczowych elementów mechanizmu może budzić wątpliwości. Do tego serwis Okumy w Polsce, który delikatnie mówiąc nie popisuje się. Czas wcześniej wysłałem im Ceymara na serwis po awarii korbki (Tak, okazuje się, że i takie cudo może się przydarzyć!) Na kołowrotek czekałem ponad pół roku (!). W końcu przysłali mi nowy i wyjaśniło się dlaczego tyle to trwało. Pierwszy im się zapodział. Tak skutecznie, że go nie znaleźli… Bez komentarza…

Epixory XT-20 i 30. Z tyłu Okuma Avenger B – tani, rzadki u nas, całkiem dobry.

Jeżeli więc, mimo to, są chętni na zakup Okumy Epixor XT to lojalnie uprzedzam – kupując ten młynek, musicie brać pod uwagę to, że trzeba go zaraz po zakupie obowiązkowo rozkręcać i smarować, bo najprawdopodobniej w środku macie pustynię Gobi w miniaturze. W sklepie poprosić o podanie sobie kilku i wybierać najlepiej chodzący i bez luzów (Ta zasada powinna Was obowiązywać, przy zakupie każdego kołowrotka). Przy odrobinie szczęścia traficie na egzemplarz tak udany jak moje XT-20 (Które niezmiennie uwielbiam, żeby to było jasne!). Eksploatując go, bierzcie pod uwagę, że mechanizm nie jest stworzony do ciężkiej harówki. Pacjenta trzeba traktować delikatnie. Dalsze wnioski wyciągnijcie sobie sami i decydujcie. Ja na razie w tej sytuacji podziękuję.

Chciałbym pochwalić nową konstrukcję Okumy. Mam sentyment do marki i bardzo lubię moje XT-20. Niestety, z szerszych doświadczeń jasno wynika, że jakość montażu i zastosowanych podzespołów jest wątpliwa… A szkoda!

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Kastking Crixus Dark Star – budżetowy, niskoprofilowy multik dla opornych – Wnioski po roku eksploatacji

Chińsko-amerykański Kastking ma w swojej ofercie wiele modeli tanich multiplikatorów. Początkujący adept castingu może doznać lekkiego bólu głowy, próbując dociec, który z nich nadałby się dla niego na start. Rozwieję te wątpliwości od razu. Odpowiedź brzmi – Kastking Crixus Dark Star. Męczyłem takiego przez cały sezon i do tej pory jestem pod wrażeniem tego, jak fajny sprzęt można kupić, za tak śmieszne w sumie pieniądze. Ale po kolei…

Kastking Crixus Dark Star – Gladiator nie tylko z nazwy

Nasz prosty, ubogi gladiator przyjeżdża do nas opakowany jak rzymski patrycjusz. Świetne jakościowo pudełko. W środku kartonik i gąbka by multik nie latał w transporcie. Do tego instrukcja i schemat na kredzie i w pełnym kolorze. Opakowania  Kastkinga naprawdę robią wrażenie, stając nieco okoniem wobec proekologicznego minimalizmu.

Kastking przyzwyczaja nas do porządnych opakowań

Sam multiplikator jest bardzo ładny. Przeszło już ich trochę przez moje ręce i muszę przyznać, że ten tani Kastking wygląda na tle konkurencji po prostu dobrze. Design i kolorystyka Dark Star’a są bardzo przyjemne. Gumowo-piankowe knoby „golf style” są wygodne i praktyczne – nawet mokre nie ślizgają się. W serii tej występują też modele o białym (Glacier white) i jasno turkusowym kolorze (Sea spray). Mają one niższe przełożenie (6,5:1 do 7,2:1 Dark Star’a). Kiedyś były też uboższe o dwa łożyska kulkowe, ale producent dorzucił im je czas temu. Czarno-niebieski Dark Star, moim zdaniem, jest z nich trzech zdecydowanie najładniejszy.

Knoby są wygodne i praktyczne. Multik po prostu ładny.

Po wzięciu go w ręce pozytywne wrażenia nie słabną. Kompozytowy, niewielki niskoprofilowiec sprawia całkiem solidne wrażenie. Luzy są minimalne, całość na sucho chodzi całkiem dobrze. Po przykręceniu go do niezbyt ciężkiej wędki z wyrzutem ML-M leży w ręce kapitalnie. Sam przecież też nie jest ciężki. 206g to bardzo dobry wynik. Życie przeciętnego multiplikatora jednak to nie rewia mody, a zwykle ciężka harówka. Jak Kastking Crixus Dark Star radzi sobie z trudami codziennej eksploatacji?

