Kingdom MT-2000 Micro Fly – Czarny brat bliźniak…

Tsurinoya Whirlwing wypadła z port folio TSU, ale gdyby ktoś szukał jej brata bliźniaka to możecie go znaleźć w ofercie firmy Kingdom. Nazywa się Micro Fly MT i już na pierwszy rzut oka widać w nim wspólne geny. Czy jednak pozorne podobieństwo znajdzie swoje odzwierciedlenie w tajemniczym wnętrzu tego odzianego w czerń i złoto zawodnika? Zajrzałem w bebechy obu i pewne wnioski mam… Zapraszam do lektury.

Kingdom MT-2000 Micro Fly i jego brat bliźniak…

Kingdom Micro Fly MT położony obok TSU Whirlwing’a wygląda jak jego brat bliźniak. Obie konstrukcje z wyglądu różnią się jedynie drobnymi szczegółami. Zgrabny młynek w rozmiarze 2000 ubrano w kompozytowe body i wyposażono w jedną bądź dwie aluminiowe szpule (Jest to opcja do wyboru. W przypadku wyboru wersji z jedną szpulą otrzymujemy model z jej płytszą wersją. W opcji z dwiema, dostajemy płytką i głęboką). Kołowrotek ma uniwersalne przełożenie 5,2:1, hamulec oparty na podkładkach z carbonu, 8+1 nierdzewnych łożysk i korbę wkręcaną w korpus kołowrotka. Całość jest lekka, zgrabna, wygląda dobrze i tak też chodzi po wyjęciu z pudełka – miękko, lekko i cicho. Luzy są minimalne. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo dobrze. Podana przez producenta waga pokrywa się z rzeczywistością. Kołowrotek waży ciut poniżej 250 gramów.

Waga zasadniczo pokrywa się z deklaracjami producenta

Po zabraniu Micro Fly’a nad wodę pierwsze wrażenia były nadal dobre. Kołowrotek chodził ładnie, wszystkie elementy działały jak trzeba. Hamulec ma sporo mocy i działa poprawnie. Nawój z małymi zastrzeżeniami ale ostatecznie akceptowalny. Z początku nie bardzo było się do czego poważnie przyczepić.

MT-2000 w zestawie „Szczupak na lekko”

Niestety po kilku wypadach nad wodę pojawiły się pierwsze delikatne symptomy pogorszenia pracy młynka pod obciążeniem. W takich sytuacjach zwlekać nie wolno, a najgorsze co można zrobić to te pierwsze sygnały zignorować. Kołowrotek wylądował na stole roboczym i został rozebrany przeze mnie w drobny mak. Diagnoza była łatwa do przewidzenia.

ZBYT MAŁA ILOŚĆ PODEJRZANEJ JAKOŚCI RZADKIEGO SMARU NA PRZEKŁADNI GŁÓWNEJ I PINIONIE

Dalsza eksploatacja kołowrotka w tym stanie, zakończyłaby się zjedzeniem zębów przekładni i w konsekwencji jej zniszczeniem. Kołowrotek został wymyty, posmarowany jak trzeba i złożony do kupy. Teraz śmiga bardzo ładnie. W zasadzie, kręci zdecydowanie lepiej niż bezpośrednio po wyjściu z fabryki.

Zgrabny, lekki, fajnie pracujący młynek. Niestety fabryczne smarowanie wymagało zdecydowanej korekty…

Przy okazji tych działań na warsztat trafił też brat bliźniak Kingdoma czyli TSU Whirlwing, który przez sezon zdążył sporo pokręcić i na sam jego koniec zaczął minimalnie, ale jednak ząbkować. Ten, co prawda, był zdecydowanie lepiej posmarowany niż bliźniak od Kingdoma, niemniej jakość zastosowanego tutaj smaru również nie wzbudziła mojego entuzjazmu. Rzadki smar świetnie się sprawuje gdy kręcimy sobie kołowrotkiem po wyjęciu z pudła i wtedy wszystko pięknie śmiga. Gorzej gdy zagonimy go do spinningowej roboty. Po sezonie, kołowrotek ten ewidentnie nadawał się do gruntownego mycia i porządnego nasmarowania czymś o lepszych parametrach. Odpuszczenie tego niechybnie zakończyło by się w sposób podany powyżej – zniszczeniem przekładni. Interwencja nadeszła w samą porę.