Crixus to świetne uzupełnienie finezyjnego zestawu o CW oscylującym w zakresach ML-M

Multik pracował przez cały sezon w zakresie wyrzutowym 20-50g. Sporadycznie rzucał i zwijał też przynęty przekraczające lekko 60g. Obciążenia te znosił dobrze. Mechanizm nie wysyłał sygnałów, które świadczyłyby o tym, że dzieje mu się krzywda. Żadnych niepokojących odgłosów czy ząbkowania mechanizmu. Z małym wyjątkiem. Knoby, które w tym modelu są osadzone na tulejkach ślizgowych, wymagały przesmarowania po tym, jak zaczęły popiskiwać przy pracy. Po smarowaniu było już cicho.

Ceramiczny wodzik robi swoje. Multik dobrze układa plecionkę.

Multiplikator wyposażony jest w magnetyczny hamulec rzutowy. Hamulec ten działa doskonale. W zasadzie jest on konstrukcją, która u totalnego laika, może wytworzyć niebezpieczne przekonanie, że jest on już mistrzem castingu. Po ustawieniu hamulca rzutowego na wartość 7-8 i całkowitym poluzowaniu docisku szpuli, multik rzuca daleko, a brody nie występują. Oczywiście gdy operujemy przynętami w zakresie wagowym 20-50g. Gdy próbujemy schodzić z wagą przynęt w dół i sięgamy po takie, które będąc lekkie, jednocześnie generują spore opory powietrza, jak np. duże, lekkie obrotówki, wtedy oczywiście oddawanie odległych rzutów robi się bardziej wymagające technicznie. Niemniej, jeżeli użytkownik Crixusa nie będzie prowadził takich eksperymentów, to będzie miał wszelkie powody by uznać ten multik za sprzęt totalnie bezproblemowy w obsłudze.

Rzutowy hamulec magnetyczny działa świetnie.

Hamulec walki był, po piszczących knobach, drugim elementem multika, którego działanie wzbudziło we mnie na początku pewne niezadowolenie. Oparty na węglowych tarczach mechanizm dysponuje sporą siłą i nie przejawiał tendencji do zacięć, niemniej brakowało mi w nim lepszej dozowalności. Przejście pomiędzy „zbyt słabo” do „zbyt mocno” było bardzo krótkie. Piszę o tym w czasie przeszłym, bo po tym gdy rozebrałem hamulec i potraktowałem węglowe tarczki minimalną ilością odpowiedniej oliwki, hamulec zmienił się nie do poznania. Regulacja stała się dokładna i precyzyjna, a hamulec startuje płynnie i działa bardzo dobrze.

Producent upchnął cztery węglowe tarczki do hamulca walki. Po lekkiej korekcie całość pracuje bardzo dobrze.

Po roku eksploatacji Kastking Crixus Dark Star, trafił na stół operacyjny i został rozebrany. Po wyczyszczeniu wnętrza i umyciu w benzynie elementów przekładni nie stwierdziłem znaczących śladów zużycia.

Glut z fabrycznego smaru, trochę brudu, ale generalnie całkiem nieźle…

Zębatki wyglądały bardzo dobrze. Nie pojawiły się żadne dodatkowe luzy. Całość została przeze mnie przesmarowana i złożona do kupy. Po tym wszystkim multiplikator chodzi lepiej niż nowy, wyjęty z pudełka. Osobiście jestem z tego multika bardzo zadowolony. Dla mnie po prostu bomba!

Główna zębatka z mosiądzu. Stan po roku używania.

Kastking Crixus Dark Star kosztuje normalnie w okolicach 170-180 złotych. Za te pieniądze dostajecie całkiem solidny, ładny, świetnie rzucający, lekki i kapitalnie leżący w ręce (przynajmniej mojej) multiplikator, który ogarnie Wam średnie i ciut większe przynęty. Jest on wart każdej wydanej na niego złotówki. W tym roku przybył mu starszy brat czyli Crixus ArmorX Dark Star. Dostał dodatkowe łożyska w knoby i aluminiowy szkielet. Aktualnie go testuję. Wyniki za czas jakiś. Powiem tylko jedno – Na razie jest bardzo dobrze…

Kastking Crixus – Dobry sprzęt za niewielką kasę.

W tych sklepach m.in kupicie Kastking Crixus Dark Star i inne wersje z tej serii

https://s.click.aliexpress.com/e/_DE2OFG1

https://s.click.aliexpress.com/e/_Dm7DIit

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/

Piscifun Honor XT – Budżetowy kołowrotek z Aliexpress o dużym przełożeniu

W zalewie różnych chińskich marek z jakim mamy do czynienia na Aliexpress, zdarzają się firmy, które wyróżniają się wyraźnie na plus. Piscifun jest bez wątpienia jedną z tych, która powinna wzbudzić nasze zainteresowanie, gdyż stosunek jakości do ceny, wielu ich produktów, jest bardzo korzystny.

Piscifun Honor XT

Sama nazwa Piscifun, o ewidentnie łacińsko-angielskim rodowodzie, u niektórych anglojęzycznych budzi na wstępie dość komiczne skojarzenia. Gdy jednak odłożymy na bok śmieszki i rozważania czy nazwa marki jest trafna czy nie, okazuje się, że w swojej ofercie Piscifun ma kilka produktów, które należy potraktować bardzo serio. Kołowrotek Honor XT jest zdecydowanie jednym z nich.

Aksamitny woreczek w zestawie. Szpuli zapasowej brak.

Na pierwszy rzut oka Honor wydaje się być bardzo podobny do znanego nam już Kastkinga Sharky III. Linia i dobór kolorystyki są bardzo zbliżone. Oba kołowrotki, zbudowano na kompozytowych korpusach i umieszczono na tej samej półce cenowej – wielkość 2000/3000 to koszt w okolicach 150 złotych. Oba mogą się pochwalić korbą wkręcaną w korpus, węglowymi podkładkami hamulca, aluminiową szpulą braid ready, czy pokaźną ilością łożysk wynoszącą 10+1. Podstawową różnicą w specyfikacji technicznej jest wysokie przełożenie konstrukcji Piscifun’a wynoszące od modelu w rozmiarze 2000 do 5000 dokładnie 6,2:1 (tylko naprawdę maleńki 1000 ma przełożenie 5,2:1). Tyle w kwestii podobieństw i różnic na papierze. A jak to wygląda w eksploatacji?

Szpula braid ready. Liczne wycięcia nadają jej sznytu i zmniejszają masę.

Przez moje ręce przeszły trzy egzemplarze kołowrotka Honor XT w rozmiarach 1000 i 2000. Miałem trochę czasu by się nad nimi pochylić, niemniej nie fundowałem im testu długodystansowego. Na krótkim dystansie odniosłem następujące wrażenia. Po pierwsze Piscifun Honor XT to kołowrotki sprawiające wrażenie dobrze złożonych z przyzwoitych podzespołów. Kołowrotki na starcie nie miały luzów i były nieźle nasmarowane. Wszystkie trzy chodziły bardzo dobrze, płynnie, nie wydawały żadnych niepokojących odgłosów i nie posiadały wad montażowych. Nawój plecionki był bardzo dobry. Niemniej młynek w rozmiarze 1000 nie tolerował, jak wiele innych, nawijania cieniutkiej plecionki pod sam rant szpuli. Swemu niezadowoleniu dawał wyraz brodami przy rzutach. Obniżenie wysokości nawoju o jakieś 1,5 milimetra całkowicie wyeliminowało ten problem. Hamulec chodził płynnie i był dobrze dozowalny. W zasadzie, nie było się do czego przyczepić.

Do jakości nawoju można się czepiać tylko przy przy dużej ilości złej woli

Modele w rozmiarze 2000 mają przełożenie 6,2:1 i są rzeczywiście szybkie. Niewielkie 2000 na jeden obrót korby zwija 78cm plecionki. Wysokie przełożenie czuć na korbie przy łowieniu przynętami stawiającymi większy opór w wodzie, jak np. większe obrotówki, ale jest to wrażenie podobne jak u kilku innych kołowrotków o takim przełożeniu, które miałem w rękach. Osobiście preferuję wolniejsze młynki i dlatego Honor’y XT nie zagościły na dłużej w mojej stajni, w przeciwieństwie do kilku Kastking Sharky III. Nie twierdzę jednak, że Sharky jest od Honor’a lepszy. Piscifun’y zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie, a w sieci jest sporo opinii chwalących ich trwałość w perspektywie dłuższego użytkowania. Po prostu, „wolniejsze” Kastkingi bardziej mi pasują. I tyle w tym temacie.

Z której strony by nie patrzył, Piscifun Honor XT to całkiem ładny młynek

Na moje oko, jeżeli ktoś szuka budżetowego kołowrotka o większym przełożeniu, to kupując młynek Piscifun Honor XT, powinien mieć powody do zadowolenia. To bardzo przyzwoite młynki za relatywnie małe pieniądze.

Sprawdzone sklepy gdzie kupicie Piscifun Honor XT

https://s.click.aliexpress.com/e/_9QpW0R

https://s.click.aliexpress.com/e/_Adrub5

https://s.click.aliexpress.com/e/_A677aR