Powyżej link do testu TSU Whirlwing
Nieprodukowany już TSU Whirlwing to mechaniczny klon Kingdom’a

Po wybebeszeniu obu tych sprzętów, mam kilka obserwacji, którymi się chętnie z Wami podzielę…

Oba te kołowrotki to niezłe budżetowe maszynki do lekkiego łowienia będące z technicznego punktu widzenia klonami .  Jakość zastosowanych podzespołów nie powala w żaden sposób. Z jednej strony, co oczywiste, nie jest to światowy top, ale z drugiej, nie są to też kołowrotki z najgorszego bazarowego chińskiego sortu. Odpowiednio eksploatowane posłużą spory kawałek czasu. Pod pojęciem odpowiedniej eksploatacji rozumiem przede wszystkim nie przeciążanie tych maszynek, bowiem ich mechanizmy, mimo podparcia ich w kluczowych miejscach krytymi, nierdzewnymi łożyskami kulkowymi, nie należą do szczególnie pancernych. Wędka z realnym CW do 25g to max ich możliwości i trzeba to przyjąć do wiadomości tak dla dobra kołowrotka, jak i jego właściciela.

Nawój idealny nie jest, ale w tej cenie do przełknięcia…

Przykład obu tych młynków dobitnie też potwierdza smutną prawdę na temat budżetowej strony rynku kołowrotkowego. Podstawowym problemem sprzętów z tego segmentu jest nieodpowiednie smarowanie, materiałami smarnymi kiepskiej jakości. W dalszej kolejności dopiero mamy inne problemy z jakością montażu czy wadliwe/nietrzymające parametrów podzespoły. Obie te maszynki mogą dać właścicielowi sporo radości, niemniej by nie przeżyć rozczarowania trzeba być gotowym na to, że kołowrotki trzeba będzie dać do wyczyszczenia z fabrycznych „smarów” i profesjonalnego ich nasmarowania. Tak to już jest. Jak ktoś nie ma w życiu szczęścia, to musi mieć kontakt na speca od młynków, albo trochę umiejętności mechanicznych i wiedzy by zrobić to samemu. By nikt do mnie nie miał potem pretensji, nie będę też nikogo, kto się nie czuje na siłach, zachęcał tutaj do samodzielnego dłubania w młynkach. Nie powiem, Wam, że to łatwizna bo tak po prostu nie jest. Bez odpowiednich narzędzi i wiedzy, zniszczyć kołowrotek jest bardzo łatwo. Cytując klasykę – Jeśli się nie czujecie, to lepiej nie róbcie tego sami w domu…

Po odpowiednim nasmarowaniu to bardzo przyjemny młynek do lżejszego łowienia…

Obecnie, bez żadnych promocji, Kingdom Micro Fly MT-2000 kosztuje w wersji z jedną szpulą około 250 złotych. Za wersję z dwiema szpulami trzeba dać koło trzech stówek. Jak za młynek o takim poziomie zastosowanych rozwiązań technicznych, nie jest to suma wygórowana. Trzeba mieć jednak świadomość, że może nam się trafić egzemplarz dobrze złożony i posmarowany, jak i taki, który będzie wymagał szybkiej interwencji serwisanta (czyli tak samo jak w przypadku budżetowych kołowrotków z rynku krajowego). Co z tym fantem dalej zrobić? Cóż… Odkąd zacząłem z powodzeniem sam serwisować swoje kołowrotki, przestałem mieć takie dylematy, niemniej doskonale pamiętam jak było przedtem i świetnie rozumiem rozterki tych, którzy szukają sensownych kołowrotków za rozsądne pieniądze. Być może dla nich lepszą opcją będą młynki w podobnej cenie ale z dystrybucji krajowej? Może i bez carbonowego hamulca, może i z nieco tandetną korbką na przetyk, może i z mniejszą ilością łożysk kulkowych w mechanizmie, ale za to z dobrze działającym serwisem? Tylko teraz nie pytajcie mnie, które taki serwis mają, bo po wysłuchaniu w ostatnich latach, od znajomych  z branży, całej serii mrocznych, serwisowych opowieści, aktualnie sam miałbym problem z podjęciem decyzji.

Cóż… Nikt nie powiedział, że będzie łatwo…

Kingdom’a Micro Fly kupicie tu:

https://s.click.aliexpress.com/e/_AlyIr7

https://s.click.aliexpress.com/e/_9gUrtL

Spodobał Ci się materiał? Możesz wesprzeć moją skromną osobę, stawiając mi wirtualną kawę… https://buycoffee.to/cykadaspinning/